→ Część druga, część trzecia
Wiele dzieciaków musiało zmagać się z życiem w cieniu – Albus w cieniu ojca, Lily w cieniu braci, Rose w cieniu matki i James, który udawał, że wcale go to nie obchodziło. Szczęście, że rodzice stanęli na wysokości zadania i dali Rose, Lily i Albusowi dwa razy więcej miłości. W końcu cała trójka wyrosła na wspaniałych ludzi, a teraz z porównywania robili sobie tylko niewybredne żarty. Rose i Albus skończyli szkołę, Albus zaczął obiecującą karierę, a Rose wdrożyła w życie swój plan podbicia świata. Lily jeszcze nawet nie skończyła Hogwartu, a już miała w najmniejszych szczegółach ułożony plan, jak potoczy się jej życie.
I gdzieś tam, zupełnie na granicy świadomości wszystkich,
był Hugo Weasley. Hugo, który przypuszczał, że rodzina spisała go na straty całe
wieki temu. Nie był ani zdolny, ani nie lubił sportu, ani nie znał się na
muzyce, nie miał nawet zadatków na bycie artystą, a najbardziej na świecie
nienawidził obowiązków. Jego życie do tej pory było smutnym prześlizgiwaniem
się z dnia na dzień. Hugo nie miał przed sobą błyskotliwej kariery, nie miał
też żadnego planu ani pomysłu, co chciał robić. Nie posiadał wianuszka
przyjaciół, nie potrafił sobie znaleźć dziewczyny, jego szczytowym osiągnięciem
– według niego samego – było opanowanie umiejętności wiązania sznurówek. Na
dodatek jemu pierwszemu z całej rodziny przytrafił się trądzik. Szczerze
mówiąc, siódma klasa uderzyła w Hugona jak cholerny buchorożec. Zdecydowanie
czuł, że kończył mu się beztroski czas i powinien zdecydować, co dalej ze sobą
zrobi. Tymczasem patrzył na zupełnie losowy plan lekcji, bo przedmioty
owutemowe wybierał, rzucając monetą, i nie potrafił wymyślić, co z tego mu się
najbardziej podoba i co chciałby robić w
życiu.Wiele dzieciaków musiało zmagać się z życiem w cieniu – Albus w cieniu ojca, Lily w cieniu braci, Rose w cieniu matki i James, który udawał, że wcale go to nie obchodziło. Szczęście, że rodzice stanęli na wysokości zadania i dali Rose, Lily i Albusowi dwa razy więcej miłości. W końcu cała trójka wyrosła na wspaniałych ludzi, a teraz z porównywania robili sobie tylko niewybredne żarty. Rose i Albus skończyli szkołę, Albus zaczął obiecującą karierę, a Rose wdrożyła w życie swój plan podbicia świata. Lily jeszcze nawet nie skończyła Hogwartu, a już miała w najmniejszych szczegółach ułożony plan, jak potoczy się jej życie.
– Elo, ziom – przywitał się z Hugo jego przyjaciel Eddie
Gross. – Co tam? Jak tam? W dechę?
Weasley westchnął. To nie tak, że on już nie lubił Eddiego –
to był ciągle ten sam Eddie, którego poznał w pierwszej klasie, darzył go taką
samą sympatią. Tyle tylko, że Hugo coraz częściej łapał się na niechęci do
mówienia o czymś kumplowi – zwyczajnie nie chciał, żeby chłopak wiedział o
pewnych sprawach. Prawdopodobnie dlatego że Eddie nadal był taki sami, a Hugo…
Hugo się zmienił. Wydawało mu się, że coraz częściej nazywa Eddiego
przyjacielem tylko z grzeczności i przyzwyczajenia.
– W dechę – przytaknął Weasley zupełnie nieszczerze i
pochylił się nad swoim zadaniem z astronomii.
– Ziomek, co ty robisz? – zdziwił się Eddie. – Dobrze się
czujesz?
– No, tylko ten, chciałem, no wiesz – wydukał Hugo, nieco skołowany.
– Zrobić lekcje raz, to nie jakaś wielka sprawa, nie?
Eddie rozwalił się bardziej na fotelu. Pokój wspólny był
tego dnia wyjątkowo oblegany, ale Hugo i tak potrafił zająć najlepsze miejsca –
dostał je w spadku po siostrze.
– Co się z tobą, cholera, dzieje, ziomek? Zachowujesz się
dziwnie. – Eddie nie wyglądał na zadowolonego.
– Rany, no, nic się nie dzieje. – Hugo wywrócił oczami. – Po
prostu… nie wiem. Nie wiem nic. Daj mi spokój.
Wstał i poszedł do swojego dormitorium. Eddie odprowadził go
wzrokiem.
Hugo rzucił się na swoje niepościelone łóżko. Kolejny raz
łapał się na przemożnej chęci porozmawiania z kimś, ale odkąd Rose skończyła
szkołę… nie miał z kim. Była jeszcze Lily, ale od września miała doskonały
humor i wszystko jej wychodziło… nie czuł się na siłach, żeby zwalać na nią
swoje wyimaginowane problemy.
Zasępił się jeszcze bardziej. Jego przyjaźń z Lily też
powoli odchodziła w niepamięć. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio
spędzali razem czas.
To wszystko było bez sensu. Tak bardzo brakowało mu Rose…
Kiedy miał ze sobą starszą siostrę, nawet jeśli nieustannie się przekomarzali,
czuł się częścią czegoś, miał jakąś
rolę do spełnienia, był doczepiony do czegoś i coś z tego wynikało. A teraz
Hugo czuł się, jakby zabrakło mu gruntu pod nogami.
Zasnął w ubraniu, jak zwykle nie odrobiwszy lekcji ani nie
zrobiwszy niczego ze swoim życiem.
Rano nawet się nie przebrał, tylko chwycił torbę z książkami
(spakowaną na poprzedni dzień) i udał się do Wielkiej Sali. Nawet nie jadł, po
prostu patrzył na pusty talerz. Eddie nie usiadł obok niego, chyba się obraził.
Hugo co chwilę czuł na sobie nerwowe spojrzenia Lily, ale uparcie je ignorował.
Podniósł wzrok dopiero, kiedy usłyszał chrząkniecie profesora Longbottoma.
– Hugo, dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do skrzyła
szpitalnego?
Chłopak tylko pokręcił głową i niemrawo zapewnił, że nic mu
nie jest. Profesor odszedł, ale Hugo wiedział, że go nie przekonał.
Smutno poczłapał na zielarstwo. Zażenowany swoim stanem i
wściekły za powody, dlaczego tak się zachowywał, cały dzień nie odzywał się
praktycznie do nikogo. Eddie obraził się jeszcze bardziej, a Lily dostała
napadu złości, kiedy Hugo ją zbył. Chcąc nie chcąc i tak zepsuł kuzynce humor.
Jego okropny nastrój utrzymywał się cały tydzień. Wszyscy
usuwali mu się z drogi i Hugo sam ze sobą nie mógł już wytrzymać.
Jedynym, co sprawiało mu radość, były… lekcje astronomii.
Nie żeby nagle odnalazł w sobie miłość do wgapiania się w gwiazdy – dalej
zupełnie nic z tego nie rozumiał, a dziwnie brzmiące nazwy nic mu nie mówiły.
Po prostu przez te kilkadziesiąt minut czuł, że może jeszcze coś z niego być.
Znowu – nie dlatego że mu wychodziło, bo ewidentnie był najgorszą osobą w
klasie. Po prostu profesor Riddle (zbieżność nazwisk przypadkowa!) jakimś
sposobem jeszcze nie traktowała go jako zła koniecznego, zdawała się ciągle w
niego wierzyć i zwyczajnie próbowała Hugo zachęcić do podjęcia wysiłku. Nie
żeby to przyniosło jakikolwiek skutek. Ale przynajmniej czuł się trochę lepiej,
kiedy nad ranem kładł się spać. Tak tylko trochę.
– Dość tego. – Lily uderzyła otwartymi dłońmi w stół
Gryfonów tuż przed twarzą Hugo. Mówiła zimnym i stanowczym tonem, ale jak
zwykle trochę za głośno. – Nawet nie próbuj mi przerywać, bo mam coś do
powiedzenia. – Kuzyn patrzył na nią z wyrazem uprzejmego oczekiwania na twarzy.
– Po pierwsze, powiedz mi, co ty z siebie robisz i jak ty wyglądasz, bo idę o
zakład, że spałeś w tych ubraniach. Jeszcze nie mów – uciszyła go, gdy otworzył
usta. – Mówiłam, żebyś nie przerywał. Po drugie, chcę znać przyczynę twojej
nagłej depresji i nawet mi nie wmawiaj, że nic ci nie jest, bo snujesz się po
korytarzach jak cholerny lelek wróżebnik. Po trzecie, możesz mi wyjaśnić, co
się z tobą dzieje na lekcjach? Idzie ci jeszcze gorzej niż zwykle, a
przysięgam, że normalnie nie idzie ci dobrze. Po czwarte, dlaczego, do cholery,
do nikogo się nie odzywasz? Okej, jeszcze przełknę, że ostatnio nie rozmawiasz
ze mną, ale, na gacie Merlina, nie rozmawiasz nawet z Eddiem, a chłopak jest
przez ciebie, skretyniały testralu, w rozsypce. Nawet nie chcę słyszeć żadnej
twojej głupiej wymówki, okej? Weź się po prostu w garść, bo chłopie, jesteś
dorosły, do cholery, dorosły, a zachowujesz się jak pięciolatek. Wstyd mi za
ciebie – zakończyła i usiadła naprzeciwko kuzyna, czekając na odpowiedź. Przez
chwilę panowała cisza.
– No i co mam ci powiedzieć? – zapytał w końcu Hugo, nie
znajdując słów, które nadałyby się na odpowiedź.
– Prawdę! – pisnęła Lily. Hugo zakrył sobie jedno ucho. –
Chcę po prostu wiedzieć, co się dzieje, dobra?
– Nie chciałaś słuchać kretyńskich wymówek – przypomniał
zimno.
– Świetnie. Więc po prostu tak to zostawisz?
– Nie, ja… – Hugo zamilkł. – Nie wiem. Daj mi spokój.
Proszę.
Przez chwilę panowała cisza.
– Nie – powiedziała wreszcie Lily, jeszcze piskliwiej. – Nie
dam ci spokoju, bo się, cholera, martwię o ciebie, dupku! Czy to tak dużo,
chcieć, żeby wrócił zawsze wesoły i opwiadający nieśmieszne żarty słowne Hugo
Weasley?
– Nie ma go tylko tydzień, to jeszcze nie tak długo –
mruknął chłopak.
– Przestań unikać tematu, bo zachowujesz się jak Scor…
– Nie wymawiaj tego imienia przy mnie, dobrze? – warknął
Hugo.
– Merlinie, przestań wreszcie być taki przewrażliwiony! –
Lily wyrzuciła ręce w powietrze. – I powiedz, co się dzieje.
– A nie wydało ci się prawdopodobne – Hugo podniósł głos –
że może nie chcę o tym rozmawiać w sali pełnej ludzi?!
– A nie wydało ci się prawdopodobne – Lily właściwie już
krzyczała – że nie da się złapać cię nigdzie indziej?! Bo zachowujesz się jak
jakiś porąbany emos?! Nie możesz nas wiecznie unikać, zacznij gadać! – Lily
ponownie uderzyła otwartymi dłońmi z stół. Hugo wstał. Wszyscy w sali na nich
patrzyli.
Chłopak zorientował się, że nadal ściska widelec, więc
cisnął nim o talerz. Rozległ się brzęk. Hugo uniósł ręce w geście niewinności i
wyszedł z sali. Nawet nie wziął swoich książek. Odprowadziły go zdziwione i
zaciekawione spojrzenia uczniów i nauczycieli. A także gniew Lily.
Czego Hugo najbardziej nienawidził w Hogwarcie? Nie było
miejsca, w którym można by być samemu. Słyszał od swoich rodziców i ich
znajomych, że zawsze znajduje się jakaś opuszczona pusta klasa, kiedy trzeba
poćwiczyć zaklęcia czy się wypłakać, bo chłopak, który ci się podoba,
obściskuje się akurat z jakąś larwą. Ale nie było żadną tajemnicą, że liczba
pustych klasach z jakiegoś powodu wydawała się magicznie rosnąć i maleć zgodnie
z zapotrzebowaniem – a załamanie Hugo widocznie nigdy nie było wystarczającym powodem,
żeby jakaś klasa nagle stała się opuszczona.
Zamiast tego Hugo musiał więc zaszyć się w łazience Jęczącej
Marty. Nie żeby to było znowu takie puste miejsce, ale ludzie raczej unikali
towarzystwa Marty, mimo całej historii tej łazienki.
Młody Weasley oparł się dłońmi o sławną umywalkę. Po raz
kolejny miał przed oczami swoich rodziców wiele lat temu – dzieci, które
uratowały świat. Niejednokrotnie.
A co robił, jakby nie patrzeć dorosły, Hugo Weasley? Użalał
się nad sobą, bo nie miał żadnego
talentu.
No tragedia.
Usłyszał chichot Jęczącej Marty i wywrócił oczami. Już
otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy ktoś wszedł do łazienki.
– Hugo? – usłyszał głos profesor Riddle. Szybko podniósł
głowę i spróbował wyglądać swobodnie.
– Jak pani mnie tu znalazła? – zapytał. Profesor Riddle
tylko wzruszyła ramionami.
– Nie ma tu zbyt wielu miejsc, gdzie można by się ukryć,
prawda?
Hugo westchnął, a nauczycielka złożyła dłonie w
charakterystyczny dla siebie sposób.
– No to co się dzieje, Hugo? Potrzebujesz pomocy?
Weasley wziął głęboki oddech i przygotował się do kolejnego
w tym tygodniu zaprzeczenia, ale spojrzał w zmartwione oczy profesor Riddle i
coś w nim pękło. Ramiona mu opadły i po prostu, zwyczajnie się rozpłakał. Dawno
nie płakał. Nauczycielka nic więcej nie powiedziała, tylko podeszła do chłopaka
i nie bez wahania delikatnie go przytuliła. Ciałem Hugo wstrząsał szloch.
W końcu profesor Riddle delikatnie się odsunęła, ale Hugo
nie zdążył nic powiedzieć, bo z kabiny wyleciała Jęcząca Marta, krzycząc swoim płaczliwym
tonem coś o ladacznicy. Profesor Riddle
delikatnie popchnęła ucznia w stronę drzwi, dając mu do zrozumienia, że
powinien już sobie pójść, a sama odwróciła się w stronę Marty, wyjmując różdżkę
i cedząc przez zęby:
– To jest mój uczeń, tępa kretynko.
Hugo szybko otarł oczy i wrócił do wieży Gryffindoru.
Zauważył, że Eddie przyniósł jego książki. Poczuł wdzięczność, ale nie zdążył
jej wyrazić, bo jak padł na łóżko, tak zasnął.
Następnego dnia wstał wcześnie, umył się, uczesał i zszedł
na śniadanie, kiedy w wielkiej sali była zaledwie garstka uczniów. Przebiegł
wzrokiem po stole nauczycielskim, ale nie było tam pani Riddle. Westchnął i
obiecał sobie, że podziękuje jej po lekcji.
Zwątpił jednak, czy na pewno powinien to zrobić, kiedy przez
całą godzinę pani Riddle nie spojrzała na niego nawet raz. Ostentacyjnie
unikała jego spojrzenia, uniesioną rękę i nawet omijała go podczas obchodów
klasy, kiedy sprawdzała, jak uczniowie sobie radzili. Hugo było przykro. Kiedy
zadzwonił dzwonek, chłopak spakował błyskawicznie książki i pierwszy dopadł
drzwi, ale profesor Riddle zawołała go po imieniu.
– Zaczekaj chwilę.
Zgodnie z prośbą poczekał, aż wszyscy opuszczą salę. Kiedy
drzwi zamknęły się za Dianą Thomas, pani Riddle wstała zza biurka.
– Hugo, jeśli masz jakiś problem…
– Nie mam problemu.
– …jeśli masz jakiś problem, to zawsze możesz na mnie
liczyć. Mogę ci pomóc, wiem, jak się czujesz.
Hugo wywrócił oczami i wszedł nauczycielce w słowo.
– Nie ma pani pojęcia, jak się czuję ani co się dzieje. Nic
pani nie wie. Mogę już iść?
Pani Riddle uśmiechnęła się półgębkiem.
– Niech pomyślę: ciąży na tobie klątwa nazwiska, nie
potrafisz sprostać wymaganiom rodziny i nie wiesz, co chcesz robić w życiu. Aha,
no i nie masz żadnych talentów, zainteresowań ani przyjaciół. Nie masz swojego
miejsca na świecie i czujesz, że brakuje ci oparcia. Pominęłam coś?
– Siostrę-geniusza – dopowiedział Hugo, a nauczycielka się
roześmiała.
– Hugo, nie chcę ci mówić, że to, przez co przechodzisz to
po prostu dorastanie. Wcale nie mówię, że to nie jest to, ale nie ukrywam też,
że jesteś w tym momencie życia, kiedy należałoby mniej więcej wiedzieć, co
dalej. Usiądziesz? – Wskazała dłonią krzesło za biurkiem. Chłopak zawahał się,
ale w końcu usiadł. Nauczycielka wsparła się biodrem o blat katedry.
– Nie chcę pani zawracać głowy.
– Wcale nie zawracasz. To moja praca. Co się dzieje?
– Oczywiście zna pani całą moją rodzinę – zaczął ostrożnie
Hugo, kładąc ręce na blacie. – Moi rodzice uratowali świat. Kilkukrotnie i to
dopiero początek ich sukcesów. Moja siostra Rose jest geniuszem i robi wielką
karierę w dziedzinie, którą pasjonowała się od zawsze. Mój kuzyn Albus
zrewolucjonizował Hogwart, więc zapisał się w historii jako czternastolatek, a
teraz najpewniej zostanie najmłodszym ministrem, jakiego kiedykolwiek wybrano. James
poprowadził reprezentację Anglii do pierwszego zwycięstwa Mistrzostw Świata od
pięćdziesięciu lat i jest cholernym bożyszczem, Victoire jest dyrektorem w
Gringocie, Teddy aurorem, Dominique jest inspiracją dla milionów małych
dziewczynek na świecie i najlepszą zawodniczką quidditcha, Louis wielkim
artystą we Francji, Fred przejmie firmę ojca i pewnie będzie nią świetnie
zarządzał i stworzy międzynarodowe imperium, Molly robi nie wiadomo co w
departamencie tajemnic, ale coś ważnego, a Roxanne czego nie napisze, to na
pewno będzie na okładce, choćby opisywała sen zimowy gumochłonów. Rozumie pani,
ciężko nie odnieść wrażenia, że jeśli ktoś coś osiągnął albo czymś zarządza, to
najpewniej ma coś wspólnego z Weasleyami.
– Nie da się ukryć, że twoja rodzina miała wielki wkład w
historię czarodziejów. Ale czy to coś złego?
Hugo westchnął.
– Następni w kolejce do zawojowania świata jesteśmy ja i
Lily. Lily kończy Hogwart chyba tylko dla zabawy, bo ma już załatwiony staż,
który otworzy jej drzwi do kariery, a ścieżkę posypie cholernymi płatkami róż.
A ja co? Nawet nie jestem pewien, czy gumochłony zapadają w sen zimowy, a
owutemy wybierałem losowo. Nawet nie interesuję się żadną z tych rzeczy, z
całym szacunkiem dla astronomii. Nie mam pojęcia, jakim cudem jeszcze mnie nie
wywalili ze szkoły. A nawet nie jestem artystą ani sportowcem, żeby to jakoś
usprawiedliwić. Kompletne zero i moja rodzina o tym wie, nawet się nie
spodziewają, że coś ze mnie będzie.
Pani Riddle słuchała uważnie, nie odrywając wzroku od Hugo. Ręce
założyła na piersi. Zanim się odezwała, wyraźnie przemyślała swoją wypowiedź.
– Mam ci do powiedzenia dwie rzeczy, Hugo. Po pierwsze: nie
ma nic złego w byciu przeciętnym. Nie wszyscy mogą być wybitni i to tyczy się
także twojej rodziny. Co więcej, inny są wybitni właśnie dlatego że tacy jak ty
czy ja są całkiem przeciętni. Oni wszyscy są nikim bez nas, taka jest prawda,
Hugo. Chciałabym, żebyś to wiedział. Druga sprawa: słuchaj, wiem, że tobie się
wydaje, że jesteś beznadziejny, ale niech mnie Merlin przeklnie, jak się mylę,
nie ma ludzi bez ani jednej zdolności. Hugo, ja nie mam w zwyczaju się mylić.
Po prostu jeszcze nie znalazłeś swojego miejsca na ziemi, brakuje ci pasji.
– Zgadzam się – przyznał Hugo niechętnie. – Ale co to
zmienia? – Wzruszył ramionami. Pani Riddle westchnęła.
– Użalając się nad sobą, niczego nie zmienisz. Jak chcesz
znaleźć pasję, to zacznij jej szukać.
– Ale niby jak? Przecież już próbowałem i sztuki, i sportu,
i nauki. – Hugo rozłożył ręce.
– Myślę, że źle się do tego zabierasz. – Profesor Riddle
zaczęła skubać swój rękaw, ściągając jakieś mikroskopijne paprochy. – Musisz
zburzyć tę samą ścianę, którą zburzył Albus, organizując rewolucję.
– Mam zachęcić uciemiężone dzieciaki do wyrażania siebie
poprzez sztukę, aby zmienić otaczające je zaściankowe środowisko gloryfikujące
nauki ścisłe i jedną dziedzinę sportu?
Pani Riddle zaśmiała się.
– Nie, mówię, że powinieneś wyjść ze schematu. Kto powiedział,
że nie możesz świetnie grać, na przykład, w hokeja? Albo może będziesz dobrym
księgowym? Musisz poszerzyć swoją perspektywę.
– Co to hokej?
Nauczycielka machnęła ręką.
– Nieistotne.
Przez chwilę panowała cisza, kiedy profesor Riddle czekała
na jakąś deklarację ze strony Hugo. Zamiast tego z ust chłopaka padło jednak
tylko:
– Pomoże mi pani?
Nauczycielka odruchowo odrobinę się cofnęła.
– W czym?
Hugo poczuł rumieniec wpełzający na jego twarz.
– Z poukładaniem mojego życia.
Znowu zapanowała cisza, a chłopak nie odważył się jej
zakłócić. Wreszcie jednak pani Riddle pokiwała powoli głową.
– Okej, przyjdź po lekcjach.
I przyszedł. Przychodził niemal codziennie, nie zrażając się
niepowodzeniami. Po kilku miesiącach nie wiedział już, czy przychodził do
gabinetu pani Riddle tylko po to, żeby przekonać się, jak bardzo nie nadaje się
do niczego w kolejnej dziedzinie czy może po to, żeby zwyczajnie spędzić miło
czas.
Bo to był miły czas. Kiedy razem z panią Riddle kolejno
sprawdzali się w piłce nożnej, graniu na tamburynie, zegarmistrzostwie, układaniu
pasjansa i dziesiątkach innych rzeczy, Hugo naprawdę dobrze się bawił. Śmiał
się i zupełnie nie krępował, jak może wypadałoby przy nauczycielce. Doszło w
końcu do tego, że przez cały dzień wyczekiwał tego czasu po lekcjach z profesor
Riddle. I nawet zapomniał, dlaczego to wszystko robili.
Któregoś dnia mieli grać w darta. Nauczycielka wyjęła
tablicę, rzutki, śmieszny biały papier i dziwny, podłużny przyrząd.
– Co to jest? – zapytał Hugo, biorąc pałeczkę.
– Długopis – odparła pani Riddle, szukając czegoś w torbie.
Chłopak wydawał się zafascynowany nowym znaleziskiem i zaczął pstrykać
długopisem.
Nauczycielka chwilę na niego patrzyła.
– Co ty robisz?
Hugo speszył się.
– Przepraszam, ja… po prostu mi się spodobał. Nie widziałem
czegoś takiego, co to robi?
Pani Riddle uśmiechnęła się i zademonstrowała działanie
długopisu na białym papierze.
– To ja pióro, ale nie trzeba nosić kałamarza.
Hugo zrobił wielkie oczy.
– Dlaczego z tego nie korzystamy? Przecież to genialne, to
jakaś nowość?
Pani Riddle zachichotała.
– Nie, Hugo. Mugole używają tego od wieelu lat, po prostu
czarodzieje są troszkę zadufani w sobie. Albo zbyt przywiązani do tradycji.
Albo lubią ten klimat. – Wzruszyła ramionami.
– Skąd pani to wzięła?
Nauczycielka westchnęła.
– Jestem mugolakiem. – Pokiwała głową. – Przez siedem lat w
Hogwarcie próbowałam przekonać znajomych do głupiego długopisu, ale żarty z
mojego nazwiska zawsze były bardziej absorbujące. – Puściła mu oczko. – Cieszę się,
że ci się podoba. Możesz go sobie wziąć.
– Naprawdę? – Hugo nie do końca dowierzał.
– Oczywiście.
Instynktownie rzucił się nauczycielce na szyję. W pierwszej chwili
odwzajemniła uścisk, ale zaraz jej ciało zesztywniało i cofnęła się.
– Przepraszam – bąknął Hugo. – Ma pani jeszcze jakieś fajne
mugolskie wynalazki?
Profesor Riddle zamyśliła się, ale zaraz odpowiedziała:
– Jasne, mogę ci pokazać sporo fajnych rzeczy. Ale najpierw
dart! – Chwyciła rzutki i zaczęła z zapałem prezentować zasady gry. Hugo
słuchał uważnie, nie odrywając wzroku.
Oczywiście przegrał. Ale nawet się tym nie przejął, bo nie
mógł doczekać się furory, jaką zrobi długopis – i nie pomylił się, pod koniec
miesiąca nie tylko pół Gryffindoru korzystało z długopisów, ale też niemal cały
rocznik Hugo. Pani Riddle była niesamowicie dumna i nawet tego nie kryła.
Regularnie pokazywała chłopakowi różne mugolskie wynalazki –
wspólnie oceniali, czy warto pokazywać je innym, a potem Hugo zręcznie sprzedawał
produkt dalej. Niektóre przyjmowały się lepiej (Hogwart oszalał na punkcie
zeszytów), niektóre gorzej (na gumowe kaczki rzucili się tylko najwięksi
entuzjaści mugoloznastwa).
Nauczyciele kręcili nosem i próbowali ukrócić ten proceder,
ale profesorowie Riddle, Longbottom i Brown (nauczyciel mugoloznastwa)
skutecznie obronili Hugo i mugolskie wynalazki. Tylko najwięksi tradycjonaliści
i garstka Ślizgonów kategorycznie odmówili brania czegokolwiek od Weasleya.
Lily była szczęśliwa, widząc Hugo, do którego powróciła
radość życia i dzielnie wspierała jego mały biznes non-profit. Niestety, Eddie
nadal posyłał przyjacielowi spojrzenia pełne obrzydzenia i odrzucił propozycję
pojednania. Pani Riddle radziła Hugo, żeby się nie poddawał i spróbował
odzyskać przyjaźń Eddiego, ale szło opornie.
Apogeum weasleyowskiego szczęścia zostało osiągnięte, gdy
Hugo dostał list od przepełnionego szczęściem dziadka Artura. Od razu pobiegł z
nim do nauczycielki astronomii.
– Widzi pani? Napisał to długopisem! Dzięki mnie! Ha! –
niemal krzyczał, wymachując kartką papieru i skutecznie uniemożliwiając pani
Riddle zobaczenie czegokolwiek.
– Wiedziałam, że nie jesteś wcale przeciętny, Hugo. Za dobre
masz na to geny. – Uśmiechnęła się. Chłopak opadł na krzesło.
– To wszystko dzięki pani, naprawdę. Gdyby nie pani, dalej
snułby się po korytarzu jak lelek wróżebnik.
Pani Riddle machnęła ręką.
– W końcu znalazłbyś swoją drogę, Hugo.
– Myśli pani, że to moja droga? Otwieranie oczy czarodziejom
na mugolskie wynalazki? Ja? – chłopak wydawał się zdziwiony.
– Z twoją gadką nie byłoby trudno z tego wyżyć. Czy twój
wujek George nie próbował czegoś takiego wiele lat temu?
Hugo machnął ręką.
– Tak, ale chodziło o sztuczki i zabawki. W sumie… może
wujek George mógłby mi pomóc z ewentualnym biznesem.
Pani Riddle uśmiechnęła się.
– Nie mogę się doczekać, aż zobaczę międzynarodową sieć
mugolskich sklepów.
– Zróbmy to razem – wypalił Hugo i natychmiast tego
pożałował.
– My? – profesor Riddle była w szoku. – Ja… Hugo… Nie sądzę,
żeby… Mam na myśli… Hugo, czy ty…?
– Ja? Co? Nie. Nigdy, przepraszam, zapomnijmy o tym.
– Hugo, nie ma żadnych „nas” – powiedziała stanowczo pani
Riddle. – Chcę, żebyś miał świadomość tego, że nadal jestem twoją nauczycielką.
– Oczywiście, wiem, przepraszam jeszcze raz – wyrzucił z
siebie Hugo i skłonił się dworsko, zamiatając podłogę rudą czupryną. Powoli
zaczął się wycofywać.
– Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy – westchnęła nauczycielka
– bo naprawdę chciałabym ci powiedzieć, że znam wszystkich twoich kuzynów, a
także twoją siostrę, i ze wszystkich nich dojrzewanie wyszło ci najlepiej. To
jest, mam na myśli – pani Riddle odrobinę się zarumieniła – poczyniłeś ogromny
postęp jako człowiek. Myślę, że rodzina powinna powitać cię latem jak bohatera.
Hugo uśmiechnął się, skłonił głową i wyszedł z gabinetu. Nie
miał odwagi nawet podziękować, bo wiedział, że spaprał sprawę na całej linii.
Nawet dojrzeć nie umiał bez wpadki po drodze.
Oczywiście, że stał się lepszym człowiekiem. A przy okazji, chyba, całkiem przypadkiem, przez nieuwagę zakochał we własnej nauczycielce.
_____________________
Wesołych Walentynek!
To trochę nietypowy speszjal, ale kurde, z tej historii można by zrobić książkę. A to dopiero 1/3. Będzie kontynuacja, a nawet dwie B).
Skrzętnie ukryłam, czym zajmuje się Rose, bo musicie poczekać na B.U.N.T. żeby się dowiedzieć, przepraszam! (PS: To nie są eliksiry).
Nie sprawdzałam nawet, bo głowa mi pęka, przepraszam za błędy.
(PS2: Luz, nie wszyscy o nazwisku Weasley będą zbawcami świata, jeszcze sobie zostawiłam coś w rękawie
PS3: Nie bez przyczyny Scorpius to słowo tabu - ale to może innym razem).
_____________________
Wesołych Walentynek!
To trochę nietypowy speszjal, ale kurde, z tej historii można by zrobić książkę. A to dopiero 1/3. Będzie kontynuacja, a nawet dwie B).
Skrzętnie ukryłam, czym zajmuje się Rose, bo musicie poczekać na B.U.N.T. żeby się dowiedzieć, przepraszam! (PS: To nie są eliksiry).
Nie sprawdzałam nawet, bo głowa mi pęka, przepraszam za błędy.
(PS2: Luz, nie wszyscy o nazwisku Weasley będą zbawcami świata, jeszcze sobie zostawiłam coś w rękawie
PS3: Nie bez przyczyny Scorpius to słowo tabu - ale to może innym razem).
Wesołych Walentynek!
OdpowiedzUsuńNietypowy, ale świetny. Wczoraj skończyłam HP i Przeklęte Dziecko i byłam zawiedziona. Jeju. Świetne opowiadanie. Jak zwykle. Muszę przeczytać wszystkie twoje ff z HP, bo to Przeklęte Dziecko to jakaś porażka. Ech.
Miałam wrażenie, że w końcu Hugo zakocha się w pani Riddle, ale jakoś byłam przekonana, że do tego nie dojdzie. A jednak. Dobrze przedstawiłaś ich relację i jakoś nie skrzywiam się bardzo na myśl, że Hugo zakochał się w nauczycielce (btw w Riverdale strasznie mnie ta nauczycielka od muzyki denerwuje).
Scorpius to słowo tabu? Ojej, co się stało.
PS Zauważyłam tylko dwie literówki: "opwiadający" i To ja pióro"
POLECAM SIĘ <3!
UsuńNienawidzę ficów uczeń-nauczyciel, więc w ramach oswajania tematyki musiałam wymyślić coś, co przejdzie. Poza tym chciałam coś specjalnego dla Hugo, a nie jakąś tam zwykłą laskę. Jeszcze została Lily, na nią też sobie ostrzę zęba >:).
(Wszystkich denerwuje).
#strasznerzeczy
Hugo Weasley to mój najulubieńszy Weasley z Next Gena, ale większość twórców go pomija, z czego jest mi niezmiernie przykro. Teraz jednak dowiedziałam się, że nie każdy go odrzuca. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńP.S. Wesołych Walentynek!
Pomijają go tak samo jak ojca, jakaś klątwa.
UsuńA jak, nawet najdłuższy special dostał i do tego trzyczęściowy ;).
Dziękuję!
Dobra, chyba mi umknęła ta rewolucja Albusa... <w<"
OdpowiedzUsuńOkej, to Twoje kolejne ff z HP, na podstawie którego mogę stwierdzić, że PD to jakaś pomyłka. Cudowne! I z drugiej strony smutne - zakochać się w nauczycielce, ech, biedny Hugo. :')
Wesołej resztki Walentynek i dużo czekolady z przeceny! ^u^)/
Scorpius tabu? A on co, zrobił Rose dziecko i uciekł czy cu? '-'
NO BO JESZCZE JEJ NIE BYŁO, ALE SIĘ PISZE!!1!
UsuńHugo ma wiecznie pod górkę, za dużo genów od ojca ://
Dziękuję <3
#ojnabroił #alemożenieażtak
PRZECZYTAM RANO, SORKA. Ale daję znać że żyję, że spędziłam super dzień z najlepszym chłopakiem na świecie, i że światu nie grozi zagłada bo jest spesziaj walentynkowy na zb, mogę spokojnie iść spać <333.
OdpowiedzUsuńA mało brakowało, żeby go nie było :P
UsuńOMG, ALE SUPER <3333. Tylko za szybko się skończyło, chcę kontynuacji i wyjaśnienia, no. Scorpius? Rose? Albus? A ta nauczycielka wydaje się na tyle w porządku, że może nie będzie tak źle. Ale i tak współczuję, wprawdzie nigdy nie byłam zakochana w nauczycielu, ale podoba(ł, bo już o wiele mniej) mi się mój trener. I jeszcze on jest taki sympatyczny, achh. No niekomfortowa sytuacja, biedny Hugo :').
UsuńNo dobra świecie obejrzę Riverdale, niech ci będzie, ech. 1:0 dla ciebie.
A walentynki są jednym z moich ulubionych świąt <3.
Byle do następnego wpisu na zb :P.
Będzie kontynuacja, po B.U.N.CIE (JAK TO ODMIENIĆ, YGH). A sytuacja Rose-Scorpius w tym momencie na osi czasu jest dosyć odległa, ale w postanowieniach noworocznych mam, że ją opiszę, więc jestem dobrej myśli, że uda mi się te opowiadania rozwinąć na tyle, aby móc to napisać :).
UsuńRiverdale nie miało absolutnie żadnego wpływu na to opowiadanie, już milion lat temu na asku napisałam, że poświęciłam Hugo Becky milion lat temu (czyli razem dwa miliony). Ale ogólnie serial przyjemny i dobrze się ogląda, więc możesz obejrzeć :P.
A NASTĘPNY BĘDZIE SUPER, NIE MOGĘ SIĘ GO DOCZEKAĆ!
JUŻ JESTEM NA BIEŻĄCO Z ODCINKAMI, SPOKOJNIE B).
Usuń