30.11.16

Wrzaski i szepty [Lament oceanu]



Przeczytaj poprawioną i rozszerzoną wersję opowiadania! E-book do pobrania tutaj.

__________________________________________________

POPRZEDNIE CZĘŚCI: LAMENT OCEANU, OCEAN LAMENTUJE, SZPONY GŁĘBIN, PIÓRKO NA WIETRZE.
SYRENKOWY KONKURS: tu!

No i to już finisz naszej wspólnej przygody. To był wspaniały rok, dziękuję wszystkim, którzy spędzili go razem ze mną, śmiejąc się, płacząc i rwąc włosy z głowy. Szczególnie tym, którzy komentowali i czekali. Nie sposób wymienić Was wszystkich teraz, ale każdy Wasz komentarz ma specjalne miejsce w moim sercu!
Tym samym zachęcam Was, abyście dali o sobie znać, jeśli jeszcze nie zdecydowaliście się skomentować. To naprawdę wiele dla mnie znaczy!

Specjalne podziękowania należą się się moim cudownym Pykowi i #cancersquad. Tym pierwszym za rozwiewanie wszystkich moich wątpliwości, komentarze, rady i znoszenie spamu frustrata, a tym drugim za wspieranie mnie i miłość, jaką ja i ta historia dostajemy od nich codziennie. Dziewczyny, wszystkie jesteście cudowne i bez Was nie wyobrażam sobie przejścia przez ten zbiór!

Ale co ja się tu rozklejam. Nie czas to, nie miejsce. Przecież to jeszcze nie taki ostateczny koniec!

Epilog tej historii poznacie w styczniu, a tymczasem zapraszam Was wszystkich, moi cudowni współtowarzysze niedoli, abyśmy wspólnie cofnęli się o dwieście lat i ostatni raz zanurzyli się w świat syren. #żarcik #ktowyłapał

Wrzaski i szepty
Aby dotrzeć do Laguny Syren, wcale nie trzeba wcale gonić za gwiazdą przez całą noc. Droga, mimo że krótsza, okazuje się znacznie bardziej niebezpieczna, nawet jeśli nie trzeba latać, aby ją przebyć. Musisz płynąć na zachód, aż miniesz ostatnią ludzką wyspę. Po kilku godzinach żeglugi po spokojnym, czystym oceanie nagle zostaniesz zaatakowany przez skały. Całe mnóstwo ostrych jak cholera głazów, a ich zadaniem będzie cię zabić albo przynajmniej zniszczyć twój statek – miniesz wiele poszatkowanych wraków. Jeśli masz szczęście – przetrwasz, a tuż za ostatnim kamieniem porwą cię tak zwane zachodnie prądy. Nie ma sensu się opierać, bo i tak nie uda ci się wyrwać. Są silne, żaden żeglarz nie widział silniejszych, nigdy nie ustają i nie zmieniają kierunku. Ale, prawdę mówiąc, wcale nie będziesz chciał wyrwać się z pułapki, ponieważ omami cię słodki śpiew. To jeszcze nie syreny, ale tysiące rusałek. Nawet taka gromada tych stworzeń jest słabsza od jednej, sprawnej syreniej kusicielki, ale ich moc jest wystarczająca, aby utrzymać twój kurs. Warto jednak wiedzieć, że jedna fałszywa nuta mogłaby przekreślić wszystkie starania demonów. Jeśli jednak uda im się bezpiecznie przeprowadzić cię przez szalony zachodni prąd, spadniesz. Nie zdążysz nawet porządnie się rozbudzić, kiedy twój statek porwie wodospad. Jest ogromny, ale to nie jest najgorsze – u jego stóp rezydują morzeczki, władczynie piany morskiej i strażniczki Laguny Syren, które razem z rusałkami należą do świty przywódczyni syren. Morzeczki są jednak nielojalne i często odłączają się od Laguny, aby podróżować ze stadnymi syrenami, które wybrały koczowniczy tryb życia i opuściły swoje siostry. Nie to jednak czyni te demony tak niebezpiecznymi – wykorzystują magiczne właściwości piany morskiej, aby tworzyć groźne iluzje. To dużo niebezpieczniejsze od pieśni rusałek, ponieważ wizje nie niewolą umysłu, a jedynie oszukują oczy. Zaklęcia te są przez to bardzo trudne do wykrycia i niemal niemożliwe do zerwania przez ofiarę. Podróżujące kobiety zostają przez morzeczki zamordowane, gdyż syreny nie przepadają za kobiecym smakiem, a ich mięso jest dla nich zbyt delikatne. Podobny los spotyka mężczyzn o zepsutej krwi lub przetłuszczonym mięsie, którzy nie nadają się do spożycia przez mieszkanki Laguny. Ofiary jednak nie powinny się martwić, ponieważ tuż za morzeczkami rezydują świeżo upieczone syreny samotnice, które jeszcze nie odważyły się opuścić zachodnich wód. Zawsze znajdą się dwie lub trzy chętne na jakikolwiek ochłap ludzkiego ciała. Twoje obgryzione kości spoczną więc spokojnie na dnie oceanu obok setek innych śmiałków, którzy nie spełnili surowych wymagań Laguny. Jeśli jednak jesteś wystarczająco zdrowy, morzeczki poddadzą cię swojej ostatniej próbie – próbie ducha. Wnikną w twoje serce i utkają przed tobą obiecujące wizje – bogactwo, zdrowie, miłość i inne ludzkie uciechy czy wartości. Jeśli oprzesz się kuszeniu i nie zboczysz z kursu, bo zwycięży twoja żądza przygód – brawo, jesteś godzien bycia zjedzonym przez przywódczynię Laguny. Ale zazwyczaj to jeszcze nie koniec twojej wędrówki. Najpierw musisz pokonać Skyllę i Charybdę, które strzegą wejścia do Laguny. Syreny nie lubią, kiedy przeszkadza im się w sielance i wypoczynku. Tylko najbardziej godni mężczyźni dostąpią tego zaszczytu i pod zaklęciem głównej kusicielki zamieszkają na wyspie, do której przylega Laguna, czekając na swoją kolej w zjedzeniu. Jeśli jednak zjawisz się tego szczególnego dnia – w Dzień Krwi przywódczyni, który wypada raz na sto lat, i uda ci się pokonać wcześniejsze niebezpieczeństwa – Laguna powita cię jak bohatera, a Skylla i Charybda pokłonią się przed tobą. Dostąpisz zaszczytu bycia wypitym przez jedyną władczynię najwyższych gatunkiem, najwspanialszych i najpiękniejszych syren – syren z Laguny. Jest to nie lada przywilej, niewielu ma szansę bycia przekąską tak wysokiej rangi. Większość żeglarzy pada ofiarą szeregowych poddanych przywódczyni, które bez żadnych ceregieli ani rytuałów porywają mieszkańców wyspy mieszkalnej, kiedy wypada Dzień Krwi. Każdy taki dzień jest dla syreny raczej uprzykrzającym egzystencję obowiązkiem, ponieważ pragnienie wypala żyły od środka i nie pozwala skupić się na zabawach na rafie. Jest tylko jeden Dzień Krwi, kiedy syrena jest nim naprawdę podekscytowana – ten, kiedy osiąga pełnoletność i może wypłynąć na morze śmiertelników, żeby samej upolować własną ofiarę. To Dzień, który rozpoczyna stuletni cykl, a dla każdej syreny przypada innego roku, kiedy ułożenie ciał niebieskich na niebie jest identyczne, jak w dniu jej narodzin.
Dla Sarayu ten szczególny Dzień Krwi wypadał akurat na tydzień przed Nocą Juraty. Była to data bardzo niefortunna, bo Noc Juraty to jedno z największych świąt syren i przez to nikt nie mógł przykładać należytej wagi do dnia Sarayu. Przygotowania do Nocy trwały już od miesiąca i spędzały sen z powiek wszystkim syrenom – w szczególności siostrze Sarayu, Sagarze, która zajmowała jeden z najważniejszych urzędów w Lagunie – była piastunką granic. Musiała pilnować, aby na drodze do Laguny wszystko grało jak należy i aby żadna z syren nie porzuciła Laguny na rzecz bycia samotnicą. Noc Juraty była dla Sagary wyjątkowo stresująca, ponieważ tego wyjątkowego dnia, w przesilenie letnie, syreny opuszczały Lagunę i udawały się na neutralną terytorialnie rafę (zwaną brzydszą, bo syreny zgodnie twierdziły, że rafa w Lagunie była ładniejsza), aby świętować w komplecie ze wszystkimi siostrami – przybywało każde stado i każda samotnica, bo żadna nie chciała przegapić momentu, kiedy Jurata napełnia je swoją mocą. Niestety, dla przywódczyń stadnych i samotnic to doskonała okazja do werbowania nowych członkiń i buntowniczek, które albo zostawały wiernymi niewolnicami w stadzie, albo przechodziły okropne procesy zostawania samotnicą. Dość powiedzieć, że brały w nich udział topielice. Podsumowując, Sagara miała pełne ręce roboty przy zabezpieczaniu granic, przydzielaniu obowiązków, wypędzaniu topielic z terytoriów należących do przywódczyni Laguny i prowadzeniu akcji profilaktycznej. Młodsza siostra i jej problemy były ostatnimi sprawami, o których myślała. Jak zresztą zwykle.
Sarayu też pracowała przy organizacji Nocy Juraty, ponieważ każda syrena była zaangażowana w przygotowania. Jako nieletnia została przydzielona do sekcji artystycznej, chociaż nawet gdyby była już dorosła, dostałaby tę samą rolę. Sarayu miała najpiękniejszy głos, jaki przywódczyni kiedykolwiek słyszała, przynajmniej tak poddanej przekazano, gdyż nigdy nie miała okazji porozmawiać z władczynią. Tylko nieliczni widują się z nią poza uroczystościami, a tego zaszczytu dostępuje też Sagara. Sarayu okropnie jej zazdrościła, ale pomagała myśl, że siostra miała głos gorzej niż przeciętny, a młodsza z nich była nową gwiazdą. Może brakowało jej trochę praktyki, ogłady i techniki, ale co z tego? Miała osobowość gwiazdy. Niestety, trenerka, na co dzień główna kusicielka, nie dostrzegała, że uczeń już dawno przerósł mistrza, więc próba zawsze kończyła się awanturą. Tego dnia poszło o nuty – Sarayu była zdania, że niepotrzebna jej umiejętność ich czytania. Trenerka wpadła w furię i prawie zmiażdżyła uczennicę głosem. Dosłownie. Sarayu wróciła z próby wściekła. Sagary, jak zwykle, nie było. Gwiazda rzuciła się na łoże.
Komnata była malutka, ale znajdowała się na trzecim od góry piętrze pałacu mieszkalnego, co świadczyło o wielkim prestiżu i pozycji zamieszkujących ją syren – im wyżej, tym lepiej. Cały budynek wyrzeźbiono z bursztynu, wszystkie ściany, podłogi i sufity miały więc jeden kolor, a komnata Sarayu i Sagary nie stanowiła wyjątku. Syreny dysponowały tylko jednym pomieszczeniem, ale nie posiadały wielu przedmiotów ani nie spędzały w komnacie wiele czasu.
Centralnym punktem pokoju wydawała się wielka kamienna muszla – wykuta w skale przydacznia olbrzymia zdolna pomieścić dwie dorosłe syreny. Na rozkaz Sarayu małżę pokryto masą perłową, a środek wypełniono puszkiem. Ku utrapieniu Sagary puszek pływał po całej komnacie, ale za to nie narzekała, że niewygodnie jej się śpi. Oprócz łoża jedynym meblem w pokoju była złożona z muszelek prowizoryczna skrzynia, w której Sagara trzymała różne drobiazgi, a Sarayu chowała biżuterię – naszyjniki z pereł, spinki z muszli, bransolety z bursztynu i pierścionki z kamieniami szlachetnymi. No i był tam też diadem. Srebrna opaska wysadzana białymi kamieniami, symbol piastunki. Sagara nosiła go podczas wszystkich wystąpień i świąt, a Sarayu miała ścisły zakaz choćby dotykania tego cuda, ale co tu dużo mówić – nie obchodziło ją, co Sagara zakazywała lub nakazywała. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal i Sarayu była głęboko przekonana, że nosiła diadem dużo częściej niż siostra. W każdym razie wszystkie klejnoty były zazwyczaj zamknięte w skrzyni i rzadko kiedy obcy mogli je oglądać, ale Sarayu często zakładała je sama dla siebie. Jedyną ozdobą komnaty był obraz. Przedstawiał piękną, czarnowłosą syrenę przytulającą dziecko. Jej oczy miały ciepły, brązowy kolor, a twarz zdobił uśmiech. Obok płynęła starsza córka. Obraz namalowano na wielkiej muszli, którą siostry zasłaniały wylot okienny, szukając prywatności. Sagara nie lubiła odsłaniać okna, ale kiedy Sarayu zostawała sama – co zdarzało się dość często – zdejmowała obraz z haka i wglądała przez okno. Widok z niego rozpościerał się na zachodzące słońce. Szukała tak samo dobrej pozycji poza komnatą, ale poległa. Okno miało najlepszy widok, a parapet był jej ulubionym miejscem w całej Lagunie. Nie żeby kiedykolwiek była gdzieś poza nią.
Sarayu zerwała się z łoża, wzburzając puszek, gdy poczuła, że ktoś wpłynął do komnaty. Westchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę Tuki. Jej prawdziwe imię brzmiało Tukara, ale nie lubiła go i wolała być nazywana tak, jak mówiono na nią jako dziecko. Sarayu znała Tuki od urodzenia, ponieważ były sąsiadkami, kiedy siostry mieszkały na niższych piętrach. Wraz z wzrostem ich rangi społecznej Sarayu sukcesywnie kompletowała sobie bardziej wpływowych przyjaciół i znajomych, ale mimo że Tuki dalej mieszkała na dole, pozostały przyjaciółkami – a nawet najlepszymi przyjaciółkami.
– Jak tam przygotowania do Dnia Krwi? – zapytała Tuki, darując sobie powitania. Sama miała już za sobą to ważne wydarzenie. – Zestresowana?
Sarayu westchnęła.
– Przez tę całą Noc Jutary zapominam, że to już tak blisko – przyznała z poważną miną.
– Noc Juraty – poprawiła ją uprzejmie Tuki.
– A. Tak. – Sarayu pokiwała głową. – Nie rozumiem, po co obchodzimy dzień bogini, która zakochała się w śmiertelniku i resztę życia spędziła przywiązana do skały. Żałosne.
– Obchodzimy Noc Juraty – odezwał się głos w drzwiach, a Sarayu wywróciła oczami na widok siostry – bo Jurata daje Lagunie siłę życiową. Dzięki jej przychylności my, stada i samotnice jesteśmy w stanie przeżyć do następnego święta. Jeśli z jakiegoś powodu Jurata nie pozwoli nam żyć, zginiemy, ponieważ nie mamy duszy.
– Bardzo ładnie – zakpiła Sarayu. – Długo to kułaś?
Sagara zignorowała siostrę i otworzyła skrzynię.
– Nihan chce pożyczyć od ciebie perły. – Zaczęła grzebać w klejnotach.
– A jeśli się nie zgadzam?
– To masz problem – odpowiedziała gładko Sagara. Sarayu prychnęła, ale siostra i tak wyjęła ze skrzyni wyjątkowo długi sznur pereł i zniknęła na korytarzu.
– Wow, nie ma jak rodzinka, co? – zapytała Tuki wesołym tonem. Przyjaciółka mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
– To ja też mogę sobie coś pożyczyć bez pytania – powiedziała po chwili z mściwym uśmieszkiem na twarzy.
– Znowu będziesz kradła diadem? Lubię błyskotki, ale tej bym nie dotykała – poradziła Tuki, ale nie wierzyła, że jej słowa przyniosą efekt.
– Gadanie – skwitowała Sarayu, zgodnie z oczekiwaniami przyjaciółki. Podpłynęła do skrzyni i zaczęła wyciągać z niego biżuterię. – Chodź, zrobimy się na księżniczki.
– A gdzie książę? – zachichotała Tuki i jednocześnie odpowiedziały na to pytanie:
– W kamieniołomach!
Zaśmiały się, a ich śmiech niósł się echem po pałacu.
– Księżniczka Sarayu. ­– Tuki założyła przyjaciółce diadem na głowę.
– I dama dworu Tuki. – Sarayu wręczyła jej sznur pereł.
Następnie wywróciły zawartość skrzyni do góry nogami i założyły na siebie wszystkie klejnoty, jakie wpadły im w ręce. Przeglądały się w małym lusterku, aby podziwiać błyskotki. Mysie włosy i nijaka twarz Tuki wypadały bardzo blado przy ciemnych lokach Sarayu. Obie jednak miały magnetyczne, wielkie oczy w kolorze miedzi. Dzięki nim wydawały się bardzo podobne.
– Wiesz co, damo dworu Tuki?
– Hm?
– Księżniczka powinna mieć większą koronę – oznajmiła Sarayu śmiertelnie poważnym tonem. – Księżniczki zdecydowanie zasługują na dużo więcej niż podkradana siostrze korona. Nawet nie korona, nędzna opaska. Śmiechu warte.
– Nie lubię, kiedy tak mówisz – wyszeptała Tuki. – Zobacz, gdzie dotarłyście.
Ona! Nie ja! – wrzasnęła przyjaciółka w odpowiedzi, a Tuki odsunęła się z przestrachem. Wściekła Sarayu zerwała z głowy diadem i rzuciła nim za siebie.
Usłyszały trzask.
Diadem uderzył o bursztynową ścianę i pękł na dwoje.
– O żabica – wyszeptała Sarayu, zakrywając usta dłońmi. – Zabije mnie. Zabije mnie. Zabije mnie.
– Może da się to naprawić? – zapytała Tuki niepewnie. Sarayu rzuciła jej gniewne spojrzenie i wzięła połówki w dłonie.
– Zabije mnie. Pochowaj mnie ładnie.
Była śmiertelnie poważna, więc Tuki tylko pokiwała głową, mimo że nie znała znaczenia słowa pochować.
– To musi być w całości na Noc Juraty. Musi. Błagam cię, pomóż mi – zakwiliła Sayaru. Przyjaciółka przytaknęła, choć nie miała pojęcia, w jaki sposób może pomóc w tej sytuacji.

Sarayu nie mogła spać tej nocy. Czuła oddech Sagary za swoimi plecami, wierciła się, a puszek ją drażnił. Bała się, że przez brak diademu siostra będzie miała problemy i zabiorą im mieszkanie. I klejnoty. Bała się, że siostra będzie chciała się jej pozbyć. Wiedziała, że musi być jakiś sposób, zawsze jakiś jest, miała przecież jeszcze dwa tygodnie. Coś załatwi. Zasnęła dopiero nad ranem, ale chyba miała już plan.
Sagara zawsze wstawała pierwsza i wychodząc, budziła Sarayu. Jednak z powodu niewyspania młodsza z sióstr i tak prawie zaspała. Roztrzęsiona szybko przeczesała włosy i opuściła śniadanie, mimo że podawano sumy. Płynąc na próbę w zawrotnym tempie, wpadła na grupę płynących gupików. Wzdrygnęła się. Nie lubiła gupików, odkąd jednego kiedyś przypadkowo połknęła, kiedy wcale nie zamierzała. Zastanawiała się, kto zgubił całe stadko gupików, bo takie ryby były drogie. Chociaż w Lagunie mogłyby żyć wszelakie wodne stworzenia, nie widywało się ich zbyt wiele, szczególnie tych słodkowodnych.
Wpadła do teatru spóźniona zaledwie kilka minut, ale trenerka już szalała. Sarayu odpowiedziała jej zadziornym tonem, że uważa całe te próby za stratę czasu, bo ma ważniejsze rzeczy na głowie. Trenerka chciała koniecznie wiedzieć jakie. Sarayu przypomniałam sobie o połamanym diademie i momentalnie uszła z niej cała wola walki.
– Nieważne. Przepraszam – mruknęła i podpłynęła do swojego miejsca w szeregu, ale trenerka natychmiast zaprotestowała:
– Nie, Sarayu, przechodzisz na tył. Adaeze, przejmujesz jej solówki.
Nie miała nawet ochoty się sprzeczać.

Sagara płynęła na spotkanie z morzeczkami w towarzystwie swojej przyjaciółki i zarazem zastępczyni – Nihan. Przed chwilą doglądały mycia Skylli i Charybdy, a po spotkaniu czekał je jeszcze obchód jaskiń w poszukiwaniu topielic. Sagara miała poważne problemy grafikowe (po raz pierwszy w karierze) i bała się, że nie wyrobi się z akcją profilaktyczną. Dodatkowo martwiło ją zachowanie Sarayu. Właśnie tę sprawę chciała przedyskutować z przyjaciółką, kiedy na chwilę znalazły się z dala od ciekawskich uszu.
– Nie rozumiem, co robię nie tak. Dałam jej klejnoty, trzecie piętro, miejsce w chórze…
– Zapomnij. Trenerka złożyła na nią oficjalną skargę i zabrała wszystkie solówki – poinformowała Nihan zrezygnowanym tonem. – Pocieszenie jest takie, że jeszcze… ile? miesiąc? i będziesz mogła zrzucić balast.
– Tydzień – westchnęła Sagara. – Że też się to tak układa z przygotowaniami do Nocy Juraty. Najgorszy możliwy termin, naprawdę.
– No to za tydzień będziesz wreszcie wolna!
Nihan przekoziołkowała kilka metrów pod wpływem radości. Obok twarzy Sagary przepłynął jakiś śmieć.
– Oho, trzeba pogadać z piastunką czystości. – Machnęła ręką i śmieć zboczył z kursu.
– No, ostatnio coś jest nie tak – przytaknęła Nihan.
– Ale wracając, Sarayu nie jest dla mnie balastem. Gdyby tak było, mogłabym się jej pozbyć już dawno, nie musiałam czekać, aż będzie pełnoletnia.
– No tak, ale przywódczyni najpewniej każe jej się teraz przenieść na niższe piętra. Powiedziałaś jej już o tym?
Sagara zebrała włosy w dłonie i zgarnęła w dół w nerwowym geście. Kiedy puściła, pukle natychmiast rozpłynęły się dokoła jej głowy.
– To nie jest prosta sprawa, dobra? Zamierzam najpierw pogadać z przywódczynią.
Nihan wytrzeszczyła oczy.
– Myślisz, że cię przyjmie? Teraz pewnie ma sporo pracy.
Sagara wzruszyła ramionami.
– Nie zostawię tego tak. Sarayu mnie potrzebuje. Muszę nauczyć ją żyć w społeczeństwie, nie mogę jej tak po prostu wypuścić z gniazda, nie teraz.
Morzeczka upuściła grzebień i szybko skłoniła się nadpływającym syrenom. Sagara skinęła jej głową i oznajmiła swoim najbardziej oficjalnym tonem:
– Chcę porozmawiać z twoją przełożoną.
Demon przytaknął.

Spotkanie przebiegło w miarę pomyślnie. Morzeczki obiecały informować Sagarę o wszystkich podejrzanych i przyjęły do wiadomości, że w tym okresie należy być szczególnie ostrożnym. Sagara nie miała zaufania do nowej przełożonej morzeczek, wydawała się wredna, nielojalna i pusta. Syrena miała przykre wrażenie, że demony nie traktowały poważnie Nocy Juraty, ale nie mogła nic na to poradzić. Obiecała sobie, że będzie trzymać oczy szeroko otwarte, na wypadek gdyby morzeczki uznały, że zagrożenie nie istnieje. Zresztą Nihan od dawna była zdania, że morzeczki spiskują z samotnicami, a Sagara coraz bardziej skłaniała się ku tej teorii.
Opuściły namiot przełożonej, a ten natychmiast rozpłynął się w pianę morską. Wizyty u morzeczek zawsze wzmagały u Sagary dziwne uczucie oszukania – tak naprawdę nie miała żadnej pewności, że rozmawiała z morzeczką, a nie z kupką piany. Skrzela jej zafalowały. Nieprzyjemna istoty z tych demonów.
– Rany, jeszcze te okropne topielice – narzekała Nihan. – Nie znoszę szukać ich wieczorami, robi się ciemno na dnie, nic nie widać, to przerażające.
– Yhym – mruknęła Sagara w odpowiedzi. Nie za bardzo słuchała, co opowiadała przyjaciółka.
– Robię się przez to nerwowa, a nie mogę się teraz denerwować.
– Tak, jasne.
– Słuchasz mnie w ogóle?
Sagara nawet na nią nie popatrzyła. Śledziła wzrokiem falujące wodorosty. Wielkie zielone kępy służyły demonom do zabawy w chowanego, ale teraz Sagara była pewna, że to nie morzeczka ukrywa się między roślinami.
– Czego tak wypatrujesz? – Nihan była nieustępliwa.
– Wydaje mi się… – Sagara zawahała się na moment. – Chyba ktoś tam jest, widzisz?
Nihan wpatrywała się przez chwilę w kępę wodorostów. Rośliny delikatnie falowały. Po chwili pokręciła głową.
– Chyba ci się wydawało.
– Może masz rację. – Sagara jednak nie wyglądała na przekonaną. – Ruszajmy dalej, terminy gonią.
Kiedy tylko nieco się oddaliły, z kęp wodorostów wypłynęła Sarayu. Wyglądała na skrajnie zestresowaną, włosy miała splątane, a oczy podkrążone. Podbródek jej się trząsł. Ręce trzymała za plecami.
Podpłynęła do siedzącej najbliżej morzeczki, która przeglądała się w lusterku i spinała włosy igłami. Nie była ładna – miała zieloną skórę i brunatne włosy. Sarayu przebiegło przez myśl, że wygląda jak oblana błotem.
– Przepraszam – zagadnęła, starając się brzmieć na opanowaną. – Czy… czy możesz mi pomóc?
– Wyglądam na chłopca na posyłki? – odwarknęła morzeczka, nawet się nie odwróciwszy.
– Jestem siostrą piastunki granic – odparła dumnie Sarayu. – Rozkazuję ci mi pomóc.
– Jakby to cokolwiek znaczyło. – Morzeczka wywróciła oczami i odrzuciwszy przedmioty, zniknęła w głębi obozu. Sarayu śledziła wzrokiem powoli opadające lusterko.
Z namiotu wychynęła inna morzeczka, tym razem błękitna. Sarayu nie miała pewności, czy kolory ich skóry coś oznaczają. Chyba powinna bardziej przykładać się do nauki.
– Słucham? – zapytała rzeczowo. Brzmiała jak żołnierz. Miała zaciśnięte wargi i ściągnięte brwi.
– Potrzebuję pomocy – wyznała Sarayu i wyciągnęła ręce zza pleców. W dłoniach trzymała dwie połówki diademu piastunki. Środkowy kamień pękł na pół. Srebro błyszczało w popołudniowym słońcu płytszych głębokości.
– Ładna błyskotka – prychnęła morzeczka i wsparła się pod boki. Dopiero teraz Sarayu zauważyła, że zamiast zwyczajowej syreniej płetwy, jej rozmówczyni poruszała się dzięki dwóm wężowym ogonom. – Czego chcesz?
– Proszę, sklej go. – Sarayu miała łzy w oczach. Nie potrafiła chwilowo być buńczuczną, buntowniczą nastolatką.
– Niby jak? – morzeczka wyglądała na wściekłą. – Myślisz, że kim ja jestem? Jakimś żałosnym syrenem od prac fizycznych?
– Nie – zająknęła się Sarayu. – Wiem, że potrafisz sprawić, żeby wyglądał na cały. Proszę, tylko tego potrzebuję. Czasu na znalezienie trwałego rozwiązania.
– Dlaczego miałabym to zrobić?
Sarayu nie miała na to odpowiedzi. Rozłożyła bezradnie ręce.
– Daj sobie spokój. Zepsułaś, to sobie radź. Nie mój problem. – Demon odwrócił się i popłynął z powrotem w stronę obozowiska.
– Proszę! – krzyknęła za nią Sarayu, ale morzeczka nawet nie drgnęła. Smagnęła ogonem fioletową siostrę i zniknęła z powrotem w namiocie. Fioletowa wyglądała na oburzoną. Sarayu opadły ramiona. Miała ochotę jeszcze raz cisnąć diademem, ale wiedziała, że to nie byłoby zbyt mądre, więc podniosła z mułu lusterko i rzuciła nim w stronę niebieskiej. Trafiła w głowę fioletowej, której zaświeciły oczy. Wyraźnie powstrzymywała się przed zabiciem Sarayu, więc ta czym prędzej odwróciła się i skierowała z powrotem do Laguny.
Spojrzała w górę, żeby ocenić, jak późno było. Jeśli się pospieszy, zdąży jeszcze na próbę chóru, żeby wdrożyć realizację planu B. Była pewna, że trenerka na to nie pójdzie, ale cóż. Zawsze warto spróbować. Sarayu przeczesała włosy palcami, westchnęła sama do siebie i przyspieszyła. Nie miała nic do stracenia.

Amfiteatr zbudowano ze szkieletu ogromnego morskiego potwora. Nikt nie wiedział, co to dokładnie za stwór, ale jego ości leżały w tym miejscu od pokoleń. Tworzyły patykowatą kopułę, zamykającą się tuż nad poziomem wody. Na powierzchni dookoła amfiteatru dryfowały umieszczone przez syreny siedziska tworzące koło. Dzięki temu występy można było przeprowadzać i pod wodą, i na powierzchni. Śpiewaczki wspierały się na suficie kopuły, a widzowie wylegiwali na miękkich siedzeniach. Wszystkie syreny uwielbiały występy chóru – to była jedna z niewielu okazji, kiedy kusicielki używały swoich mocy do tworzenia sztuki, a nie odbierania życia ludziom. Po kolei przywoływały wiatr, fale, rośliny, grzmoty i promienie słoneczne, dopełniając spektakl wspaniałymi pokazami wizualnymi z udziałem sił natury. Najważniejszym występem był ten podczas Nocy Juraty, kiedy siła niewinności wszystkich nieletnich syren i moc kilku najpiękniejszych głosów pod komendą trenerki, głównej kusicielki, miała sprawić, że na Lagunę spojrzy sama bogini i podaruje jej mieszkańcom niezbędną do życia siłę, która pozwoli wszystkim stworzeniom przetrwać do następnego święta. Poza nieletnim chórem działał też chór dojrzałych kusicielek, który największy występ dawał w Dzień Krwi przywódczyni. Wtedy to chórzystki zakładały odświętne szaty, czego nie wolno im robić poza tym dniem, i siłą swoich głosów zwabiały żeglarzy z najdalszych zakątków świata. Pozostałe syreny próbowały uciec jak najdalej od amfiteatru, ponieważ śpiew mógłby je zgnieść. Zamiast więc obserwować śpiewające kusicielki, mieszkanki Laguny szukały dobrych punktów obserwacyjnych gdzieś na granicach – niektóre wybierały miejsce niedaleko Skylli i Charybdy, bo stamtąd mogły pierwsze dokładnie ujrzeć twarz wybrańca, inne szukały bezpiecznego miejsca niedaleko obozowiska morzeczek, aby obserwować przedstawienie. Rzadko która wybierała się na wyprawę aż za wodospad, rusałki nie wydawały się wystarczająco interesujące, ale część syren siedziała u jego stóp, obserwując spadające statki. Nierzadko punkty obserwacyjne położone były wysoko nad wodą i syreny doznawały ciężkich obrażeń podczas wspinaczki – nie przeszkadzało im to jednak w próbowaniu. Kiedy już jakiś śmiałek przedostał się do Laguny, syreny tworzyły korowód za jego statkiem, wspierając kusicielki swoimi głosami. Witany jak król płynął zaczarowany aż do wielkiego pałacu z bursztynu. Tam śpiew nagle milknął, a młodzieniec w bardzo widowiskowy sposób tracił życie. Po skończonym przedstawieniu, syreny udawały się do amfiteatru, gdzie tańczyły, jadły i bawiły się aż do następnego ranka.
Teraz jednak amfiteatr nie wyglądał, jakby ktokolwiek mógł się tam bawić. Zmęczone i styrane młode syreny stały w trzech rzędach i do znudzenia ćwiczyły jeden dźwięk. Miały oświetlić stojącą na środku perłę, ale solistka ewidentnie nie dawała sobie rady z tak prostym zadaniem, więc praca całego chóru szła praktycznie na darmo. Sarayu siedziała w ostatnim rzędzie, wyraźnie znużona, bo zdawała sobie sprawę, że dałaby sobie radę z tym zadaniem za pierwszym podejściem. Wiedziała jednak, że teraz nie mogła sobie pozwolić na sceny.
Trenerka wychodziła z siebie. Krzyczała i wyraźnie powstrzymywała się przed zmiażdżeniem całej grupy jedną, dla odmiany właściwie zaśpiewaną, nutą. Mimo że jej oczy miały cukierkowy, różowy kolor, ich wyraz przyprawiał o dreszcze.
– Powiedz mi, Adaeze, jak chcesz przywołać Juratę? – wyrzuciła z siebie przez zaciśnięte zęby. – Nie umiesz przywołać nawet głupiego promienia słońca!
– Przepraszam – wydukała młoda syrena, ale trenerka rzuciła jej tylko pogardliwe spojrzenie.
– Daruj sobie. Nie interesują mnie twoje przeprosiny, interesuje mnie tylko to pieprzone słońce, którego nie jesteś w stanie przywołać!
Przez chwilę panowała cisza. Adaeze wyraźnie chciała coś odparować, ale zwyczajnie się bała. Trenerka odetchnęła i wskazała palcem na Sarayu.
– Ty. Masz solówki z powrotem. Ale nie myśl, że nie jestem wściekła. Po prostu kończy nam się czas. – Przyłożyła sobie rękę do czoła i klasnęła w dłonie. – No dobra, od nowa!
Sarayu przecisnęła się do pierwszego rzędu z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedziała, że to jej moment i że plan B wystartował. Chór zaczął pieśń, a po chwili Sarayu wyrzuciła z siebie cały swój strach i swoją złość – wszystko to wrzuciła w tę jedną nutę.
Amfiteatr zalało światło. Dosłownie wypalało oczy. Dopiero po kilkunastu długich sekundach Sarayu ucichła, a wszyscy znów pogrążyli się w półmroku. Trenerka unosiła się na środku z uniesionymi brwiami.
­– Nie do końca o to chodziło, ale przynajmniej jest jakiś podstęp.
Sarayu uśmiechnęła się jeszcze szerzej i popatrzyła w dół z udawaną skromnością.

Sagara była wściekła. W mroku wieczora nie znalazły z Nihan ani jednej jaskini topielic, przez co zawaliły kolejny termin. Do tego czasu powinny już ruszyć z akcją profilaktyczną i przestrzegać przed stadami i samotnicami – nie dobrze by było, gdyby goście zobaczyli malunki przedstawiające ich jako niebezpieczeństwo, dlatego Sagara chciała wszystko wyczyścić na dwa dni przed Nocą Juraty. Tak dla pewności zostałby jeszcze jeden dzień na poprawki, doczyszczenia i rozmowy z nieprzekonanymi. Tymczasem nawet nie zaczęły szukać tych przeklętych topielic. Nie było mowy, żeby zdążyć na czas. To było po prostu niewykonalne. Zostało dziewięć dni. W międzyczasie przypadał Dzień Krwi Sarayu. Kiedy? Ach, tak. Trzy dni. Potem zostawał tydzień ostatecznych przygotowań, kiedy wszystkie topielice już dawno powinny być wykurzone. Wątpiły, że zdążą w trzy dni. Nie wiedziały nawet, gdzie ich szukać.
Nihan siedziała na brzegu łoża w komnacie Sagary i przeglądała się w lustrze. Wyglądała na skupioną.
– Nie traktujesz niczego poważnie – zarzuciła Sagara przyjaciółce, a ta odłożyła lusterko obok, wzburzając puszki.
– Uważam, że za bardzo się przejmujesz. Zdążysz. Zawsze zdążasz. Musisz się trochę zrelaksować, dzisiaj i tak przecież nic nie zrobisz. A jutro zlecimy akcję profilaktyczną jakiejś innej piastunce, na przykład niemowląt, nie ma teraz żadnych niemowląt, to nie sezon.
Po tych słowach Nihan położyła się na plecach, kładąc sobie ręce pod głowę. Puszki pływały tuż nad jej twarzą. Sagara niechętnie przycupnęła na brzegu muszli. Przez chwilę panowała cisza.
– Myślisz, że przeznaczenie można zmienić? – zapytała w końcu prawie szeptem Nihan.
Sagara przyjrzała się uważnie przyjaciółce. Jej piękne rude włosy delikatnie falowały dookoła głowy. Czerwone oczy miała zamknięte. Sagara nigdy nie odważyłaby się powiedzieć tego na głos, ale lubiła patrzeć na Nihan, kiedy ta zamykała oczy. Czerwone i rozbiegane były naprawdę przerażające i sprawiały, że przyjaciółka nie wydawała się taka piękna, jak w rzeczywistości. A wyróżniała się wśród innych syren chochlikową urodą – miała okrągłe policzki i spiczasty podbródek. Tylko te oczy…
– Boisz się go? – zapytała Sagara. Miała świadomość, że wiele syren obawia się swojego losu. Był zapisany w oczach, to przeznaczenie definiowało kolor oczu syreny. Mimo tego pozostawał tajemnicą – mało kto odważył się stwierdzić, że potrafi odczytać czyjeś przeznaczenie z koloru oczu. Często jednak wystarczyło jedno spojrzenie i było wiadomo, że kogoś czeka coś niedobrego. Sagara bała się to przyznać, ale miała świadomość, że te czerwone oczy nie wróżą niczego dobrego.
– A jak myślisz? – odparła z przekąsem Nihan i chwyciła znowu lusterko. – Unmei powiedziała mi, że czasem przeznaczenie zmienia się pod wpływem naszych decyzji. Że jeśli podejmę się czegoś niespodziewanego, być może moje oczy zmienią kolor. I zdecydowałam się na dziecko. Spodziewałabyś się tego po mnie?
– Absolutnie nie – przyznała Sagara. Delikatnie ściągnęła brwi.
– Ale one… one wciąż są czerwone. Patrzę rano w lustro i widzę kolor krwi. Po prostu nie potrafię pozbyć się tego niepokoju, bo nigdy nie wiem, kiedy moje przeznaczenie się wypełni. A przecież na pierwszy rzut oka – zaśmiała się cicho i sztucznie – widać, że nie będzie dobre. Myślisz, że mogę je jeszcze zmienić? Bez utraty mojego dotychczasowego życia?
– Nie potrafię ci pomóc – przyznała Sagara bez ogródek. – Chciałabym, ale nie potrafię.
Nihan westchnęła, zamknęła oczy na dłuższą chwilę i otworzyła, jakby miała nadzieję, że zmienią kolor. Pozostały czerwone. Może tylko trochę pociemniały, ale raczej z zupełnie innych powodów niż przeznaczenie.
– Pamiętasz – zaczęła jeszcze ciszej niż wcześniej – jak kilka lat temu pokłóciłyśmy się i myślałyśmy, że to koniec naszej znajomości?
– Oczywiście – przytaknęła Sagara gorzkim tonem. Teraz już nawet nie pamiętała, o co im poszło, ale była pewna, że żadna z nich nie chciała znać drugiej.
– Tamtej… tamtej nocy… ­– Nihan  wyraźnie się wahała. – Mogłabym przysiąc, że na moich oczach pojawiły się zielone plamki. A potem się pogodziłyśmy i… i one zniknęły. Jakby… jakby moje przeznaczenie było związane z tobą…
– Co chcesz powiedzieć? – spytała Sagara i cała się zjeżyła.
– Że nie zrezygnuję z naszej przyjaźni, nawet jeśli to się równa jakiemuś strasznemu losowi. Nie wierzę, że mnie skrzywdzisz. – Nihan znów westchnęła. – Na pewno jest inny sposób. Sagara, jesteś dla mnie wszystkim. – Posłała przyjaciółce blady uśmiech, a ta mocno ją przytuliła. Były tak blisko, że czuły wodę wpływającą do skrzeli tej drugiej podczas wdechu.
– Oż ty w rybkę – wyrwało się wreszcie Sagarze.
– Co?
– Musimy iść do kuchni. Nie nakarmiłyśmy jeszcze Skylli i Charybdy.
Nihan parsknęła śmiechem.

Po skończonej, naprawdę wykańczającej próbie, podczas której, oprócz tych nieszczęsnych promieni, Sarayu musiała przywołać deszcz, trzęsienie ziemi i wzrost roślin, nowa-stara solistka spróbowała dorwać trenerkę na osobności. Nie okazało się to jednak zbyt trudne, bo kusicielka była wręcz rozpromieniona – tak dobrej próby nie było od dawna – i nigdzie się nie wybierała. Sarayu zachowywała się tego dnia jak podręcznikowa uczennica, z niczym nie dyskutowała i natychmiast wykonywała wszystkie polecenia.
– Trenerko… – zaczęła, gdy dziewczyny opuściły już amfiteatr.
– Daj spokój, Sarayu. – Kusicielka machnęła ręką. – Możesz mówić mi po imieniu. Alyvja. – Wyciągnęła rękę, a uczennica nieśmiało ją uściskała.
– No więc zastanawiałam się… może mogłaby mi pani pomóc…
Uśmiech zszedł z twarzy Alyvji.
– To o to ci dzisiaj chodziło? Dlatego nie gwiazdorzyłaś? – Zrobiła kwaśną minę. – Świetnie. Doskonale. Gratuluję. Ale mów, może dam radę ci pomóc.
– Chodzi o… o diadem piastunki. – Sarayu poczuła, że robi się czerwona. – Myślałam… myślałam, że osoba o twojej pozycji byłaby w stanie zdobyć dla mnie kopię.
Alyvja prychnęła.
– Nawet nie chcę wiedzieć, co zrobiłaś ani co planujesz. Nie mów. Nie można dostać kopii, od wieków jest tyle diademów, ile piastunek. Czasem, kiedy jakiś diadem wymaga drobnej naprawy, posyła się go do syrenów, żeby się tym zajęli. I tyle, nic więcej się z nimi nie robi. Nie powiem twojej siostrze o tej rozmowie, ale mam nadzieję, że nie zrobisz nic głupiego. A teraz daj mi spokój, mam jeszcze jedną pieśń do ułożenia.
Sarayu skłoniła się delikatnie.
– Przepraszam i dziękuję za poświęcony czas.
Kiedy odwracała się od Alyvji, wyglądała na zbitą z tropu i skruszoną. Jednak tuż po przepłynięciu między wielkimi ościami na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Zatarła dłonie. Czas rozpocząć plan C. I to od razu.
Sarayu wróciła do domu w świetnym humorze. Od razu rzuciła się na łoże. Powinna szykować się już do spania, ale stwierdziła, że poczeka na siostrę. Po raz pierwszy od „incydentu z diademem” nie czuła na karku oddechu terminu. Wciągnęła wodę w skrzela. Czuła się dziwnie lekko.
Sagara wpłynęła do komnaty.
– Jeszcze nie śpisz? – spytała zdziwiona. – Jestem wykończona, nie wiem jak ty, ale idę spać.
Natychmiast padła na łoże.
– Sagara?
– Hm? – mruknęła siostra. Miała już zamknięte oczy.
– Jak można wejść do Korzeni?
– Korzeni? – powtórzyła niechętnie Sagara.
– No wiesz, męskie piętro pałacu i podziemia…
Sagara otworzyła oczy i zmarszczyła czoło.
– Wiem, co to Korzenie – warknęła. – Pytam, po co chcesz tam iść.
Sarayu uniosła ręce, jakby udowadniała, że nic nie dotyka.
– Cele naukowe. Nigdy nie widziałam syrena. Chciałabym zobaczyć, jak wygląda ich życie.
– Wiesz, że nie można opuszczać korytarza na pierwszym piętrze, prawda? – Sagara zmrużyła oczy.
– Jasne. A jak można dostać się na pierwsze piętro? – Sarayu mówiła trochę zbyt słodkim głosem.
– To proste. – Sagara wzruszyła ramionami. – Musisz planować dziecko.
Sarayu poczuła się, jakby nagle cała ta woda nad nią przygniotła jej biedne ciało do dna.
– Już wiesz? – Sarayu pokiwała głową w odpowiedzi. – Świetnie, a teraz dobranoc.
Sagara wygodniej umościła się w puszkach, a Sarayu położył obok niej. Wzrok wlepiała w bursztynowy sufit.
– Sagara? – zapytała nieco ciszej niż poprzednio. Siostra tylko mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi. – Czy nie mogłabym pójść tam z Nihan?
– Zwariowałaś? Po co? – Sagara znowu otworzyła oczy.
– Dla celów naukowych – powtórzyła Sarayu.
– Przestań gadać bzdury, akurat uwierzę, że interesuje cię nauka. Co znowu kombinujesz? – Sagara mocno zacisnęła usta.
– Rany, nic nie kombinuję, dobra? – Sarayu przewróciła oczami. – Po prostu naprawdę chcę to zobaczyć.
Siostra wzruszyła ramionami i odwróciła się tyłem do Sarayu.
– Pogadaj z Nihan, przecież nie zdecyduję za nią, czy chce złamać prawo. Dobranoc.
– Dobranoc.
Sarayu uśmiechnęła się, znowu wgapiając w sufit.

Na dwa dni przed swoim wyjątkowym Dniem Krwi Sarayu była zajęta czymś kompletnie innym. Prawdę powiedziawszy, całkowicie zapomniała, że to już tak blisko. Budząc się o świcie, miała w głowie tylko jedno zadanie: naprawić przeklęty diadem. Przeżyć próbę chóru. Wyspać się.
Pozwoliła Sagarze wypłynąć z komnaty całkowicie nieświadomej. Odczekała chwilę i odchyliła nieco muszlę przykrywającą okno. Siostra płynęła przed siebie trochę szybciej niż by wypadało. Sarayu ostrożnie wypłynęła przez okno. Muszla za jej plecami chwilę bujała się na haczyku. Syrena śledziła siostrę, płynąc nieco z tyłu, wysoko nad nią. Czarne włosy lśniły z daleka. Przy granicy do Sagary dołączyła Nihan, a jej rude, wręcz pomarańczowe włosy odznaczały się jeszcze bardziej widziane z góry na tle czarnej grzywy Sagary. Nihan trzymała oburącz olbrzymi kosz, Sarayu domyśliła się, że zamierzają karmić Skyllę i Charybdę. Przekroczyły granicę. Sarayu postanowiła zaczekać na nie na terenie Laguny, ale pożałowała tej decyzji, bo wróciły dopiero po kilku długich godzinach, które upłynęły syrenie wręcz w fizycznym bólu. Niecierpliwiła się, obserwując uciekające światło. W końcu jednak wróciły, pożegnały się i każda odpłynęła w swoją stronę, Sagara ciągnąc za sobą kosze. Sarayu niespiesznie opadła przy boku Nihan.
– Cześć – zagadała, nieco nieśmiało jak na siebie. – Ładne korale.
– Potrzebujesz czegoś? – Nihan zmarszczyła brwi i nieznacznie przyspieszyła. – Spieszy mi się. Mam pracę.
– Tak, tak. – Wzięła głęboki wdech. – Mogę pójść z tobą do Korzeni?
Nihan gwałtownie się zatrzymała. Sarayu była na to przygotowana i udało jej się przystanąć w porę.
– Po co? – wykrztusiła starsza z syren.
– Dla celów naukowych – odparła gładko Sarayu, a Nihan zmarszczyła nos.
– Myślisz, że w to uwierzę? Od kiedy interesuje cię nauka? Czego naprawdę chcesz?
– Chcę się poprawić – nastolatka nie odpuszczała.  To była jej ostatnia szansa. Musiało się udać.
– Okej – prychnęła Nihan. – Jasne. Mnie tam rybka, rób, co chcesz. Tylko nie mieszaj mnie w to. Mam wizytę jutro o świcie. Jak się spóźnisz, to odpadasz.
– Mam wtedy próbę – bąknęła niewyraźnie Sarayu. Nihan roześmiała się głośno, a jej śmiech poniósł się nienaturalnym echem po opustoszałej, przedświątecznej Lagunie.
– To masz problem, dzieciaku – prychnęła i odpłynęła, nie dając Sarayu szansy nic powiedzieć. Zrezygnowana nieletnia udała się do amfiteatru, aby zrealizować pozostałe cele dnia.

Noc Sarayu ciągnęła się jak nigdy. Jakby świt miał nigdy nie nadejść. W końcu jednak Sagara zaczęła powoli się wybudzać, co można było poznać po nerwowych tikach płetwy. Sarayu uciekła z komnaty, zanim siostra otworzyła oczy. Wiedziała, że Sagara nawet nie zauważy jej braku. Nie na osiem dni przed Nocą Juraty. Właściwie, to w inne dni też nie. W sumie: nigdy by nie zauważyła.
Głębiny były wciąż skąpane w ciemności, ale po spojrzeniu w niebo można było zauważyć pojedyncze promienie słońca, które nie przedarły się jeszcze na dno. Ostrożnie wychynęła z łóżka, chwyciła torbę i wypłynęła na korytarz. Mijając kolejne komnaty, Sarayu dostrzegała mnóstwo nieśpiących już syren. Trochę zdziwił ją ten widok. Nie chciała być nietaktowna, więc ograniczała się do zdawkowego zerkania, ale wstrząsnęła nią świadomość, jak wiele mieszkanek pałacu wyglądało na nieszczęśliwe. Była ta jedna syrena o jasnych włosach, która głośno szlochała i kiwała się do przodu i do tyłu. Albo inna, która wyglądała jak martwa, utkwiwszy wzrok w ścianie naprzeciwko. Nie poruszała się, nawet nie mrugała i wydawała się nie oddychać. Ale najbardziej w pamięci utkwił jej widok mieszkanki najniższego piętra. Próbowała zawiesić w drzwiach wielką kotarę. Płakała. Była w zaawansowanej ciąży, a jej twarz na bieżąco pokrywała siatka głębokich zmarszczek i przebarwień. Spojrzenie nieznajomej napotkało wzrok Sarayu. Przez bardzo długi ułamek sekundy wylewała w nią cały swój ból, a potem szarpnęła zasłoną i Sarayu nigdy więcej jej nie zobaczyła.
Stanęła przed drzwiami prowadzącymi do Korzeni. Czuła drżenie w ogonie. Nigdy nie sądziła, że przejdzie na drugą stronę. Myśl o tym, co zamierzała zrobić – nie tylko przejść na drugą stronę, ale też wejść do podziemi – napawało ją dziwną mieszaniną przerażenia i ekscytacji. Oczywiście, jeśli zostałaby złapany, co najmniej by ją wygnali. Wątpiła, opłacało im się ją mordować, ale i takie przypadki się zdarzały. Przywódczyni wzywała boginie, a te wynosiły delikwentkę gdzieś w góry, gdzie umierała z głodu i bezradności – pół-rybom niełatwo jest się poruszać po lądzie.
Sarayu przebiegł dreszcz. Nie chciała umierać wysoko w górach, ale bardziej niż śmierci bała się, że Sagara odkryje prawdę. Czekałby ją los gorszy niż zabójstwo.
W tym momencie zdała sobie sprawę z absurdalności swojego położenia. Aby zamaskować zbrodnię, musi popełnić kolejną, za którą groziła jej tak samo okrutna kara. Jeśli na jaw wyjdą obie, może już się żegnać z życiem.
Westchnęła i zadrżała. Czy już wcześniej było tak zimno?
W końcu nadpłynęła Nihan. Rude włosy falowały dookoła jej twarzy, a oczy miała jeszcze bardziej rozbiegane niż zwykle. Widać było, że się stresowała, a sińce pod oczami zdradzały, że nie spała dobrze.
– Jednak przyszłaś – zauważyła niechętnym tonem i przepchnęła się obok Sarayu. Ta milczała. Starsza z syren pchnęła ciężkie drzwi i natychmiast poczuły jak uderza w nie fala zdecydowanie zimniejszej wody. Obie zadrżały, a Nihan złapała się za ramiona. W środku panowała zupełna ciemność. Chwilę stały w milczeniu, aż wreszcie Nihan westchnęła głośno i zdecydowanie wpłynęła do wnętrza Korzenia.
Niechętna Sarayu zmusiła się do popłynięcia za nią. Wrota natychmiast same się za nimi zatrzasnęły.
– Dzień dobry? – zawołała w przestrzeń Nihan, ale odpowiedziało jej echo. Niepewnie podpłynęły kawałek do przodu. – Byłam umówiona!
Ktoś z boku głośno westchnął ze zrezygnowaniem. Obróciły się gwałtownie w jego kierunku, a nad ich głowami nagle rozbłysły światła. Widocznie inny ktoś podniósł pokrywy okien dachowych. Słońce rozlało się po zakamarkach korytarza i Sarayu otrzymała szansę na wgląd w świat samców.
Pierwszy poziom Korzeni wyglądał jak niekończący się biały korytarz. Sarayu nie miała pojęcia, czym pomalowano ściany, że były aż tak białe, ich kolor wręcz ją oślepiał. Cała sala składała się z ciasno zbitych klatek, stały jedna przy drugiej, a ich metalowe kraty wydawały się obrzydliwie brudne w porównaniu do śnieżnej bieli ścian. W każdej klatce siedział jeden syren. Część z nich wyglądała świeżo i tryskała radością, większość ponuro łypała na nowoprzybyłe. Każdy miał na szyi żelazną obrożę, na środku której połyskiwał błękitny kamień. Ich blask przykuwał uwagę Sarayu w szczególny sposób, więc bez mrugnięcia okiem rozpoznała, że przywódczyni musiała w każdym z nich umieścić moc Juraty. Dzięki tym kamieniom syrenowie mogli żyć bez uczestnictwa w tym szczególnym święcie i bez pomocy władczyni Laguny.
Nihan ruszyła śmiało przed siebie, więc Sarayu podążyła zaraz za nią. Przyglądały się mijanym postaciom. Każdy syren był inny – inny kolor skóry, inny nos, inny kolor włosów. Mimo tego wszyscy mieli takie same szare oczy bez wyrazu. Nawet ten najbardziej uśmiechnięty blondyn, który wysyłał Nihan zachęcające spojrzenia.
Nikt się nie odzywał, co nadawało całej sytuacji groteskowy wyraz. Sarayu dotykała mijanych krat. Niektórzy mieszkańcy Korzeni patrzyli na nią z nadzieją, inni z wyraźnym obrzydzeniem. Blondyn puścił jej oczko.
Jej uwagę przykuł siedzący tyłem brunet. Wyglądał na dużo młodszego od reszty towarzyszy, jednak dużo bardziej Sarayu przeraził fakt, że chłopiec próbuje się udusić.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że próbuje zdjąć obrożę. Udało mu się ją jednak tylko odrobinę przesunąć. Zobaczyła siny odcisk i pomarszczoną, martwą skórę w miejscu, które wcześniej przykrywało żelazo. Palce chłopaka krwawiły. Miał połamane paznokcie.
Wszystko to składało się na dosyć ponury obraz. Sarayu czuła zmieszanie. Może źle zrobiła, przychodząc tutaj?
– Nihan? – wyszeptała, bo bała się mówić głośniej.
– Tak? – towarzyszka chyba odczuwała podobny strach.
– Popłynę dalej, dobra?
– W porządku. – Nihan wzruszyła ramionami. – I tak zamierzałam wybrać któregoś z pierwszych, podobno są najlepsi.
Sarayu skinęła głową i popłynęła przed siebie. Starała się zachowywać naturalnie, ale ciężko było jej patrzeć na samców. Zawsze wyobrażała sobie to miejsce inaczej. Myślała, że syrenowie konkurują o uwagę przyszłej matki, że wręcz rzucają jej się do płetw, aby tylko tego jednego wybrała. Tymczasem ci tutaj obecni wyglądali, jakby chcieli Nihan zamordować.
Nigdy nie przyszło też Sarayu do głowy, że miejsce, gdzie mama spotkała dawcę, to klatka. Bajarki opowiadały przecież tyle wspaniałych historii o miłości – żadna co prawda nie dotyczyła syren, a tym bardziej dawców, ale naturalne było przełożenie na świat, który znała – że nie potrafiła sobie wyobrazić smutniejszej scenerii dla miłości.
A czy jej matka w ogóle kochała swojego dawcę? Czy w ogóle kiedykolwiek z nim rozmawiała? Czy może wskazała klatkę, a po skończonej robocie już więcej go nie widziała?
To w sumie oczywiste, że nigdy więcej go nie widziała. Bo i gdzie? I w jakim celu? Samce są brudni.
Poczuła żółć napływającą do ust. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że korytarz delikatnie cały czas zakręca. Odwróciwszy się, nie dostrzegła już Nihan.
Za to wpatrywał się w nią samiec z okropną blizną ciągnącą się od czoła do brody przechodzącą idealnie przez środek oka. Wzdrygnęła się. Nigdy wcześniej nie widziała syreny z blizną.
Podpłynęła do jego krat. Piorunował ją wzrokiem, jakby chciał kazać jej spadać jak najdalej stąd. Sarayu jednak czuła fascynację jego kwadratową szczęką i zgrubiałymi dłońmi. Zapragnęła, aby to jego Nihan wybrała.
Nieznajomy wydał z siebie gulgocząco-charczący odgłos. Sarayu nawet nie drgnęła.
– Szukam kuźni – wyszeptała, przypominając sobie o swoim zadaniu. – Pomóż mi, proszę.
Samiec ściągnął brwi i wykrzywił usta w grymasie.
– Błagam – wyszeptała niemal bezgłośnie. Trzęsła jej się broda. Spojrzenie syrena złagodniało. Wskazał palcem wzdłuż korytarza, a potem nie w dół, jak spodziewała się Sarayu, ale w lewo. – Dziękuję. Dziękuję ci bardzo – powiedziała już całkiem głośno i wyciągnęła rękę w stronę nieznajomego. Spojrzał na nią niepewnie, ale w końcu powoli zbliżył się i chwycił jej nadgarstek z całej siły. Patrzył jej intensywnie w oczy. Nie rozumiała, co chce jej przekazać.
Wyswobodziła się z uścisku i z niemrawym uśmiechem na twarzy odpłynęła dalej korytarzem. Odprowadzał ją bulgocząco-charczący krzyk, ale nie śmiała się odwrócić, żeby spojrzeć, co się dzieje. Miała wrażenie, że i tak wie.
Korytarz kończył się dziurą, a raczej ogromną tubą ciągnącą się nieco w górę i głęboko w dół. Przepaść była w przekroju pięciokątna, a całą jej powierzchnię pokrywały drzwi. Jedne pod drugimi, niemal ściśnięte, tworzące dziwny wzór, przyprawiające o oczopląs. Sarayu poczuła mdłości i jednocześnie spłynęła na nią dozgonna wdzięczność wobec samca, który wskazał jej drzwi. Gdyby nie to, nawet nie próbowałaby szukać kuźni na własną rękę.
Pchnęła najbliższe drzwi na lewo i uderzyło w nią gorąco. W środku było dużo ciemniej. Wpłynęła do pomieszczenia, a drzwi znowu same się za nią zamknęły.
– Stój! Proszę opuścić budynek! – zawołał jakiś niski i gruby głos. Sarayu najeżyła się, bo nigdy nie słyszała, żeby ktoś mówił tak nisko.
– Kto tu jest? – zawołała stanowczym głosem. Próbowała zachowywać się, jakby wiedziała, co robi.
Nieznajomy podpłynął bliżej i w słabym świetle Sarayu dostrzegała jedynie zarys jego sylwetki.
– Jestem strażnikiem tej kuźni i niestety, muszę panią wyprosić.
Sarayu zignorowała tę wypowiedź.
– Potrzebuję pomocy.
– Nie ty pierwsza. A jak cię tu złapią, to wyląduję w klatce. Proszę wyjść – nieznajomy wydawał się skrajnie poirytowany.
– Potrzebuję pomocy – powtórzyła Sarayu. Syren westchnął.
– Niby dlaczego miałbym ci pomagać? Proszę wyjść, nalegam. – Złapał jej ramię, ale ta nawet nie drgnęła.
– Pomóż mi – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Od tego zależy moje życie.
Nalegam.
– Jeśli mi pomożesz – zaryzykowała Sarayu, a rozmówca wstrzymał na chwilę oddech – przysięgam, że wybiorę ciebie, kiedy zdecyduję się mieć dzieci.
– A co jeśli nie trafię do klatki?
– W końcu jednak trafisz, prawda? Wszyscy w końcu tam trafiacie, to wasz… – zawahała się na moment – nadrzędny cel, prawda?
Syren wydał charczący odgłos.
– Tak – warknął. – Nadrzędny cel.
W jego głowie szalały myśli. Wiedział, że w końcu wyląduje w klatce, ale jeśli zostanie wybrany przez syrenę – będzie mógł szukać szczęścia wśród stadnych syren, z dala od Laguny, wolny po raz pierwszy w życiu. Z drugiej strony, samo stanie z nią w tym pokoju było niewyobrażalnym przestępstwem, za które groziła mu co najmniej kara śmierci. No i skąd miał wiedzieć, czy dotrzyma obietnicy?
– Musisz przysiąc na krew – zadecydował w końcu. – Muszę mieć pewność.
Sarayu przygryzła wargę, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Wyciągnęła więc rękę, a syren chwycił ją pewnie.
– Przysięgam na krew, moją, ludzką i mojego ludu, że jesteś jedyną istotą, której dziecko urodzę. Jeśli złamię tę przysięgę, niech moja krew zawrze w żyłach, a ciało pochłonie morska piana.
Przez chwilę panowało milczenie. Ostatecznie jednak nieznajomy zabrał rękę i przerwał ciszę:
– To jaki masz problem?
Sarayu wyciągnęła z torby diadem, a raczej jego dwie połówki. Mimo że nie widziała swojego rozmówcy, miała dziwne wrażenie, że się uśmiechnął.
– Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale naprawimy to błyskawicznie, ten metal jest po prostu cudowny do pracy.
Sarayu uśmiechnęła się i przygładziła włosy, które oczywiście od razu rozpłynęły się we wszystkie strony. Poczuła się lekka i miała ochotę ucałować syrena, ale postanowiła się powstrzymać, aż nie zobaczy diademu w jednym kawałku.
Nieznajomy zniknął w ciemności i wrócił pół godziny później, ale Sarayu miała wrażenie, że minęła cała wieczność. Podał jej diadem w jednym kawałku, wyczyszczony i gotowy do noszenia przez Sagarę. Syrena poczuła łzy cisnące się do oczu.
– Tak bardzo ci dziękuję – wyszeptała, ściskając drogocenną błyskotkę w obu dłoniach.
– Nie zrobiłem tego z dobrego serca – przypomniał. – Kiedy przyjdziesz tu następny raz… pytaj o Sampaha.
Odpłynął, a Sarayu zamrugała kilka razy, aby odpędzić łzy. Misja zakończona. Mogła wrócić do bycia sobą, do swojego życia. Opuściła gorący przedsionek kuźni i poczuła, że dygocze, kiedy znowu otuliły ją zimne wody korytarza Korzeni. W połowie drogi do drzwi wpadła na Nihan.
– Na Boginię, gdzie ty się podziewasz?! – przywitała ją. – Nie, nie mów mi! Nie chcę nic wiedzieć! To twój problem! Ale to ostatni raz, kiedy coś dla ciebie zrobiłam. Mogłyśmy obie zginąć!
Nihan nerwowo skubała rude włosy. Sarayu posłała jej szeroki uśmiech.
– Wybrałaś? – zapytała tylko, ignorując wyrzuty.
– Tak – westchnęła Nihan. – Ale jedyny wolny termin jest w dzień po Nocy Juraty. Sagara nie będzie szczęśliwa.
Sarayu wzruszyła ramionami i popłynęła przodem. Odprowadziły je pełne wściekłości spojrzenia, jednak żadnej z nich to nie zainteresowało.
Minąwszy drzwi, rozeszły się w swoje strony, nie zaszczyciwszy siebie nawzajem nawet przelotnym spojrzeniem. Nihan musiała wrócić do przygotowywania Nocy Juraty, a Sarayu teoretycznie powinna teraz kajać się przed trenerką i prosić o wybaczenie nieobecności na ostatniej próbie, ale miała ważniejsze sprawy na głowie – została jej niecała doba do jej Dnia Krwi. A wciąż miała mnóstwo spraw na głowie.

W drodze złapała ją Tuki. Laguna wrzała życiem, widocznie wszyscy mieli akurat niesamowicie ważną sprawę do załatwienia gdzieś indziej, więc wszystkie syreny akurat w tym momencie się przemieszczały. Sarayu co chwilę na kogoś wpadała i ledwo słyszała własne myśli wśród szumu płetw i dość głośnych rozmów. Mimo tego, Tuki udało się wypatrzyć ją w tłumie.
– Podobno zwiałaś dzisiaj z próby. Znowu. – Przyjaciółka miała niezadowoloną minę. Sarayu była zmęczona tym, że Tuki ciągle próbowała jej matkować.
– Rozwiązałam problem wagi koronnej – przyznała. – Nie pytaj, nie tutaj.
Tuki pokiwała głową z uznaniem, domyślając się, o co chodzi.
– No to jak tam przygotowania do wielkiego dnia?
– Właśnie płynę do Unmei. Wybrałam ją na przewodniczkę.
Tuki zrobiła smutną minę. Przewodniczka była potrzebna, aby pokazać młodej syrenie, jak polować, na kogo polować i gdzie polować. Każda nieletnia wybierała spośród bliskich jej dorosłych syren tę jedyną, która miała jej towarzyszyć najważniejszego dnia w życiu. Sarayu najpierw poprosiła Tuki, ale ta odmówiła, mówiąc, że to dla niej za dużo. Przyjaciółka zaproponowała wybranie Sagary, ale Sarayu w życiu by sama na to nie wpadła. Tak zawracać siostrze głowę? Nigdy. Ostatecznie padło na Unmei, czyli jedną z najstarszych syren w Lagunie, która zajmowała się kwestiami przeznaczenia i jako jedyna mieszkała poza pałacem. Syreny często radziły się jej odnośnie swoich oczu i co mogą oznaczać albo jak zmienić los, choć Unmei najczęściej radziła, aby go zaakceptować. Mieszkała na skraju Laguny, jeszcze zanim obecna przywódczyni się urodziła, więc choć nie podobało się to władczyni, nie śmiała tego zmienić. Zresztą lud za bardzo szanował Unmei, aby zgodzić się na jakiekolwiek restrykcje wobec niej. Przywódczyni miałaby bunt na głowie, gdyby zdecydowała się na coś takiego.
– Przykro mi, że nie mogę płynąć jutro z tobą – przyznała nieco za cicho, biorąc pod uwagę gwar, Tuki. – Ale naprawdę nie nadaję się do takich rzeczy, to zbyt wielka odpowiedzialność.
– Tak, wiem – warknęła Sarayu. – Unmei od tego tutaj jest, prawda? Zresztą… pewnie pokaże mi wszystko lepiej niż ty, bez urazy, ale ma większe doświadczenie, w końcu jest tak stara jak ta bestia, z której zrobiono amfiteatr.
Tuki mruknęła tylko coś pod nosem w odpowiedzi. Po chwili ciszy jednak się odezwała:
– Wybacz, ale mam coś do załatwienia. Zobaczymy się później!
Sarayu skinęła jej głową na pożegnanie i w samotności kontynuowała podróż do domu swojej przyszłej przewodniczki.

Unmei mieszkała w jaskini przy ładniejszej rafie. Wejście zasłaniały wysokie i intensywnie zielone wodorosty. Wyglądały na pełne życia, co było niepokojące na kilka dni przed Nocą Juraty, ponieważ Laguna żyła resztkami mocy bogini, a rośliny i zwierzęta balansowały na granicy życia. Chwytały się ostatnich sił witalnych, ale do święta i tak powinny zacząć schnąć. Wodorosty Unmei się tym jednak nie przejmowały i zawsze porażały swoją żywotnością.
Jaskinię udekorowano wiecznymi kwiatami. Rosły tylko w prywatnym ogrodzie przywódczyni, więc Unmei prawdopodobnie dostała je od poprzedniczki aktualnej władczyni. Albo od poprzedniczki poprzedniczki. Sarayu bała się zgadywać, jak dawno temu to było.
– Witaj, rybeńko! – przywitano ją od progu i Unmei położyła jej obie dłonie na policzkach. Chwilę przyglądała się twarzy Sarayu ze skupieniem i odetchnęła z ulgą. Młoda syrena nie miała pojęcia, co się właśnie wydarzyło, ale cieszyło ją to westchnienie.
– Przyszłam w sprawie mojego Dnia Krwi – przypomniała łagodnym tonem, a Unmei posłała jej uśmiech. Rzadko widuje się takie uśmiechy w Lagunie. Sarayu poczuła dziwne ciepło w środku.
– Oczywiście, oczywiście. Siadaj sobie, kochanie – poradziła gospodyni i poklepała kamienną kłodę, która służyła jej za ławeczkę.
Sarayu przyjrzała się dokładniej swojej mentorce. Była bez wątpienia piękna, młoda syrenka była skłonna przyznać, że najpiękniejsza w całej Lagunie. Nie było w Unmei ani trochę surowości Sagary, ani nic nie odwracało uwagi od jej piękna, jak czerwone oczy Nihan. Unmei miała piękne jasne włosy, które wydawały się mieć odrobinę inny odcień w zależności od światła. Raz były bardziej blond, raz bardziej błękitne, innym razem fioletowe albo zielone. Sarayu mogła obserwować je godzinami, ale jeszcze bardziej lubiła wpatrywać się w piękne, spokojne, seledynowe oczy Unmei. Nie widziała takich u żadnej innej syreny, nawet u samotnicy, które znane były przecież z szalonych odcieni tęczówek. Dodatkowo wszystko w Unmei było idealne: symetryczne brwi bez ani jednego nadprogramowego włoska, pełne usta, prosty nos, owalna twarz bez żadnej zmarszczki czy niedoskonałości. Policzki miała zawsze rumiane, co również było ciekawą osobliwością wśród syren w ogóle, nie tylko w Lagunie. Sarayu instynktownie zawsze porównywała Unmei do Sagary, która ze swoimi mocno zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, dziwnymi, granatowo-złotymi oczami i ciemnymi włosami zawsze wydawała jej się dzika i surowa, jak ociosany kamień. Unmei z kolei była oszlifowanym szmaragdem, dopieszczonym i wykończonym, bez żadnych ostrych krawędzi.
– Jutro o świcie wyruszymy z Laguny i popołudniu dotrzemy do brzegu lądu. Będzie tam mnóstwo ludzi – tłumaczyła spokojnie Unmei. Miała w tym już wprawę. – Kobiety, mężczyzny, dzieci. Twoim zadaniem jest wybranie jednego z nich, koniecznie mężczyzny, najlepiej silnego i zdrowego. Zwabienie go do wody będzie dla ciebie błahostką, w końcu dla tak utalentowanej kusicielki nic nie jest niemożliwe. Zazwyczaj muszę pomagać dzieciakom, ale ty na pewno dasz sobie radę. Kiedy już go dopadniesz, twoim zadaniem jest wbić w niego zęby i wypić krew.
– Brzmi prosto – przyznała Sarayu.
– Ale są haczyki.
Sarayu westchnęła.
– Po pierwsze: musimy się uwinąć z robotą do zachodu słońca, bo potem mogą się zacząć problemy typu odwrócenie procesu starzenia albo jego przyśpieszenie, śmierć w mękach, spłonięcie żywcem, rozerwanie żył od środka, takie tam. Z tym raczej nie będzie problemu, jeszcze nigdy się nie spóźniłam. Po drugie: musisz się skupić. Od świtu będzie cię wypalać żądza krwi. Sparaliżuje cię i nie będziesz w stanie się ruszać. Nie będziesz w stanie nawet myśleć, rzadko kto w ogóle krzyczy. I to nie przejdzie, dopóki nie zaspokoisz pragnienia. Musisz to zaakceptować, po kilku stuleciach już się przyzwyczaisz i będziesz się musiała nawet pilnować, żeby nie przegapić Dnia. Ale jutro odczujesz to jako żywy ogień wewnątrz ciebie, okropne uczucie, dlatego najlepiej będzie, jeśli stawisz się na granicy jeszcze przed świtem, zanim poczujesz pragnienie. Wtedy będę w stanie ci pomóc.
Sarayu pokiwała głową na znak, że rozumie, ale tak naprawdę wiedziała, że tego nie zrobi.
Nie zamierzała robić niczego nadprogramowo, tracić cennych chwil snu ani w ogóle podporządkowywać się rozkazom Unmei. Nie wierzyła, że może być naprawdę aż tak strasznie. Nie istniał taki ból, to było bez sensu. Naprawdę bez sensu. A nawet jeśli: Sarayu była wyjątkowa, dałaby sobie radę.
Tymczasem jednak wraz z pierwszymi promieniami słońca jej ciało przeszył ogień. Miała wrażenie, że płonie wewnątrz, że w każdy milimetr jej ciała wbijane są rozpalone do czerwoności szpilki, że ktoś smaga ją po mózgu biczem ukręconym z lawy. Mimo wszystko jednak miała w głowie słowa Unmei i usiłowała wyostrzyć zmysły, skupić się. Chwyciła krawędź muszli. Knykcie zbielały jej od siły, z jaką ją ściskała, ale to i tak nie działało. Nagle ogromna fala bólu zalała jej ciało, plecy wygięły się w łuk, a cała podskoczyła aż pod sufit komnaty. Z jej gardła wydał się przeraźliwy krzyk. Jakimś jednak cudem przeskoczyła głosem po kluczowych nutach i przez ułamek sekundy czuła się wolna od bólu. Wystarczyło, żeby wiedziała, co trzeba zrobić.
Spróbowała się wyciszyć, nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę te wszystkie rozżarzone szpile. Zacisnęła powieki i usiłowała skupić swoje myśli na jednej nucie – nucie spokoju. Nie była pewna, czy jakikolwiek dźwięk faktycznie wydostał się z jej ust, czy tylko sobie go wyobrażała.
Ale działało. Ból powoli odpływał i po chwili, zmęczona i zszargana, wyprostowała się i udała w stronę Skylli i Charybdy na spotkanie z Unmei. Co prawda ogień wciąż podpalał ją gdzieś na granicy świadomości, ale udawało jej się stłumić go zwykłym nuceniem. Czuła respekt przed własną mocą.
Unmei, zobaczywszy Sarayu, nie wydawała się zadowolona.
– Umawiałyśmy się chyba, skarbie? – wycedziła lodowatym tonem. Jej twarz pozostawała niewzruszona. – Spóźniłaś się. Każda minuta jest cenna.
– Spokojnie. – Sarayu też cedziła słowa przez zęby, ale z zupełnie innego powodu. Zaciskała szczęki, aby nie pozwolić bólowi wrócić. – Zdążymy.
– To dla ciebie szprotka, co? Radzisz sobie z bólem. Ale poradzisz sobie z bólem człowieka?
– Co? – Sarayu zmarszczyła czoło ze zdumienia. Nie zrozumiała słów przewodniczki, ale ta nie zamierzała tracić czasu na tłumaczenia. Ruszyła przed siebie i po minięciu obozowiska morzeczek przekroczyła granice Laguny. Sarayu popłynęła za nią.
Woda poza Laguną wydała jej się zimna, brudna i mniej przejrzysta. W tej chwili potwornie dziwiła się stadom i samotnicom, które decydowały się na opuszczenie ciepłych i krystalicznych wód Laguny, gdzie słońce zawsze świeciło, a jedzenia zawsze było pod dostatkiem. Przynajmniej na wyższych piętrach.
Płynęły piekielnie długo, Sarayu jeszcze nigdy nie przebyła takiego dystansu i co jakiś czas znacząco spowalniała, aby potem gonić za płynącą w stałym tempie Unmei. Dodatkowo młodszą z syren co jakiś czas atakowały okropne ataki bólu, które coraz ciężej było powstrzymywać z każdą następną falą. Kiedy wreszcie poczuły mroźny wschodni prąd, przewodniczka zatrzymała się i ostrożnie wychyliła głowę ponad taflę wody. Sarayu podążyła za nią.
Powietrze tam było zimne i śmierdziało. Atmosferę wypełniały dźwięki osób bawiących się na plaży i trele ptaków. Ktoś śpiewał, ale bardzo bełkotał i Sarayu odruchowo zasłoniła sobie jedno ucho. Mimo wszystko niebo nad nimi okazało się piękne. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i sklepienie zdobiły róże, błękity i pomarańcze. Sarayu westchnęła. W Lagunie rzadko wychodziła na powierzchnię, a jeszcze rzadziej w czasie zachodu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio oglądała go znad wody.
Ten widok jednak oznaczał, że zostało im bardzo mało czasu.
– Okropnie dużo ludzi tutaj – przyznała Unmei. – Chyba jakaś impreza.
Z plaży dobiegły gromkie śmiechy, a panowie wystrzelili w powietrze salwę z pistoletów. Sarayu spanikowała pod wpływem hałasu i zanurkowała. Po chwili uświadomiła sobie, że nie ma prawdziwego zagrożenia i nieco zażenowana, ale trzymając głowę wysoko w górze, wynurzyła się z powrotem. Musiała zacisnąć zęby, żeby nie poddać się z powrotem bólowi.
– Podpłyniemy bliżej i wybierzesz któregoś – wyszeptała, z nieznanej przyczyny, bo i tak nikt by ich nie usłyszał, Unmei. Sarayu zdobyła się tylko na pokiwanie głową i podążenie za przewodniczką.
Zanurkowały i wynurzyły się dopiero przy kilku łódkach dokujących przy brzegu. Kolejne wyjście z wody było dla Sarayu o wiele mniejszym szokiem. Rząd łódeczek wyglądał jak dopiero co rodzący się port. Obskurne szalupki wydawały się śmieszne, stojąc w cieniu okazałego pałacu na górującym nad małą plażą klifem. W żadnym z zamkowych okien nie paliło się światło, wszyscy mieszkańcy świętowali na plaży. Unmei przez chwilę zastanawiała się, co to za okazja i doszła do wniosku, że panujący książę musiał mieć urodziny. To by tłumaczyło salwę z pistoletów i pustki w pałacu. Nie powiedziała tego jednak na głos, nie było to konieczne.
Kobiety na plaży wydawały się niemal nagie. Chodziły boso, a ich ciała okrywały jedynie zwiewne chusty – bez względu na wiek i tuszę. Mężczyźni również byli przeważnie boso, niekiedy ich stopy okrywały proste klapki z trzciny. Większość była ubrana w proste lniane koszule z szerokimi rękawami i spodnie z flaneli. W rękach ściskali szklanki, trzymali się za ramiona i głośno śpiewali. Jeden wymiotował do morza. Sarayu wzdrygnęła się. Co to za zwierzęta?
– No. Wybieraj – ponagliła Unmei. Sarayu zlustrowała plażowiczów wzrokiem. Tańczące przy brzegu kobiety wyglądały na wyjątkowo zdrowe i świeże, ale miała w pamięci uwagę Unmei, że powinna wybrać mężczyznę. Żaden jednak nie wydawał się zdrowy ani w formie. Mieli czerwone twarze, spocone ciała i przekrwione oczy. Budzili w niej obrzydzenie tak wielkie, że zapominała o żądzy krwi.
– Spójrz na tego ­– Unmei wskazała palcem na centralny fragment plaży. – Masz ochotę na odrobinę błękitnej krwi?
Mężczyzna stojący na środku plaży i otoczony wianuszkiem gości wyglądał na rześkiego i zdrowego. Miał silne ramiona i zdrowo wyglądającą skórę. W tym momencie któryś z pijanych gości głośno wykrzyknął:
– Niech żyje książę Ezegielle!
Goście wznieśli szklanki i zaczęli krzyczeć, a zdrowy mężczyzna skłonił się dworsko.
– Skup się tylko na nim – poradziła Unmei.
Sarayu poczuła ogień w żyłach, kiedy spojrzała na księcia. Był nie tylko zdrowy, wydawał jej się wręcz piękny. Promieniowała od niego radość, a spojrzenie miał mądre i spokojne, mimo że jego oczy błyszczały. Jego twarz pokrywała siateczka drobnych blizn, zmarszczki wokół oczu były dla niej wyjątkowo uroczym dodatkiem, a krzywy nos – interesującą anomalią. Sarayu odsunęła ból na dalszy plan i zaczęła cicho nucić, skupiając się tylko na mężczyźnie. Nie miała pojęcia, czy to zadziała, czy może jednak przywoła do siebie całą plażę.
O dziwo, podziałało. Książę skłonił się uprzejmie swoim kompanom i ostrożnie ruszył w stronę zadokowanych łódek. Odprowadziły go zdziwione i zainteresowane spojrzenia, ale w tej chwili ktoś zaintonował nową pieśń i uwaga wszystkich skupiła się na śpiewającej grupce.
Książę ostrożnie wszedł do wody, mocząc nogawki spodni. Wychodził naprzeciw delikatnym falom, nie odwracając się za siebie. Wzrok utkwił gdzieś w oddali. Okrążył łódkę, za którą chowały się syreny i przyklęknął, wciąż patrząc gdzieś w dal.
Sarayu wyciągnęła ręce i objęła go za szyję, nie przestając nucić. Jej piękna pieśń wypełniała umysł księcia i niewoliła jego zmysły. Położyła rękę na jego karku i delikatnie obróciła głową ofiary, chcąc znaleźć tętnicę.
– Najpierw wciągnij go pod wodę – syknęła Unmei niespodziewanie. Sarayu wzdrygnęła się i jej głos zadrżał.
Książę zamrugał. Ich spojrzenia spotkały się. Syrena przez chwilę szybko mrugała, nie mogąc oderwać wzroku od zielonych oczu ofiary. Były spokojne i pełne zrozumienia. A może tylko to sobie wyobraziła?
– Piękny głos – wychrypiał, nieznacznie unosząc kąciki ust, a ona odskoczyła. Serce jej waliło, a ręce się trzęsły. Objęła twarz dłońmi, próbując zapanować nad drżeniem.
Unmei przejęła jej pieśń, nie pozwalając księciu wyzwolić się do końca.
– Pod wodę – syknęła, a Sarayu jeszcze raz objęła szyję ofiary. Zachodzące słońce barwiło jego skórę na pomarańczowo. Spojrzenie miał puste i martwe. Czy naprawdę tak miał wyglądać w ostatniej chwili swojego życia? Twarz Sarayu stężała. Czuła chłód, mimo że jeszcze przed chwilą było gorąco.
Wcale nie miała ochoty na krew księcia. Spróbowała spotkać wzrokiem jego spojrzenie, ale cały czas było utkwione gdzieś w oddali. Położyła dłoń na jego policzku i zaczęła delikatnie wycofywać się z nim do morza, czując ucisk w piersi.
Wtedy usłyszała plusk wody i męski głos:
– Ezegielle?
Strach ją sparaliżował, ale tylko na chwilę. Gdy nieznajomy zbliżył się do księcia, otworzyła usta i cicho zaintonowała pieśń.
Słońce dotykało już tafli wody.
– Co ty wyprawiasz? – syknęła Unmei, łapiąc ramię Sarayu. – Bierz księcia i wracamy. Zachód!
Sarayu jeszcze raz spojrzała na zawieszonego w połowie ruchu Ezegielle’a. Kącik ust miał wciąż uniesiony. Czy cała ta impreza była na jego cześć?
Przeniosła wzrok na nową ofiarę. Jego twarz wydała jej się nijaka, choć zdecydowanie młoda, a ciało miał silne. Troszkę śmierdział.
– Ten mi się bardziej podoba – powiedziała cicho Sarayu, wcale nie mając na myśli „nowszego” z mężczyzn, ale patrząc dokładnie na niego, i zanim którykolwiek z nich zdążył wyrwać się spod działania zaklęcia, chwyciła tego pijanego, nieznajomego jej z imienia i zaciągnęła na otwarte morze. Natychmiast wyczuła zbyt szybko pulsującą tętnicę. Odwróciła twarz ofiary, zamknęła oczy i zanurzyła zęby w mężczyźnie.
Gdy tylko przecięły delikatną skórę, jej usta zalała gorąca, kwaśna krew. Ciało Sarayu przeszył dreszcz, przyjemność wypełniła wszystkie komórki jej ciała, zacisnęła palce na koszuli ofiary. Na chwilę jej wzrok zaszedł mgłą, ekstaza zdominowała umysł. Gdy tylko wróciło jasne myślenie, Sarayu wpiła się w tętnicę z szaleńczą żądzą poczucia tej samej przyjemności, ale z każdym łykiem ekstaza coraz bardziej zanikała, a syrena zdawała sobie sprawę, że krew ofiary była w gruncie rzeczy niedobra – kwaśna i galaretowata. Nie przestała jednak pić, dopóki ciało nie zwiotczało, a w żyłach nie pozostała ani jedna kropla. Sarayu odsunęła się od mężczyzny i zwolniła uścisk. Pusta skorupa, która kiedyś skrywała życie, unosiła się przez chwilę w miejscu. Sarayu odwróciła się i otarła usta wierzchem dłoni. Spojrzała w górę. Słońce zaszło. Zdążyła. Odetchnęła, mimo że wcale nie czuła ulgi. Wręcz przeciwnie, niesmaczna krew powodowała u niej odruch wymiotny. Sarayu schowała twarz w dłoniach.
Za jej plecami pojawiła się Unmei.
– Fale wyrzucą go jutro na brzeg – powiedziała bez ogródek. – Ale nie wybrałaś zbyt mądrze. Dlaczego nie wzięłaś księcia?
Sarayu wzruszyła ramionami, nawet się nie odwróciwszy.
– Jak chcesz – wymamrotała Unmei. – Wracamy do domu.
Młoda syrena odwróciła się do przewodniczki, oderwawszy ręce od twarzy. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Unmei.
Źrenice seledynowych oczu rozszerzyły się, ramiona syreny opadła, a płatki nosa zafalowały.
– Coś ty…? – zawisło między nimi w przeraźliwej ciszy. Dopiero po kilku długich sekundach Unmei odetchnęła, przymknęła powieki i powiedziała tak cicho, że Sarayu niemal jej nie słyszała. – Trzpiotko, nie mam pojęcia, co tam postanowiłaś. Nie chcę wiedzieć. Ale nie rób tego. Zaklinam cię: nie rób tego.
Sarayu odrobinę się cofnęła w dziwacznym odruchu.
– Nie mam… nie postanowiłam niczego – przyznała całkowicie szczerze.
– Dlaczego go nie zabiłaś?! – wykrzyknęła nagle Unmei. – Zaklinam, jesiotrze, że przyniosłaś nam wszystkim zagładę! Zawróć, póki możesz, błagam!
– Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym ty w ogóle mówisz! – Sarayu była zupełnie szczera.
– Spójrz w lustro! – rzuciła jadowitym tonem Unmei i odwróciwszy się, ruszyła z powrotem w stronę Laguny. – I nie mów, że nie ostrzegałam.
Sarayu złapała się za głowę – wreszcie domyśliła się, co musiało się wydarzyć tam, na powierzchni. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, a ona postanowiła darować księciu życie, ta decyzja musiała w jakiś nieznany sposób położyć się cieniem na jej dalszym życiu. Oczy Sarayu zmieniły kolor. A ich nowa barwa śmiertelnie przeraziła Unmei.
W środku syreny panowała prawdziwa emocjonalna burza, była smutna, przerażona, wściekła i zaciekawiona jednocześnie. Nie wiedziała jednak, co robić, więc wstrzymawszy na chwilę oddech, popłynęła za Unmei do Laguny.
Wpłynąwszy do komnaty, Sarayu zanurkowała w kufrze. Wyciągnęła małe lusterko. Ostatnio, gdy w nie spoglądała, miała na głowie diadem piastunki, a Tuki stała tuż obok niej. Śmiały się. Miała wrażenie, że to było w innym życiu. Teraz komnata wydawała się przeraźliwie cicha i smętna. Poczuła się okropnie samotna, gdy ujrzała swoje odbicie, nie mając Tuki, której mogłaby się poradzić albo chociaż wygadać.
Ale w sumie – co miałaby powiedzieć?
Cześć, Tuki, zrobiłam coś bardzo głupiego i od dzisiaj mam czarne oczy. Co o tym myślisz?

Sagara wróciła do domu jeszcze później niż zwykle. Wyglądała na wykończoną, miała podkrążone i zaczerwienione oczy, a na policzku fioletową pręgę. Sarayu siedziała na parapecie, wyglądając przez okno. Muszlę z portretem oparła o ścianę.
– A niech to wszystko jesiotry, marzę tylko o śnie! – zawołała od progu i rzuciła się w puszki. – Rozmawiałyśmy dzisiaj z przywódczynią, porażka, dostałam po twarzy, wszystko mi się sypie przed tą całą Juratą.
– Dzisiaj był mój Dzień Krwi – przypomniała Sarayu grobowym tonem.
– A. No tak. Zejdź z okna, proszę.
– Sagara.
– Hm? – mruknęła sisotra, moszcząc się wygodniej w puchu.
– Dzisiaj był mój Dzień Krwi.
Sagara westchnęła.
– Wiem. Jak było?
Sarayu ostrożnie odwróciła się do Sagary. Oczy miała wypełnione łzami i czarne jak węgiel.
– Sagara, chcę wrócić na tamtą plażę – wyszeptała. Po policzkach płynęły jej łzy, dłońmi trzymała się za łokcie.
– O Bogini, coś ty zrobiła? Co się stało? Dlaczego…? – Sagara natychmiast zerwała się z łóżka i przyjrzała się twarzy Sarayu. Zagotowała się w środku. – Zawsze musisz coś wywinąć, prawda?! Nie potrafisz nie zwracać na siebie uwagi chociaż przez chwilę, co?! Wiecznie to samo! Wypruwam sobie żyły, żeby było ci dobrze, daję się pobić przywódczyni, żebyś mogła tu mieszkać, a ty sobie tu wracasz i płaczesz, bo masz czarne oczy?! Widocznie zrobiłaś coś głupiego! Zasługujesz na to!
Sarayu zaczęła nieopanowanie szlochać, podczas gdy Sagara wciąż krzyczała. Młodsza z sióstr pokręciła w końcu tylko głową i wypłynęła przez okno. Nie wiedziała, gdzie chce popłynąć, ale to prądy same zaniosły ją daleko poza Lagunę. Sagara jej nie goniła, nawet za nią nie wołała.

Gdy Sarayu wreszcie dotarła do brzegu, zaczynało już świtać, a mimo to plaża nie była już pusta. Pomijając pozostawiane szklanki i porozrzucane krzesła, na hamaku kołysał się jakiś mężczyzna. Wygrywał na fujarce znajomą melodię. Przez chwilę Sarayu nie mogła sobie przypomnieć, skąd ją kojarzy, a potem dotarło do niej, że to pieśń, którą kusiła wcześniej księcia. Serce zabiło jej mocniej.
Nagle na plażę weszła jakaś kobieta.
– Dalej tu siedzisz? – zapytała miękko. Mężczyzna przestał grać.
– Nie mogę wyrzucić tego wspomnienia z głowy – przyznał, a Sarayu poznała głos księcia Ezegielle’a. – Pamiętam tylko tę melodię i miedziane oczy. Nie potrafię się od tego uwolnić. Dlaczego nic nie pamiętam?
– Uderzyłeś się w głowę, Ezegielle. Mogło ci się tylko przyśnić.
– Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś takiego, Bertho. Jak mógłbym to wymyślić? Jak mógłbym wymyślić to… to… – zawahał się, ale kobieta dopowiedziała za niego:
– Odczucie?
– Nie. Tak. Nie wiem. – Wstał i zaczął przechadzać się po plaży. – Wiem, że ona mnie wołała z jakiegoś powodu, a potem nic, pustka.
– Daj spokój, potknąłeś się, uderzyłeś w głowę i tyle – Bertha przybrała stanowczy ton głosu. – Nic z tego się nie wydarzyło.
– Na miłość boską, Bertho! Przestań wreszcie! Wiem, co widziałem!
Bertha wyprostowała się.
– Nie wiem, co widziałeś, Wasza Wysokość, ale wiem, że w przyszłym miesiącu odbędzie się twoje zaręczynowe przyjęcie z księżną Amphilis i to sprawa wagi światowej.
Bertha opuściła plażę, a Ezegielle westchnął. Usiadł z powrotem w hamaku.
– Amphilis – wyszeptał, a potem przyłożył fujarkę do ust i znowu zagrał pieśń Sarayu.
Syrena nie mogła oderwać od niego oczu, a w głowie cały czas odtwarzała jego rozmowę z Berthą. Serce Sarayu waliło jak szalone. Nie chciała wracać do Laguny, mogła go tak słuchać w nieskończoność.
W końcu jednak książę zasnął, a nie obudził się nawet, kiedy słońce było wysoko na niebie, a na plażę weszła grupka osób.
– Książę śpi – szepnął przygarbiony staruszek ściskający długi szpikulec.
– Nie budźmy go – odszepnął inny mężczyzna z wielkim czarnym workiem w dłoni. Za nimi szła trzecia osoba, kobieta.
Zabrali się za sprzątanie. Staruszek nabijał śmieci na szpikulec i wrzucał do worka, który niósł drugi mężczyzna. Kobieta układała krzesła i stoły.
– Alfred? – zapytała, klęcząc przy jednym ze stołów. – Nie widziałeś nogi od stołu?
– Niestety nie – odparł młodszy z mężczyzn. Kobieta westchnęła.
– Widziałem coś drewnianego przy tamtej łódce, Dorithie – wychrypiał staruszek, wskazując chudym palcem w stronę pierwszych łódek z prawej strony Sarayu.
– Dzięki, Theodore – odparła kobieta z uśmiechem. Przeszła przez plażę, schyliła się po kawałek drewna, o którym wspominał staruszek, podniosła wzrok i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Odskoczyła, nie przestając wrzeszczeć ani na moment. Sarayu zakryła uszy, kiedy mężczyźni błyskawicznie, nawet Theodore, podbiegli do przerażonej Dorithie, która zaczęła już płakać. Ezegielle zerwał się z hamaka i dołączył do trójki sprzątaczy.
– Na Boga – wyszeptał Alfred, obejmując szlochającą Dorithie.
– Czy to…? – zapytał cicho staruszek, ale nie zdołał dokończyć pytania.
Książę uklęknął i przyjrzał się odzianemu w lnianą koszulę ciału. Serce podeszło mu do gardła, ale delikatnie odwrócił biedaka i kiedy tylko zobaczył jego twarz, wiedział, że musi natychmiast opuścić plażę, choć nie mógł tego zrobić – był w końcu władcą, a w wodzie leżał martwy jego najlepszy przyjaciel.
– Frederick – wyszeptał. Theodore położył mu dłoń na ramieniu.
Niedługo potem na plażę zeszła inna grupka osób, niosąc czarną trumnę. Złożyli w niej martwego Fredericka i odeszli, zostawiając księcia samego. Wiatr szeleścił porzuconym workiem na śmieci, na szpikulec staruszka wciąż nabite było kilka plastikowych kubeczków. Na środku plaży leżał przewrócony stół bez nogi.
Książę siedział na jednej z łódek i patrzył w morze. Nie ruszał się. Nie szlochał, choć płakał. Jego niemy ból rozdzierał Sarayu, która musiała powstrzymywać łzy. Nie zabiła go, a jednak zadała mu tak wiele cierpienia. Czuła odrazę do samej siebie. Jedynym, czego chciała, było wyjść z wody i przytulić tego samotnego i cierpiącego człowieka.
Człowieka.
Nigdy wcześniej nie chciała przytulać nikogo, a tym bardziej człowieka. W dodatku samca. Samca człowieka.
Poczuła jeszcze większą odrazę do samej siebie.
Nie, to wszystko to jedna wielka niedorzeczność.
Nabrała ochoty, żeby coś zrobić, chociażby wrócić do domu. Nie potrafiła jednak się na to zdobyć, mimo że słońce wisiało już wysoko na niebie i mimo że chciała, a nawet powinna to zrobić. Było jej jednak źle z myślą, że miałaby go zostawić. Przecież tak naprawdę wcale jej z nim nie było, prawda? A jednak czuła się odpowiedzialna za człowieka, któremu darowała życie, a któremu zadała tyle bólu.
Nie rozumiała tego cierpienia.
Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co on odczuwał, nie wiedziała, dlaczego to odczuwał, ale czuła ból bijący z jego twarzy, z jego postawy. Był dla niej tak widoczny i tak oczywisty, że wręcz paraliżował Sarayu, jakby w jakimś ułamku sama go współodczuwała. Mimo to wciąż nie potrafiła zrozumieć, skąd się wziął. Czy ofiara, Frederick, była mu droga do tego stopnia? Czy ludzie w ten sposób reagują na śmierć bliskich osobników? Dlaczego? Przecież giną tylko słabi.
W świecie syren nie tylko nie było osób, po których tak bardzo się rozpaczało – najzwyczajniej w świecie nie wypadało pokazywać swojego żalu po śmierci innych, nawet jeśli była to najbliższa rodzina. Wątpiła też, aby faktycznie ktokolwiek odczuwał tak wiele bólu w takiej sytuacji. Giną tylko słabi. Widocznie taka była ich rola – zginąć, by wzmocnić Lagunę.
Sarayu wzięła głęboki wdech i spróbowała stłumić w sobie ten żal i te dziwne uczucia. Miała już wprawę, w końcu udało jej się wcześniej okiełznać rozrywającą od środka żądzę krwi. Nie dała jednak rady powtórzyć tego wyczynu. Spróbowała nawet za pomocą pieśni, ale szybko musiała porzucić ten pomysł, bo Ezegielle usłyszał jej szept i lekko drgnął na swojej łodzi.
Na plażę weszła Bertha. Przyniosła księciu posiłek na małej srebrnej tacy, postawiła obok niego i wyszła. Bez słowa. Sarayu wydawało się, że też miała zaczerwienione oczy, ale nie potrafiła określić tego z pewnością.
Ezegielle nawet nie spojrzał na tę tacę.
Później na plażę przyszedł mężczyzna, którego Sarayu jeszcze nigdy nie widziała. Był ubrany w schludny, błękitny surdut, włosy spiął z tyłu głowy wielką kokardą. Wyglądał na poważnego i bogatego człowieka, który przy okazji urodził się kilka epok temu. Przy księciu, wciąż ubranym w koszulę, wydawał się wręcz śmieszny.
Ale nikomu nie było do śmiechu.
Nowy usiadł na łodzi obok Ezegielle’a, położył mu rękę na ramieniu i powiedział miękko i cicho:
– Wasza Wysokość… Musisz podjąć decyzję.
Książę milczał.
– Trzeba zacząć działać, trzeba złapać mordercę.
– Nie wiem… – wychrypiał Ezegielle. – Nie wiem, czy zależy mi na tym.
Miał szkliste, zaczerwienione oczy i ślady po zaschniętych łzach na policzkach. Włosy targał wiatr. Sarayu krajało się serce.
– Dlaczego? Nie zależy ci na znalezieniu mordercy przyjaciela? – mężczyzna starał się utrzymać delikatny ton głosu.
– Rób, co chcesz, Samewellu. Tylko daj mi tu zostać.
– Dlaczego tego właśnie chcesz? – zapytał Samewell nieco głośniej. Książę zawahał się, zanim odpowiedział:
– Może mnie też zabije.
Sarayu zakryła usta dłońmi. Dostała czkawki.
– Wasza Wysokość, z całym szacunkiem. Jesteś dobrym władcą, ale zachowujesz się teraz co najmniej nieodpowiedzialnie, nie będziemy się z tobą cackać jak z dzidziusiem.
Ezegielle przytaknął.
– Tak się właśnie zachowuję. Wiem. Daj mi trochę czasu – mówił zupełnie spokojnie. – Nie byłem gotowy.
– Nikt nie jest gotowy na stratę najbliższych. Ale państwo potrzebuje władcy, szczególnie młode państwo. Nie chcesz ryzykować napięć społecznych. A lud żąda powieszenia mordercy książęcego brata.
– Brata? – jęknęła Sarayu, a Ezegielle i Samewell drgnęli. Szybko schowała się dokładniej za swoja łódką. Po chwili mężczyźni wrócili do rozmowy.
– Będziemy oczekiwać cię na naradzie. Za godzinę. – Samewell wstał i wyszedł z plaży. Ezegielle westchnął, przetarł czoło, chwycił tacę z zimnym posiłkiem i zabrał się za jedzenie. Używał do tego dziwnego przyrządu, który wyglądał jak małe widełki.
Dorithie pojawiła się nagle na plaży. Dużo ludzi na nią wchodziło, tak przynajmniej wydawało się Sarayu.
– Wasza Wysokość, przyszłam zabrać srebra – oznajmiła. – O. Przepraszam.
– Nie szkodzi – odparł grzecznie książę. – Już kończę.
Po chwili podał jej tackę z talerzem.
– A gdzie widelec? – zapytała Dorithie.
Książę rozejrzał się pod swoimi nogami. Zaraz jednak machnął ręką.
– Chodźmy już do zamku, bo Samewell i Bertha nas oboje ugotują.
Dorithie wzruszyła ramionami i razem z Ezegiellem wróciła do pałacu. Kiedy zniknęli Sarayu z oczu, ta ostrożnie wychyliła się z wody i wślizgnęła na burtę łódki. Deska wpijała się jej w brzuch, a z ogona skapywała woda. Syrena jednak uporczywie rozglądała się po łodzi, ręką grzebiąc w warstwie zgniłych liści. W końcu wymacała dziwny srebrny przyrząd. Był obklejony listowiem i resztkami jedzenia.
– Widelec – powiedziała sama do siebie i zdmuchnęła suche włosy z czoła.
Poczuła głód, więc postanowiła w końcu wrócić do Laguny. Chwilowo i tak nie miała co robić na tej plaży. Najpierw jednak wymyła widelec w wodzie morskiej i upięła nim włosy.
Wróciwszy do domu, nie zastała Sagary w komnacie. Siostra pojawiła się tam dużo później, a z Sarayu przywitała się wylewnym:
– O. Jesteś wreszcie.
– Sagara, Sagara, patrz na to! – Sarayu przytknęła jej widelec do twarzy.
– Co to jest?
– Wi-de-lec – przesylabizowała siostra. – Ludzie tym jedzą!
– To czemu trzymasz to we włosach?
Sarayu zignorowała to pytanie.
– Popatrz, trzymasz to tak – i chwyciła widelec między trzy palce – nabijasz jedzenie i wkładasz do buzi. Mermastyczne, prawda?
– Tak. Świetnie – mruknęła Sagara. – Ale jestem potwornie zmęczona, pójdę już spać, co? Aha, trenerka znowu wywaliła cię z chóru na Noc Juraty. Nawet nie przychodź o amfiteatru, nie chce cię widzieć.
Sarayu nic nie powiedziała. Wyglądała, jakby w ogóle nie docierały do niej słowa siostry. Wpatrywała się jak urzeczona w widelec.

Następne dni upływały Sarayu na codziennym wymykaniu się na ludzkie plaże. Zawsze zaczynała od brzegu, na którym poznała księcia, ale nie znajdowała go tam, więc opływała też inne zatoczki i porty. Obserwowała ludzi i ludzkie zwyczaje, uczyła się ich życia, była zafascynowana nie tylko ich trybem dnia i narzędziami, ale też więziami, jakie wytwarzali między sobą. Była zachwycona śmiechem w ich życiu, radością, tańcami i pijackimi pieśniami. Ale to jej nie wystarczało. Chciała wiedzieć więcej, chciała być tam, chciała to przeżyć – choćby przez chwilę. Niestety, im bliżej było do Dnia Juraty, tym mniej miała sił na codzienną przeprawę, więc codziennie po zachodzie słońca, wykończona i styrana, wracała na noc do Laguny, aby nasycić się resztkami unoszącej się tam jeszcze mocy życiowej bogini.
Na dzień przed świętem musiała w końcu wrócić jeszcze przed zachodem, bo bała się omdlenia po drodze. Na korytarzu pałacu wpadła na Tuki.
– Wow, Sarayu! Szukam cię od tygodnia!
– Cześć, Tuki. Pogadamy, ale muszę się położyć, jestem wykończona.
Wpłynęły do komnaty, a tam Sarayu natychmiast padła na łóżko.
– Coś ty robiła cały tydzień?
Przyjaciółka westchnęła, zamknęła oczy i krótko streściła swoje nowoodkryte zafascynowanie ludźmi.
– No i musiałam dzisiaj wrócić szybciej, bo naprawdę potrzebuję tej głupiej mocy Juraty. Zazdroszczę samotnicom, że… nie muszą tu wracać. Że same trzymają swoją moc, bez władczyni nad głową.
Tuki nic nie powiedziała, tylko położyła się obok Sarayu. Zasnęły ramię w ramię.

Sagara była zdruzgotana. Nie spała od trzech dni, była na granicy rozsypki, oczy zachodziły jej łzami. Włosy miała w nieładzie, ramiona poranione, twarz opuchniętą. Ona i Nihan siedziały na granicy rafy brzydszej i ogrzewały przy gorących prądach. Dookoła było ciemno.
– Powinnam jeszcze pracować, jeszcze coś zdążę zrobić – mamrotała Sagara, ale Nihan trzymała ją mocno w objęciach. Rude włosy związała w rzadko widywany wśród syren kucyk. Wyglądała tylko trochę zdrowiej od Sagary. Zamknęła oczy, brodę oparła o głowę przyjaciółki. Nic nie mówiła, ale kiwała się delikatnie w rytm własnych myśli. Wiedziała, że zaharowywanie się do ostatniej sekundy nie miało już sensu.
Nie zdążyły. Nie wykonały wszystkich powierzonych im zadań. I co z tego? Kto miał odejść z Laguny, i tak by odszedł. Cała ta akcja z wypędzaniem topielic to tylko zwykły wymysł, żeby dołożyć im pracy. Prawda?
Ale przecież zdążyłyby, gdyby nie te wstrętne morzeczki. Gdyby nie postanowiły się właśnie wtedy buntować i dyktować warunków, Nihan była pewna, że wszystkie topielice zniknęłyby z terenu Laguny – i to jeszcze wczoraj. A tak – udało im się wypędzić zaledwie dwie małe grupki. Gdzieś w siatce jaskiń pod Laguną żyje inna grupa, trzech najpotężniejszych topielic, które będą czekać na każdą syrenę zachęconą przez kilka buntowniczek do opuszczenia spuścizny całego ludu i domu rodzinnego – złamania wszystkich najświętszych zasad i nie tylko porzucenia Laguny, ale życia na własną rękę. To wręcz wbrew anatomii syren, nie są w stanie żyć samotnie, o ile nie pomagają im w tym okropne czary topielic. Nihan wzdrygnęła się. Sagara dalej mamrotała coś o pracy.
– Musisz się przespać – zawyrokowała w końcu Nihan. – Koniec z robotą. Będzie dobrze, zobaczysz.
– Widelec – wymamrotała tylko w odpowiedzi, a Nihan wzięła to za zwykłe bredzenie na granicy świadomości. Nawet nie zrozumiała tego słowa.
Powoli, bo sama opadała z sił, poholowała Sagarę do jej komnaty. Ułożyła przyjaciółkę obok jej siostry i sama siebie poholowała do swojego łóżka. Nihan nie miała złudzeń. Albo odetchną jutro z ulgą i będą się śmiać z tego tygodnia harówy, albo wszystko się zawali.
Nie pomyliła się bardzo w swoich wróżbach. Nie była jednak w stanie przewidzieć, jak wielkie będą szkody.

Następnego dnia rano w Lagunie wręcz wrzało. Nigdy nie było tam tyle życia, ile w dzień poprzedzający Noc Juraty. Chórzystkom trzęsły się ręce i starały się ograniczać mówienie do minimum. Alyvja była z kolei spokojna – nawet jeśli im nie wyjdzie, ona sama będzie w stanie działać za cały chór. Mimo wszystko tradycja pozostaje tradycją i takie szkolenie jest ważne dla przyszłych pokoleń kusicielek. Piastunka czystości i jej sekcja trzęsły się ze strachu, pływając od świtu po całej Lagunie. Zbierały nie tylko śmieci, ale łapały też ryby, wynosiły glony, wyganiały plankton. Laguna musiała lśnić. Sagara, Nihan i garstka ich pomocnic wykonywały ostatnie zadanie – zmywały profilaktyczną propagandę ze ścian budynków. Wszystkie napisy w stylu stado pozbawia cię domu musiały zniknąć, zanim do Laguny przybyły syreny stadne – szczególnie zanim przybyło to jedno pod wodzą Meirenyu, która, widząc taką zniewagę, nie zawahałaby się ani na moment przed wywołaniem otwartej wojny z przywódczynią Laguny. Wciąż była zazdrosna, że to młodsza siostra sięgnęła po władzę, a Meirenyu, ratując resztki honoru, założyła najliczniejsze i najpotężniejsze stado w historii.
Ostatecznie najbardziej denerwowała się przed Nocą przywódczyni Laguny, Kroan. Była już słaba, a resztki swoich sił witalnych rozdzielała na wszystkich mieszkańców terenów będących pod jej władzą. Nawet na samców żywiących się ościami w najciemniejszych kątach Korzenia. Tak właściwie, to na kamienie w ich obrożach, które trzymały ich przy życiu. Dzięki temu od razu po zdjęciu obroży samiec padał bez życia. Niezwykle wygodne.
Tego dnia Kroan nie miała zbyt wiele do roboty. Tak, jak zawsze, spędzała go niemal samotnie na najwyższym piętrze pałacu. Jedynym jej zmartwieniem było, czy masażystka przyjdzie na czas. Oczywiście poza tym tragicznym rozdzielaniem sił życiowych. Na szczęście miała już wprawę – tylko podczas jej pierwszego święta ktoś umarł. Ostatecznie, jeśli zaszłaby taka potrzeba, posłana służka zerwałaby po prostu kilka obroży, a wtedy nie dość, że skumulowana w nich siła życiowa wróciłaby do Kroan, to jeszcze miałaby kilka gąb mniej do wyżywienia. Miała jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Samców i tak było przerażająco mało, większość sal w Korzeniu stała już pusta.
Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, wszystkie syreny wpadły w popłoch. Kroan, zasiadłszy przed lustrem, oddała się w ręce zręcznych stylistek. Nieustannie jednak wyglądała przez okno, obserwując gasnące światło.
Sagara siedziała w swojej komnacie, dokładnie polerując diadem piastunki. Miała do tego specjalną chusteczkę, której używała tylko przy wielkich wydarzeniach. Dziwne, ale diademowi przybyła nowa rysa na środku największego kamienia. Nie widziała jej wcześniej, a teraz drażniła oczy Sagary. Westchnęła i zaczęła polerować energiczniej, jakby to miało pomóc zetrzeć tę rysę. Słońce już zachodziło. Do komnaty wpłynęła Nihan z długimi szpilkami w ręce. Zapytała, czy Sagara jest gotowa, a ta tylko westchnęła w odpowiedzi. Obie były okropnie poddenerwowane. Nihan zaczęła wpinać diadem Sagary w jej włosy i delikatnie stylizować kosmyki z przodu twarzy. Sagara lubiła mieć je upięte tuż za ozdobą, dzięki temu nie przykrywały błyskotki, kiedy nurkowała. Po kilku minutach zamieniły się miejscami i Sagara zaplotła pukle Nihan w niezwykle skomplikowaną konstrukcję koków i warkoczy. Wykorzystała do tego jej srebrną wstążkę, która wskazywała na stanowisko przyjaciółki. Pasowała do pereł, których przyjaciółka nadal nie oddała Sarayu.
Alyvja przekazywała Adaeze ostatnie wskazówki. Oddech, postawa, otwieraj usta, nie szepcz, nie bój się, daj z siebie wszystko, liczymy na ciebie, ale postaraj się nie zestresować. Jeśli nie będziesz dawać rady, skiń na mnie, a dołączę i tak dalej. Obie miały włosy upięte kwiatami, w który przywódczyni łaskawie tchnęła resztkę swojej siły, aby nie zwiędły, ale Adaeze z nerwów nieustannie grzebała przy ozdobach i luźne kosmyki wyślizgiwały się z ciasnego upięcia.
Tuki w swojej komnacie na niższych piętrach mogła tylko czesać mysie włosy. Upięła je swoją jedyną spinką z zielonym kamieniem. Sarayu co prawda obiecywała, że pożyczy jej swój ozdobny grzebień, ale przyjaciółka znowu gdzieś zniknęła. Tak więc wszystko, na co było stać Tuki, to zebraniu włosów z twarzy i spięcie ich tą biedną, smutną spinką z zielonym kamieniem.
Unmei zdecydowała się na wpięcie we włosy jednego wiecznego kwiatu. Rośliny te mieniły się tysiącami barw i nigdy nie traciły świetnej kondycji i wyglądały świetnie we włosach Unmei. Syrena jednak nie uśmiechała się. Czuła niepokój i lekko drżała.
Sarayu w tym czasie znów była na plaży. To było to samo miejsce, w którym poznała Ezegielle’a, ale tym razem wydawało się puste i martwe. Nie było nawet łodzi przy brzegu, nie było krzeseł przy barze, a już na pewno nie było ludzi. Miała jednak nadzieję, że chociaż książę jeszcze się pojawi, ale przeliczyła się. Nie przyszedł. Prawdopodobnie był zajęty szukaniem mordercy.
Nie czuła wyrzutów sumienia, raczej tęsknotę. Nigdy wcześniej nie odczuwała czegoś tak potężnego, może tylko żądzę krwi, ale tamto wspomnienie już wyblakło, a w tym czasie wszystko w środku niej wyrywało się, aby zobaczyć księcia chociaż raz.
Odwróciła się, żeby rzucić okiem na słońce. Najwyższy czas na powrót do Laguny. Nie chciała tego robić, miała wrażenie, że jak tylko odpłynie, Ezegielle pojawi się na brzegu. Po kolejnych kilkunastu minutach musiała w końcu dać za wygraną i przepełniona żalem wycofała się do oceanu.
Spóźniła się. Cała Laguna była już dawno w amfiteatrze, kiedy Sarayu wreszcie raczyła się zjawić. Próbowała wcisnąć się niepostrzeżenie między dwie nieznane syreny, ale poruszenie natychmiast zostało zauważone i kilkadziesiąt najbliższych głów zwróciło się w jej stronę. Rozejrzała się i zauważyła, że przegapiła taniec z burzą.
W centralnym punkcie areny amfiteatru stał chór. Kilkanaście młodych syren w równych rzędach, dyrygowane przez pełną wprawy i energii Alyvję, przywołały do siebie kolejno wszelakie zjawiska. Zaczęły oczywiście od wody, która teraz wirowała wokół nich w równym rytmie. Następna była roślinność, która oplatała ich ramiona i płetwy, syreny jednak pozostawały niewzruszone. Po kilku minutach niesamowitego tańca wody i roślin do zgromadzenia dołączyła ziemia, jej grudki i grudy uniosły się z dna i dołączyły do falującej wody. Niemal natychmiast główna solistka, Adaeze, wezwała powietrze za pomocą długiego, świszczącego dźwięku. Wydawało się, że idealnie trafiła w nutę, ale Sarayu była przekonana, że zrobiłaby to lepiej.
Najlepszy punkt do obserwacji zajęła oczywiście Kroan, a za jej plecami jak na baczność stało siedem najważniejszych piastunek. W ich włosach połyskiwały srebrne diademy z białymi kamieniami. Za tą siódemką w większych rzędach stały pozostałe piastunki, a także zastępczynie i inne, mniej ważne urzędniczki, gdzieś tam znalazła się też Unmei jako zasłużona obywatelka. Efekt był taki, że syreny z ostatnich rzędów nie widziały praktycznie nic, mimo że ponoć mogły korzystać z najlepszego miejsca.
Na głowie Kroan połyskiwał diadem przywódczyni. To prosta korona pieczołowicie wykonana z czarnego metalu, której jedynymi ozdobami były wielki biały kamień i dwa, na wpół rozwinięte wieczne kwiaty odlane z tego samego surowca. Nikt nie wiedział już, czy w środku faktycznie zamknięto żywe kwiaty czy to tylko piękna rzeźba. Kroan wolała myśleć, że to jednak prawdziwe rośliny.
Kiedy na wezwanie odpowiedziało powietrze, a woda nad Adaeze rozstąpiła się, wśród syren zapanowało nerwowe podniecenie. Alyvja zakreśliła dłońmi kręgi z nową energią, a chórzystki powoli i zdecydowanie włączyły się do pieśni, tworząc piękny utwór. Niespiesznie budowały napięcie melodii, a wraz z nim woda będąca pod działaniem czaru powoli unosiła się, przesuwając cały chór w górę otwartego krateru. Wreszcie syreny zaatakowały najwyższe możliwe nuty i wraz z Alyvją oraz Kroan zostały poniesione na grzbietach fal w stronę brzydkiej rafy. Za nimi pędziły pozostałe syreny z Laguny, wszystkie w radosnym uniesieniu, ale żadna nie odważyła się choćby pisnąć słowa.
Nad rafą unosiły się już chóry poszczególnych plemion – o dwa więcej niż podczas poprzedniej Nocy – a pod nimi, w wodzie, śpiewały nieco niezorganizowane samotnice, każda wyglądała inaczej i bardziej groteskowo od poprzedniej. Dało się zauważyć nawet takie upodobnione do latającej ryby. Na przedzie pierwszego z chórów stała Meirenyu, której białe włosy i oczy odznaczały się złowieszczo na tle nocnego nieba.
Kroan, która próbowała nadać swojej twarzy, a szczególnie złotym oczom, zdecydowany i twardy wyraz, ale nie szło jej najlepiej z powodu wyczerpania, zmierzyła starszą siostrę nienawistnym spojrzeniem.
Każde ze stad wezwało już inny z darów – było coś pięknego w tym, jak mimo braku bezpośredniej komunikacji poszczególne chóry wiedziały, co należy przygotować. I tak jeden z nich wezwał ptaki, inny – kwiaty, trzeci – krew i tak dalej. Chór Meirenyu wezwał ogień. Ostatecznie wszystkie zespoły spotkały się nad środkiem rafy i zaczęły śpiewać razem. Pozostałe syreny wychynęły z wody, aby dołączyć do pieśni. Bardzo powoli każdy z darów zaczął unosić się ku niebu, tworząc zwężającą się ku górze spiralę nad głowami wszystkich zebranych. Kiedy Kroan uznała, że powstał konstrukcja jest już wystarczająco wysoka, skinęła na Adaeze, a ta wystąpiła z szeregu i rozpoczęła swoją pieśń.
Nie ma słów, aby opisać arię przeznaczoną Juracie. To utwór mający skłonić boginię do zstąpienia na ziemię i żadne ludzkie ucho nigdy nie usłyszy nic tak pięknego. To smutna historia  opowiadająca o miłości i konieczności umierania w tęsknocie. Nie miała jednak słów i dla każdej z syren brzmiała nieco inaczej – Kroan uznawała ją za opowieść o wyniszczającej żądzy władzy, Unmei – o rozpaczliwej próbie pokonania fatum. Dla Sagary była to historia o trudach życia tak, jak się tego wymaga, nawet jeśli pragnie się czegoś więcej. Nihan była wyjątkowa pod względem interpretacji, bo jako jedyna, oprócz smutku, w melodii znajdowała też nadzieję i siłę. Wierzyła, że wszystko da się naprawić.
Sarayu była jedyną wśród zgromadzonych osób, która rozumiała arię dokładnie tak, jak Jurata. Współodczuwała ogromny ból bogini zakochanej w śmiertelniku, która umierała samotnie, przykuta do skały. Poczuła łzy napływające do oczu i gęsią skórkę.
W końcu z nieba zstąpiło światło i wszystkie zgromadzone władczynie zostały uniesione przez pomocne fale ponad chór. Pochyliły głowy. Każda z nich miała swoją własną wersję diademu przywódczyni – czasem w innym kolorze, czasem z innymi ozdobami, mniejsze, większe, strojniejsze. Wszystkie jednak miały wielki kamień na środku. To tego kamienia dotykała Jurata, napełniając osobę, która go nosiła, siłą i mocą. Życiem.
Bogini rozdzieliła promień między wszystkie diademy i każda z syren zaczerpnęła głośno powietrza, kiedy tylko Jurata jej dotknęła. Zaraz potem wszystkie zebrane syreny wciągnęły w płuca tlen w taki sposób, jakby robiły to po raz pierwszy.
Wtedy wszystko się zawaliło.
Z wody wyskoczyły morzeczki i otoczyły syreny swoją morską pianą, zbijając je w małe grupki. Meirenyu zmieniła ton pieśni, wodorosty wystrzeliły w górę, złapały Kroan za ramiona i ściągnęły na dno.
Wybuchła okropna panika. Nikt nie wiedział, co się dzieje, syreny krzyczały i błagały o litość, dopóki sama Meirenyu nie ukazała się w wizji każdej z grupek syren z Laguny.
– Właśnie wykazałam, jak nieudolna jest Kroan, przywódczyni Laguny, która w jednym kamieniu trzyma całe wasze życie – powiedziała.
Część syren pokiwało głowami, część zadrżała ze strachu, jedna zaczęła szlochać, kiedy Meirenyu rozpoczęła tyradę mającą zachęcić syreny z Laguny do przyłączenia się do jej stada.
W tym czasie kilkanaście ze złapanych samotnic zdołało się oswobodzić i rozpoczęły wyciągać z wirów piany swoje siostry z Laguny.
– Nie wierz w te bzdury – mówiły. – Życie w stadzie nie różni się wcale od życia w tutaj, poza tym że jest mniej wygodnie.
– Wiem, bo dosłownie wczoraj opuściłam stado Meirenyu – wyznała syrena, która wyciągnęła Tuki, Vinasaya. – Ona co prawda jeszcze o tym nie wie, bo nie zwróciłaby uwagi na kogoś tak maluczkiego, ale po zakończonej ceremonii uciekam bliżej ludzi. Hej, nie chciałabyś być samotnicą?
Tuki otworzyła szeroko oczy, ale natychmiast musiała je zamknąć, bo zabolały. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło.

Laguna zdawała się być martwa. Kroan, która ledwo dała radę dopłynąć do pałacu, była przerażona. Wyglądało to tak, jakby żadna z syren nie wróciła do domu z brzydszej rafy. Wydawało się to nielogiczne, biorąc pod uwagę, że Kroan była ostatnią osobą, która opuściła tamto miejsce – i przez całą drogę nie spotkała dosłownie nikogo. Kiedy jednak wpłynęła do pałacu, zobaczyła kilka głów wyglądających ze strachem na korytarz, a na ten widok poczuł ulgę. Zauważyła swoją piastunkę granic i jej rudowłosą zastępczynię i odetchnęła, ale po chwili zalała ją fala wściekłości. W jej komnacie czekały na nią pomocnice.
– I jak? – rzuciła Kroan szorstko od progu. Syreny milczały przez chwilę, aż wreszcie najmłodsza z nich odważyła się odezwać.
– Tragicznie.
– Topielice miały w nocy pełne ręce roboty – dorzuciła druga pomocnica grobowym tonem. Wewnątrz Kroan zawrzało.
– Usiłujesz mi powiedzieć, że na terenie Laguny były topielice?
Pomocnica cofnęła się trochę, wyraźnie przestraszona. W końcu jednak przytaknęła. Kroan złapała swoje rzeźbione krzesło i roztrzaskała je o ścianę, napędzana nieludzką furią.

Sarayu znalazła Tuki w jej komnacie. Przyjaciółka patrzyła tępo na ścianę i obracała w dłoniach swoją zieloną spinkę. Sarayu położyła dłoń na jej ramieniu.
– Po co oglądasz ludzi? – zapytała Tuki zupełnie normalnym głosem, tylko śmiertelnie poważnym.
Sarayu zawahała się na moment.
– Szukam kogoś.
– Nie byłoby ci łatwiej – przyjaciółka zawahała się – gdybyś nie musiała wracać ciągle do Laguny?
Sarayu nie rozumiała.
– Nie chcesz zamieszkać przy brzegu? – dopowiedziała Tuki.
– Nie rozumiem. Przecież to niemożliwe, siła życio…
– Sarayu – Tuki stanowczo przerwała jej i pierwszy raz spojrzała przyjaciółce prosto w nowe, czarne oczy. – Zostańmy samotnicami. Wiem, gdzie są topielice.
Sarayu odsunęła się. Po części zdziwiona propozycją przyjaciółki, po części przerażona nowymi oczami Tuki. Były srebrne, ale to, co przerażało w nich najbardziej, to niezwykle mała źrenica.
– Mogłabyś oglądać ludzi cały czas. Nie musiałabyś być na łasce siostry. Robiłabyś, co byś chciała i znalazłabyś, kogo szukasz.
Nie trzeba było jej długo namawiać.
Przekonana co do tego, co chciała zrobić, wróciła do swojej komnaty tylko po jedną rzecz: widelec. Zauważyła perły zwrócone przez Nihan, ale nawet o nich nie pomyślała. Sagara płakała. Była sama, ale Sarayu nie miała czasu jej pocieszać ani nawet nie chciała tego robić.
– Dokąd idziesz? – zapytała zachrypniętym głosem Sagara, kiedy siostra popłynęła w stronę drzwi.
– Chcę zostań samotnicą – powiedziała z mocą. – Chcę się zbliżyć do ludzi.
Sagara prychnęła.
– Ta, jasne.
Sarayu wzruszyła ramionami i wypłynęła. Nigdy więcej nie zobaczyła Sagary.

Topielice upodobały sobie jaskinie pod dnem. Z pozoru wyglądały jak normalne groty, jednak zakręcały wewnątrz skał, najpierw opadając, a potem dzięki utworzeniu małego kolanka blokowały niemal całą pragnącą wpłynąć do środka wodę. Udawało się przedostać ilości akurat wystarczającej topielicom do przeżycia – nie mogły opuszczać zbiornika, w którym utonęły.
Demony powstałe z dusz utopionych kobiet były okropnymi stworzeniami. Nie wyglądały już jak ludzie, miały szarą skórę i przegnite ciała. Spowijały je tak samo szare szaty. Ich oczy były puste, a umysły wyblakłe. W szare włosy miały wplątane patyki i wodorosty. W jaskini, do której wpłynęły (nie bez trudu) Tuki i Sarayu, mieszkały trzy topielice. Ich widok wstrząsnął syrenami, nie zamierzały się jednak wycofać.
– Czego chcecie? – zasyczał pierwszy demon w wianku na głowie. Nie poruszała ustami, a jej głos niósł się echem po całej jaskini.
– Czego pragniecie? – dopytała druga z topielic, która miała szmatę zarzuconą na ramiona. Chyba miało być to coś na kształt szalu.
– Czego szukacie? – dokończyła trzecia, której jedna połowa głowy była ogolona. Poza tymi trzema szczegółami, wyglądały identycznie i nie dało się ich rozróżnić.
– Chcemy być samotnicami – powiedziała stanowczo Tuki. – Czego żądacie w zamian?
– Cena nie jest wysoka – zachichotała ogolona topielica – a nagroda wielka.
– Samotnica jest niezależna – dodała ta w wianku – i ma też moc.
– Moc – zaczęła trzecia, w szalu – pozwala samotnicy panować nad siłą natury lub własnym ciałem w niewiarygodny sposób.
– Dzieje się tak – powiedziały razem – dzięki odcięciu od władczyni.
– Ale jaka jest cena? – dopytywała Sarayu.
– Niewielka – powtórzyła ogolona topielica, a ta z szalem wyjaśniła:
– To tylko uczucia. Ale nie martwcie się.
– Zostawimy wam radość i chęć zabawy – zakończył demon w wianku. Syreny nie wyglądały na przekonane. Topielica w szalu podeszła do nich, stąpając po kałuży na dnie jaskini. Sarayu i Tuki brodziły na jej dnie, przez co wyglądały przy demonie żałośnie.
– Wyobraźcie sobie życie bez bólu, strachu, wstydu, nawet głodu. Wiecznie radość i zabawa.
– To nie brzmi jak wielka cena – zauważyła Tuki. Topielica w odpowiedzi uśmiechnęła się. – W sumie mnie odpowiada.
Topielica uklękła i ujęła twarz Tuki w dłonie. Prawdopodobnie patrzyła na nią, ale jej puste spojrzenie pozostało niewzruszone.
– Tak, tak – mruknęła. – Będzie z ciebie piękna pani lodu. Chodź ze mną.
Tuki poczołgała się za demonem. Trzy topielice otoczyły ją i zaczęły śpiewać, fałszując i tańcząc po wodzie dookoła syreny. Sarayu próbowała zobaczyć, co się dzieje dokładnie, ale nie widziała nic w ciemnościach. Słyszała tylko krzyki bólu Tuki. W jej sercu zrodził się niepokój. Może to nie był wcale dobry pomysł? Nie zależało jej na mocy. I lubiła swoje niemiłe uczucia.
Po godzinie wrzasków, jęków, płaczy, błagań, błysków światła i tańca, topielice wreszcie przystanęły. Tuki otarła łzy i uśmiechnęła się. Odczuwała wielką radość. Przepełniała ją całą, miała ochotę na fikołki w wodzie i taniec, śpiew, zabawy.
Sarayu, popatrz na mnie! – zawołała i poczołgała się do przyjaciółki z nieznaną sobie energią.
Sarayu faktycznie popatrzyła. Usta Tuki rozciągały się w nienaturalnym uśmiechu, srebrne oczy miała wytrzeszczone, a jej twarz okalały mokre, czarne włosy. Najdziwniejsze jednak nie były ani jej czarne włosy, ani sina skóra czy fioletowe usta. Najdziwniejsza była tafla lodu, która pojawiała się wszędzie, gdzie zatrzymywała się Tuki.
– Ups! – powiedziała z uśmiechem, patrząc na zamrożoną wodę. – Popracuję nad tym! Sarayu, chcesz się pobawić?
Ale w tym momencie topielica w wianku podeszła do Sarayu i spojrzała w jej twarz. Patrzyła jednak dłużej niż na Tuki, szukając czegoś, czego syreny nie rozumiały.
– Ona nie – powiedziała w końcu topielica i odwróciła się do sióstr.
– Jak to nie?! – zawołała za nią Sarayu, a głos jej się załamał. – Co masz na myśli?!
– Nie chcesz być topielicą – odpowiedziała jej ta ogolona.
– Oczywiście, że chcę!
– Nie – głos topielicy z szalem był stanowczy, ale Sarayu nie poddawała się.
– Błagam was! Chcę być z ludźmi.
Ogolona topielica drgnęła.
– Z ludźmi?
– Tak. Jest… chciałabym żyć z nimi.
– Być może mamy coś dla ciebie – mruknęła topielica w szalu.
– Chciałabyś być… – zaczęła ta w wianku, ale dokończyła ogolona:
– …człowiekiem?
– Słucham?
Topielice zaczęły jej wyjaśniać, co zamierzają zrobić, co chwilę się zmieniając, tak że jedna nie mówiła więcej niż dwa proste zdania.
– Możesz być człowiekiem. Możesz żyć wśród ludzi. Możesz tańczyć. Możesz kochać. Możesz chodzić. Spełnią się wszystkie twoje marzenia i sny, dopełni się twoje przeznaczenie. Cena nie jest wygórowana. Żądamy twojego głosu. I żądamy twojej lekkości.
– Lekkości? – Sarayu nie rozumiała zbyt wiele z tej mowy, czuła się skołowana.
– Każdy krok będzie dla ciebie bolesny. Za każdym razem, kiedy postawisz stopę na ziemi… będzie czuła się, jakbyś stąpała po sztyletach.
– I to cała cena? – Sarayu uśmiechnęła się.
– Nie – zaprzeczyła topielica w wianku.
– Jest jeszcze coś – dodała ta w szalu.
– Klątwa – zakończyła trzecia. Sarayu, naturalnie, dopytała, jaka to ma być klątwa.
– Nie władamy mocą, żeby zamienić cię w człowieka. Ale możemy rzucić klątwę na twój lud, na wszystkie syreny. Kiedy jakakolwiek z twoich sióstr wyjdzie na ląd, zostanie człowiekiem.
Sarayu uniosła brew, a potem pokiwała powoli głową.

Wszystko, co kiedykolwiek czuła Sarayu, było niczym w porównaniu z bólem, jaki przyniosła klątwa. Obrzęd trwał cały dzień i całą noc i kiedy topielice wreszcie zakończyły swój taniec, wszystkie syreny natychmiast odczuły, że coś jest nie tak. Tych kilka, które akurat były poza wodą, momentalnie utraciło ogony przy akompaniamencie ogromnych cierpień, płaczu i paniki. Syreny, które były w tym czasie w wodzie, poczuły się, jakby w jednej chwili przebiła je setka noży. Trwało to ułamek sekundy, ale było tak bolesne, że część z nich zemdlała. Nikt nie rozumiał, co się dzieje, poza jedną jedyną osobą – Unmei. Ta jednak musiała czekać dobre dwie godziny, zanim Kroan wreszcie wpadła do niej po radę. Starsza z syren nawet się nie przywitała, powiedziała tylko jedno słowo: Sarayu.

Słońce wstawało już piąty raz, odkąd Sagara ostatni raz widziała Sarayu. Zaczynała się martwić, bała się, że siostra faktycznie została samotnicą. Albo przynajmniej bała się wrócić do domu, żeby nie została wyśmiana. Sagara westchnęła. Chciała teraz odnaleźć Sarayu, przytulić ją i powiedzieć, że nie musi więcej uciekać.
Ale nie mogła, ponieważ przywódczyni nakazała wszystkim pozostałym w Lagunie syrenom, a nie było ich wiele, zebrać się w amfiteatrze. Przyszły wszystkie, z jednym wyjątkiem: Nihan miała w tym czasie kolejną sesję w Korzeniu. Jednak mimo niezwykłej frekwencji, przed Kroan ustawiła się zaledwie garstka syren: pięć z siedmiu piastunek, Unmei, kilkanaście nieletnich syren, w tym Adaeze i jeszcze kilka starszych. Brakowało głównej kusicielki, Alyvji, brakowało też koleżanki Sarayu, Tuki, a także, oczywiście, samych Nihan i Sarayu. Sagara rozejrzała się po zgromadzeniu i poczuła ucisk w brzuchu. Było jej przykro i wstyd, że nie udało im się zapobiec tej tragedii. Tymczasem Kroan podpłynęła ponad tłum.
– Siostry – zaczęła. – Spotkała nas tragedia, prawdziwa tragedia. Z najpiękniejszych i najwspanialszych syren, najwspanialszego gatunku, została nas zaledwie garstka. Wszystko, co zostało, to wy. Wy i nikt inny.
Zapadła niezręczna cisza. Dopiero teraz niektóre z syren uświadomiły sobie rozmiar problemu.
– Tej sytuacji winna jest tylko jedna osoba – Kroan kontynuowała, a Sagara pokiwała głową ze zrozumieniem, ale następne słowa wprawiły ją w osłupienie. – Nie jest to jednak Meirenyu ani żadna inna z syren stadnych czy samotnych.
Cisza stała się wręcz namacalna.
– Osoba, którą obarczam całą winą za zaistniałą sytuację, miała tylko jedno zadanie. Miała chronić Lagunę w czasie święta.
Sagara poczuła gęsią skórkę.
– Niestety, nie tylko nie wykonała swojej pracy należycie. Skutkiem jej niesubordynacji, poza zdziesiątkowaniem naszego gatunku, jest coś o wiele gorszego. Drogie siostry! Jedna z nas, imieniem Sarayu, przyniosła nam zgubę. Dzięki niej topielice były w stanie rzucić pradawną klątwę, skutkiem czego, szanowne mieszkanki Laguny, żadna syrena nie jest w stanie wyjść z wody, nigdy więcej. Jeśli to zrobi, zostanie człowiekiem.
Syreny wstrzymały oddech. Powoli docierała do nich ta informacja, ale zanim zdążyły wpaść w panikę, Kroan znowu się odezwała:
– Osobą, która ponosi wyłączną winę za tę sytuację, jest nasza siostra Sagara, piastunka granic.
Wszyscy na nią spojrzeli. Nagle poczuła się słabo. Nie wiedziała, co ma zrobić, więc tylko stała i rozglądała się po wszystkich wściekłych i zdumionych twarzach.
– Sagara opuści Lagunę. Na zawsze – zapowiedziała Kroan, a wywołana Sagara poczuła, że uchodzi z niej całe powietrze. Niemal osunęła się na dno, ale zdołała zmusić się do podpłynięcia do przywódczyni.
– Sprzeciw! – Unmei wyskoczyła z tłumu. – Nie możesz tego zrobić, to wina nas wszystkich, także twoja, a przede wszystkim wina Sarayu. I moja, bo nie powstrzymałam jej, kiedy miałam szansę.
– Sarayu była pod stałą opieką tej tu Sagary – odparowała Kroan głosem niosącym się po całej Lagunie. – Unmei, nie przerywaj mi, nie jesteś do tego upoważniona, nie masz prawa sądzić w tej sprawie.
– Zostało nas tak mało, a ty tak po prostu pozbywasz się kolejnej syreny? – Unmei nie dawała za wygraną.
– Ja tu rządzę, ja wydaję rozkazy, ja jestem przywódczynią. Zadanie było proste, a Sagara poległa na każdym możliwym etapie, zniszczyła nie tylko Lagunę, ale zabiła tysiące z nas. Wyrok zapadł. Sagaro, podpłyń i podaj mi swoją lewą rękę.
Syrena posłusznie wykonała rozkaz, ale zmysły miała jakby wyłączone. Nie rozumiała, co się dzieje dookoła. Przywódczyni złapała jej rękę, a drugą dłoń przyłożyła do przedramienia. Zapiekło i Sagara szarpnęła, ale Kroan trzymała mocno. Kiedy wreszcie puściła, na przedramieniu podwładnej widoczny był jaskrawy błękitny symbol, którego nie rozumiała.
– Przekazałam ci trochę mocy Juraty. Na ile ci wystarczy, nie mogę i nie jestem w stanie powiedzieć. Każdego dnia symbol będzie bladł, aż w końcu w ostatnim roku twojego życia stanie się zupełnie niewidoczny, tak że nie będziesz wiedzieć dokładnie, kiedy przyjdzie na ciebie czas. – Tu nastąpiła stosowna pauza. – A teraz odejdź… i nigdy nie wracaj.
Sagara skłoniła się przywódczyni i odpłynęła bez słowa, zostawiają za sobą lud sparaliżowany strachem i zniesmaczoną Unmei. Prawdopodobnie mogła się bronić, ale miała misję: musiała odnaleźć Sarayu. Musiała przeprosić. Nic by się przecież nie wydarzyło, gdyby nie Sagara.
Popatrzyła na błękitne znamię. Przedstawiało dziwną kombinację kółek, była pewna, że widziała je pierwszy raz w życiu. Potarła lekko przedramię i wyruszyła na poszukiwania, mimo że nie miała pojęcia, gdzie zacząć.

Sarayu przełknęła ślinę. Oto patrzyła na plażę, gdzie wszystko się zaczęło. Dalej wyglądała na opustoszałą, ale tym razem syrenie to nie przeszkadzało. Czuła rozpierającą radość.
Ostrożnie i powoli wyczołgała się z morza.
Promienie słońca opadły na jej ogon.
Przez chwilę nie mogła złapać oddechu, jakby ktoś zatkał jej nos.
Razem z wodą zaczęły spływać śluz i łuski.
Ból wydawałby się nie do zniesienia, ale był niczym w porównaniu z klątwą topielic… i nagle…
Sarayu miała nogi. Była człowiekiem. Była wolna. Była żywa. Spróbowała wstać, ale gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, po ciele przebiegł spazm bólu i wzrok przesłoniła ciemność.

Obudziła się w pięknie przystrojonej komnacie. Dookoła krzątały się kobiety, rozpoznała Dorithie i Berthę. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Ezegielle.
– Jak się ma nasz gość? – zagadnął wesoło, a Sarayu spróbowała uśmiechnąć się w odpowiedzi. – Jestem książę Ezegielle, znalazłem cię. Zdradzisz nam swoje imię? Wszyscy umieramy z ciekawości.
Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, ale nie dała rady. Z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Smutno pokręciła głową.
– To spróbujmy po kolei. Pierwsza sylaba? – Ezegielle usiadł na skraju łoża, w którym leżała Sarayu.
Ułożyła usta tak, jakby syczała, a książę natychmiast zrozumiał.
– Ssssss… ­– zasyczał, a ona pokiwała głową. – To nie jest sylaba, ale dobry start.
Sarayu nie wiedziała, co to sylaba, ale nie przejęła się tym. Następnie spróbowała poruszać ustami tak, jakby wypowiadała „A-RA, A-RA, A-RA”, ale z tym poszło dużo gorzej. Dopiero po kilkunastu próbach wreszcie zgadła Bertha:
– Na Boga, Wasza Wysokość! To jest Sarah!
Sarayu spróbowała zaprzeczyć, ale nikt tego nie zauważał.
– Sarah! – zawołał książę zachwycony. – Vivian miała rację, jesteś Sarah! Piękne imię!
Instynktownie złapał jej dłonie i spojrzał w oczy, a ona natychmiast zapomniała, że wcale nie nazywała się Sarah.

Tak zaczęła się ich miłość. Była krótka i burzliwa, a małemu księstwu prawie przyniosła wojnę, ponieważ księżniczka Amphilis była bardzo urażona wyborem księcia. Kiedy spór jednak zażegnano, zakochani mogli wreszcie być razem bez przeszkód. Przygotowania do ślubu trwały długo, bo wszystko musiało być jak należy. Cała ceremonia wypadła pięknie – może poza mową, w której Ezegielle wspominał tragicznie zmarłego Fredericka i wyznał, że nie zazna spokoju, dopóki nie odnajdzie jego mordercy – tym bardziej, że brat umarł w jego urodziny.
To zasiało w Sarayu ziarno wyrzutów sumienia, które rosło, wraz z tęsknotą za morzem i oceanem. A także za siostrą, chociaż nigdy się tego po sobie nie spodziewała. Po roku wewnętrznej walki rozkazała w końcu zabetonować plażę, aby odciąć się od morza. Na nic jednak się to zdało. Cierpiała nieustannie, a widok jej bólu, którego nie mógł pojąć, rozdzierał Ezegielle’a, który obwiniał się za całą sytuację, ponieważ nawet po latach zdawało mu się śnić o miedzianych oczach i mistycznej pieśni – bał się, że Sarayu jakoś to wyczuwała. W końcu księżna zaczęła obawiać się, że wyobraziła sobie swoje życie w Lagunie, a syreny faktycznie nie istnieją. Osunęłaby się w głąb krainy obłędu, gdyby nie jedno.
Sarayu zaszła w ciążę i to odegnało złe chmury. Wszystko wydawało się iść ku lepszemu. Wybrano piękne imię dla następcy tronu, przygotowano dla niego wszystko, co najlepsze i cały lud oczekiwał jego przyjścia. W międzyczasie księstwo rozkwitło i stało się jednym z najpotężniejszych i najszczęśliwszych państw na świecie, a lud i cesarz zgodnie uznali, że uwielbianej książęcej parze należy się awans – tak zostali pierwszą i ostatnią w historii kraju parą królewską. Król Ezegielle Wielki i królowa Sarah.
Kiedy Sarayu poczuła pierwsze skurcze, wiedziała już, że coś jest nie tak. Nie dopuściła jednak do siebie tej myśli i skupiła się na miłości, którą odczuwała do swojego nienarodzonego dziecka.
Ale nic nie poszło po jej myśli. Stało się coś, czego nikt się nie spodziewał – krew dosłownie zawrzała w żyłach Sarayu, a ona przypomniała sobie, o czym nie powinna zapominać.
Sampah! – chciała wrzeszczeć w gorączce, tymczasem nie była w stanie nawet szeptać.

Sagar, syn Sarayu i Ezegielle’a, był ostatnim z dwojga wielkich władców, którzy przynieśli księstwu dobrobyt. Zyskał sobie przydomek Żeglarz, ponieważ nigdy nie rozstawał się z łodzią. Oficjalnie łowił pstrągi – naprawdę szukał na morzu swojej matki, o której mówiono, że pochłonęła ją morska piana.
Nikt jednak nie potrafił lub nie chciał wytłumaczyć Sagarowi, co to znaczy.
Jedno jest natomiast pewne – wiatr zawsze wiał tak, jak tego chciał.

36 komentarzy :

  1. Odpowiedzi
    1. Ok, teraz kiedy po 47 minutach czytania jestem spokojna, że to mój będzie pierwszy mogę zacząć pisać ten właściwy.
      Wow.
      To jest...niesamowite. Na prawdę niesamowite. Jestem pod wielkim wrażeniem ogromu pracy, jaką musiałaś włożyć w to opowiadanie. Jejku! Nie mogę wyjść z podziwu. To jest piękne. Teraz wszystkie części tworzą piękną całość (no prawie, bo jeszcze epilog).
      Czytając to, miałam ciarki. Autentycznie! Świetnie zbudowane napięcie, nie pamiętam kiedy ostatnio tak się wciągnęłam w lekturę. Ale jakoś...znielubiłam Sagarę. Opowieść o jej miłości jest piękna, ale przeszłość nie specjalnie. Sarayu też nie do końca daje się lubić, ale dostrzegam w niej siebie. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się tak niewinnie... Dlaczego wszystkie syrenki rozdzierają serce zakończeniem? Bardzo podoba mi się wpleciony w fabułę opis życia codziennego syren. Sam początek opowiadania, gdzie opisujesz jak dotrzeć do laguny jest boski. Po czymś takim-hulaj dusza! Jest tu wręcz nieograniczone pole do popisu jeśli chodzi o fanarty ❤.
      Mam mnóstwo pytań do bohaterów tego opowiadania! Wywiedzie z bohaterami. Nadchodzę B).
      JA WYGRAM TEN KONKURS, NIEWAŻNE CZEGO BEDZIE DOTYCZYŁ. A jak nie wygram, to należy mi się nagroda pocieszenia za zaangażowanie emocjonalne XD.
      Jeśli ktoś dotrwał do tego momentu mojego komentarza, to serdecznie chciałam zachęcić do napisania swojego. Uważam, że Ali to się należy. Zgodzicie się chyba ze mną, że taki wysiłek powinien zostać nagrodzony. Zatem do roboty! Może być krótki, ale od serca :) Po prostu zrób to!
      Wow. Jestem pewna, że będę czytać to opowiadanie jeszcze nie raz. I komentować z pewnością też.
      Panowie, czapki z głów-oto geniusz. Ala, no po prostu kocham cię!
      PS: Bardzo szczere serduszko: ❤

      Usuń
    2. Uf, wreszcie znalazłam chwilę, żeby odpisać, ale taką bardzo krótką, więc będę się streszczać.
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję <333. Mam nadzieję, że jeśli ktoś się zdecyduje na powrót do wcześniejszych części po przeczytaniu tej, to odkryje cała masę nowych rzeczy, na którą być może inaczej nie zwróciłby uwagi i o których zwyczajnie nie było mowy. Przypominam: czego nie ma Sagara, a o powinna mieć? Teraz to już jasne :).
      Znielubienie Sagary z jednej strony rozumiem, z drugiej nie mogę się zgodzić, jakoby ta historia miała pokazywać ją jako kogoś niegodnego lubienia czy coś. Między tymi dwoma opowiadaniami minęło dwieście lat. Dwieście lat wypełnionych bólem i poczuciem winy. Zobacz, jak Sagara się wypowiada w obu opowiadaniach. Zupełnie inna osoba. Pryz czym tutaj, weź pod uwagę, że zachowuje się jak wzorcowa syrena w Lagunie poza tym jednym, że szanuje więzi rodzinne, nawet jeśli próbuje z Sarayu zrobić taką samą służbistkę.
      Myślę, że nadrabia tym, że pozostałe 200 lat życia zmarnowała na szukanie siostry, żeby ją przeprosić.
      Wywiad czeka :D.
      Dziękuję jeszcze raz <333333.
      Brakuje mi słów, żeby jakoś ładniej podziękować.

      Usuń
    3. Ja zdecyduję się na pewno, 1) chcę zobaczyć jak to wygląda jako całokształt 2) fanarty będo 3) no, konkurs jest :D. Ależ ja Sagarę lubię nadal! Po prostu trochę mniej :P.
      Ależ proszę bardzo! <3

      Usuń
  2. Teraz mam życiowy dylemat — uczyć się na chemię czy czytać...

    OdpowiedzUsuń
  3. #trzecia
    niedługo tu wrócę, jak już życie (biologię) ogarnę, będzie zapewne długo i bezsensownie, jak to mam w zwyczaju ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc witam, przybyłam, będę udawać, że umiem mówić składnie.
      Początek, opis drogi do Laguny, mnie urzekł. Urzekł mnie totalnie i niemożliwie mocno, genialnie to opisałaś. A dalej było jeszcze lepiej i, mimo długości, ani razu nie oderwałam się od czytania.
      Piękne. Po prostu. Totalnie i niezaprzeczalnie piękne.
      Te wszystkie szczegóły, nawiązania, przemyślność tego wszystkiego... po prostu mnie urzekłaś, Ala.
      Myślałam, że po Lamentach, Piórku i Szponach już nic mnie aż tak nie ruszy z Twojej strony. Cholernie się myliłam, matko.
      Generalnie mogłabym cały czas powtarzać litanię superlatyw w stronę Twoją i Wrzasków, pisać, jakie to piękne (bo takie jest) i w ogóle. Wiedz, że wyszło genialnie.
      Złożoność wszystkich opków mnie po prostu zabiła. Zwyczajnie zabiła i zostawiła nadzianą na te skały na drodze do Laguny.
      Każdy element, przeznaczenie Nihan, los Tuki, to wszystko... Boże, kończą mi się synonimy "piękne" powoli.
      A co do tego, co Sagara mieć powinna, a nie miała... Znalazłam sobie na to wytłumaczenie, które mnie satysfakcjonuje.
      A na końcówce się popłakałam. Mocno.
      Cóż, pozostaje mi czekać na pełną wersję w ebooku, już nie mogę się doczekać, chcę tego tak bardzo mocno.
      Dużo weny, żebyś dalej pisała tak dobre opki jak teraz.
      xo V.

      Usuń
    2. Poproszę o to wytłumaczenie, bo mnie osobiście chodziło oczywiście o ten symbol, który miał ją trzymać przy życiu, ale może wymyśliłaś coś lepszego, chętnie się dowiem!
      Dziękuję bardzo! Serio, potrzebuję jakiegoś mocniejszego odpowiednika do dziękowania, bo to za mało za takie komentarze <3. W każdym razie dzięęękuuję <3!
      I zapewniam, że się dopiero rozkręcam i mam nadzieję, że jeszcze dużo moich rzeczy cię poruszy <3.

      Usuń
    3. No bo napisałaś tam, że każdego dnia symbol będzie bladł, aż w końcu w ostatnim roku życia Sagary zblednie kompletnie i nie będzie go widać, więc teraz jego brak traktuję jako to, że to tak czy siak miał być ostatni rok jej życia, bo kończyła jej się moc Juraty. Wydaje mi się, że nawet ma to sens (przymajmniej dla mnie :P)

      Usuń
    4. O to mi chodziło dokładnie :D.
      Technicznie w takiej sytuacji książę podarował jej życie, a nie zabrał :P.

      Usuń
  4. Tak jakby się popłakałam. W sumie to nie tka jakby, bo popłakałam się naprawdę i nie wiem, no kurde. To wszystko jest takie delikatne i chyba powinnam płakać za Sagarą lub przez los Sagara, ale... Nihan, Jezu, Nihan. Nie wiem, co mogę więcej napisać, może to, że Sarayu jest egoistką i to tak strasznie, że ugh. I zawsze myślałam, że życie syren jest bardziej, hm, kolorowe? Chyba tak, a to wszystko wydaje się bardzo mroczne i, tak, mam ciary.
    Czekam z niecierpliwością na pełną wersję, chcę już zobaczyć okładkę, o matko. Ale chyba sobie jeszcze poczekam. :<
    Podsumowując, wszystko jest osom.
    PS Ten komentarz jest tak totalnie bez ładu i składu, że ja nawet nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, w sumie, to trochę Sarayu rozumiem. Tak tylko trochę.
      Tak, mnie też się tak wydawało i syrenom też się tak wydaje, ale pod grubą warstwą tęczy, bibelotów i pieśni prawda jest inna :v. #poetycko
      Obrazek na okładkę mam śliczny <3.
      Dziękuję <3!
      PS wcale nie :P

      Usuń
  5. Pierwszy raz komentuje, ale wiedz, że nie jestem tu pierwszy raz! :) Masz naprawdę talent, potrafiłam sobie wyobrazić tą historię, a fabuła - suler! Koniecznie muszę odświeżyć poprzednie cześci, bo już teraz wyłapałam (jestem ciekawa czy Tuki jest tą lodową syreną z "Piórka na wietrze"). To by było na tyle, czekam na inne teksty!
    Katty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w szacownym gronie komentujących :D! Dziękuję bardzo za ujawnienie się i komplementy <3.
      Jeśli mi wolno odpowiedzieć (bo może jednak wolisz zostawić to pytanie zawieszone w próżni?), to potwierdzam, że to Tuki jest lodową syreną z Piórka :).

      Usuń
    2. Zastanawiałam się czy odpisać, czy też nie, ale było pytanie więc trzeba. :P
      W sumie oczekiwałam potwierdzenia, bo nie przypominam sobie, aby imię ''Tuki'' było w ''Piórku na Wietrze''. A tak swoją drogą jak tak teraz patrzę na mój komentarz to zastanawiam się jak to wszystko zrozumiałaś xD (oczywiście suler-super, a wyłapałam nawiązania :P). Zamierzasz to może wydać, czy coś? Bo bajka byłaby z tego dobra, również kiedyś czytałam wersję ''Małej Syrenki'', że rozpłynęła się w morską pianę i nie mogłam tego nigdzie wyszukać; w końcu bajki nie zawsze muszą się kończyć dobrze. :P

      Usuń
    3. Nie było imienia, ale to ona.
      Nie zamierzam tego wydać, zamierzam to osobiście sklecić w ebooka i udostępnić do pobrania za darmo.
      Nie sądzę, aby to była dobra bajka ani baśń, to nie jest pisane z myślą o dzieciach i wcale nie dlatego że źle się kończy ani że w każdej części ktoś umiera, język jest po prostu zwyczajnie nieodpowiedni, w OL pojawiają się przecież nawet przekleństwa. To mroczniejsza wariacja, ale nie baśń.
      To oryginalna wersja Małej Syrenki źle się kończy, ponieważ książę żeni się z drugą księżniczką, o której myśli, że go uratowała, a Syrenka nie zdobyła się na zabicie go, aby powrócić do morza (miała taką możliwość, bo siostry oddały wiedźmie swoje warkocze w zamian za ten deal, tylko syrenka musiała go zabić), więc skoczyła do morza.
      Ale była dobra, więc pochwyciły ją "córy powietrza" i w ten sposób po 300 latach otrzymała możliwość otrzymania duszy.
      Ale osobiście najbardziej lubię tę wersję, która kończy się w momencie skoku, córy wydają mi się doczepione na siłę.

      Usuń
  6. Droga Alu,

    Nawet nie wiesz, jak podziwiam i doceniam to, co zrobiłaś. Stworzyłaś zbiór wspaniałych opowiadań w uniwersum mroczniejszym od Małej Syrenki. Jak ja się zdziwiłam, że męskie syreny mają obroże i siedzą w klatkach :O Że wszystko zależy od Juraty... I, rany, te opisy. Dokładne opisy. Kolory oczu. Wszystko przemyślałaś, a ja mam wrażenie, że powinnam nad tym dłużej usiąść, żeby to wszystko wychwycić. Nie mówiąc już o tym, że powinnam się wrócić do początku i przeczytać wszystko po kolei (ale tę przyjemność sobie zostawię na ebooka ;)). Czytałam Wrzaski fragmentami od środy. Dzisiaj w nocy trochę, ale musiałam przerwać, bo a) musiałam iść spać, bo byłam mega zmęczona, b) za bardzo się wzruszyłam i byłam bliska płaczu. Było tak późno, że już nie pamiętam co mnie prawie skłoniło do łez, autentycznie. Chyba po protu Syrenki ogółem, w ogóle fakt, że czytałam. W każdym razie dzisiaj czułam (i nadal się czuję) masakrycznie. Nie byłam w stanie nic zrobić, więc wzięłam kocyk i położyłam się w łóżku. Wcześniej zrobiłam sobie herbatę i postawiłam ją niedaleko, żeby łatwo mi było sięgać. Jak ból głowy mi trochę przeszedł, wzięłam do ręki telefon. Czytałam. Nie mogłam się oderwać. Autentycznie nie mogłam się oderwać. Nawet zapomniałam o herbacie. Jak skończyłam, była już letnia XD Ojej, ale zanudzam. Koniec o mnie, teraz o Syrenkach.

    Bardzo bardzo lubiłam Sagarę i to opowiadanie tego nie zmieniło - nadal ją lubię. Chociaż nie podoba mi się jej stosunek do siostry, to widać mimo wszystko, że o nią dbała. I jeszcze szukała jej przez dwieście lat! Rozumiem Sagarę, naprawdę. Nawet czasami miałam wrażenie, że się z nią utożsamiam. Nie wiem, czy to dobrze XD Szkoda mi jej. Niby jestem zdania Unmei, że Kroan nie powinna jej wyganiać, ale gdyby nie to, nie spotkała by Jima... I by nie lamentowała :/

    Jeju, Nihan. Szkoda mi jej, naprawdę. </3

    Sarayu. Trochę ją rozumiem, ale… Nie. Jak mogła się zgodzić na takie warunki? Brak głosu, no dobra. Ale każdy krok jak stąpanie po sztyletach? Auć. Jak mogła tak chodzić? W pewien sposób podziwiam. Ale klątwa? (Nareszcie się wyjaśniło!) Mam wrażenie, że nie obchodziły ją inne syreny :/ Okay, była zakochana, ale i tak.

    Szkoda mi było Ezegiella... Stracił w końcu najlepszego przyjaciela. A później jeszcze swoją "Sarah" ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *c. d.*
      *za dużo znaków, nie zmieściłam się w limicie*

      "Mnie tam rybka" - świetne XD
      Widelec <3 #MałaSyrenka
      "Nigdy więcej nie zobaczyła Sagary." - nawet nie wiesz, jak mnie wzruszają takie zdania. Dopowiedzenia. Whatever. To nie pozwala mi pozostać obojętną (a i tak nie byłam obojętna. Przecież to Syrenki, no halo). I jeszcze podkreśla wagę sytuacji i sposób, w jaki siostry się widzą po raz ostatni. Jejuuuuu. Moje serce. Co ty z nim robisz.
      "Czego chcecie?", "Czego pragniecie?", "Czego szukacie?" - przez to, że przez jakieś dwa miesiące w tym roku omawiałam Makbeta, skojarzyło mi się z tymi trzema Czarownicami. One właśnie tak mówiły po kolei... Nieważne XD W każdym razie chciałam powiedzieć Sarayu i Tuki, żeby uciekały XD
      I końcówka cudowna. Wiatr. Sarayu. Wiatr. Jak ja kocham, jak imię ma takie znaczenie.

      Doceniam i podziwiam wytrwałość, w końcu to nie jest takie proste, by napisać cały zbiór opowiadań, kreatywność i twój talent, który pokazujesz w każdym opowiadaniu czy poście.
      KC za Syrenki.
      Naprawdę ci dziękuję za tak dobre opowiadania. Tyle emocji we mnie one wywołały, że szok.
      I od razu przepraszam za ten mój komentarz. Są powtórzenia, pewnie błędy/literówki. Jest noc, oczy mi się zamykają, ale piszę. Piszę, żeby Ci podziękować. Podziękować za Syrenki.
      Ale tak naprawdę nie wiem, jak mogłabym ci podziękować za nie. Nie potrafię napisać takich podziękowań. Ale wiedz, że ci dziękuję z całego serca.
      No super. I w każdym zdaniu powtarzam "podziękować", "podziękowań", "dziękuję" -.- Wybacz ;_;
      Wrzaski zasługują na lepszy komentarz. Lepszy pod względem zawartości (długości też). Na pewno tu się pojawi więcej komentarzy. Przecież Syrenki są bardzonajmegasuperprzecudowne. Nie przesadzam w tym momencie. Autentycznie.

      A teraz nie pozostaje nic, jak czekać na epilog i na cały ebook *.*

      PS Parę literówek, które wyłapałam i zapisałam (robię to, by w przyszłym ebooku było ich mniej ;)):
      "Sarayu położył[a] się obok niej"
      "Jeśli zostałaby złapany [złapana]"
      "A na ten widok poczuł[a] ulgę"
      "Zostawiają[c] za sobą lud"
      + żądza przez "ż" ;)

      ALE KOGO OBCHODZĄ LITERÓWKI, JAK CZYTA SYRENKI?
      Na pewno nie mnie.
      Ale przy tylu stronach to normalne. Nie da się wszystkiego zauważyć. À propos - gratuluję wytrwania w NaNoWriMo, naprawdę cię podziwiam za to, że ci się udało w miesiąc napisać takie cudo <3

      "Nie ma słów, aby opisać arię przeznaczoną Juracie". Nie ma słów, aby opisać cudowność Syrenek. Nie ma słów, aby opisać ogromny talent Alicji Kaczmarek.

      Ściskam mocno i pozdrawiam
      Ja

      Usuń
    2. Chciałam najpierw odnieść się do błędów, bo to w sumie zabawne, że czasem pisałam dobrze żądza, a czasem nie i mimo czytania tego około 10 razy, to i tak tego nie wyłapałam. Ale zawsze miałam problem z tym słowem, naprawdę, nie mam pojęcia, z czego to wynika - piszę poprawnie słowa, których znaczenia nie znam i pierwszy raz słyszę, ale w żądzy zawsze się walnę. Taka ciekawostka. Chyba poprawione te ortografy już.
      Nie przepraszajcie mnie za powtórzenia i literówki, bo aż mi głupio, że sama tyle ich robię.
      Dziękuję mocno za ten komentarz <3! Chciałabym użyć jakiegoś mocniejszego słowa, ale mam zbyt ograniczone słownictwo, więc mogę tylko dziękować. Za to z serca głębokości!

      Nawet gdyby Kroan nie postanowiła wyrzucać Sagary, jej los w jakiś sposób i tak skrzyżowałby się z Jimem, bo miała to zapisane w oczach, które nigdy nie zmieniły koloru :). Trzysta lat czekała na dopełnienie swojego przeznaczenia i spędzenie aż całego miesiąca z Jimem <3. :D

      Nihan postać tragiczna, ale moim zdaniem trochę jednak za daleko się posunęła w swoim szaleństwie.

      Sarayu nie tylko się zakochała, ale też szukała swojego miejsca na ziemi wszelkim kosztem. Może nie do końca to oddałam, ale tak rozumiem tę postać, dlatego jednak, mimo wszystko, ją lubię. Bardzo przy jej postaci zainspirował mnie tekst niemieckiej wersji Part of Your World (tej z 1989, z Ute Lemper jako Ariel <3), szczególnie wersy "Was ist der Preis? Ich zahl ihn gern! (...) Heute und hier wünsche ich mir ein Mensch zu sein", które oznaczają mniej więcej "Jaka jest cena? Chętnie ją zapłacę! Dzisiaj i teraz chciałabym być człowiekiem". Polecam przesłuchać całość, nawet jeśli się nie lubi głosu Ute.
      https://www.youtube.com/watch?v=7uuV7XFnNas

      Ezegielle dobry chłop! Tylko tutaj wszyscy mają odgórnie przekichane, więc no. Nie ma lekko.

      Ogólnie uwielbiam takie synchroniczne czarownice, które gadają jednym głosem w trzech ciałach! Ciary!

      Tak, literówki to zdecydowanie kwestia objętości, zabrakło i dosłownie tygodnia na dopieszczenie tego, ale szkoła nie patrzy na takie rzeczy jak NaNoWriMo :(.
      A propos NaNo - bardzo dziękuję, ale nie napisałam tego w miesiąc :). To by były trzy - sierpień, październik i listopad, ale w listopadzie faktycznie napisałam większość.

      Jejku, naprawdę przebardzo dziękuję <333. Aż się zarumieniłam :).

      Usuń
    3. Z tą żądzą to nawet moja pani od polskiego w gimnazjum się myliła. Raz na lekcji napisała przez "rz", a na następnej powiedziała, żeby sobie poprawić w zeszycie na "ż" XD.

      Oczy mają takie znaczenie tutaj i to mi się tak podoba <333
      Nihan przesadziła, to prawda.
      Przyznam szczerze, że niemieckiej wersji Part of Your World nie słuchałam XD Nie znam języka i nie przepadam za nim w piosenkach... Ale może posłucham ;)
      Tak! Te czarownie tak potrafią oddać nastrój, jeju.
      I tak. W trzy miesiące 58 stron? Wow.

      Cała przyjemność po mojej stronie <333

      Usuń
    4. Istnieją aż trzy wersje Part of Your World po niemiecku - 1989, 1998 i austriacka, przy czym wszyscy kochają austriacką, a ja najbardziej lubię tę pierwszą ze względu na tekst i sentyment. Nawet jeśli widzę wszystkie wady Ute, to nie umiem jej nie kochać! Pozostałe dwie też bardzo lubię, ale jeśli chodzi o tekst, to przegrywają z kretesem.
      Wysłałam link z tłumaczeniem, polecam :P.

      Usuń
    5. Posłuchałam!
      "What is the price? I'd gladly pay it!"
      "I wish to be a human"
      <3

      Usuń
  7. Ogólnie to kilka dni temu przeczytałam, ale zapomniałam napisać (ogólnie szkoła to zuuuo, teraz piszę to zamiast kuć niemiecki, jeszcze mnie do matury nie dopuszczą XD). Bardzo podoba mi się mroczny klimat Syrenek, a jednocześnie pewnego dziwnego uroku, jakie mają stare baśnie (pierwotne wersje Śnieżki itp.). Żałuję jedynie, że nie mamy możliwości doświadczyć jakiegokolwiek happy endu... Bo ileż można zabijać :P? Chociaż Sarayu winna dostać szczęśliwe zakończenie, tak się nie robi, moje serce pęka, bo była super bohaterką, o wiele bardziej uroczą niż Sagara, za którą nie przepadam wgl. W tej części cierpię na decyfit uroczych męskich bohaterów, bo jednak syreny z obrożą to nie mój gust, a księcia, jak na moją wewnętrzną fangirl, zdecydowanie za mało :c. Wincyj! Piękne nawiązania do Małej Syrenki i ogólnie innych części syrenek <3. Te oczy, ten pomysł jest obłędny, ale żal mi Nihan, która nie zasłużyła na ten los, bo była za dobrą przyjaciółką dla Sagary, która jednak była wredna. Ogólnie to Sarayu>Sagara. Nie wiem, co jest smutniejsze w tym opowiadaniu - samotność Sarayu czy raczej to, że żyła w niepełnym związku, ale mam nadzieję, że mimo wszystko była z księciem szczęsliwa ;p. Żal mi troszkę, że w całej serii tak mało było o świecie ludzi i nadal mało wiemy, co gdzie jak i kiedy. Czy to alternatywna rzeczywistość, przyszłość, przeszłość? XD Tyle pytań ;p. Przedstawienie świata syren podobało mi się. Jest taki mroczny i smutny. W sumie najgorsze to to, że syreny nie zdawały sobie, chyba wgl mnie, że są nieszczęśliwe, bo samotne itp. Co do literówek i interpunkcji - parę potknięć było, więc w sumie polecam jakieś stronki typu https://languagetool.org/, bo mimo czytania kilka razy łatwo coś zawsze przegapić a to zmniejsza prawdopodobieństwo.

    Mam nadzieję, że mój komentarz choc trochę składny czy coś. Czekam na epilog ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *według mnie (ach blogspocie, gdzie opcja edyci komcia?) Ogólnie to czekam na e-booka ;ppp.

      Usuń
    2. W redakcji nie chodzi tylko o literówki, więc zdam się jednak na prawdziwych realnych ludzi, jeśli chodzi o sprawdzanie ;). Wiem, że były potknięcia, zawsze są, a to jednak 59 stron.
      Jeśli chodzi o to, czy Sarayu jest fajniejsza od Sagary, to szanuję opinię, aczkolwiek dla mnie wszyscy mają swoje za uszami.
      Oczywiście, że Sarayu miała swój happy end! Jakby nie patrzeć - spełniła swoje marzenia, choć ogromnym kosztem. Ba, nawet dziecko urodziła - cudem chyba, nie wiem, jako on przeżył ten poród.
      Ile można zabijać? Dobre pytanie, już mi się to znudziło. Teraz szukam nowych sposobów na łamanie ludzkich serc. Następnym razem wykorzystam do tego piosenkę Katy Perry >:).
      Ale prawda jest taka, że Lament jest happy endem do Wrzasków. Może nie cukierkowym happy endem, ale jednak happy endem. Staram się taką myśl zawrzeć w epilogu.
      Musiało być mało księcia, nie mogłam pozwolić, żeby zdetronował Jima w moim własnym sercu!
      Czy ja wiem, czy Sagara była wredna? Nie zauważyłam, ale nie neguję.
      Jeśli chodzi o świat ludzi - będzie coś w ebooku na ten temat. #przyszłość
      "W sumie najgorsze to to, że syreny nie zdawały sobie, chyba wgl mnie, że są nieszczęśliwe, bo samotne itp." TAK, DZIĘKUJĘ ZA TO ZDANIE. Trafiłaś w sedno <3.

      Usuń
  8. O kurde.
    Opowiadanie dosłownie pochłonęłam, mimo potężnych gabarytów. Czytało się znakomicie. Przepiękne połączenie poprzednich części oraz świetna historia, naprawdę.
    Najbardziej urzekł mnie świat syren. Początkowo czułam się niepewnie, przytłoczył mnie trochę długi opis z ogromną ilością nazw na początku (osobiście nie przepadam za taką ekspozycją, wolę, kiedy fakty są wplatane w tekst, ale to kwestia gustu:) Poza tym, z drugiej strony, to wprowadza taki baśniowo-legendarny klimat), ale potem zanurzyłam się (he, he) od razu i z przyjemnością. Świat syren jest niesamowity. Mroczny, upiorny, gorzki, brutalny. Syreny, ich system, wydały mi się demoniczne, okrutne, a przy tym bardzo nieszczęśliwe. Laguna wydała mi się przerażająca. Pod przykrywką tych ról, pięknych rzeczy, kryły się nierówności, nienawiść, okrucieństwo, frustracja, pragnienia, zniewolenie.
    No i syrenowie... ta scena w Korzeniach była niesamowita. Autentycznie miałam ciarki. Idealna, serio. Odpowiednie napięcie, świetne opisy.
    W ogóle oczarowała mnie Twoja wyobraźnia i to, jak pieczołowicie i przemyślanie zbudowałaś ten świat - Noc Juraty (przepiękny opis tego chóru i w ogóle wszystkiego), zwyczaje, Dzień Krwi, topielice, morzeczki, władczyni, stada, samotnice... pięknie wykreowane, naprawdę. Chłonę to wszystko całą sobą! To chyba najbardziej Ci się udało. Jestem w zachwycie ♥♥♥
    Mam ambiwalentne uczucia w stosunku do Sagary. W sensie... tutaj jest taka surowa, zasadnicza, poważna, wredna (no przepraszam, ale trochę tak :D To kwestia zmęczenia, przepracowania i nadmiernego starania się, ale tak jest). W ,,Lamencie..." jest ironiczna, cięta, buntownicza (?), używa podwórkowego slangu (który nigdy mi do niej jakoś nie pasował, ale to tylko moje odczucia jako skromnego czytelnika). Pewnie, mogła się zmienić przez te lata. Ale wciąż czuję się jakbym czytała o dwóch innych postaciach i nie umiem pozbyć się tego odczucia. I ta scena, w której Sagara dowiaduje się wszystkiego - tak dziwnie bezemocjonalnie reaguje. Ale to w sumie konkretna, mało uczuciowa osoba.
    O rany, Sagara jest okropną siostrą.
    Sory.
    Znaczy, no dobra. Dba o Sarayu pod względem materialnym. Chce zapewnić jej wszystko, co najlepsze.
    Ale to taki typ osoby, której wydaje się, że zapewnienie trzeciego piętra i fajnej komnaty wszystko załatwi, że to okaz miłości. I tak, pewnie. Ale sęk w tym, że Sarayu i chyba większość ludzi/syren/istot/cokolwiek oddałoby to wszystko za trochę uczucia. Rozmowy. Uwagi. A tego Sarayu nigdy nie dostała. Sagara, wydaje mi się, nie umie okazywać uczuć, jest pochłonięta pracą i nie zwraca uwagi na młodszą, niesforną siostrę.
    Sarayu... rozumiem ją. W sensie, nie mogę powiedzieć z czystym sumieniem, żebym poczuła do niej sympatię, ale rozumiem ją. I podoba mi się, jak została wykreowana.
    Scena z widelcem - see what you've done here :D
    Nihan jest najbardziej tragiczna jak dla mnie. Chociaż nie, dobra, wszyscy są tu tragiczni.
    Ale Nihan... w zasadzie zniszczona przez najlepszą przyjaciółkę. Straszne. Kurczę, świetna postać, bardzo ciekawa.
    W ogóle wątek z kolorem oczu jest cudny ♥
    Podoba mi się też postać Tuki. I już wiemy, kim była lodowa syrenka, która zapewniła małemu Jimowi potrójną traumę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Styl lekki jak piórko (...na wietrze! He, he, he), poza paroma zgrzytami w rodzaju powtórzeń, literówek i małych zgrzytów stylistycznych, które czasem się zdarzały, czytało się idealnie. Genialne, serio. Po prostu genialne. Matko, nie będę mogła o tym przestać myśleć po prostu :D A to mi się rzadko zdarza.
      To opowiadanie nie pozwoli mi o sobie zapomnieć. Wciągnęło mnie, wręcz wessało jak Charybda, rozkochało i wypluło z wieloma emocjami. A emocjonalny rollercoaster to coś, czego doświadczam rzadko i uwielbiam opowiadania, które mi to zapewniają. A tu czułam dreszcze, obrzydzenie, frustrację, strach, wzruszenie. To zupełnie inne opowiadanie niż reszta z cyklu, mimo wszystko. Najbardziej rozbudowane. Wcześniej syreny były przedstawione raczej mgliście, tajemniczo, było to mniej wyeksploatowane mimo wszystko. A teraz dostajemy rozbudowany, pełnokrwisty świat. Naga prawda o syrenach i ich świecie.
      A puenta... ojej. Coś pięknego.
      Cudeńko ♥
      Klimat jest magiczny. Atmosfera mroczna. Napięcie ani na chwilę nie spada. Postacie są ciekawe i świetnie wykreowane. Świat zachwycający.
      Dziękuję, świetnie się bawiłam :)
      Pozdrawiam ciepło!
      P.

      Usuń
    2. Mój komentarz był tak długi, że nie chciał się opublikować, musiałam go podzielić na dwie części :D

      Usuń
    3. Ej, ale w sumie, to nie wiem, czy to tylko ja jestem taka nieogarnięta, ale czego nie ma Sagara, co powinna mieć? Bo chyba nie wyłapałam :(
      A co do tego, że Sagara jest jak dwie różne postacie, to widzę, że w komentarzu wyżej napisałaś, że to zabieg celowy, więc spoko :D Czyli to nie tylko moje odczucia :)

      Usuń
    4. O ile dobrze zrozumiałam (ale pewności nie mam) to chodzi o blednący symbol na ramieniu z mocą Juraty :P. W sensie, skoro Jim go nie widział, to jej czas i tak się kończył. Chyba.

      Usuń
    5. Yup, o to chodziło :)
      Przepraszam, że tak późno odpisuję, ale głupio mi odpowiadać takim banalnym DZIĘKUJĘ! Potrzebuję jakiegoś mocniejszego słowa, ale nie mam.
      Bardzo się cieszę, że zrozumiałaś świat syren, dokładnie tak go chciałam przedstawić, miód na moje serce!
      Kolejna osoba mówi o Sagarze, że jest okropną siostrą, więc chyba popełniłam błąd przy pisaniu, ale w świecie syren Sagara nie była okropną siostrą. Tam okazywanie uczuć nie było mile widziane, a Sagara zrobiła dla Sarayu o wiele więcej, niż należało. Nihan o tym mówi. Tyle że Sarayu czuła się trochę bardziej ludzko w środku, więc stało się, co się stało. (I tak by się to w końcu stało, w końcu ktoś by podjął decyzję i otrzymał czarne oczy, a że zrobiła to akurat Sarayu, tylko przyspieszyło realizację losu Sagary i musiała czekać na Jima dwieście lat, a nie na przykład pięćdziesiąt - bo że i tak by ją wygnano, to sprawa pewna #oczy).
      Cieszę się bardzo, że podoba wam się ten oczny wątek, bo wydawał mi się trochę oklepany, jak go tworzyłam i bałam się reakcji.
      Fun fact: przy pisaniu Piórka byłam pewna, że to tylko jakaś randomowa syrena, która została samotnicą po feralnej Nocy, ale jak zobaczyłam to nieszczęście i miałkość życia Tuki na papierze, to wiedziałam, że będzie kawałkiem tej układanki. I tak dostała imię Tukara - kawałek.
      TO JA DZIĘKUJĘ! To ten komentarz właśnie, przez który było i smutno, że aż tak mnie przeceniacie. Ale uwielbiam takie komentarze, więc to nic złego! #więcejtakich #niechmiegorośnie
      Dziękuję jeszcze raz!

      Usuń
    6. Mi przez takie komentarze smutno że nie umiem takich ładnych pisać :(. My doceniamy, nie przeceniamy! <3!

      Usuń
    7. Aaa, że w ten sposób:D Okej, teraz rozumiem :)
      No cóż, to ja najwidoczniej patrzę ludzkimi standardami ;) Syreny rzeczywiście są bardzo bezwzględne i w sumie jak na te standardy to FAKT, Sagara i tak dba o Sarayu.
      Ojejej, mój komentarz zasmuca ludzi? Ale jak to nic złego, to dobrze. Bo jak coś mi się podoba, to o tym otwarcie piszę i najczęściej dość długo (jak widać) :D

      Usuń
    8. Yyy, ,,fakt" miał być bez CapsLocka.

      Usuń
    9. I podpisuję się pod koleżanką: pewnie, że doceniamy i nie przesadzamy! :D

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka