Albus Severus
nie chciał rozmawiać z Rose na temat kartki. Powiedział tylko, że nie powinna
wpaść w ręce Weasley i że ma czekać, aż się wszystkiego dowie. Nie podobało jej
się to, ale faktycznie miała teraz dużo poważniejszą sprawę do rozwiązania.
Następnego
dnia przed kolacją pojawiła się w lochach, tuż przed wejściem do pokoju
wspólnego Ślizgonów. Z przykrością stwierdziła, że nie zna nowego hasła, więc
bezceremonialnie zaczęła walić pięścią w ścianę.
– MALFOY!
WIEM, ŻE TAM JESTEŚ! MALFOY, OTWIERAJ ALBO LEPIEJ NIGDY NIE WYCHODŹ! –
Odczekała chwilę, ale nic się nie stało. – MALFOY!
Przejście
otworzyło się, ale to nie Scorpius wyszedł na korytarz. Westchnęła z ulgą,
widząc Notta.
– Weasley,
słychać cię na wieży astronomicznej – rzucił zamiast powitania.
– Dawaj mi tu
Malfoya, to się zamknę.
– Malfoy nie
chce z tobą rozmawiać.
Rose złapała
się za serce, ale szybko zamaskowała ten szczery odruch szyderą.
– Ojej, moja
duma nigdy nie pozbiera się po tej odmowie. Wpuść mnie do środka, sama go
wywlokę.
– Rose,
naprawdę…
– Zejdź mi z
drogi, Nott.
I
bezceremonialnie weszła do pokoju wspólnego Ślizgonów pełnego obcych
nastolatków. W pierwszej chwili chciała się cofnąć i uciec, ale nie rozpoznała
żadnej twarzy ze Ślizgońskiej bandy, którą minęła wcześniej na korytarzu, więc
nie czuła się zagrożona. Większość Ślizgonów była przecież w porządku.
– Szukam
Malfoya – rzuciła, rozglądając się po obcych w większości twarzach. Zgodnie z
oczekiwaniami odpowiedział jej Xavier Diablo, chłopak w jej wieku i ścigający w
drużynie Ślizgonów.
– Jest w
łazience, sorka, Weasley.
Xavier układał
cukierki w stos na nosie Higgsa, ale gdy wymawiał nazwisko Rose, ręka mu
zadrżała i cała konstrukcja widowiskowo się posypała. Kilka osób syknęło z
niezadowolenia, widząc Higgsa łapiącego lecące cukierki w dłonie.
– Długo będzie
siedział w tej łazience?
Ale w tej
chwili z dormitorium wyszedł Crage Zabini i Rose zjeżyła się skóra. Gdzie Crage,
tam i cała jego banda, a gdzie Crage i banda, tam niebezpieczeństwo. Dziewczyna
poczuła się, jakby stała w samym środku gniazda węży. Zabini był w wieku
Jamesa, miał włosy przystrzyżone na jeża, złamany nos i brakowało mu lewej
jedynki. Wszystkie jego obrażenia wynikały z poświęcenia dla quidditcha – był nowym
kapitanem, który uwielbiał wygrywać i katować swoją drużynę treningami, a za
nadrzędny cel obrał odzyskanie Pucharu Quidditcha, który Slytherin stracił dwa
lata temu na rzecz kolejno Krukonów i Puchonów. Co ciekawe, James Potter, który
kapitanem został rok wcześniej, miał dokładnie ten sam cel. Nawet nie był
jeszcze uczniem, kiedy Gryfoni ostatnio zdobyli puchar. Jeśli tych dwoje miało
spotkać się w finale, szykowała się krwawa walka, gdzie nikt nie bałby się
złamać reguł.
Rose już
współczuła pani Morse, która miała nieprzyjemność sędziować podczas meczów
quidditcha.
Ale w tamtej
chwili przede wszystkim nie miała ochoty na starcie z Cragem Zabinim – a już na
pewno nie w pokoju wspólnym Ślizgonów. Ucieczka jednak też nie wchodziła w grę,
bo na pewno zauważyłby, że wyszła na jego widok, a na to nie pozwalała jej
odziedziczona po ojcu duma. Dlatego usiadła na kanapie obok Notta, który w
którymś momencie wrócił z korytarza.
– Zauważyłeś,
że Scorpius ostatnio często miewa różne obrażenia? – zagadała niby mimochodem,
starając się przybrać pozę osoby dobrze poinformowanej, jakie to znowu miały
być obrażenia, mimo że przyłapała Malfoya tylko raz z jakąkolwiek raną.
Nonszalancko wzięła do ręki jakiś papier leżący ze stolika i jej wzrok
prześlizgnął się przez tekst.
Nott posłał
jej dziwne spojrzenie. Wyglądał na jednocześnie nieco zaskoczonego i
niesamowicie zmęczonego samym pytaniem. Rose odwróciła od niego wzrok, udając,
że czyta swoją ulotkę o castingu do reklamy pasty do zębów. Nott nie zdążył
odpowiedzieć, bo Crage Zabini zaszedł Rose od tyłu. Poczuła jego szorstkie
dłonie na swoich ramionach i podskoczyła.
– Malfoya tu
nie ma – wyszeptał jej do ucha i poczuła jego cuchnący oddech. – Radzę ci
odejść.
– Malfoy ma mi
coś do powiedzenia – odparowała Rose nieco za głośno i dodała w myślach Ale jeszcze o tym nie wie.
– Nie chcemy
cię tu, to nie twoje miejsce – powiedział Zabini zdecydowanie głośniej i zabrzmiał
naprawdę złowrogo. Nott rozejrzał się po pokoju wspólnym i zauważył, że
większość ludzi zdążyła się już ulotnić, przeczuwając nieprzyjemną
konfrontację. Zostały głównie osoby, które się sprawą nie przejmowały i te,
które czerpały z takich sytuacji satysfakcję. Higgs i Xavier czekali na niego,
ale Emerald Nott był zbyt dumny, aby uciec tuż pod nosem Crage’a Zabiniego. Tę
cechę współdzielił z Rose i doskonale go rozumiała, kiedy ich spojrzenia się
skrzyżowały.
– Zabini,
wcale nie chce mi się z tobą walczyć – przyznała Rose leniwym głosem. – Nie
możemy się po prostu rozejść w swoje strony?
Crage
zacmokał.
– Widzisz,
Weasley, problem jest taki, że to ty przyszłaś do mnie. A ja nie zapraszam
tutaj takich jak ty.
– Jak kto? –
warknął Nott, nie mogąc już ugryźć się w język. – Zabini, jesteś jedynym
powodem, dla którego ludzie wzdrygają się na widok Ślizgonów. Prawdę mówiąc,
twój gatunek to zaraza czarodziejów.
Pokój wypełnił
śmiech Crage’a.
– Przynajmniej
w moich żyłach nie płynie szlam –
powiedział tonem ociekającym odrazą, kładąc dłonie na karku Rose.
W tym momencie
precyzyjnie miotnięte zaklęcie rzuciło ciałem Zabiniego o ścianę. W drzwiach
dormitorium stał Scorpius Malfoy, którego ktoś ewidentnie potraktował jakąś
paskudną wersją zaklęcia żądlącego. Nie tylko całą twarz miał niewiarygodnie spuchniętą,
ale pokrytą na przemian ropiejącymi i krwawiącymi bąblami. Nie wyglądało to
dobrze. Na pewno ograniczało Malfoyowi pole widzenia.
– Nie masz
prawa jej dotykać – wycedził, plując przez spuchnięte wargi.
Zabini
podniósł się z ziemi i wytarł rękawem usta.
– Już nie
boli, Malfoy? Jesteś takim samym śmieciem jak ona, jesteś największym wstydem
swojego rodu.
Scorpius
uśmiechnął się w duchu. Słyszał to już wystarczająco dużo razy.
– Możesz mnie
torturować i obrażać, ale nie pozwolę na to, żebyś w jakikolwiek sposób obrażał
moich przyjaciół. Szczególnie Rose
Weasley.
Wcześniej
sparaliżowana szokiem dziewczyna podniosła się z fotela.
– Daj spokój,
Scorpius. Nie ma sensu się przejmować.
– Wiesz, jaki
jest twój problem, Zabini? Ani nikt się ciebie nie boi, ani nikt cię nie lubi.
Jesteś zwyczajnym zerem. Nawet szkoda mi na ciebie mojej różdżki.
Rose wzruszyła
ramionami i mówiąc Ale mi nie szkoda,
potraktowała Zabiniego podręcznikowym przykładem idealnie rzuconego upiorogacka.
– Trzymaj
swoje brudne łapy z dala od Rose Weasley – warknął Malfoy. Objąwszy go
ramieniem w pasie, Rose wyprowadziła chłopaka z powrotem na korytarz.
– Powinnam
podziękować Nottowi – zauważyła już w drodze do skrzydła szpitalnego. Malfoy
spojrzał na nią z ukosa, więc dodała: – I tobie. Ale nie ukrywam, że o wiele
łatwiej by mi się dziękowało, gdybym wiedziała, o co chodzi. Co jest z twoją
twarzą? To Zabini?
Scorpius
skinął głową, milcząc.
– Dlaczego?
Dzisiaj się mu postawiłeś, nie mogłeś wcześniej? Ile to już trwa?
– Dzisiaj –
przerwał jej potok pytań – było inaczej. Dzisiaj musiałem cię bronić.
– Wiesz, że
dałabym sobie radę.
Malfoy mruknął
coś w odpowiedzi.
– Jak długo to
trwało? – Rose ponowiła pytanie.
– Jakiś czas,
nie wiem dokładnie. Nie wiem, jak się w to wszystko wplątałem, Rose. Naprawdę
nie wiem. Na początku chciałem być ponad to, potem nie było warto, potem
chciałem przeczekać, a potem… bałem się Crage’a Zabiniego.
– To nie w
twoim stylu. Tak się dawać.
– Może i nie w
moim – westchnął Scorpius. Po prostu
bałem się, że coś ci zrobią, dopowiedział w myślach.
Rose milczała
przez chwilę.
– To było
naprawdę wspaniałe, wiesz – powiedziała w końcu tak cicho, że prawie szeptała.
– Patrzeć, jak się za mnie wstawiasz. Jestem z ciebie taka dumna, Malfoy.
Malfoy
zarzucił jej swoje ramię na szyję.
– Oj, Weasley,
jak to miło, kiedy czasem docierasz do swojej niekompletnie oszalałej strony.
Rose parsknęła
śmiechem.
– Nie
skończyłam z tobą jeszcze, wiesz?
– Wiem. Ale
gadanie mnie boli. Spotkajmy się wieczorem na brzegu jeziora.
–
Romantycznie, nie znałam cię od tej strony, Malfoy.
Scorpius
zaśmiał się serdecznie, ale zaraz jęknął z bólu. Kiedy dotarł do skrzydła
szpitalnego, pan Tie załamał ręce. Scorpius go nie winił. Nie mógł jednak
pozbyć się tego uczucia ulgi – to chyba wreszcie będzie koniec, prawda?
Wreszcie przestanie się bać.
Dzień był taki
ciepły, że nawet przy zachodzącym słońcu wokół jeziora zgromadziło się całkiem
sporo uczniów. James i Lydia ukradli coś Fredowi, który teraz szaleńczo ganiał
za roześmianą dwójką. Ben McFrogg z Hufflepufu siedział pod drzewem i
obściskiwał się z młodszą Krukonką Annie Quinn. Po drugiej stronie pnia
Ślizgonka Catherine Ward położyła głowę na kolanach Cynthii Cyrill. Gdzieś obok
rumiana Lily Potter rozmawiała z Evangeline Wood, a Lena Donner i Marshall
Marshmallow wyczarowywali iskierki i bańki mydlane, obserwując je znudzonym
wzrokiem.
Dla wszystkich
było jasne, że to jeden z ostatnich tak pięknych dni w tym roku i chcieli tę
leniwą aurę wchłonąć całym ciałem, zanim przyjdzie zmierzyć się z zimą.
Skąpana w
świetle zachodzącego słońca Rose Weasley trzymała stopy w jeziorze i opierała
się na łokciach, czekając na Scorpiusa Malfoya. Odczuwała wielką ulgę, a do
tego – choć nigdy by się do tego nie przyznała – odtwarzała raz po raz w głowie
tę scenę, kiedy opuchnięty i obrzydliwy Scorpius wypluł z siebie Nie masz prawa jej dotykać. Po plecach
Rose przebiegł zdecydowanie niechciany dreszcz. Szczególnie Rose Weasley. Czy to rumieniec?
– Co cię tak
cieszy? – spytał Scorpius, teraz już wyglądający dużo lepiej i tylko trochę
obklejony plastrami, wyciągając do niej czekoladowe kociołki. Chwyciła smakołyk
mechanicznie. Westchnęła.
– To chyba
wielka kałamarnica łaskocze mi stopy.
– Ty nie masz
łaskotek – przypomniał Scorpius i dał jej lekkiego kuksańca.
No tak.
Wiedział o niej tak dużo, a ona ciągle o tym zapominała.
– Chcesz mi
dokładnie wszystko opowiedzieć? – spytała w końcu Rose. Scorpius odgryzł
kawałek swojej czekoladki, zanim odpowiedział.
– To było
naprawdę dziwne, wiesz? Zaczęło się od tego, co zawsze… że plamię swoje
nazwisko i jestem zdrajcą Slytherinu… Czasem wywracałem oczami, czasem
odpowiadałem, a raz Cornelius oberwał ode mnie galaretowatymi nogami. Jestem do
tego przyzwyczajony, że wszyscy patrzą na mnie jak na porażkę.
– Scorpius...
– powiedziała Rose z wyrzutem, ale na tyle cicho, że nie zaszkodziło to
opowieści.
– Ale wiesz,
to zaczęło wchodzić mi trochę do głowy. W drugą stronę. Faktycznie nie pasuję
do Śligonów, co ja tam robię? No tak, bo kiedy miałem jedenaście lat, byłem
dupkiem. Ale czy to znaczy, że Tiara nie widziała we mnie potencjału do zmiany?
Co jeśli faktycznie jestem wewnętrznie dupkiem i tylko… tylko udaję.
– Scorpius! Że
co? – Rose użyła swojego tonu kontrolera i Malfoy musiał na nią spojrzeć. –
Przestań gadać głupoty. Nie jesteś Ślizgonem, bo jesteś dupkiem, co to w ogóle
za debilizm. Nie to jest przecież cechą waszego domu.
– To właściwie
to samo, co spryt – wymamrotał i uciekł gdzieś wzrokiem, odwracając twarz.
– Nie, Malfoy
– zaprzeczyła natychmiast i ujęła jego twarz w dłonie, żeby musiał na nią
patrzeć. – Jesteś Ślizgonem, bo przede wszystkim cenisz ambicję. Ambicję bycia
kimś więcej niż marną kopią ojca, bycia kimś więcej niż demonizamowany,
stereotypowy Ślizgon, ambicję do przerastania samego siebie każdego dnia.
Jesteś Ślizgonem, bo twój spryt pozwala ci egzystować w zawieszeniu między
przyjaźnią z nami a dobrymi relacjami z rodzicami. Jesteś Ślizgonem, bo twój
ojciec nadal nie znalazł szalika Gryffindoru, w którym chodzisz całą zimę.
Jesteś Ślizgonem, bo nie czujesz się lepszy, ale wiesz, że możesz więcej. Bo
twoja duma nie pozwala ci zmieścić się w normalnych drzwiach. Jesteś Ślizgonem,
bo nie cofniesz się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Którym często jest
pomoc twoim przyjaciołom, do cholery. Jesteś tym, czym Slytherin powinien być.
I jesteś tysiąc razy lepszy ode mnie we wszystkim, co robisz. Jesteś cholernie
dobrym Ślizgonem, Malfoy.
Scorpius
uśmiechnął się lekko i ścisnął dłonie Rose.
– Jesteś
cholernie dobrym Gryfonem, Weasley.
– Więc dobrze
się dobraliśmy, co nie? – uśmiechnęła się do niego, a jej policzki poróżowiały.
Przez chwilę
oglądali lekko falujące drzewa albo nogi Rose rozchlapujące wodę w jeziorze – zależy.
Błonia pustoszały. Wreszcie dziewczyna nie wytrzymała.
– Dlaczego
dałeś się bić?
Scorpius
zesztywniał.
– Nie wiem.
– Skończ
pieprzyć.
Malfoy
westchnął.
– Zaczęli się
czepiać mojego latania, że jestem beznadziejnym ścigającym i nie wykorzystuję w
ogóle swoich zdolności, co było zrozumiałe z ich strony… ale potem Crage
próbował mnie zmotywować tymi obelgami. Chciał, żeby moja ambicja wyszła przy
tym na wierzch, co faktycznie mogło zadziałać, gdyby nie… gdyby nie, no, nie
padło tam twój imię.
Scorpius
odwrócił wzrok, a Rose oniemiała.
– Powiedział
coś w stylu, że jak nie wezmę się za siebie, to on weźmie się za ciebie, więc
mu przyłożyłem.
– Och,
Scorpius… – westchnęła Rose i ukryła twarz w dłoniach.
– A potem oni
przyłożyli mi bardziej i zagrozili, że jak spróbuję czegoś takiego jeszcze raz,
to faktycznie wezmą się za ciebie. Nie chodzi o to, że nie sądzę, że nie
potrafisz się obronić, po prostu… Nie chciałem, żebyś kiedykolwiek musiała się bronić… do tego przeze mnie.
Wtedy poczuł
dwie drobne ręce oplatające ciasno jego szyję i po chwili zatopił twarz w
szalonych rudych włosach. Wdychał zapach Rose, jakby to były najpiękniejsze
kwiaty, a przez jego głowę przemknęło pytanie, czy to czasem nie jest pierwszy
raz, kiedy się przytulają. Po długiej chwili, która wydawała się zbyt krótka,
Rose się odsunęła, odchrząknęła i wydusiła z siebie:
– Jak ktoś
mnie o to spyta, to zaprzeczę.
Scorpius
roześmiał się serdecznie i jeszcze raz objął Rose, która wydała z siebie głośny
jęk sprzeciwu, ale tak naprawdę nadal szeroko się uśmiechała.
Wracali do
zamku ramię w ramię, ale nie rozmawiali. Rose gorączkowo nad czymś myślała, a
Scorpius nie do końca chciał jej przeszkadzać. Musiał w końcu jednak podzielić
się z nią jeszcze jedną myślą.
– Chyba rzucę
quidditcha.
– Co? Przecież
ty kochasz latać – zdziwiła się.
– Kocham latać,
ale nie cierpię grać. I nie cierpię Zabiniego… tak to właściwie przestanę go
widywać.
– A co powie
na to ojciec?
Scorpius
prychnął.
– Gdybym
przejmował się tym, co powie ojciec, to w pierwszej kolejności w ogóle nie
byłoby tej rozmowy – zauważył, a Rose parsknęła śmiechem. Weszli na schody,
zmierzając podświadomie do wieży Gryffindoru.
– Wiesz, że
cię wspieram, Scorp, ale… nie zrezygnujesz, bez kitu. Nie wierzę.
– Że co? – sparodiował
jej firmowy ton głosu, więc szturchnęła go łokciem w bok. Przystanęli na
schodach.
– Naprawdę.
Nie przeżyjesz bez siedzenia okrakiem na kiju od szczoty co najmniej dwa razy w
tygodniu.
– No wiesz co,
Weasley. Będziesz to odszczekiwać.
– Ta? A chcesz
się założyć?
Patrzyła mu w
oczy, wyraźnie rzucając wyzwanie. Scorpius nie potrafił odmówić wyzwaniu,
szczególnie jeśli rzucała je Rose Weasley.
– O co? –
rzucił przez zaciśnięte zęby. Niemal widział trybiki obracające się pod czaszką
Rose, aż jej oczy rozszerzyły się, sygnalizując zakończenie procesów myślowych.
– Zgłosisz się
do tej reklamy pasty do zębów.
– ŻE CO?
Scorpius był
naprawdę przerażony.
– Nott ma taką
ulotkę. Wypełnisz ją i wyślesz. Jak wygrasz, będziesz reklamował pastę do
zębów. Takie są moje warunki. Tchórzysz?
Malfoy
uśmiechnął się.
– Nigdy.
– Świetnie – przyznała
Rose i uniosło wysoko brodę.
– Ale jeśli ty
przegrasz… – zaczął Malfoy, a oczy mu zabłyszczały – będziesz nosić szalik
Slytherinu. Tak jak ja noszę Gryffindoru.
Rose poladła.
– Że co? –
zapytała bardzo swoim tonem i Scorpius się zaśmiał.
– Tchórzysz,
Weasley?
Rose musiała
zadrzeć głowę, ale patrzyła prosto w oczy Scorpiusowi (dlaczego on jest taki
wysoki?), kiedy bardzo wyraźnym i stanowczym tonem zadeklarowała:
– Nigdy nie
tchórzę.
***
Albus Severus
siedział w swoim dormitorium i zawzięcie coś pisał. Tuż obok niego Riley Roger
bił się z magicznymi farbami.
– Ty wiesz, że
te moje brudne spodnie to tylko taki look,
co nie? Nie umiem malować – zauważył, naprawdę obawiając się, że Albus tego nie
wie.
– Nie musisz
nic malować, chodzi mi o napis.
– Nie możesz
go po prostu wyczarować?
Albus się
zaczerwienił.
– Po pierwsze:
nie. Po drugie: to zaprzeczy kompletnie temu, co próbuję osiągnąć. Chodzi o to,
żeby to robić bez magii.
Riley zrobił
nietęgą minę.
– I
potrzebujesz tylko jeden taki plakat?
Albus
zesztywniał.
– To już mogę
zrobić magią.
Riley się
roześmiał.
– Aha, bo to
kompletnie co innego.
Al zdzielił go
pergaminem po głowie, więc wrócili do pracy. Riley jednak nie byłby Rileyem,
gdyby nie odezwał się po chwili znowu. Potterowi to tak naprawdę bardzo
odpowiadało.
– Nie mogę
uwierzyć, że McGonnagall się z tobą nie zgodziła.
– Ja też nie.
– Ale jesteś
pewien, że chcesz robić rewolucję?
– Tysiąc
procent.
– Aha –
potaknął Riley i naprawdę wrócił do pracy.
Chłopcy nadal
nie mieli na sobie szkolnych szat.
***
Scorpius
Malfoy i Emerald Nott weszli do wielkiej sali roześmiani, w szampańskich
nastrojach, ewidentnie podejrzanie wyglądający. Rose zmierzyła ich spojrzeniem,
a potem jeszcze raz, kiedy zamiast do stołu Ślizgonów, podeszli do Gryfonów.
Scorpius miał w ręce paczkę.
– Przesyłka
dla ROOOOOOSEEE! – zaśpiewał, zrzucając zawiniątko na jeszcze pusty talerz
dziewczyny.
– O co chodzi?
– spytała podejrzliwie i nie dotknęła paczki.
– Scorpius
Malfoy oficjalnie nie jest w drużynie quidditcha! – zawołał Nott i oboje
wznieśli triumfalnie ręce. Pięść Malfoya była zaczerwieniona. Laurel
wybałuszyła na nich oczy, ale Rose tylko przekrzywiła głowę. Scorpius
zachowywał się bardzo podejrzanie i zupełnie nie w swoim stylu.
– Coś mi tu
śmierdzi – zauważyła. – Niby co powiedziałeś Zabiniemu?
– Że chcę
odejść. – Malfoy wzruszył ramionami. Rose uniosła brwi.
– A on co na
to?
Teraz Nott też
patrzył na Scorpiusa, a ten się zmieszał. Zagryzł wargi.
– Że pewnie ty
mi kazałaś, bo siedzę pod twoim pantoflem.
Rose zrobiła
dziwną minę.
– Tylko tyle?
To nie w jego stylu.
Scorpius
westchnął.
– I że tego
właśnie spodziewał się po kumplu szlam i zdrajców.
Rose czekała.
– Wtedy mu
przywaliłem.
Uśmiechnęła
się złośliwie
– I co on na
to? – zapytała w końcu Laurel, siedząc już jak na szpilkach. Malfoy wzruszył
ramionami.
– Że wylatuję
z drużyny. Wygrałem zakład, Rose. Nawet ładnie zapakowałem ci szalki.
Rose wstała, a
Nott się cofnął. Wyjęła coś z tylnej kieszeni dżinsów.
– Widzisz,
Malfoy, dlatego zawsze czyta się drobny druczek. Nie ma cię w drużynie, to
fakt. Ale technicznie, Zabini cię z niej wywalił. A umowa była taka, że sam
odejdziesz… więc, technicznie, ja wygrałam.
– NO EJ! –
zawołał Scorpius. – Przecież pierwszy powiedziałem, że chcę odejść!
– Chcesz odejść. Nie odchodzisz – poprawiła. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć o tym,
jak ważne są słowa, Scorpius. – Podała oniemiałemu chłopakowi ulotkę. – Mam
nadzieję, że wygrasz. To będziesz prawdziwa uczta dla oka.
Scorpius wydał
z siebie jęk.
– No przecież
to ja wygrałem.
Rose
zachichotała.
– Oj,
Scorpius… nie wiesz, że ja nigdy nie przegrywam?
Westchnął i
pokiwał głową. Wiedział aż za dobrze. Wtem przy ich boku pojawił się znikąd
Albus, a Rose aż poczerwieniała.
– Gdzieś ty
był? Co ty wyprawiasz? O co ci chodzi?
Albus ją
zignorował.
– Hej, byłoby
super, gdybyście jutro nadal mogli nie ubierać szat i znowu zebrać do tego jak
najwięcej ludzi, bo zaczynają się wykruszać. To jest dla mnie super ważne, ale
nie mogę nic powiedzieć. Jutro się wszystko zacznie.
I z tą
tajemniczą wróżbą, odszedł. Bez śniadania.
Cały dzień
Rose siedziała jak na szpilkach i nie mogła się kompletnie na niczym skupić.
Nie udało jej się dowiedzieć, co kombinuje Albus – odbierała to jako osobistą
porażkę. Wszystko przez tego durnego Malfoya. Jak zwykle.
Tajemnicza
sytuacja wyjaśniła się jednak już na śniadaniu. W całej sali wrzało, była pełna
po brzegi, a znacząca część uczniów znów nie ubrała szat. Szeptany marketing
Albusa widocznie świetnie działał. Rose nic nie jadła, oczekując w napięciu.
Coś się powinno wydarzyć. Coś się musi wydarzyć.
– Galopujące
gorgony – mruknęła Laurel, a Rose spojrzała w tym samym kierunku.
Albus stał na
stole. Mnóstwo osób przerywało rozmowy, żeby na niego spojrzeć. Profesor
Longbottom wstał i ruszył w jego stronę, jednak wtedy Albus zaczął mówić
magicznie wzmocnionym głosem.
– Uczniowie!
Moja kuzynka Rose powiedziała mi kiedyś, że wiedza jest niczym bez odwagi, żeby
za nią podążać. Robię więc teraz najodważniejszą rzecz w moim życiu i mówię do
was.
Ludzie
umilkli. Patrzyli po sobie w zdumieniu.
– Coś jest
bardzo nie tak z tą szkołą! Uczymy się tutaj trzech zaklęć na krzyż i mamy
jeden sport, który czcimy jak największą świętość. Ale co z ludźmi, którzy nie
są zbyt dobrzy w lataniu na miotle i warzeniu eliksirów?
Longbottom
przystanął.
– Co z
artystami? Pisarzami, malarzami, muzykami? Co z tancerzami? Co ze sportowcami,
którzy robią coś więcej niż uporczywe trzymanie się kija?
Kilka osób
pokiwało głowami.
– Jakie
możliwości daje nam Hogwart, żeby wyrażać siebie?!
Grupka
Krukonów wiwatowała.
– CHCECIE
PRZYKŁADÓW?!
Więcej ludzi
wzniosło okrzyki.
– ROSE
WEASLEY!
Rose
poczerwieniała, ale nie spuściła wzroku.
– Rose jest
twórcą zaklęć, jej pasją jest najważniejsza dziedzina naszej nauki, ale grono
nauczycielskie powiedziało jej, że to niebezpieczne, więc robi to po kątach i w
tajnym zeszycie, który trzyma pod łóżkiem.
Tłum zabuczał.
Profesor Longbottom spojrzał z dezaprobatą na Rose, ale to przecież nie
pierwszy raz.
– Scorpius
Malfoy uwielbia latać na miotle, ale nie grać w quidditcha. O wiele lepiej
sprawdziłby się w jakichś akrobacjach, ale HOGWART MU TEGO NIE DAJE.
Tłum zabuczał
głośniej.
– Diamond
Thomas jest świetną aktorką! Dean King jest malarzem! Harvey Jefferson gra na
gitarze! Czy ktoś z was kiedykolwiek słyszał, jak on gra?
Cisza.
– KTO SŁYSZAŁ,
JAK HARVEY GRA?!
Na sali
zawrzało.
– HOGWART
HODUJE NAS JAK OGRANICZONĄ, WYPRANĄ Z INDYWIDUALIZMU CIEMNĄ MASĘ, KTÓREJ
HORYZONTY ZAMYKAJĄ SIĘ NA BŁONIACH. KONIEC Z TYM! NIE GÓDŹMY SIĘ NA OPĘTANIE
TRADYCJI I ZDEJMIJMY SZATY, KTÓRE SYMBOLIZUJĄ NASZE ZNIEWOLENIE. KONIEC Z
SZTAMI! KONIEC Z SZATAMI! KONIEC Z SZATAMI!
Tłum
skandował. Zapanował chaos. Ludzie krzyczeli, walili w stoły. Justin Higgs jako
pierwszy wskoczył na stół i malowniczo zdarł z siebie szatę, odkrywając dżinsy
i T-shirt. Za jego przykładem podążyły całe grupy Ślizgonów i Krukonów.
Większość Gryfonów już szat na sobie nie miała, więc tylko skandowali, tupali,
klaskali.
Profesor
McGonnagall wstała i podeszła do mównicy. Po chwili zapanował spokój.
– Panie
Potter, proszę zejść ze stołu – zaczęła i zapanowała grobowa cisza. Albus nie
zszedł ze stołu. – To jest niedorzeczne, właśnie zarobił pan dożywotni szlaban.
Natychmiast zejdź ze stołu.
Albus się nie
odzywał, tylko patrzył nauczycielce prosto w oczy.
Wtedy z sufitu
zaczęły spływać ulotki. Rose schwyciła jedną. Były proste i ręcznie malowane.
B.U.N.T.
BRAWUROWE UWOLNIENIE NATURALNYCH TALENTÓW
ZEDRZYJ SZATY, POKAŻ SIEBIE.
Zakryła usta
dłonią, ale tak naprawdę szeroko się uśmiechnęła.
___________
Tadaaa!
O, jak ja lubię ten koncept i te opowiadania. Nie wyobrażacie sobie. Finałowa część prawdopodobnie będzie najdłuższa, a muszę trochę odpocząć od HP, więc chyba nowa Pięciolinia w międzyczasie.
Czy ta część, która przecież zamiast na Albusie, skupia się na Rose i Scorpiusie, jest tej historii potrzebna? Odpowiadam: TAK, ponieważ rewolucja Albusa jest katalizatorem dużych zmian w ich relacji i życiu Scorpiusa. To nie dzieje się obok - to wszystko jest ze sobą splątane. Dlatego środkowa część jest dedykowana moim ulubionym dzieciom.
Jeśli udało ci się dotrwać dotąd, to dziękuję bardzo <3. Pamiętaj, żeby skomentować, zaobserwować i polajkować, a dzięki temu moja dusza będzie dobrze odżywiona.
Ha, w takim razie jestem węglowodanami i makreolementami twojej duszy :P.
OdpowiedzUsuńAle to opowiadanie jest super! Bardzo podobał mi się dialog o sylterinie, i zamysł buntu Albusa i w ogóle wszystko! Na prawdę lubię twój Next Gen (tym razem otworzyłam sobie drzewo genealogiczne i w końcu wiem kto jest czyim dzieckiem, to dużo rozjaśnia) i cieszę się że o nich piszesz! Kocham to 'licealne' tło. Rose jest cudowna, widzę w niej swoją dyktatorską część :D.
To prawda! Jak nie komentujesz kilku postów z rzędu to zaczynam się martwić. Jeśli kiedyś przestaniesz mnie odżywiać, to uschnę.
UsuńUwielbiam scenę nad jeziorem i dialog o slytherinie, chyba komuś zapłacę, żeby mi ją ładnie namalował z tłem.
Aww, dziękuję <33. Uwielbiam o nich pisać, więc miło, że chociaż jedna osoba lubi tych przygłupów tak samo, jak ja :D.
O matko, nawet mi nie przyszło do głowy, że można nie wiedzieć, kto jest kim! Chyba będę to bardziej sygnalizować teraz.
Rose eksploruje te cechy mnie, których w sobie bardzo nie lubię i ją uwielbiam, to jest moje ulubione dziecko <3.
Na Deszczach brakuje przy ostatniej kartce z pamiętnika (i mam nadzieję że tylko tam), bo po pół godziny pisania komentarza wysiadł mi internet i się obraziłam, a tutaj nie ma przy opowiadaniu o strachu na wróble (jutro?). Pamiętam o nim, ale sobie obiecałam że najpierw coś na jego podstawie narysuję, no i w ten sposób czeka sobie od stu lat.
UsuńTak więc nie ususzę twojej duszy (czego nie mogę obiecać swoim kwiatkom), don't you worry.
Oczywiście tymczasowo brakuje!
UsuńOoo, pamiętasz o strachu! Ale super, w takim razie czekam niecierpliwie <3
UsuńAaaa, świetne <3
OdpowiedzUsuńScena nad jeziorem jest po prostu idealna, coś wspaniałego... I te subtelne detale Scrose - tu rumieniec, tam patrzenie na nogi, "Szczegołnie Rose Weasley" <3
Odświeżyłam sobie wczoraj pierwszą część, ale chyba ta mi się bardziej podoba (przez Scrose? hmm, nie wiem, nie wiem)
B.U.N.T. Albusa bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekąc ostaniej części, w której będzie przewodził rewolucją!
PS Na Pięciolinię też czekam z niecierpliwością!
<3
UsuńTaaaak, moje nieudolne dzieci <3. Niedługo je zejdę, naprawdę. Jeszcze trochę :D.
Ja mam mieszane uczucia, pierwsza część ma lepszy klimat...
Dzięki <3.
Marshall Marshmallow! Cudowne imię ❤️
OdpowiedzUsuńTwój dialog o Syltherinie sprawił, że po raz pierwszy naprawdę dostrzegłam dobre cechy tego domu. Dzięki!
I jestem bardzo ciekawa, jakie nowe porządki zapamyka w Hogwarcie oraz tego, jak to wpłynie na życie bohaterów c:
Aaaa! Miałam nadzieję, że ktoś zwróci na niego uwagę <3. Głupie imiona w Hogwarcie to mój konik, wspominałam już kiedyś kolesia o imieniu Knee Cap, ale Marshall to mój absolutny faworyt.
UsuńSuper! Przydział tych bohaterów (szczególnie Rose i Scorpiusa) był trochę kontrowersyjny w poprzednich latach, więc mam nadzieję, że teraz to jest trochę jaśniejsze :).
Polecam odświeżyć sobie poprzednie opowiadania (i notki pod nimi, bo kocham spoilerować własne opka), tam to trochę widać :D.
Czekam na kontynuację!
OdpowiedzUsuń