Rose Weasley
nie lubiła wracać do szkoły po przerwie świątecznej. Prawdę mówiąc, w ogóle nie
lubiła szkoły. Jedyną osobą, za którą tęskniła w domu, była jej przyjaciółka
Laurel, ale mogły przecież pisać listy, a mama była na tyle zdolna, że Rose w
ogóle nie potrafiła zrozumieć, po co musi chodzić do szkoły.
Chyba tylko po
to, żeby Scorpius Malfoy miał pożywkę.
Podróż
pociągiem zawsze mijała jej na ciągłym wyglądaniu na korytarz, czy może oprawca
już się nie zbliża, a normalna rozmowa była niemal niemożliwa ze względu na jej
ściśnięte gardło. Pierwsza potyczka była zawsze najtrudniejsza, bo Albus za
każdym razem obrywał i kończył z połamanym nosem, przez co wychodził na łamagę
i jemu też się obrywało wyzwiskami. Ale nietrudno jest wyjść na łamagę, kiedy
atakuje cię trzech wyższych chłopaków.
Tego dnia, a
był to dzień powrotu do Hogwartu po przerwie bożonarodzeniowej w połowie
drugiej klasy, Scorpius Malfoy pojawił się w drzwiach przedziału już po
kilkunastu minutach.
– Cześć,
poczwary – przywitał ich z cynicznym uśmiechem.
– Wypchaj się,
Malfoy – warknął Albus.
– Co, Potter,
nos już się zagoił?
– A gdzie twoi
kumple, nie boisz się być tu bez nich? – zapytała buńczucznie Laurel.
– Spokojnie,
nie przyszedłem się bić, chciałem się tylko przywitać z moją ulubioną waleczną
Gryfonką. – Posłał Rose przeszywające spojrzenie. Skuliła się w kącie.
– Spadaj stąd
– warknął znowu Albus. – Odczep się wreszcie.
– Grozisz mi,
Potter? Patrzcie, Postrzelony Potter zrobił się waleczny. Zarycz jak lew,
Potter, może chociaż ty okażesz się być godnym wątpliwego przywileju bycia
Gryfonem. A może boisz się, że trafisz do gazety z obitym nosem?
– Albus nigdy
nie był w gazecie – odezwała się w końcu Rose.
– Nawet
lepiej, mam dosyć oglądania jego twarzy na co dzień, jeszcze by mnie straszyło
tym widokiem z gazety, fuj. – Zrobił pauzę. – Ale widzę, że waleczna Gryfonka
chce się pobawić. Dobrze, Rosie, co masz mi do powiedzenia?
– Malfoy,
wyjdź stąd – poprosiła. Sama jego obecność źle na nią wpływała. Oczywiście nie
posłuchał.
– Tylko na
tyle stać Gryfonkę? No dalej, pokaż, co potrafisz! No chyba że się boisz.
– Nie boję
się! – pisnęła. Malfoy prychnął, a Albus wstał.
Na szczęście
akurat korytarzem przeszła kobieta z wózkiem, więc Scorpius zdecydował się
opuścić ich przedział. Rose niemal natychmiast się rozpłakała.
Praktycznie
codziennie było tak samo – Malfoy gdzieś ją znajdował i nie dawał spokoju,
dopóki się nie rozpłakała albo Albus nie kończył z obitym nosem. I za każdym
razem mówił to samo.
Waleczna Gryfonka.
Boisz się.
Nie dasz rady.
Tchórz.
Codziennie
oskarżał ją o to, że nie jest godna bycia Gryfonem, chociaż nigdy nie dała mu
powodu, żeby tak mówił. Doprowadził do tego, że Rose zaczęła w to wierzyć –
naprawdę nie zasługiwała na bycie Gryfonem. Dlatego zabroniła komukolwiek mówić
o sprawie rodzicom. Gdyby dowiedzieli się, że Rose nie jest godna bycia w
Gryffindorze, na pewno byliby strasznie zawiedzeni i wstydziliby się jej.
Jedyną osobą,
której bał się Scorpius Malfoy, był James Syriusz Potter. Był starszy,
silniejszy, nieustraszony, zawsze szukał zwady i – co dla Scorpiusa było
najgorsze – nie cierpiał absolutnie wszystkiego, co miało związek z Malfoyami.
Dlatego gdy tylko nadarzała się taka okazja, Rose trzymała się blisko Jamesa,
bo wiedziała, że wówczas Scorpius nie podejdzie. Niestety, nie mogła chodzić za
nim cały dzień, bo nie było to po prostu możliwe. Mieli przecież zupełnie inne
lekcje.
Pewnego
styczniowego dnia James doprowadził podczas meczu do upadku z miotły
szukającego Ślizgonów. Sędzia uznał to za faul, James zarzekał się, że to nie
jego wina, zwykły nieszczęśliwy wypadek, ale sędzia nie uwierzył. Potter został
chwilowo zawieszony, a Scorpius miał tymczasowo zastąpić rannego zawodnika.
James nie mógł tego przeboleć. Chodził wzburzony i okropnie przeklinał. Rose
słuchała tego z drugiego końca pokoju wspólnego i zakrywała uszy.
– Myślicie, że
James zrobił to specjalnie? – zapytała Laurel, śledząc wzrokiem dreptającego w
kółko Pottera.
– Nie, wziąłby
wtedy karę bez gadania – sprostował Albus. – Myślę, że on nie kłamie.
– Ale w jaki
sposób mógł wjechać mu w ogon niechcący? Miotła sama mu wyrwała?
– Niemożliwe,
miotły są niezawodne przecież.
– Są zawodne –
wtrąciła Rose. – Czasem są podatne na bardzo silne czary.
– Myślisz, że
ktoś zaczarował miotłę Jamesa? Niemożliwe, musiałby być co najmniej
czarnoksiężniczkiem. – Laurel pokręciła głową.
–
Czarnoksiężnikiem – poprawił ją Albus. – Nie mówił czarnoksiężniczkiem to takie… pierwszoklaśne. Przecież nie ma
takiego słowa.
– Pierwszoklaśne? – Rose popatrzyła na
niego z politowaniem.
– Tak –
potwierdził stanowczo.
– Wiesz, co
jest pierwszoklaśne, Al? – zapytała Laurel. – Udawanie, że masz dobry wzrok, bo
wstydzisz się okularów. Twój tata ma przecież okulary, to nic złego.
– Tak, ma. I
ja też będę miał. I będzie mi brakowało jeszcze tylko blizny na czole. Nie,
dzięki. Jest w porządku.
Skrzyżował
ręce na piersi i popatrzył zagniewany przez okno. Nie cierpiał, kiedy wszyscy
mówili mu, że jest podobny do ojca. Dlaczego wciąż to robili? Czy oczekiwali od
niego, że też będzie taki wspaniały? Jedyny pozytyw jest taki, że ma zawsze w
zanadrzu świetnie przebranie Harry’ego Pottera.
Przez okno
widział boisko do quidditcha. Ślizgoni mieli trening. Szukający wyleciał wysoko
ponad murawę w pogoni za zniczem. Albus zacisnął zęby.
Szukający. Tfu!
– Co ci? –
spytała Laurel, ściągając brwi.
– Myślę o tym,
jak pofarciło się Malfoyowi, że dostał się do drużyny, nie powinno go tam
przecież być. Poprzedni to świetny gracz, a ten szczur był do kitu na
eliminacjach.
– Ale dla nas
to dobrze przecież – zdziwiła się Rose.
– Niby tak,
ale myślę tak sobie, że przecież nie tak trudno byłoby wykopać naszego
szukającego i wstawić tę ciamajdę na jego miejsce. – Wskazał głową w kąt
pokoju, gdzie niski chłopczyk z aparatem na zęby skrobał coś zawzięcie na
pergaminie. Siedział sam.
– Mówisz, że Riley Roger mógłby spowodować wypadek
naszego szukającego, żeby dostać się do drużyny? W jakim ty świecie żyjesz, Al?
– To tylko
przykład – obronił się. – Riley nie potrafiłby tego zrobić przecież, on nic nie
potrafi. Nie powinno go być w Gryffindorze. Tfu.
Rose nieco się
skuliła.
– Nie
powinieneś tak mówić – wyszeptała. – Może on jest w porządku?
Albus zaczął
wymieniać powody, dla których Riley Roger nie mógł być w porządku. Dziewczyny
milczały.
***
Odkąd dostał
się do drużyny, Scorpius Malfoy puszył się jeszcze bardziej niż zwykle. Jedyną
dobrą stroną tej sytuacji był fakt, że nie miał czasu dręczyć Rose. James jednak
bardzo źle znosił odsunięcie od quidditcha i chodził okropnie podminowany.
Przypominał sklątkę tylnowybuchową. Nikt nie mógł z nim wytrzymać, dodatkowo
wymyślił sobie, że ktoś wszystko ukartował, żeby wyeliminować go z
nadchodzących meczów. Rozprawiał o tej teorii tak głośno w pokoju wspólnym, że Laurel
nie wytrzymała i wyszła z pracą domową do biblioteki. Jednak nie tylko ona
szukała tam schronienia.
Przy stoliku
pod oknem siedział samotnie Riley Roger. Włosy miał rozczochrane, a grzywka
wpadała mu do oczu. Wyglądał, jakby nie zwracał uwagi na otoczenie, jednak był
jakiś smutek w jego spojrzeniu. Coś poruszyło się w środku Laurel i zdecydowała
się na krok, o podjęcie którego nigdy by się nie posądzała. Usiadła obok tego
wiecznie samego chłopaka. Nie zauważył jej.
– Cześć, Riley
– zaczęła miło. Chłopak zastygnął. Po kilku okropnie niezręcznych sekundach
ostrożnie podniósł wzrok i wyseplenił:
– Rozmawiasz
ze mną?
– Tak, jeszcze
nie mieliśmy okazji, prawda? – kontynuowała tym samym słodkim tonem. Riley
lekko się zarumienił i wyciągnął do niej dłoń. Laurel uścisnęła ją mocno.
– Miło poznać
– wyrzucił z siebie na wydechu. – Jestem Riley i jeszcze nikt nie chciał mnie
poznać, chcesz mnie poznać?
Laurel zrobiło
się go trochę żal, dlatego uśmiechnęła się przyjaźnie i odpowiedziała:
– Bardzo
chętnie.
Serce Rileya
zaczęło zdecydowanie szybciej bić.
Kilka godzin
później Laurel wparowała do pokoju wspólnego jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie
przywołujące.
– GDZIE JEST
JAMES SYRIUSZ POTTER? – zawołała spod portretu, a wszyscy obrócili głowy w jej
kierunku.
– Czego
chcesz? – Poszukiwany rzucił w jej kierunku gniewne spojrzenie.
– Musimy
porozmawiać. – Złapała go za nadgarstek i wyciągnęła z pokoju. Na korytarzu
wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie: - Riley Roger uważa, że Scorpius
Malfoy zaczarował twoją miotłę, żebyś wpadł na tego kolesia podczas meczu.
– Czekaj. Co?
Riley Roger?
– Tak, Riley
Roger – powtórzyła poirytowana. – Zamierzasz coś z tym zrobić czy nie?
James
natychmiast ruszył korytarzem, a Laurel popędziła po Rose. Potter dopadł
Scorpiusa na błoniach, z różdżką w dłoni podszedł do Ślizgona i natychmiast
przyszpilił go ramieniem do drzewa.
– Chyba mamy
do pogadania, Malfoy – wycedził. Scorpius wytrzeszczył oczy, nie mogąc wydusić
słowa. – Nic nie zamierasz powiedzieć? Boisz
się?
– Tchórz ci
powiedział! – zakwilił Malfoy. James drgnął.
– Słucham?
– Stchórzyła i
ci powiedziała! Wiedziałem, że jest słaba!
– Czy możesz
mówić jaśniej? – znów wycedził James przez zaciśnięte zęby. Przyłożył różdżkę
do gardła Malfoya. Ślizgon zawahał się.
– Chodzi o
Rose, tak?
– O Rose? –
powtórzył James i docisnął ramię. – Co zrobiłeś Rose?
W tym momencie
dziewczynki wbiegły na błonia. Na widok Malfoya zdanego na łaskę
rozwścieczonego Jamesa Pottera Rose zamarła.
– Znęca się
nad nią od zeszłego września – wysapał Albus, nadbiegając od strony jeziora. –
Zabroniła komukolwiek mówić, ale chyba przyszedł czas na twój nos, Malfoy.
Scorpiusem
zatrząsnął szloch. Rose schowała twarz w dłonie. Zbiegli się gapie, w tym
Gryfoni wracający z treningu quidditcha.
– Fred, mogę
pożyczyć miotłę? – zapytał James, nie odrywając wzroku od Malfoya. – Chyba pora
wypędzić szczury.
Fred bez słowa
rzucił Jamesowi miotłę, a ten bez trudu ją złapał. Chwilę potem już siedział na
niej, ciągnąć za sobą przerażonego Malfoya. Tłum na ziemi wiwatował, ale gdy
chłopcy zniknęli z oczu, stracił zainteresowanie i każdy poszedł w swoją
stronę. W tej chwili dalej przerażona Rose straciła Laurel i Albusa, którzy
najwidoczniej poszli razem z tłumem.
Nie chciała,
żeby James zabił Malfoya, to by ściągnęła na niego kłopoty. Korzystając więc z
niewątpliwego daru losu, jakim była chwila samotności, szybko podbiegła do
drzewa i wdrapała się na nie, próbując wypatrzeć miotłę. Kilka minut później
James nadleciał, dalej ciągnąc za sobą Scorpiusa. Okrążał w locie wierzbę
bijącą i niewątpliwie coś mówił. W pewnym momencie zanurkował i… rzucił
Malfoyem idealnie między rozszalałymi gałęziami, aż ten uderzył w pień. Przylgnął
do niego rozpaczliwie. James odleciał, triumfując.
Rose
natychmiast zeszła z drzewa i podbiegła do wierzby. Gorączkowo myślała, jak
może pomóc Malfoyowi, ale drzewo nie chciało się uspokoić.
– Pomóż mi! –
zawołał błagalnie.
– A jeśli się boję? – odkrzyknęła buntowniczym tonem.
– Nie boisz
się! Przepraszam! To nie ja rzuciłem zaklęcie na miotłę Jamesa! Przepraszam!
Przepraszam przepraszam przepraszam przepraszam!
Rose poczuła
nagły przypływ adrenaliny i wskoczyła między gałęzie. Nie wiedziała, czy to był
cud czy wrodzony talent, ale w jakiś sposób ominął ją gniew drzewa. Złapała Scorpiusa
za rękę i skacząc, schylając się i gwałtownie przystając, uciekli z pola
rażenia wierzby.
Sapiąc,
położyli się na trawie.
– Wiesz, że
łatwiej było najpierw poczekać, aż się uspokoi? – zapytała po chwili Rose.
– Przepraszam.
– Nie
przepraszaj. Już dość się nasłuchałam. Powinieneś przeprosić Jamesa.
– To nie ja! –
zaprotestował od razu. – To znaczy: próbowałem
rzucić to zaklęcie, ale nie dałem rady.
Rose
prychnęła.
– W takim
razie kto?
Scorpius
wzruszył ramionami.
– Może coś się
zepsuło, a kolejny Postrzelony Potter dorobił sobie teorię spiskową.
– Ej! Bo zaraz
znowu zawołam Jamesa!
Scorpius
zrobił długi wdech.
– Przepraszam.
Naprawdę jestem szczurem. Pewnie James się po prostu zagapił. Spróbujemy
jeszcze raz? – zapytał, patrząc na Rose. Dziewczyna wstała i podała rękę
Malfoyowi. Ten też się podniósł i od razu chwycił jej wyciągniętą dłoń.
– Jestem Rose.
Miło mi cię poznać.
– Scorpius.
Będziemy dobrymi przyjaciółmi, czuję to, wiesz?
Tak, to ten moment, kiedy Rilel się zaczyna.
Scrose jeszcze nie.
DZISIAJ URODZINY!1!!1!111
NAJLEPSZEGO <333
OdpowiedzUsuń*byłam pierwsza hehe*
(Przeczytam jak zjem, serio xD)
czekam ://
UsuńUps xD
UsuńTytuł jest oczywisty nie tylko dla ciebie, w końcu mam już za sobą cały pierwszy sezon Witch -,-
Ale opowiadanie baaaardzo mi się podoba, tylko może... Czy ja wiem, jakoś nie pasuje mi do twoich postaci xD W sensie nie pasuje mi do nich taka przeszłość (?).
Naprawdę nie wiem czemu, bo jest świetne!!!
Po prostu jestem dziwna, wybacz :")
Ps TO JEST SERIO C U D O W N E <333
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA ZB!
OdpowiedzUsuńŻeby dalej było tak świetne jak jest, i żebyś, Alu, częściej posty dodawała, bo cierpię na niedobór dobrych opowiadań w internecie. A te twoje zdecydowanie są dobre.
Następnego roczku zb, nowych czytelników, więcej komentarzy i zakończenia syrenek, bo czekam.
A komentarz o miniaturce... Ugh, mam zbytnie rozchwianie emocjonalne żeby pisać cokolwiek sensownego, więc napiszę tylko, że jak zwykle 10/10 i było cudnie. No.
xxx
<3333
UsuńTyle szczęścia na zb w tym tygodniu ❤ Muszę przyznać, że reszta opowiadań o GH podobała mi się bardziej :( To tu jakoś zalatywało kanonem, Scoripius okropnie przypominał mi Draco :( Aż tak się zmienił? Pokochał Rose? No ale twoja wizja, przyjmuję ją :D Fajnie było się dowiedzieć jak to wszystko się zaczęło ^^. Ponawiam życzenia z wczoraj!
OdpowiedzUsuńOn ma tu tylko dwanaście lat, idealny moment na ukształtowanie porządnego (w miarę) obywatela. I ich relacja nigdy nie była łatwa, nie ma tak dobrze :P. A to opowiadanie otwiera mi drzwi do kilku... ciekawszych sytuacji >:).
UsuńZ drugiej strony jak Draco mógłby wychować mojego Scorpiusa? Astoria chyba nie była aż tak wspaniałą matką.
"zalatywało kanonem" to rozumiem negatywna uwaga :v?
Miałam raczej na myśli, że twoje ff podobały mi się bardziej niż kanon, a to tu tak jak oryginał pani Rowling, meh :v Nie twierdzę że, to nie może mieć logocznego ciągu, i czekam na kilka ciekawszych sytuacji :)
UsuńHEPI BERZDEJ! *^* (po raz kolejny :'D)
OdpowiedzUsuńTo było super. *-* Miałam wrażenie, jakbym czytała o Draconie i WCALE nie miałam ochoty w międzyczasie Scorpiusa zabić... Trochę mnie ciekawi, jak Rose uchroniła się przed wierzbą. Może ze starości zrobiła się wolniejsza? :')
I tego... *nie wie co ma dalej napisać* Jeszcze raz najlepszego! ^^
Riley jest uroczy, a Rilel jest super <3 Scena w bibliotece jest taka cute <3
OdpowiedzUsuńAle nie wiem... Z jednej strony podoba mi się przemiana Scorpiusa, ale z drugiej... jego zachowanie tutaj mi się strasznie nie podoba. No i tak szybko się zmienił? Wystarczyło że James rzucił go na wierzbę i już zrozumiał, że był szczurem?
Ale oczywiście opowiadanie świetne i w ogóle <3
PS *możliwy spojler??* nie mogę przestać myśleć o tym fragmencie ze zdjęcia na fb (wiem, że nie powinnam czytać, ale to było silniejsze ode mnie!) - mam wrażenie, że Rose później nie będzie mogła mu wybaczyć, bo znowu nazwie ją tak, jak to robił wcześniej, zanim zostali przyjaciółmi (TCHÓRZ!). Aaaa, moje serce. To już mnie boli, a jeszcze jakby się nie stało.
No nie, to mu zajęło dużo czasu, ale jego momentem przełomowym był fakt, że to Rose go uratowała, a nie żaden z jego kolegów. Więc chce jej za to podziękować, bo nigdy w głębi duszy taki nie był. To taka fasada. Ale sam proces wychodzenia na ludzi to nie było ot. On zrozumiał, że niezasłużenie znęcał się nad Rose, a nie że nie zrozumiał fundamentalnych praw rządzących światem. To dzieci.
UsuńNo, naprawdę, umotywuję to jeszcze kiedyś XD.
NO CO TO ZA CZYTANIE PRZED CZAAAASEM. NIE MOŻNA TAK. Nic nie powiem, ale to był bardzo luźny szkic, więc nie ma co się przywiązywać.
Okay, trochę bardziej rozumiem. I czekam na umotywowanie XD
UsuńPRZEPRASZAM. TO PO PROSTU DZIAŁA TAK: WIDZĘ SCROSE ALICJI KACZMAREK = CZYTAM
Poprawka: WIDZĘ TEKST ALICJI KACZMAREK = CZYTAM
Usuń