tag:blogger.com,1999:blog-64107638346817357922024-03-19T10:18:32.490+01:00zbyt bajkowoAlicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.comBlogger41125tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-9338940585146699962021-09-07T17:22:00.003+02:002021-09-07T17:22:17.270+02:00Ostatni seans<p style="text-align: center;"> <b style="text-align: center;"><i>Dawniej</i></b></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Miałam dziewiętnaście lat.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wchodząc na salę wykładową, nadal nie byłam pewna, czy to właśnie to,
czego chcę. Czułam drżenie rąk i łzy napływające do oczu. Przerażały mnie rzędy
ławek układające się jak w amfiteatrze, przerażała mnie samotnie stojąca
katedra, przerażały mnie setki znudzonych ludzi, patrzących tępo gdzieś w
przestrzeń. Ale najbardziej przerażało mnie to, czy sobie z tym poradzę. Czy
jestem w stanie być wśród ludzi.<span></span></p><a name='more'></a><o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Machinalnie zwróciłam się ku ostatnim ławkom. Brak ludzi za tobą oznacza
brak oczu wpatrzonych w twoje plecy i śledzące każdy twój roztrzęsiony ruch. Jednak
zanim udało mi się wejść na schodki prowadzące do tylnych rzędów, zaczepił mnie
ktoś siedzący w pierwszej ławce.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Chyba coś upuściłaś? – zauważył chłopak w za dużym swetrze i z
okrągłymi okularami na nosie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Odwróciłam się, ale nic nie zauważyłam na podłodze za sobą. Widząc moją
zagubioną minę, chłopak wskazał na drewniany ołówek wciśnięty między deski
podłogowe.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– To nie moje – odpowiedziałam od razu, łamiąc daną sobie obietnicę, że
nie będę się dzisiaj odzywać.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Jasne, ale to był dobry pretekst, żeby cię zaczepić. Usiądziesz ze mną?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zawahałam się. Nie miałam odwagi mu odmówić, ale też nie do końca miałam
ochotę odrzucać pierwszą przyjazną duszę. Przecież mówią, że w stadzie raźniej.
Ostatecznie usiadłam obok chłopaka, a on się uśmiechnął i przedstawił:<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Adam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Wanda.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Uścisnęliśmy sobie dłonie. Do końca zajęć już się nie odezwałam, ale wcale
nie czułam, że popełniam jakikolwiek nietakt.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Później</i></b><i><o:p></o:p></i></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie umiałam mu powiedzieć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Od tego pierwszego razu, kiedy obok niego usiadłam, za każdym razem,
kiedy rozmawialiśmy, rósł we mnie ten okropny niepokój, że będę musiała mu w
końcu powiedzieć. A ponieważ rozmawialiśmy bardzo często, lęk powoli zaczynał
mnie paraliżować.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Hej, Wanda! – wolał do mnie już od progu i choć nigdy nie nalegał,
zawsze siadałam obok niego. Nigdy nie musiałam odpowiadać na jego powitania,
ale czasem to robiłam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Cześć – niemal szeptałam, ale chyba mnie słyszał, bo nieznacznie
unosiły mu się kąciki ust.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zanim zaczynały się zajęcia, opowiadał mi o tym, jak minął mu poprzedni
dzień, co z zadanej lektury przypadło mu do gustu i jaki niedobry był obiad w
bursie. Śmiałam się z jego zdegustowanej miny i zapominałam przez chwilę, że
przecież się boję. Ja sama nic mu nie opowiadałam. Nie wiedział, gdzie
chodziłam na spacery, co myślałam o zadanej lekturze i czy smakował mi obiad.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Mimo to, na swój sposób z nim rozmawiałam. Mówiłam o tym, że uwielbiam
dotyk płatków maku i zapach palonej świecy, dźwięk pisania kredą i uderzenia
ciastem o stolnicę. Mówiłam, o czym myślę, patrząc na kołyszące się gałęzie
drzew i jakie wiersze przychodzą mi na myśl, kiedy wyobrażam sobie szum fal i
majestat gór i wszystkie miejsca, których nigdy nie widziałam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Adam widział je wszystkie i odpowiadał, czy zgadza się z moim wyborem
poezji. Czasem nie kojarzył żadnego odpowiedniego jego zdaniem wiersza, więc zamiast
tego proponował piosenkę, której nie znałam. Zapisywał mi je na karteczkach i
podawał w ciągu trwania wykładu, kiedy tylko przychodziły mu do głowy. Chciał, żebym
zwróciła uwagę, gdy będą lecieć w radiu. W ciągu tygodnia potrafiłam w ten
sposób uzbierać całą torbę karteczek z wiadomościami w stylu „góry o poranku”,
„morze o północy”, „las tuż po zmierzchu”, a obok tytuł piosenki albo fragment
refrenu, który absolutnie nic mi nie mówił.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie miałam w domu radia, więc w soboty chodziłam do różnych restauracji
tylko po to, żeby czekać na jakąś z jego piosenek i w poniedziałek móc
powiedzieć, co o niej sądzę. Rzadko udawało mi się ich posłuchać, ale i tak
uparcie chodziłam od lokalu do lokalu, siadałam, oglądałam menu najdłużej jak
tylko mogłam, aż w końcu wychodziłam, niczego nie zamawiając. Czasem z
uśmiechem na ustach, bo udało mi się rozpoznać jakiś refren. Nie mogłam się
wtedy doczekać, kiedy opowiem mu o swoich wrażeniach.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie chciałam, żeby mnie poznawał i jednocześnie mimowolnie poddałam się ekscytacji
bycia odkrywaną.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Teraz</i></b><i><o:p></o:p></i></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Mam siedemdziesiąt trzy lata.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie wchodziłam do gabinetu już od wielu lat, ale robię to dzisiaj.
Podłoga trzeszczy pod moimi powolnymi krokami, a drzwi skrzypią, kiedy zamykają
się za mną. Jest mi ciężko. Łzy palą mnie pod powiekami i drżącą dłoń
przykładam sobie do czoła.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wszystko wygląda tak, jakbyś wcale nigdy stąd nie odszedł.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nienaruszona warstwa kurzu wydaje mi się niewidoczna. Słońce przemyka
przez ciężkie kotary tak samo jak wtedy, gdy przynosiłam ci listy z dołu i
przyglądałam ci się, jak ze zmarszczonymi brwiami je przeglądasz. Byłeś taki
poważny w tych chwilach, zupełnie inny niż ten Adam, który mnie odkrywał, a
jednak kochałam cię takiego tak samo mocno.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Delikatnie dotykam grzbietów płyt winylowych i kaset magnetofonowych.
Serce ściska mi się z żalu i myślę o tym, jak bardzo chciałabym ich posłuchać,
jak bardzo chciałabym teraz – dopiero teraz – wypełnić ten dom twoją ukochaną
muzyką.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie pomyślałam o tym, aby kupić jakiś odtwarzacz na tę okazję.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Siadam w twoim fotelu i przez chwilę krztuszę się fruwającym kurzem. Gdy
opada, mam wielką nadzieję, że wyczuję twój zapach jeszcze schowany głęboko w
tapicerce, ale nadal wdycham tylko kurz. Zastanawiam się, czy jeszcze pamiętam,
jak pachniesz, ale chyba tak. Myślę, że tak.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Odpalam samotną świecę stojącą na biurku i wypaloną już do połowy. Biorę
głęboki wdech i próbuję opanować łzy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie ma już sensu płakać.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Dawniej</i></b><i><o:p></o:p></i></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Miałam dwadzieścia lat.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Siedzieliśmy na ławce w parku, w cieniu wielkiej wierzby płaczącej. Tego
lata było bardzo ciepło i czułam, że rajstopy lepią mi się pod kolanami.
Oczywiście, nie mogliśmy w żaden sposób okazywać sobie uczuć, ale siedział bardzo
blisko mnie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Myślałam tylko o tym, że nigdy nie byliśmy oficjalnie razem z mojego
powodu i <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>że pewnie był na mnie zły.
Zastanawiałam się, czy się niecierpliwi, a może w ogóle mu na tym nie zależy?
Tak strasznie się bałam, że nie zależy mu na mnie tak samo, jak mnie na nim,
ale nie mogłam tego sprawdzić, bo nie mogłam mu powiedzieć, co czułam. Właśnie
w tamtej chwili myślałam tylko o tym, że pewnie nigdy nie powiem mu, co tak
naprawdę czuję, kiedy to on pierwszy się odezwał.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Wando? – zaczął, nie spiesząc się. Bawił się swoimi już trochę
przydługimi włosami i sprawiał wrażenie najbardziej odprężonej osoby na
świecie. Nie mogłam tego samego powiedzieć o sobie. Nie odpowiedziałam, ale
popatrzyłam na niego, więc kontynuował. – Zachwycasz mnie. Nie wiem zbyt wiele
o tobie, ale wszystko, czym się ze mną dzielisz, zachwyca mnie. Gdybyś tylko zechciała,
chętnie spędzałbym z tobą więcej czasu.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Było coś niewinnego w tym, w jaki sposób to powiedział, jakich użył słów,
jak nadal zachował dobre maniery. Ta propozycja nie wydawała się w żaden sposób
szczególnie zobowiązująca, daleko jej było do oświadczyn czy oferty poznania
moich rodziców, a jednak ciążyła mi na ramionach jakby spadł na nie wielki
kamień. Rozumiałam jej niewypowiedzianą wagę i zdawałam sobie sprawę, że to
jest ten moment, kiedy należy bardzo ostrożnie podjąć bardzo trudną decyzję.
Powinnam była się nad tym dokładnie zastanowić, poczekać i pogodzić się z
nieuniknionym. Ale ja, zupełnie do siebie niepodobnie, zrobiłam najgłupszą
rzecz w swoim życiu i w odpowiedzi uścisnęłam jego dłoń.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">A Adam wiedział, co to znaczy i odwzajemnił uścisk.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Później<o:p></o:p></i></b></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Robiło się już ciemno, ale wiedziałam, że Adam też nie chce się jeszcze
rozstawać. Pamiętam dokładnie, że spojrzałam w niebo i udało mi się uchwycić
ten moment zmierzchu, kiedy jeszcze nie świecił księżyc, ale już zniknęło
słońce i cały nieboskłon spowity był czerwoną łuną, słonecznym blaskiem. Przez
chwilę chłonęłam ten widok, zanim Adam zwrócił na siebie moją uwagę.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Nie chcę musieć się żegnać – powiedział zupełnie zwyczajnym tonem,
jakby po prostu wokalizował moje własne myśli. Czasami miałam wrażenie, że ma
do tego niezwykły dar.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Ja też nie – odpowiedziałam, choć miałam wrażenie, że wcale nie muszę.
Adam uśmiechnął się w odpowiedzi i pociągnął mnie za dłoń.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wkrótce zaczął biec, ciągnąc mnie za sobą. Chociaż czułam, że powinnam się
zezłościć, zatrzymać go albo wyrwać swoją dłoń, niczego takiego nie czułam.
Śmiałam się na głos, biegnąc za nim najszybciej jak mogłam, pilnując, żeby
spódnica za bardzo mi się nie uniosła. Wokół nas coraz szybciej zapadała noc i
jeszcze nigdy wcześniej w całych naszych życiach nie czuliśmy się tak
nieprzyzwoicie. To jest, zanim Adam nie wprowadził mnie do swojego mieszkania,
posadził na kanapie i nie przycisnął swoich warg do moich.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">W pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić, czułam się, jakby w moim żołądku
wybuchł fajerwerk i rozlał się po całym moim ciele kaskadą emocji. To była
najbardziej ekscytująca, a jednocześnie najbardziej przerażająca chwila mojego
życia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Niezrażony moim osłupieniem, Adam ujął moją twarz w dłonie i cały mój lęk
roztopił się pod wpływem jego dotyku. Z początku nieśmiało, ale zaczęłam
oddawać pocałunek. Im odważniejsza się robiłam, tym szersze stawały się nasze
uśmiechy i tym częściej musieliśmy przerywać, aby wybuchnąć śmiechem. Z powodów
których nie rozumiałam, nasze chichoty zupełnie nie psuły atmosfery, wręcz
przeciwnie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Musiałam wrócić do swojego mieszkania, zanim ojciec Adama wrócił nad
ranem z pracy, ale zanim do tego doszło, przeżyłam najlepsze chwile swojego
życia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zanim musieliśmy rozstać się tamtej nocy, jego dłonie i usta poznawały
mnie, jak jeszcze nikt nigdy, być może łącznie ze mną samą. Kreśliły mapy
mojego ciała i pozwoliły, po raz pierwszy w całym moim życiu, zapomnieć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Kiedy obudziłam się rano we własnym łóżku, zdziwiłam się, widząc swoją
białą krochmaloną pościel, bo podświadomie spodziewałam się, że obudzę się
otulona pierzyną Adama, w zgniłozielone paski.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Teraz</i></b><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie mieliśmy dobrego małżeństwa. Chciałabym wierzyć, że w ostatecznym
rozrachunku byliśmy ze sobą szczęśliwi, ale być może było między nami po prostu
zbyt dużo urazy, zbyt dużo kłamstw i sekretów.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie wątpię za to, że się kochaliśmy. Naprawdę się kochaliśmy, czasem
wręcz do szaleństwa. Prawdopodobnie właśnie dlatego tak łatwo było nam się
nawzajem zranić. Chcieliśmy być dla siebie idealni i chcieliśmy, żeby nasza
miłości była jak z bajki, a przecież nic w życiu takie nie jest. Kiedy patrzę
na nasze ślubne zdjęcie, nadal stojące na twoim biurku, mam wrażenie, że
rozpadam się z rozpaczy. To miał być tak szczęśliwy dzień, ale nic nigdy nie
szło zgodnie z planem.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zastanawiam się, kiedy tak naprawdę byliśmy szczęśliwi i czy uważasz, że
było warto –zostawić wszystko, stracić rodzinę, całe swoje życie… dla mnie.
Zastanawiam się, czy żałowałeś. Czy w tych chwilach, kiedy wszystko mi
przeszkadzało, myślałeś sobie, że lepiej byłoby ci beze mnie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Myślę, że na pewno byłoby ci lepiej. Byłbyś bardziej radosny, może
miałbyś rodzinę, gdybyś tylko nigdy mnie nie poznał albo gdybym postąpiła
słusznie i wtedy, na tej ławce w parku, nie złapała cię za rękę. Wydaje mi się,
że to okropne, że ty dla mnie byłeś największym szczęściem, a ja dla ciebie
największym przekleństwem.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Teraz jestem trochę mądrzejsza, tak mi się wydaje. Chciałabym móc
porozmawiać ze swoją młodszą wersją, potrząsnąć ją, powstrzymać, kiedy z
krzykiem wyrzucała twoje płyty i magnetofony, poprosić ją, aby urodziła
dziecko. Myślę, że oddałbyś wszystkie płyty świata, żebyśmy mieli dzieci. Nie
wiem, czy byłam w stanie kiedykolwiek ci je dać – może tylko bardziej by nas
podzieliły i unieszczęśliwiły – ale teraz najbardziej na świecie chciałabym
wiedzieć, że byłeś szczęśliwy. Desperackim kosztem własnego zdrowia, szczęścia,
życia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Dawniej<o:p></o:p></i></b></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">To był błąd. Wiedziałam, że to był błąd każdego dnia, kiedy wracałam do pustego
domu i chwilowe uniesienie mnie opuszczało, a wracał ten okropny kamień. Tego
pierwszego dnia, już wtedy, a może dopiero wtedy, zdałam sobie sprawę, że
podjęłam absolutnie złą decyzję na tak wielu płaszczyznach, że nie wiedziałam
od czego zacząć. Chociaż tak po prawdzie było tylko jedno, od czego powinnam
zacząć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">To coś zemściło się na mnie niemal rok później. Cały rok
niewypowiedzianych słów, ulotnych chwil, nieziemskiej cierpliwości Adama i
coraz bardziej zaciskającej się sieci kłamstw.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Miałam dwadzieścia jeden lat.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wcześniej był w moim mieszkaniu tylko raz, dosłownie na moment, kiedy jednej
zimy byłam ciężko chora i bałam się, czy to czasem nie suchoty i potrzebowałam
trochę jedzenia. Adam wtedy stanął rycersko na wysokości zadania i przyniósł mi
nawet więcej, niż potrzebowałam. W tamtej chwili, kiedy myślałam, że umrę z
powodu gorączki, byłam bardzo wdzięczna za wszystko, co mieliśmy razem i za
każdą spędzoną chwilę. Miałam chwilową i ulotną pewność, że to była najlepsza
decyzja mojego życia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">W czasie jego drugiej wizyty, szybko zmieniłam zdanie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Przyszedł nieoczekiwanie i nigdy się nie dowiedziałam, co go tak naprawdę
sprowadziło. Nie miałam odwagi wracać do tego dnia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Byłam wtedy z klientką. Kotary były zaciągnięte, trzymałyśmy się za ręce
i seans już się rozpoczął, ale jeszcze nie zostałam nawiedzona. Właśnie wtedy
otworzyły się drzwi do mieszkania i z powodu podmuchu zatańczyły płomienie
świec.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie bardzo pamiętam, co dokładnie się wydarzyło. Pamiętam krzyk, dużo
krzyku. Na początku w ogóle nie rozumiał, czego był świadkiem. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Oszukujesz ludzi! Jesteś pieprzoną wróżką! – krzyczał, a mi łzy lały
się po twarzy. Nie umiałam mu wytłumaczyć, że wcale niczego nie udawałam, że
nie zarabiałam na cudzych tragediach, że naprawdę byłam w stanie tym ludziom
pomóc. Naprawdę umiałam nawiązać kontakt ze zmarłymi.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie rozumiał. A ja nie byłam w stanie powiedzieć nic innego niż
„przepraszam”.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Przepraszam, przepraszam, przepraszam – powtarzałam w kółko i zanosiłam
się szlochem.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Boże, ja naprawdę nic o tobie nie wiem! – krzyczał i widziałam łzy
zbierające się w kącikach jego oczu. – Nie znam cię! Kim ty, do cholery,
jesteś?!<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Jestem Wanda – odpowiedziałam głupio, gdzieś między szlochami. – Znasz
mnie. Znasz! Naprawdę, naprawdę! Bardziej niż ktokolwiek!<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Chyba jednak nie chcę cię znać.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zacisnął zęby i zauważyłam, że chce sięgnąć po klamkę. Nie mogłam
pozwolić, żeby wyszedł. Choć może tak byłoby by lepiej dla nas obojga, czułam,
że muszę go zatrzymać. Tak strasznie nie chciałam go stracić, że zrobiłam coś,
czego żałowałam przez resztę życia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Złapałam go za rękę i powiedziałam błagalnym tonem:<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Możesz spotkać się z matką. Jestem w stanie to zrobić, połączyć się z
nią. Zobaczysz ją i będziecie mogli porozmawiać.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie otworzył drzwi. Choć czułam się jak najgorsza osoba na świecie, dałam
mu to, czego tak bardzo chciał. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Później</i></b><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">To miał być nasz ostatni seans, a mimo to za każdym razem, kiedy to
mówiliśmy, Adam wracał, zalany łzami, i prosił o jeszcze godzinę, o jeszcze
jedną rozmowę i jeszcze jedno spotkanie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Ostatni raz, to będzie ostatni raz – zarzekał się, a ja wiedziałam, że
to kłamstwo, ale nie umiałam mu odmówić. Bałam się, że jeśli odetnę go od ducha
matki, to mnie zostawi. Wiedziałam, że to irracjonalne, że to głupie, że jeśli
tak, to lepiej, żeby mnie zostawił… a i tak nie umiałam mu odmówić.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Dlatego regularnie, najpierw co kilka tygodni, a później co najmniej raz
w tygodniu, zapalałam świecie, siadaliśmy na ziemi i użyczałam własne ciało
jego matce.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie lubiłam tego. Nie czułam się dobrze po tych seansach, były inne niż
wszystkie. Zauważyłam, że jest znacząca różnica między seansem z obcą osobą i
obcym duchem, a seansem z Adamem. Kosztowały mnie stanowczo za dużo energii –
psychicznej i fizycznej. Byłam wykończona, ale nigdy nie odmawiałam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Dla Adama to było jak narkotyk. Chciał coraz dłuższych i coraz częstszych
seansów, aż wydawało mi się, że przestaje mnie odwiedzać dla mnie, a bardziej
zależy mu na zobaczeniu się z matką. Kiedy o to zapytałam, odpowiedział tylko:<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– Daj spokój, wymyślasz głupoty.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie wróciliśmy do tematu. Wizyty bywały coraz częstsze, niemal codzienne,
ale jednocześnie coraz krótsze, bo brakowało mi sił, aby utrzymać ducha.
Pamiętam nasz ostatni seans, jakby był wczoraj.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Miałam dwadzieścia cztery lata.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Od początku czułam, że nie dam rady. Najzwyczajniej w świecie nie miałam
na to siły. Adam wyssał ze mnie tyle energii, że nie miałam siły ani czasu na
spotkania z klientami, a oszczędności już dawno mocno się skurczyły. Nie
odżywiałam się prawidłowo, nie mogłam zasnąć, a do tego wykańczały mnie seanse
z Adamem, które teraz były już prawie codzienne.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Świece zapalałam trzęsącą się ręką. To był mój trzeci zestaw świec w
ciągu ostatnich kilku tygodni i wtedy wydawałam na nie więcej niż na jedzenie.
Mimo tego, zanim Adam do mnie przyszedł, byłam gotowa.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">– O, od razu zaczynamy! Świetnie! – zawołał od progu, jeszcze nie
zdjąwszy płaszcza. Uśmiechnęłam się do niego słabo, ale chyba nie zauważył.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Kiedy złapał mnie za ręce i zaczęłam nawoływanie do jego matki, poczułam
zawroty głowy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Opowiadał jej o swoim dniu, żartował z nią i przekomarzał się, jakby
naprawdę tam była. Może faktycznie była, może to mnie już tam tak naprawdę nie
było. Czułam się taka wiotka, taka ulotna, niemal niematerialna.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Pamiętam, że myślałam o tym, że odejdę razem z nią. Że nie będę w stanie
się rozdzielić, nie będę mieć na to siły. Na szczęście nie doszło do tego.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zemdlałam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Gdzieś w pół zdania, a może nawet w pół słowa, straciłam przytomność i
seans automatycznie został przerwany. Nie wiem, jaka była reakcja Adama, ale
został ze mną i zaopiekował się mną, a potem przysięgliśmy sobie, po raz
ostatni, że to był ostatni seans. I faktycznie, od tamtej pory nie przyjęłam
żadnego klienta.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: center;"><b><i>Teraz<o:p></o:p></i></b></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie zawsze było między nami źle. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że
głównie było dobrze. Może nie mieliśmy udanego małżeństwa, może nie byliśmy tak
naprawdę szczęśliwi, ale byliśmy radośni. Wydaje mi się, że każde z nas musiało
dla tego związku poświęcić zbyt dużo, żeby był naprawdę udany. Zastanawiam się,
czy mogę powiedzieć, że tego żałowałam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie tęskniłam za kontaktem z drugim światem, ale odcięcie się od niego
wywoływało we mnie tę nerwowość, ten niepokój, przez który tak często się
kłóciliśmy, przez który przeszkadzała mi twoja muzyka, przez który nie mogłam w
nocy spać. <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie wiem, czyja to wina, że tak wyszło. Może po prostu nie byliśmy dla
siebie stworzeni. A mimo to tak strasznie cię kocham. Nadal, cały czas.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wspominam teraz ten ostatni seans i uśmiecham się pod nosem. Kolejne z
moich wielu, małych i dużych, kłamstw, ale wiem, że nie będziesz zły.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Świece już się palą i tym razem faktycznie po raz ostatni siadam na
ziemi. Nie jestem pewna, czy pamiętam, jak to się robi, więc najpierw po cichu,
a potem coraz pewniej zaczynam nawoływanie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Nie ma tu żadnej innej osoby, więc nie nawiedzasz mojego ciała, a stajesz
przede mną. Zgarbiony, rudy jak zawsze, posiekany zmarszczkami i przepięknie
uśmiechnięty. Kocham ten uśmiech. Nic nie mówisz i jestem za to wdzięczna.
Będziemy mieć dużo czasu na rozmowy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wyciągasz do mnie rękę i chwytam ją pewnie. Wstaję z podłogi, a potem
razem, ramię w ramię, jakby nigdy nic, odchodzimy w ciemność.<o:p></o:p></p>Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-15647559505692965062020-11-06T23:37:00.002+01:002020-11-06T23:39:23.335+01:00San Francisco<p> </p><p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"><i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=nkvm1qEabl4" target="_blank">piosenka</a><o:p></o:p></i></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wróćmy do San
Francisco.<o:p></o:p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wróćmy do
hotelowych mydełek o zapachu lawendy, długich spacerów wieczorami i rankami, do
kolacji w restauracjach – tych wykwintnych i tych, które ktoś już dawno
powinien zamknąć. Wróćmy do pocałunków z widokiem na miasto i tańców do białego
świtu, żeby potem iść spać, gdy już jest jasno i budzić się w półmroku, z
widokiem na twoją twarz.<span></span></p><a name='more'></a><o:p></o:p><p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wróćmy do
tłocznego wybrzeża i uroczych kramów na molo, gdzie zjedliśmy jednego loda na
pół, choć tak naprawdę twoje pół było zdecydowanie większe i w kącikach ust
zostały ci kawałki czekolady, które potem mogłam scałować.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wróćmy do
przyjemnego wiosennego słońca, które delikatnie muska naszą skórę, do kapelusza
z szerokim rondem i niepotrzebnych okularów przeciwsłonecznych. Wróćmy do
śmiechu tak głośnego, że musimy uciekać przed spojrzeniami innych ludzi.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zabierz mnie z
powrotem na oglądanie lwów morskich i spacer powrotny po krawężniku. Chcę znów
zachwiać się na krawędzi, żebyś mógł mnie złapać, zanim wpadnę pod samochód i
żebym znowu mogła poczuć twoją dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. A potem
znowu pojedziemy tramwajem linowym w stronę Chinatown, do którego nie dotrzemy,
bo znajdziemy idealne miejsce na zdjęcie na tle zachodzącego słońca, mimo że do
zachodu jeszcze wiele godzin.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zabierz mnie
do San Francisco.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zabierz mnie
na most Golden Gate o wschodzie słońca, kiedy całe miasto przykrywa smog i możesz
narzekać, że nie widać żadnych mieniących się kolorów, ale to nieprawda, bo
twoje oczy zawsze mienią się kolorem bursztynu i nic innego mi nie trzeba.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Zabierz mnie
znowu na oglądanie kaczek i znów mów mi, że mnie kochasz, kiedy świadkami są
tylko drzewa. A potem wykrzykuj na środku ulicy, kiedy alkohol uderza do głowy,
a usłyszeć może nawet księżyc w pełni. Całuj mnie i przytulaj z myślą, że to
nieostatni raz i scałuj moje łzy szczęścia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wróćmy do San
Francisco. Do pościeli w zgniłozielone paski, do ostryg, których nadal nie
umiem jeść, do odcisków na stopach i do już letniej kawy, bo o niej
zapomniałam. Do rumieńców, przyspieszonych oddechów, do miękkiej skóry i wyznań
wypowiedzianych ledwie słyszalnym szeptem. Wróćmy do głośnego bicia serca i
mętliku w głowie, do szerokiego uśmiechu, głośnego śmiechu i gorących łez
wypalających ścieżki na mojej skórze.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;"><br /></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">Wróćmy.
Niekoniecznie do San Francisco.<o:p></o:p></p>Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-10682687589405950762020-05-11T20:17:00.001+02:002020-05-11T20:17:09.604+02:00Drugi brzeg<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Kiedy
wracałam do domu, słońce już zachodziło. Na szczęście z lasku, w którym
zbierałam jagody, nie było daleko do Rykowa, więc tym razem nie musiałam podświadomie
bać się ataku wampirów – ani przechodzić niedaleko rwącej rzeki, wyznaczającej
granicę naszej, stosunkowo bezpiecznej, części wioski.</span></div>
<a name='more'></a><o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wampiry
przychodziły szybko, zwinnie, nie siały chaosu. Noc dawała im osłonę przed
ludzkim spojrzeniem, tak że mieszkańcy nawet nie wiedzieli, jak właściwie
wyglądały. Ciszej niż brzmienie wiatru zakradały się do domu, mordowały często
niemal bez śladu całe rodziny i domostwa, a następnie znikały w gęstym lesie. A
przynajmniej tak to wyglądało, kiedy ludzie nie mieli jak się obronić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wręczyłam
torbę pełną jagód Wanji, która podziękowała mi skinieniem głowy i szybko
przesypała owoce do cedzaka. Kuchnia w domu Bogora, gdzie zawsze pachniało
świerkiem i ziołami, znajdowała się na pierwszym piętrze – parter zajmowała
kuźnia. Wanja zawsze zamykała okiennice, więc w jej królestwie panował półmrok,
a światło wpadało jedynie przez szczeliny między deskami, z których zbudowano
ściany domu. Z sufitu zwisały pęki suszonych ziół i grzybów, które jednak
rzadko służyły do jedzenia, a częściej do zaklęć i eliksirów. Rozklekotane
murowane palenisko w kącie zawsze przynajmniej się żarzyło, jeśli akurat nie
buchało gorącym ogniem. Po przeciwnej stronie pomieszczenia stał toporny
drewniany stół i cztery krzesła, każde w innym stylu. Bogor nie wierzył w
obrusy, wierzył za to w rycie nożem po blacie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wanja
też mieszkała z Bogorem, oddał jej mały pokoik sąsiadujący z kuchnią.
Wiedziałam, że miała u niego dług, bo wykonał dla niej trudną operację korekty
płci, nie biorąc w zamian pieniędzy – ale w sumie nie miałam pojęcia, czy
podobało jej się mieszkanie i pracowanie u niego. Przypadek Wanji to też jedyna
znana mi sytuacja, kiedy Bogor nie wziął pieniędzy za swoją pracę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
zatrzymywałam się w kuchni na dłużej, bo nie lubiłam jeść, kiedy ktokolwiek
inny się tam kręcił. Zresztą, miałam ważniejsze zadanie do wykonania, a ono nie
mogło czekać. Księżyc już czaił się niemal za rogiem, a noc wcale nie była taka
długa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Zanim
szedł na dyżur do kuźni, Bogor sprawdzał, czy siedzę w swoim pokoiku nad
kuchnią. Mówił mi dobranoc, zakazywał schodzić na dół i znikał aż do rana. Tym
razem nie było inaczej i gdy tylko usłyszałam jego ciężkie kroki na schodach,
wyskoczyłam z pościeli. Na szczęście nie tak dawno Bogor, z powodu braku sił,
zdjął ochronną barierę, która nie pozwala mi wychodzić z domu bez używania
magii – mogłam więc znów wymykać się bez przeszkód. Z jedną nogą już za oknem,
szybko sprawdziłam, czy miałam amulet ochronny na szyi. Wszystko było w
porządku, więc mogłam ruszać w drogę. Korzystając z pomocy wielkiego drzewa
rosnącego blisko okna, a także szczelin między deskami, sprawnie zeskoczyłam na
ziemię. Miałam ze sobą zaczarowane lusterko, dzięki któremu wydawałam się
niemal niewidzialna nie tylko dla ludzi i magów, ale też potencjalnych zagrożeń,
które mogły czaić się w ciemności.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Do rzeki
było dość daleko, bo z biegiem lat zabudowania Rykowa oddalały się coraz
bardziej od drugiego brzegu, ale miałam wprawę. Doskonale wiedziałam, między
którymi budynkami się skradać, kiedy przystanąć i kiedy wiatr wiał nie tak, jak
powinien. Mogłam na spokojnie przedostać się nad rzekę i zostawić pakunek.
Wracając, usłyszałam krzyki dochodzące z wioski i od razu rozpoznałam, co to
oznaczało – tej nocy ktoś został zjedzony.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zanim wstało słońce, byłam z powrotem w łóżku.
Bogor, jak prawie co noc, nie miał o niczym pojęcia, kiedy rano pojawił się na
moim progu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Dzisiaj będziesz kuć – zapowiedział i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi.
Szybko wciągnęłam przez głowę skórzany fartuch i nie zatrzymując się nawet na
poranną toaletę, zbiegłam za nim po schodach. Nie musiałam upinać włosów, bo
specjalnie z myślą o pracy przy magicznej kuźni, obcinałam je tuż za uszami,
odkąd tylko pamiętałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Bogor by
potężnym magiem. Od trzydziestu lat używał swoich czarów, aby wykuwać miecze,
zbroje i amulety, które mogły odpędzić, powstrzymać lub zabić wampira. Był
chyba pierwszą osobą w wiosce, która zaczęła produkcję przedmiotów mających
chronić magów, a po tym, jak opuścili swój brzeg rzeki – także i ludzi.
Uchodził za najlepszego i najdroższego kowala wśród magów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Niestety,
był też coraz starszy i nie miał komu przekazać swoich wiedzy i doświadczenia,
nie mówiąc już o potężnym kowadle. Szkolił więc mnie, ale z wielką niechęcią i
jeszcze większym ociąganiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Bogor
nie był zbyt dobrym człowiekiem. To prawda, wykorzystywał swoje zdolności, aby
zbroić mieszkańców Rykowa do walki z wampirami, ale potrafił też odesłać z
kwitkiem każdego człowieka, którego nie było stać na jego usługi, nawet jeśli
przyszedłby z urwaną nogą. Cały czas powtarzał, że magowie też muszą mieć co
jeść, że nie jesteśmy nic dłużni ludziom, wręcz przeciwnie, to oni nam
zawdzięczają wszystko, odkąd przyjęliśmy ich w opiekę – i tak dalej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Tak
naprawdę Bogor wyświadczał mi dużą przysługę, szkoląc mnie w magii ognia.
Powinnam, jako kobieta, zajmować się zielarstwem, tymczasem mogłam chociaż
popatrzeć sobie z bliska na kowadło, nawet jeśli niezbyt często wolno było mi
go dotykać – Bogor nie pozwalał mi pracować wieczorem i w nocy. To wtedy
większość ludzi panicznie oczekiwała naszej pomocy, a on mówił, że kobieta nie
poradzi sobie w takiej sytuacji, skoro już w dzień ledwo sobie dawałam radę
przy palenisku. Ale skąd mógł wiedzieć takie rzeczy?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Mirta!
– zawołał swoim grubym głosem, mimo że już spokojnie mieściłam się w jego polu
widzenia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Podał mi
moździerz z kości zupełnie bez słowa, ale na szczęście wiedziałam, co mam
robić. Starcie obsydianu na proch nie było najłatwiejsze, ale robiłam to już wielokrotnie,
a do tego taka rutynowa magiczna czynność dobrze rozgrzewała przed właściwym
kuciem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
byłam pewna, czym magiczna kuźnia różniła się od zwykłej, bo nigdy nie
widziałam takiej normalnej, ale miałam pewność, że ludzkie kowadło nie jest
wielkości ołtarza w świątyni, a kowal nie recytował inkantacji w obcym języku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Podałam
proszek obsydianowy Bogorowi, a on wrzucił go do płonącego ognia, który
momentalnie wzbił się pod sufit i zamigotał ciemną poświatą. Mag wyszeptał
inkantację początkową i zabrał się do pracy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Kiedy
kuł, śpiewałam zaklęcia podtrzymujące płomień, ponieważ palenisko musi płonąć
przez cały proces wytwarzania miecza. Mieszałam też zioła i suszyłam je
oddechem, a Bogor nacierał nimi metal lub wrzucał je do ognia, aby nadać mu
inne właściwości. Dolewałam wody i dodawałam do niej róży, kiedy była potrzeba.
Do moich zadań należało też obwiązywanie rękojeści wyprawioną skórą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Obserwowanie
Bogora przy pracy było bardziej magiczne niż sama magia, którą się parał.
Zmieniał się w zupełnie inną osobę, cierpliwą, delikatną, metodyczną i
opanowaną. Każdy ruch był przemyślany i nigdy nie wypowiadał ani słowa za dużo.
Kiedy pracowaliśmy razem w kuźni, czułam się przy Bogorze niemal bezpiecznie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Gdy
miecz był już gotowy, wzięłam miskę soku z jagód i wypisałam nim znaki ochronne
na klindze, używając bardzo starego i bardzo cienkiego pędzelka. Litery
zalśniły, obwieszczając, że zaklęcie działa. Odsunęłam się od kowadła, a Bogor
uniósł miecz i, używając krawędzi, rozciął sobie skórę na dłoni. Klinga
natychmiast zaczęła wchłaniać sączącą się krew. Skóra wokół rany robiła się
sucha i ciemna.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Za
magię zawsze trzeba zapłacić – pouczył mnie, tak jak za każdym razem. A potem
wygonił z kuźni. Też tak jak za każdym razem. Nie miałam pojęcia, do kogo
trafił miecz, ani nawet jakie dokładnie nadaliśmy mu właściwości. Sfrustrowana
poszłam nad rzekę, nie wiedząc, co mogłabym robić w wiosce. Nie znajdowałam
przyjemności w siedzeniu w karczmie ani plotkowaniu na kramie, a nad rzeką
mogłam za to patrzeć przed siebie i rozmyślać o świecie za lasem, który teraz
gęsto przykrywał drugi brzeg. Często zastanawiałam się, jak wyglądał, kiedy
jeszcze ludzie tam mieszkali. Zapewne stary most był wtedy bezpieczny do
użycia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Mały
Dima bawił się przy brzegu. Wokół nie było nigdy nikogo, ale jego widywałam tu
często, jak szuka patykiem ślimaków w trawie albo rozgrzebuje rękami błoto.
Najwidoczniej jako jedyny mieszkaniec Rykowa nie bał się wartkiej wody.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Hej,
Mirta – przywitał się, wypuszczając z rąk błotny placek. Skinęłam mu głową na
powitanie i usiadłam na trawie. – Co tu robisz? – zapytał kurtuazyjnie. Dobrze
wychowany, a jednak przychodził bawić się nad rzekę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie
wiem – odpowiedziałam. – Wolałabym tu nie być i nie musieć nic tu robić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Dima
pokiwał głową, jakby mnie rozumiał, i zanurzył ręce w błocie aż po łokcie. Ale
wiedziałam, że wcale mnie nie rozumiał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Gdy tej
nocy wślizgnęłam się do domu przez okno mojej sypialni, długo nie mogłam
zasnąć. Przejmująca tęsknota oplotła moje ciało i powoli podduszała, aż
brakowało tchu, a ja mogłam jedynie wypatrywać nienadchodzącego dnia, kiedy
mogłoby się to zmienić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Następnego
dnia Bogor znów próbował wyrzucić mnie z kuźni, ale ja nie ruszyłam się z
miejsca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Co tu
jeszcze robisz? – zapytał, nie podnosząc nawet wzroku. – Nie jesteś już
potrzebna. Możesz pomóc Wanji czy cokolwiek wy, kobiety, robicie, kiedy nikt
was nie potrzebuje.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przechyliłam
głowę w bok. Zanim byłam w stanie odezwać się na spokojnie, musiałam wziąć
głęboki oddech.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Czy
mogę dzisiaj skorzystać z kuźni samodzielnie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ręce mi
się trzęsły, mimo że zacisnęłam je w pięści.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Co,
kolejne lusterko? – zaśmiał się. Łysa głowa lśniła w świetle i wolałam
obserwować te refleksy niż patrzeć mu w oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Tak. –
Mój głos nie wyrażał żadnych emocji. Bogor nadal na mnie nie patrzył, ale
zarechotał głośno.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ech,
kobiety! – westchnął. – Nic tylko by się przeglądały, jakie to nie są śliczne!
A bierz sobie tę kuźnię, co mi tam! Tylko mi się poważnej roboty nie dotykaj.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Uśmiechnęłam
się, podziękowałam i pobiegłam na górę, do kuchni. Wanja piekła bułeczki, więc
cały dom wypełniał zapach ciasta – ale w kuchni nadal pachniało roślinami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Przepraszam,
potrzebuję werbeny – wypaliłam od progu i zaczęłam przebierać w ziołach
wiszących pod sufitem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– U
drzwi wisi. Na co ci?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Odwróciłam
się od razu i zauważyłam drobne fioletowe kwiatuszki, ususzone prawie na wiór.
Dawno nieużywane.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Będę
kuć dzisiaj – odpowiadam niedbale na pytanie Wanji. Kucharka chichocze i rzucam
jej poirytowane spojrzenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Znowu
jakie lustro, co? Po kiego ci to? Znajdź se lepi jakiego chopa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Udałam,
że nie dosłyszałam tej uwagi, ale prawdopodobnie za mocno trzasnęłam drzwiami.
Próbowałam nie ściskać werbeny, ale nie mogłam opanować kotłującego się we mnie
gniewu i czułam, jak łodyżki kruszą mi się w palcach. Stałam za zamkniętymi
drzwiami, dopóki moje serce nie uspokoiło się dostatecznie. Miałam ochotę
krzyknąć, ale nie byłoby nikogo, kto by mnie słyszał. Ani Wanja, ani Bogor, ani
nawet klienci, którzy już musieli kotłować się na dole.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Zanim
miałam wreszcie wolną kuźnię, minęła już pora obiadu, ale byłam przyzwyczajona
do długiego czekania. Bogor zostawił po sobie wszystko brudne, czego normalnie
nie robił, jeśli nie miałam przejąć po nim roboty. Próbowałam nie złościć się z
tego powodu, ale frustracja sięgała zenitu. Musiałam się uspokoić, inaczej
czary nie poszłyby dobrze. Przez kilka minut obserwowałam tańczący w powietrzu
kurz i skupiałam się na swoim oddechu. Mój umysł powoli się oczyszczał i
wreszcie mogłam przystąpić do pracy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Zaczarowane
lusterka nie miały nic wspólnego z prawdziwym kuciem magicznej broni –
niepotrzebne były mi wielki młot ani kowadło wielkości stołu. Zamiast tego
wyjęłam swoje lusterko, które nosiłam przy sobie, wychodząc w nocy, aby móc
wzorować się na ozdobnej ramce przypominającej słońce. Chciałam, aby nowe
lustro pasowało do starego stylem, ale przedstawiało księżyc w pełni. To miał
być wyjątkowy przedmiot. Wyjęłam szkło powiększające, pęsetę i kombinerki, kamienie
księżycowe i rubiny. Rozpaliłam niewielki płomień i pojedynczo wrzucałam do
niego kwiaty werbeny. Lubiłam czarować. Lubiłam posiadać wyjątkową wiedzę i
czuć moc przechodzącą przez palce. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; tab-stops: 194.2pt; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ale nie lubiłam za to płacić.<span style="mso-tab-count: 1;"> </span><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Podwinęłam
rękaw i jednym szybkim ruchem wsadziłam przedramię w ogień. Zacisnęłam wargi,
żeby nie krzyknąć. To jeszcze tylko jedna blizna. Jedna z wielu, przyzwyczaiłam
się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Odkąd
pamiętałam, wędrowałam w nocy. Być może zaczęłam dopiero po tym, jak atak
wampira pozbawił mnie rodziców. Ciężko powiedzieć, bo niewiele pamiętałam
sprzed tamtej chwili. Za to doskonale wiedziałam, że od tamtego dnia nie mogłam
spędzić we własnym domu ani sekundy dłużej, niż było to konieczne. Noc w domu
oznaczała wypatrywanie wroga w ciemnych kątach, panikę przy każdym szmerze
wiatru i rozpamiętywanie tragicznej nocy. Nie byłam tam wcale bezpieczniejsza
niż na zewnątrz, a zdecydowanie wolałabym zginąć w polu, otoczona drzewami i
otulona światłem księżyca, niż w brudnej pościeli.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Chyba
zawsze wędrowałam w nocy – i nie inaczej było każdej nocy spędzonej w domu
Bogora. Upływały mi podobnie – na spacerach, na drzemkach w świetle księżyca,
na brodzeniu boso w rzece. Było tylko kilka naprawdę wyjątkowych nocy – na
lepsze lub na gorsze.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wtedy,
kiedy moje niedokończone księżycowe lusterko leżało na stole roboczym, a ja
powolnym krokiem wracałam do wioski od strony rzeki, była zdecydowanie
najgorsza. Wtedy, kiedy już z daleka widziałam jakiś dziwny popłoch przed
domem. Wtedy, kiedy przynajmniej tuzin pochodni rozświetlał kuźnię i podwórko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wtedy,
kiedy znaleziono ciało Bogora.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Rozpoznałam
płacz Wanji. Głośno krzyczała na wieśniaków kotłujących się przy drzwiach.
Przeciskałam się między ludźmi, a oni coś do mnie krzyczeli, szarpali mnie za
ramiona, ale ja ich nie rozumiałam. Podejrzewałam, co musiało się stać, ale nie
chciałam wierzyć, dopóki nie zobaczyłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Leżał na
ziemi przy kowadle, a nad jego ciałem klęczał mag Jurg. Zakryłam twarz dłońmi,
ale obraz desek podłogi przesiąkniętych krwią i zmasakrowanej twarzy Bogora
miałam wypalony pod powiekami. Powietrze pachniało rdzą. Nie czułam żadnych łez
napływających mi do oczu, tylko suchość w ustach i wykręcony żołądek. Nie wiedziałam,
czy było mi przykro – na pewno było mi niedobrze. To nie był pierwszy członek
rodziny, jakiego zobaczyłam martwego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ale
zdecydowanie ostatni.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Mag Jurg
podniósł się z ziemi. Na spodniach na wysokości kolan miał teraz czerwone
plamy. Zobaczył mnie, ale zanim się odezwał, powolnym ruchem zdjął rękawiczki z
rąk.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Dobrze, że jesteś. – Milczałam. – Nie bój się, wszystko będzie dobrze. –
Patrzył mi prosto w oczy, a ja nie uciekałam wzrokiem. – Powiedz mi tylko
jedno, proszę… Ale nie kłam. – Delikatnie skinęłam głową, ale nie byłam pewna,
czy to widział. – Powiedz mi… Dlaczego to zrobiłaś? Bo chyba wszyscy się
zgodzimy, że to ty za tym stoisz, Mirto.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Miałam
wrażenie, że grunt uciekał mi spod nóg. Przez chwilę, może kilka minut, a może
kilka godzin, nie odpowiadałam. Nie ruszałam się, być może nawet nie
oddychałam. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. To się nie mogło dziać naprawdę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Kiedy w
końcu się odezwałam, mój własny głos brzmiał mi obco, jakbym podsłuchiwała za
drzwiami rozmowę, której nie powinnam była słyszeć, której nikt nie powinien
był słuchać. Tymczasem za mną stało kilkanaście osób i wlepiało chciwie oczy w
moje plecy. Mało im było rozlewu krwi?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie
mam… Ja nie mam z tym nic wspólnego. Naprawdę… nie mam pojęcia, co tu się
stało.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Napięcie
unoszące się w powietrzu uświadomiło mi, że na pewno nikt mi nie wierzył. Jurg
zaczął zbliżać się do mnie. Jego komiczna peleryna wydawała się teraz
przerażająca, kiedy powiewała za nim w rytmie kroków. Nadal się uśmiechał, a na
ten widok wywracało mi się w żołądku. Zaczęłam się cofać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie…
nie… Nie, nie, nie… – powtarzałam jak w transie. Tłum zablokował wyjście, byłam
w pułapce. Jurg coś do mnie mówił, ale nie rozumiałam, nie słyszałam jego słów.
– Nie! Nie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Zaczęłam
przepychać się między ludźmi. Usiłowali mnie łapać, ale było ich za dużo, więc szarpali
się głównie między sobą. Mimo tego czułam palce zaciskające się na moich
ramionach i chwytające za ubranie. Wyrywałam się i napierałam, aż udało mi się
wydostać z ich uścisku. Jurg wołał, żeby ktoś mnie złapał, nie pozwolił uciec,
ale zanim ludzie zorientowali się, co się dzieje, ja już zdołałam zerwać się do
biegu. Być może w ogóle nie słyszeli Jurga, nie rozumieli sytuacji, nie przetrawili,
o co mnie oskarżał, bo zanim rzucili się w pościg albo wypuścili maga z domu,
tracili mnie już z oczu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nogi
same poniosły mnie nad rzekę. Uklękłam na brzegu i zanurzyłam dłonie w wodzie.
Rzeka była rwąca i niebezpieczna jak zawsze. Przemyłam delikatnie twarz, aby
się uspokoić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przez
głowę przemknęła mi myśl, aby zawrócić, aby się wytłumaczyć, dowiedzieć,
dlaczego Jurg pomyślał, że to ja. W jednej chwili naprawdę chciałam tak
postąpić. Może byłoby to słuszne, może wtedy jeszcze bym się wybroniła z tej
sytuacji. Nie byłam tylko pewna, czy faktycznie tego chciałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ale
kiedy zobaczyłam blask pochodni pojawiający się na ścieżce do wioski i
nieubłaganie pędzący w moją stronę, zdecydowałam inaczej. Rozejrzałam się.
Stary drewniany most był zdecydowanie za daleko, więc jeszcze raz zanurzyłam
obie dłonie w wodzie i skoncentrowałam się, mimo burzy szalejącej wewnątrz
mnie. Byłam dobra w opanowywaniu emocji. Robiłam to całe życie, ale nigdy nie
potrzebowałam tego tak, jak wtedy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Zamknęłam
oczy i poprosiłam rzekę o pomoc. Poczułam moc przepływającą przez całe moje
ciało, jak iskry pragnące wydostać się na zewnątrz. Płynęły od czubka głowy i
pięt u stóp aż po koniuszki moich palców zanurzonych w wodzie, gdzie wreszcie
znalazły ujście. Rzeka wysłuchała moich błagań. Na krótką chwilę jej prąd
ustał, a wodę pokryła cienka warstwa lodu. Nie zastanawiając się ani chwili
dłużej, przebiegłam na drugi brzeg. Gdy tylko postawiłam stopę na twardej
ziemi, rzeka znów rozpoczęła swój szaleńczy bieg.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
oglądając się za siebie, wbiegłam na ścieżkę do lasu. Nie znałam drogi, ale
liczyłam na to, że szlak zaprowadzi mnie sam – i nie myliłam się. Choć nie biegłam
wcale długo, szybko opadałam z sił. Wydawało mi się, że może emocje mijającej
nocy wreszcie mnie dopadają, ale gdy dawną wioskę ludzi miałam już na
wyciągnięcie ręki, wreszcie zrozumiałam, co zrobiłam nie tak.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Upadając
na kolana z wycieńczenia i obserwując usychającą skórę, dotarło do mnie, że przecież
za magię zawsze trzeba zapłacić. A ja nigdy nie zapłaciłam rzece za pomoc.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Leniwie
wschodzące słońce oświetliło mnie, gdy runęłam na plecy i wreszcie straciłam
świadomość.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Spodziewałam
się ciemności, tymczasem śniłam i to bardzo wyraźnie. Być może to był jeden z
tych momentów, kiedy człowiekowi życie przelatuje przed oczami. Między snami a
moim wspomnieniami nie było już żadnej granicy – śniły mi się moje nocne
wędrówki, wszystkie szepty drzew, słodki smak wiatru i rosy i poranny chłód.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Śniłam o
naszym pierwszym spotkaniu, o oczach, o niskim głosie, o niepewnym dotyku, od
którego drżałam. Śniłam o paczkach, które zostawiałam nad rzeką, o każdej
nieudanej próbie i o każdej chwili, kiedy chciałam krzyczeć z frustracji.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ciepła,
letnia noc. Mimo że miałam ze sobą ochronny amulet, wyszłam bez lusterka
zwodzącego. Chciałam, żeby ten jeden raz wszyscy mnie słyszeli, kiedy
krzyczałam z frustracji nad brzegiem rzeki. Klęczałam zwrócona w stronę
drugiego brzegu i wrzeszczałam, aż bolało mnie gardło, wyrzucając z siebie
wszystko, czego nienawidziłam w Rykowie. Łzy ciekły mi gęsto po twarzy, a moje
krzyki przerywał co jakiś czas spazmatyczny szloch. Coś we mnie pękło i nie
potrafiłam sama tego naprawić. Czułam przemożną potrzebę ucieczki, a nie mogłam
nawet przekroczyć głupiej rzeki. Byłam w pułapce. Moje ciało było zamknięte w
Rykowie, a umysł w moim ciele.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Być może
spędziłabym tak całą noc, gdyby nie poruszenie na drugim brzegu. Niemal
natychmiast przestałam krzyczeć, bo przerażenie zmroziło mi krew w żyłach.
Niewiele było istot, które mogły poruszać się tam, po drugiej stronie rzeki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">W
ciemności ujrzałam błyszczące oczy między krzakami. Nie byłam pewna, czy powinnam
uciekać, czy lepiej pozostać w bezruchu. Ale nie mogło mi się nic stać,
przecież miałam amulet.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Jednym
zwinnym ruchem tajemnicza postać przedostała się przez rzekę. Nie wiedziałam
jak, moje oczy nie były w stanie zarejestrować dokładnie ruchów istoty.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– Nie bój się – powiedziała miękko. Głos
dobiegał gdzieś z mojej prawej i słyszałam go wyraźnie, mimo szalejącej rzeki.
Nie odwracałam głowy. Gdybym stała, kolana na pewno by się pode mną ugięły. –
Nie chcę cię skrzywdzić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Milczałam.
Głos uwiązł mi w gardle, a ciało zastygło w bezruchu. W środku panikowałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Co się
stało? Słyszałam twój krzyk.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Chyba
wszyscy słyszeli – mruknęłam, odzyskując panowanie nad ciałem. Wbiłam wzrok w
ziemię pod sobą i wczepione w nią palce.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ale
nikt nie zareagował – zauważyła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Odwróciłam
się w jej stronę. Nie widziałam wyraźnie jej twarzy w świetle księżyca – tylko
błyszczące oczy. Włosy miała splecione w warkocz i nosiła spodnie, tak jak ja.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie
skrzywdzę cię ani nie podejdę bliżej – zapowiedziała. – Zresztą, nie mogłabym,
nosisz amulet.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Złapałam
odruchowo wisiorek, który towarzyszył mi całe życie. Miał odstraszać demony i
siły zła – jak mogłaby nie chcieć mnie skrzywdzić, a jednocześnie bać się
amuletu?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Jestem
Waleria – przedstawiła się i usiadła na ziemi, krzyżując nogi. Cierpliwie
czekała na odpowiedź.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Mirta
– wydusiłam w końcu z siebie i też usiadłam twarzą do niej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Sen
zmienił się. Choć liście opadły już z drzew, noc była całkiem przyjemna i
wystarczyło otulić się szczelnie lekkim kocem, żeby nie zmarznąć. Opierałam się
plecami o rozłożysty dąb, a Waleria siedziała naprzeciwko mnie, w bezpiecznej
odległości.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Chciałabym stąd uciec – przyznałam, wyrywając podeschłą jesienną trawę. – Nikogo
tu nie lubię, jestem dziwadłem. Czuję się jak w klatce.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ja też
chciałabym uciec – przytaknęła Waleria i nasze spojrzenia na moment się
skrzyżowały, ale odwróciłam wzrok, zawstydzona. – Chciałabym nie być… <i>taka</i>.
– Wskazała dłońmi na całą siebie. – Mogłabym wtopić się w tłum… i w ogóle. Nas
nie ma dużo, nie ma tłumów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Chciałam
wyciągnąć do niej dłoń, ale nie mogłaby jej złapać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Czy
mogę ci zadać pytanie? – Waleria pokiwała głową, ale i tak przez chwilę się wahałam.
– Czy ty, no wiesz… jesz ludzi?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Spojrzała
mi w twarz wielkimi, ciemnymi oczami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Tak –
przyznała. – Ale staram się ich wybierać ostrożnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Uśmiechnęłam
się do niej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Znam
kilkoro takich, których chętnie bym komuś oddała na pożarcie – zażartowałam.
Waleria nie uśmiechnęła się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Sen
rozpłynął się w nicość i przyszedł następny. Ziemię skuł szron chrzęszczący pod
nogami. Miałam na sobie ciężki płaszcz Bogora, dzięki któremu mogłam nie
marznąć, ale był zdecydowanie niewygodny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Uwielbiam zimę – opowiadała Waleria. – Mogę wtedy delikatnie wyglądać z jaskiń
czy chat i obserwować trochę świata w świetle słońca. Chciałabym umieć go
namalować… albo w ogóle być w stanie malować, obserwować, jak światło pada na
śnieg, jak oświetla zamarznięte gałęzie, jak wszystko błyszczy w słońcu. Chciałabym
móc to oddać na płótnie, żeby nigdy nie stracić takiego widoku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Gdybym
umiała malować, namalowałabym to dla ciebie jeszcze dziś.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Chciałabym zrobić to sama – powiedziała cicho. – Wiesz, z natury. Przy okazji
poczuć ciepło na skórze, wygrzać się… Poczuć, jak to jest być sobą w świetle
dnia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Też
bym bardzo tego chciała – przyznałam i wiedziałam, że Waleria doskonale rozumiała,
że ja nie miałam na myśli malowania.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Następne
wspomnienie. Odwilż. Buty kleiły się do mokrej papy, która chlupotała pod każdym
krokiem. Nie miałyśmy jak usiąść, więc spacerowałyśmy, śmiejąc się z
niedorzecznych odgłosów chodzenia w tych warunkach pogodowych. Waleria szła
kilka metrów ode mnie i opowiadała o swoim klanie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie ma
nas dużo, magowie wybili większość mojej rodziny. Mieszkamy w opuszczonej
wiosce ludzi na drugim brzegu albo w jaskiniach w górach. Albo w norach w
lesie. Gdziekolwiek będzie najmniej światła słońca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
słyszałam jej dobrze, była za daleko. Nie mogłam przyglądać się jej twarzy.
Irytacja wzbierała we mnie coraz bardziej z każdą chwilą, bo chciałam chłonąć
każde słowo. Wreszcie się zatrzymałam. Po chwili Waleria też stanęła i
spojrzała na mnie pytająco. Nie odpowiedziałam na jej nieme pytanie, tylko
złapałam amulet na piersi i mocno pociągnęłam. Rzemyk pękł. Upuściłam naszyjnik
na ziemię i podeszłam bliżej do Walerii. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi
oczami, a ja po raz pierwszy zauważyłam, że jest ode mnie wyższa o głowę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przez
chwilę stałyśmy tak tylko, patrząc na siebie z bliska. Studiowałyśmy swoje
twarze, a cisza nocy dźwięczała nam w uszach. Wreszcie Waleria uniosła rękę i
dotknęła mojego policzka. Zimno jej dłoni wywołało u mnie dreszcz, ale nie
odsunęłam się. Chciałam, by mogła mnie dotykać. Chciałam, by mnie dotykała.
Objęłam ją delikatnie w pasie, ale nie patrzyłam jej w twarz. Czy mogłam tak
zrobić? Czułam chłód jej ciała i zastanawiałam się, czy ona czuła ciepło
mojego. Czy tak samo jak ja miała ochotę się w nim zatopić, być jeszcze bliżej,
aż całkowicie by mnie wchłonęła?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Jej dłoń
zsunęła się na mój podbródek. Delikatnie go uniosła i musiałam na nią spojrzeć.
Coś dziwnego czaiło się w oczach Walerii i miałam wrażenie, że płonęły.
Zbliżyła swoją twarz do mojej tak bardzo, że musiała czuć mój oddech i słyszeć
bicie serca, krew szumiącą mi w uszach. Zamknęłam oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Kolejny
sen, kolejne wspomnienie. Gęsty śnieg osiadł na drzewach, choć kwiaty zaczęły
już kwitnąć. Siedziałam przy stole w kuchni i patrzyłam w ogień gorejący w
kominku, kiedy Bogor robił mi wymówki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Jeśli
jeszcze raz złapię cię na włóczeniu się po nocy, to nie ręczę za siebie! –
krzyczał. – Jesteś mi coś dłużna, wziąłem cię, wychowywałem, a ty tylko prosisz
się o spotkanie z wampirem!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Miał
rację, ale nie powiedziałam mu tego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Czego
ty szukasz nad tą rzeką?! Rozumu?! W nocy powinnaś spać!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ty sam
nie śpisz już z dziesięć lat.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Bogor
zignorował mój wyrzut.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Przysięgam,
nie wypuszczę cię stąd, rzucę na dom zaklęcie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Jak
to?! – oburzyłam się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Srak
to, będziesz siedzieć tu zamknięta, uczyć się i wykonywać polecenia! Nie
rozumiesz, że narażasz nas wszystkich?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wanja
zapukała do drzwi, przerywając szał Bogora. Wpuścił ją, a ona bez słowa złapała
się za garnki. Oburzona wstałam i wyszłam, jak zwykle tłumiąc w sobie emocje,
ale tym razem pozbawiona mojego jedynego dla nich ujścia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Zamknięta
w budynku, strzeżona przez magiczną barierę, spędziłam noce studiując jedną z
opasłych książek Bogora, do których nigdy nie zaglądał. <i>Magia luster</i>
zawierała przepisy, z których mój opiekun chyba nigdy nie korzystał, a które
wydawały mi się bardzo przydatne. Szczególnie moją uwagę zwróciły wszystkie
magiczne lusterka, które niwelowały siłę zaklęć albo – co ucieszyło mnie
jeszcze bardziej – siłę promieni słonecznych.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przetestowałam
je łatwo. Dzięki lusterkom mogłam wymykać się przez okno, nawet z magiczną
barierą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Na
brzegu nie znalazłam Walerii, ale i tak zostawiłam dla niej paczkę z listem.
Byłam pewna, że do niej trafi. Musiała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
otworzyłam oczu od razu. Wybudzałam się falami, w jednej chwili bliżej
rzeczywistości, potem znów wpadając w objęcia wspomnień. We śnie nie czułam
bólu, raczej oddalałam się od niego, uciekałam w głąb, w ciemność. Dopiero gdy
usłyszałam śpiew ptaków i poczułam kłucie w brzuchu, wiedziałam, że będę
musiała się wybudzić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">W
pomieszczeniu, w którym się obudziłam, było ciemno – dom musiał być murowany. Ktoś
szczelnie zasłonił okna, tak więc światło księżyca wpadało jedynie przez
szczelinę pod drzwiami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Poczułam
jakieś gorzkie w smaku zioła wypychające mi policzki, więc zaczęłam pluć. Na
ten dźwięk zaraz przy moim boku pojawiła się, oczywiście, Waleria. Od razu
spróbowałam się podnieść.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Spokojnie, leż, robisz bałagan – skarciła mnie. Faktycznie, ręce i nogi miałam
obłożone dużymi, grubymi liśćmi, które pospadały, gdy zaczęłam się podnosić.
Waleria ułożyła mnie z powrotem na łóżku i zaczęła poprawiać opatrunek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Dziękuję – powiedziałam, nie umiejąc lepiej wyrazić, co czułam. Ani też za co
konkretnie dziękuję. Waleria uśmiechnęła się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Masz
szczęście, że cię znalazłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Tym
razem to ja się uśmiechnęłam, ale mina szybko mi zrzedła, kiedy zobaczyłam
wielkie wypalone plamy na dłoniach Walerii. Zauważyła moje nieme pytanie i
szybko zacisnęła palce.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Musiałam zdjąć ci amulet – wyjaśniła. – Na szczęście nie był taki silny, jak
ten pierwszy i dość szybko odzyskałam siły, chyba już następnego dnia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Strasznie mi przykro, przepraszam – wyznałam szczerze. Chciałam powiedzieć
więcej, ale nie potrafiłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie
szkodzi. – Waleria uśmiechnęła się delikatnie. – Są takie rzeczy, za które
warto zapłacić nawet te wysokie ceny. Gdybym tego nie zrobiła… no wiesz,
zginęłabyś.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Milczałam.
Musiałam uciec spojrzeniem gdzieś w bok, nie potrafiłam znieść intensywności
tych słów. Równie dobrze to Waleria mogła zginąć, próbując zdjąć amulet, a nie
mogła wiedzieć, że przeżyje, podejmując tę decyzję. Obie zdawałyśmy sobie z
tego sprawę, a ta świadomość wisiała nade mną jak cień.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Dostawałaś
moje paczki? – przypomniało mi się nagle. – Próbowałam zrobić magiczne lusterko,
które mogłoby pozwolić wyjść ci na zewnątrz w ciągu dnia…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Tak,
znalazłam kilka – przyznała. – Wszystkie wypróbowywałam, ale… niestety…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
musiała kończyć tego zdania. Rozumiałam – według Bogora też nie byłam zbyt
utalentowanym magiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Będę
próbować dalej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Waleria
uśmiechnęła się i złożyła delikatny pocałunek na moim czole. Przeszedł mnie
dreszcz.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Gdzie
byłaś? Czekałam na ciebie – wydusiła wreszcie, a po tonie głosu poznałam, że ta
kwestia męczyła ją od dawna. Czy robiła mi wyrzut?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Bogor
zamknął mnie w domu zaklęciem – wytłumaczyłam. – Przepraszam, ale ściągnął je
dopiero niedawno… A kiedy wymykałam się dzięki magii, ciebie nie było na
brzegu… Nie mogłam też za bardzo ryzykować, bo Bogor… – urwałam i zakryłam usta
dłonią. Lecznicze liście znowu pospadały. – O rany, Bogor nie żyje –
przypomniałam sobie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Waleria
pokiwała głową.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Wiem i
przykro mi… ale może tak jest lepiej? – zasugerowała, a ja się zjeżyłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Lepiej? – powtórzyłam jak echo. – Człowiek nie żyje, a ty mówisz, że tak jest
lepiej?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Cóż,
sama mówiłaś, że chętnie byś się go pozbyła – przypomniała mi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ale
nie w ten sposób! Co się z tobą dzieje? Nigdy nie chciałaś zabijać ludzi!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ale to
była konieczność.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Miałam
wrażenie, że moje serce przestało bić i spadło do żołądka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Zabiłaś Bogora? – zapytałam powoli i szeptem, jakby ktoś mógł mnie słyszeć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie! –
zaprzeczyła natychmiast Waleria i dodała ciszej: – Ale nie jestem do końca
niewinna.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Że co?
– Nie wierzyłam własnym uszom. Waleria wykręcała palce.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– No
wiesz, klan wymiera… także z głodu… próbowali się dowiedzieć, kto zbroi ludzi,
a ja przecież wiedziałam… a przy okazji pomyślałam, że zrobię ci przysługę,
przecież go nienawidziłaś, chciałaś uciec…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ale
nie kosztem życia niewinnych ludzi! Co, jeśli cała wioska wymrze?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Złość
Walerii zaczęła być widoczna na twarzy. Rzuciła mi wściekłe spojrzenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Kto
dał ci w ogóle prawo decydowania, że wasze życia są bardziej znaczące od
naszych? Dlaczego to my mamy cierpieć, żebyście wy mogli żyć?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Byłam
zszokowana.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Przecież starasz się nie zabijać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ale
muszę jakoś żyć! Jem tylko tyle, ile mi potrzeba do przetrwania, czego nie mogę
powiedzieć o ludziach, mordujących zwierzęta tylko dla samej zabawy!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– To
jest co innego! – zaooponowałam, choć nie byłam do końca pewna swojej racji.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– W czym
leży wina lisa polującego na zająca, kiedy przymiera głodem?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Lisy i
zające nie potrafią wybierać między złem a dobrem – przypomniałam. – Nie mają
moralności, są po prostu lisami!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– A może
po prostu nie powinniśmy przyjmować kodeksu moralnego zająca za jedyny obowiązujący.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Oburzenie
odebrało mi na moment mowę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Ale to
był Bogor – przypomniałam. – Moja jedyna rodzina… I ze wszystkich istot, to ty
skazałaś go na śmierć… Nie mam już nikogo! Nikogo! Jestem sama, całkiem sama! –
Czułam, że wpadam w panikę i jak w amoku zaczęłam wygrzebywać się z pościeli.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Masz
mnie – przypomniała, wstając z łóżka. – Nikogo ci nie odebrałam, odcięłam cię
od tej przeklętej wioski… Teraz możemy zostawić to wszystko i uciec bez
wyrzutów sumienia. Myślałam, że mnie rozumiesz!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Myślałam, że ty rozumiesz mnie! – krzyknęłam i też wstałam z łóżka. – To nie
jest takie proste!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Wierz
mi, że gdybym mogła, to nie piłabym ludzi! Ale muszę, tak działa natura. Nie
zmienię tego, kim jestem, a jeśli nie potrafisz tego zaakceptować, to co tu w
ogóle robisz?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przypomniało
mi się, jak znalazłam się w wiosce ludzi i złość uszła ze mnie prawie w jednej
chwili.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie
chodzi o to, kim jesteś, Walerio. Tylko o to, co zrobiłaś.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Broniłam swojej rodziny. Ty codziennie tworzysz broń służącą zabijaniu moich
bliskich, a być może i mnie. W czym jesteś ode mnie lepsza? W czym?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Łzy
napłynęły mi do oczu i chyba pierwszy raz w życiu nie byłam w stanie ich
odepchnąć. Mrugałam szybko, ale i tak płynęły.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Miało
być inaczej – powiedziałam cicho. – Myślałam, że chciałaś być inna…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Chciałam być sobą – przyznała. – A nie tym, co ty sobie wyobrażasz jako mnie.
Potrafię już pić ludzi tak, żeby ich nie zabijać. Wiedziałaś o tym? Nie! Bo
tobie się wydaje, że byłabym szczęśliwa, żywiąc się jakimiś wiewiórkami.
Tymczasem ty sobie swobodnie jesz nawet krowy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Wydawało mi się, że chciałaś być człowiekiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">–
Chciałam być sobą – powtórzyła. – Ja bym cię nigdy…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
dokończyła zdania i zamiast tego pokręciła tylko głową. Łzy ciekły mi po
twarzy. Przez chwilę tylko patrzyłyśmy na siebie, aż w końcu zacisnęłam dłonie
w pięści. Minęłam Walerię bez słowa i wyszłam z domu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Kiedy
dotarłam do wioski, świtało. Ale musiałam wiedzieć, musiałam porozmawiać z
Wanją albo Jurgiem, musiałam spróbować przekazać im prawdę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przemykałam
między domami jak cień, korzystając z moich lat wprawy w wymykaniu się i
skradaniu. Na szczęście niewielu ludzi przebywało poza domami, więc
prawdopodobnie nikt mnie nie zauważył, a na pewno nie rozpoznał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wokół
kuźni nikt się nie kręcił, a drzwi były zamknięte – być może po raz pierwszy,
odkąd Bogor się tu wprowadził. Nie widać było też żałobników. Nie byłam pewna,
ile czasu byłam nieprzytomna, ale zdecydowanie dłużej niż zakładałam. Mimo
wszystko wspięłam się na drzewo i wskoczyłam do swojego, być może już dawnego,
pokoju.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wszystkie
moje rzeczy zniknęły. Pokój wyglądał, jakby nikt w nim nigdy nie mieszkał.
Wszystkie ubrania, zapiski, książki, lusterka – wszystko zniknęło. Nawet
pościel z łóżka. Poczułam się jak intruz we własnym domu – w jedynym domu, jaki
kiedykolwiek znałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ostrożnie
zeszłam po schodach. Kuchnia była pusta, ale słyszałam kogoś w kuźni – nie
chciałam przestraszyć tej osoby, ale też musiałam z kimś porozmawiać. Powoli
stawiając kroki, modliłam się, aby to była Wanja i na szczęście moje prośby się
spełniły. Sprzątała pracownię i zbierała rzeczy Bogora. Zastanawiałam się, co z
nimi zrobi, ale nie było czasu na rozmyślania. Wzięłam głęboki wdech i zebrałam
się w sobie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Ale
zanim zdążyłam coś powiedzieć, Wanja zauważyła mnie na schodach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– DEMON!
DEMON! POMOCY!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Nie,
nie, Wanja, to ja! To ja, Mirta! Spokojnie! – próbowałam ją uspokoić, ale nie
słuchała, machała rękami przed twarzą i zamykała oczy, krzycząc w niebogłosy. –
Wanja, spokojnie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– DEMON!
MORDERCA! WIEDŹMA! NA POMOC!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Nie
potrafiłam jej opanować. Machała tylko rękami i krzyczała, mając nadzieję na
odgonienie mnie. Nieważne, że mieszkałyśmy razem od wieków, że właściwie mnie
wychowywała – teraz byłam tylko demonem i mordercą. Miałam świadomość, że nie
miałam za wiele czasu, zanim sąsiedzi zlecą się na pomoc. Nie poradziłabym
sobie z tabunem ludzi – nie przemówiłabym im do rozumu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Wtedy
zdałam sobie sprawę. Kto by mi uwierzył? Jurg pewnie przejął już kuźnię, a był
powszechnie szanowany, więc jeśli mówił, że to nie wampir, kto śmiałby w to
wątpić. A ja? Ja miałam motyw i możliwości… Być może nawet gdybym powiedziała,
że Bogora zabił wampir, Jurg obróciłby to tym bardziej przeciwko mnie – w końcu
wygodnie nie było mnie w tym czasie w domu i wróciłam nagle, nie wiadomo po
jakim czasie, bardzo dobrze poinformowana… Znalazłam się w potrzasku.
Zrozumiałam, że popełniłam błąd. Znów musiałam uciekać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Przez
chwilę szukałam w pamięci choć jednej osoby, która mogłaby mi pomóc, która
byłaby mi przyjazna, ale do głowy przyszedł mi tylko mały Dima. Poczułam chęć,
by jednocześnie wybuchnąć śmiechem i zalać się łzami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Rzuciłam
jeszcze jedno spojrzenie na Wanję i w oko wpadło mi moje księżycowe lusterko,
jeszcze na stole roboczym. Zgarnęłam je jednym szybkim ruchem i wbiegłam na
schody, nie oglądając się za siebie. Wymknęłam się przez okno i znów pobiegłam
nad rzekę, ostatni raz w życiu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Waleria
czekała na mnie na drugim brzegu i gdy tylko znalazłam się dość blisko,
przeskoczyła na moją stronę. To był ten moment, kiedy podświadomie wiedziałam,
że dla odmiany muszę mówić – nie wolno było mi tego tak zostawić. Wiedziałam,
że jeśli Waleria przyjęłaby mnie z powrotem, nasze życie nie byłoby łatwe,
pewnie wymagałoby wielu poświęceń. Ale przecież są rzeczy, za które warto
zapłacić nawet te wysokie ceny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">– Przepraszam.
Masz rację. To znaczy, nie wiem, czy masz rację w kwestii lisów i zajęcy –
uśmiechnęłam się słabo – ale masz rację w kwestii tego, że nie zmienisz tego,
kim jesteś. Wcale nie chcę, żebyś się zmieniła, bo właśnie taką... – urwałam,
nie znajdując odpowiednich słów. – Mam nadzieję, że nasze spotkanie tutaj
oznacza, że jednak nie chcesz… – zawahałam się i znów nie skończyłam zdania. –
Bo ja chcę być z tobą. I zrobiłam coś dla ciebie. – Wyciągnęłam księżycowe
lusterko w stronę Walerii. – Może chociaż to zadziała. Nie chroni przed
słońcem, ale powinnaś móc zobaczyć swoje odbicie. Chciałam, żebyś mogła
przekonać się, jaka jesteś piękna. I że nic nie musi się zmieniać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<span style="mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-ascii-theme-font: major-bidi; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: major-bidi; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-hansi-theme-font: major-bidi;">Waleria
powoli wyciągnęła rękę po lusterko. Nasze palce zetknęły się, a mnie – jak
zawsze – przeszedł dreszcz.<o:p></o:p></span></div>
<br />Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-29896845298286051482019-12-18T23:04:00.002+01:002019-12-18T23:04:46.218+01:00Pożegnanie<div style="text-align: center;">
<a href="https://youtu.be/wfzoyDOXfzY"><i>piosenka</i></a></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Przed tobą była
sama.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Czegoś mi brakowało.
Momentów, chwil i całych dni, kiedy jestem w pełni sobą i kiedy mogę powiedzieć
na głos wszystko, co tylko przyszłoby mi do głowy. I jednocześnie nie być samą.
Przed tobą byłam spętana łańcuchami, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Tak
jak człowiek urodzony w kajdanach, który nie wie, że jest zniewolony.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Kiedy miałam
trzynaście lat, na lekcji polskiego dostaliśmy polecenie porównania się do
jakiegoś zwierzęcia. Pamiętam dokładnie, co wtedy powiedziałam.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
<i>Jestem jak
ptak. Pragnę wolności</i>.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 283.65pt; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Choć
nigdy przed tobą nie chodziło mi o taką wolność, jaką mi dałeś, to wiem, że
żadna inna nie byłaby już wystarczająca.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 283.65pt; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Z
tobą stałam się wolna. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 283.65pt; text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Poukładałeś
gwiazdy mojej konstelacji, choć nigdy nie zmieniłeś jej kształtu. Zdefiniowałeś
moje imię – imię, które nigdy tej definicji nie miało. Zbudowałeś dom bez desek
i betonu i pokazałeś, że już nie muszę uciekać i że mam miejsce na ziemi.
Nadałeś kształt materii bez formy i nie przeraził cię sztorm na moim morzu. Z
tobą stałam się szczęśliwa, być może po raz pierwszy.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Wiedziałam, że
mam cię tylko na chwilę, a jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że pożegnanie
będzie takie trudne.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Rozpadam się,
kiedy przez moją głowę przelatują obrazy. Zmarszczki w kącikach oczu, zapach
perfum, bijące serce, ciepło dłoni, słodki smak słonego potu płynącego w górę
pleców.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Krople deszczu
na mojej głowie, twarde odgłosy kroków i miękkie odgłosy kroków, hałas
odjeżdżającego pociągu. Woda gotująca się w czajniku, godzina trzecia na zegarze,
pocałunki, kiedy nikt nie patrzy i kiedy wszyscy patrzą. Dźwięk sms-a i dźwięk
mojego imienia w twoich ustach. Łzy na moich policzkach, na twoich rzęsach, łzy
na koszuli. Miękkie wargi na mojej dłoni. Smak rozstania, ustawiczny,
metaliczny i gorzki – za każdym razem tak samo jak za pierwszym. Widok twojej
twarzy po przebudzeniu i kiedy we śnie szukasz mojej dłoni. Orzeszki z dziwną przyprawą,
urodzinowe świeczki, hektolitry herbaty i odrobina kawy.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Śmiech, odwaga,
pewność. Szczęście, swoboda i czułość. Zauroczenie, zakochanie i miłość.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Nie ma żadnego „po
tobie”. Jestem z tobą. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
Czekam i
nigdzie się nie ruszam. Nie wiem, ile jeszcze razy będę się rozpadać, ale będzie
warto. Nigdy niczego nie byłam tak pewna.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 1.0cm;">
184 dni.<o:p></o:p></div>
<br />Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-24107231931807299182019-10-31T12:33:00.002+01:002019-10-31T12:33:45.972+01:00***<div style="text-align: right;">
<i>10.10.2017</i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Duszę się<span style="font-size: xx-small;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
Powietrzem czystym i otwartą przestrzenią</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Tonę<span style="font-size: xx-small;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
W żyznej glebie i urodzajnych plonach</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Patrzę<span style="font-size: xx-small;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
I nienawidzę ludzkiej ręki łapiącej za palec Boga</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Myślę<span style="font-size: xx-small;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
Że zaraz zabierze mu całe ramię</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Tęsknię<span style="font-size: xx-small;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
Za dawną wodą i prawdziwym powietrzem</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-73045245171006925242019-02-23T11:24:00.000+01:002019-02-24T14:32:07.157+01:00B.U.N.T. #2 [GH]<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px; text-align: left; white-space: pre-wrap;">→ </span><i><a href="http://www.zbytbajkowo.pl/2017/09/bunt-1-gh.html">Część pierwsza</a>, część trzecia (wkrótce)</i></span></div>
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><br /></b>
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><b style="background-color: white; color: #555555; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 16.5px; text-indent: 50px;"><span style="font-size: 18pt; line-height: 36px;">B.U.N.T.</span></b></b><br />
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;">#2: Scorpius Malfoy i pasta do zębów<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus Severus
nie chciał rozmawiać z Rose na temat kartki. Powiedział tylko, że nie powinna
wpaść w ręce Weasley i że ma czekać, aż się wszystkiego dowie. Nie podobało jej
się to, ale faktycznie miała teraz dużo poważniejszą sprawę do rozwiązania. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Następnego
dnia przed kolacją pojawiła się w lochach, tuż przed wejściem do pokoju
wspólnego Ślizgonów. Z przykrością stwierdziła, że nie zna nowego hasła, więc
bezceremonialnie zaczęła walić pięścią w ścianę.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– MALFOY!
WIEM, ŻE TAM JESTEŚ! MALFOY, OTWIERAJ ALBO LEPIEJ NIGDY NIE WYCHODŹ! –
Odczekała chwilę, ale nic się nie stało. – MALFOY!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przejście
otworzyło się, ale to nie Scorpius wyszedł na korytarz. Westchnęła z ulgą,
widząc Notta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Weasley,
słychać cię na wieży astronomicznej – rzucił zamiast powitania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dawaj mi tu
Malfoya, to się zamknę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Malfoy nie
chce z tobą rozmawiać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose złapała
się za serce, ale szybko zamaskowała ten szczery odruch szyderą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ojej, moja
duma nigdy nie pozbiera się po tej odmowie. Wpuść mnie do środka, sama go
wywlokę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rose,
naprawdę…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zejdź mi z
drogi, Nott.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I
bezceremonialnie weszła do pokoju wspólnego Ślizgonów pełnego obcych
nastolatków. W pierwszej chwili chciała się cofnąć i uciec, ale nie rozpoznała
żadnej twarzy ze Ślizgońskiej bandy, którą minęła wcześniej na korytarzu, więc
nie czuła się zagrożona. Większość Ślizgonów była przecież w porządku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szukam
Malfoya – rzuciła, rozglądając się po obcych w większości twarzach. Zgodnie z
oczekiwaniami odpowiedział jej Xavier Diablo, chłopak w jej wieku i ścigający w
drużynie Ślizgonów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jest w
łazience, sorka, Weasley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Xavier układał
cukierki w stos na nosie Higgsa, ale gdy wymawiał nazwisko Rose, ręka mu
zadrżała i cała konstrukcja widowiskowo się posypała. Kilka osób syknęło z
niezadowolenia, widząc Higgsa łapiącego lecące cukierki w dłonie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Długo będzie
siedział w tej łazience?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale w tej
chwili z dormitorium wyszedł Crage Zabini i Rose zjeżyła się skóra. Gdzie Crage,
tam i cała jego banda, a gdzie Crage i banda, tam niebezpieczeństwo. Dziewczyna
poczuła się, jakby stała w samym środku gniazda węży. Zabini był w wieku
Jamesa, miał włosy przystrzyżone na jeża, złamany nos i brakowało mu lewej
jedynki. Wszystkie jego obrażenia wynikały z poświęcenia dla quidditcha – był nowym
kapitanem, który uwielbiał wygrywać i katować swoją drużynę treningami, a za
nadrzędny cel obrał odzyskanie Pucharu Quidditcha, który Slytherin stracił dwa
lata temu na rzecz kolejno Krukonów i Puchonów. Co ciekawe, James Potter, który
kapitanem został rok wcześniej, miał dokładnie ten sam cel. Nawet nie był
jeszcze uczniem, kiedy Gryfoni ostatnio zdobyli puchar. Jeśli tych dwoje miało
spotkać się w finale, szykowała się krwawa walka, gdzie nikt nie bałby się
złamać reguł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose już
współczuła pani Morse, która miała nieprzyjemność sędziować podczas meczów
quidditcha.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale w tamtej
chwili przede wszystkim nie miała ochoty na starcie z Cragem Zabinim – a już na
pewno nie w pokoju wspólnym Ślizgonów. Ucieczka jednak też nie wchodziła w grę,
bo na pewno zauważyłby, że wyszła na jego widok, a na to nie pozwalała jej
odziedziczona po ojcu duma. Dlatego usiadła na kanapie obok Notta, który w
którymś momencie wrócił z korytarza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zauważyłeś,
że Scorpius ostatnio często miewa różne obrażenia? – zagadała niby mimochodem,
starając się przybrać pozę osoby dobrze poinformowanej, jakie to znowu miały
być obrażenia, mimo że przyłapała Malfoya tylko raz z jakąkolwiek raną.
Nonszalancko wzięła do ręki jakiś papier leżący ze stolika i jej wzrok
prześlizgnął się przez tekst. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nott posłał
jej dziwne spojrzenie. Wyglądał na jednocześnie nieco zaskoczonego i
niesamowicie zmęczonego samym pytaniem. Rose odwróciła od niego wzrok, udając,
że czyta swoją ulotkę o castingu do reklamy pasty do zębów. Nott nie zdążył
odpowiedzieć, bo Crage Zabini zaszedł Rose od tyłu. Poczuła jego szorstkie
dłonie na swoich ramionach i podskoczyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Malfoya tu
nie ma – wyszeptał jej do ucha i poczuła jego cuchnący oddech. – Radzę ci
odejść.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Malfoy ma mi
coś do powiedzenia – odparowała Rose nieco za głośno i dodała w myślach <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ale jeszcze o tym nie wie.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie chcemy
cię tu, to nie twoje miejsce – powiedział Zabini zdecydowanie głośniej i zabrzmiał
naprawdę złowrogo. Nott rozejrzał się po pokoju wspólnym i zauważył, że
większość ludzi zdążyła się już ulotnić, przeczuwając nieprzyjemną
konfrontację. Zostały głównie osoby, które się sprawą nie przejmowały i te,
które czerpały z takich sytuacji satysfakcję. Higgs i Xavier czekali na niego,
ale Emerald Nott był zbyt dumny, aby uciec tuż pod nosem Crage’a Zabiniego. Tę
cechę współdzielił z Rose i doskonale go rozumiała, kiedy ich spojrzenia się
skrzyżowały.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zabini,
wcale nie chce mi się z tobą walczyć – przyznała Rose leniwym głosem. – Nie
możemy się po prostu rozejść w swoje strony?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Crage
zacmokał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Widzisz,
Weasley, problem jest taki, że to ty przyszłaś do mnie. A ja nie zapraszam
tutaj takich jak ty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak kto? –
warknął Nott, nie mogąc już ugryźć się w język. – Zabini, jesteś jedynym
powodem, dla którego ludzie wzdrygają się na widok Ślizgonów. Prawdę mówiąc,
twój gatunek to zaraza czarodziejów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pokój wypełnił
śmiech Crage’a.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przynajmniej
w moich żyłach nie płynie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">szlam</i> –
powiedział tonem ociekającym odrazą, kładąc dłonie na karku Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W tym momencie
precyzyjnie miotnięte zaklęcie rzuciło ciałem Zabiniego o ścianę. W drzwiach
dormitorium stał Scorpius Malfoy, którego ktoś ewidentnie potraktował jakąś
paskudną wersją zaklęcia żądlącego. Nie tylko całą twarz miał niewiarygodnie spuchniętą,
ale pokrytą na przemian ropiejącymi i krwawiącymi bąblami. Nie wyglądało to
dobrze. Na pewno ograniczało Malfoyowi pole widzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie masz
prawa jej dotykać – wycedził, plując przez spuchnięte wargi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zabini
podniósł się z ziemi i wytarł rękawem usta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Już nie
boli, Malfoy? Jesteś takim samym śmieciem jak ona, jesteś największym wstydem
swojego rodu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
uśmiechnął się w duchu. Słyszał to już wystarczająco dużo razy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Możesz mnie
torturować i obrażać, ale nie pozwolę na to, żebyś w jakikolwiek sposób obrażał
moich przyjaciół. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Szczególnie Rose
Weasley</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wcześniej
sparaliżowana szokiem dziewczyna podniosła się z fotela.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Daj spokój,
Scorpius. Nie ma sensu się przejmować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiesz, jaki
jest twój problem, Zabini? Ani nikt się ciebie nie boi, ani nikt cię nie lubi.
Jesteś zwyczajnym zerem. Nawet szkoda mi na ciebie mojej różdżki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose wzruszyła
ramionami i mówiąc <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ale mi nie szkoda</i>,
potraktowała Zabiniego podręcznikowym przykładem idealnie rzuconego upiorogacka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Trzymaj
swoje brudne łapy z dala od Rose Weasley – warknął Malfoy. Objąwszy go
ramieniem w pasie, Rose wyprowadziła chłopaka z powrotem na korytarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Powinnam
podziękować Nottowi – zauważyła już w drodze do skrzydła szpitalnego. Malfoy
spojrzał na nią z ukosa, więc dodała: – I tobie. Ale nie ukrywam, że o wiele
łatwiej by mi się dziękowało, gdybym wiedziała, o co chodzi. Co jest z twoją
twarzą? To Zabini?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
skinął głową, milcząc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego?
Dzisiaj się mu postawiłeś, nie mogłeś wcześniej? Ile to już trwa?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzisiaj –
przerwał jej potok pytań – było inaczej. Dzisiaj musiałem cię bronić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiesz, że
dałabym sobie radę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Malfoy mruknął
coś w odpowiedzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak długo to
trwało? – Rose ponowiła pytanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jakiś czas,
nie wiem dokładnie. Nie wiem, jak się w to wszystko wplątałem, Rose. Naprawdę
nie wiem. Na początku chciałem być ponad to, potem nie było warto, potem
chciałem przeczekać, a potem… bałem się Crage’a Zabiniego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To nie w
twoim stylu. Tak się dawać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Może i nie w
moim – westchnął Scorpius. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Po prostu
bałem się, że coś ci zrobią</i>, dopowiedział w myślach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose milczała
przez chwilę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To było
naprawdę wspaniałe, wiesz – powiedziała w końcu tak cicho, że prawie szeptała.
– Patrzeć, jak się za mnie wstawiasz. Jestem z ciebie taka dumna, Malfoy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Malfoy
zarzucił jej swoje ramię na szyję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oj, Weasley,
jak to miło, kiedy czasem docierasz do swojej niekompletnie oszalałej strony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose parsknęła
śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
skończyłam z tobą jeszcze, wiesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem. Ale
gadanie mnie boli. Spotkajmy się wieczorem na brzegu jeziora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
–
Romantycznie, nie znałam cię od tej strony, Malfoy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
zaśmiał się serdecznie, ale zaraz jęknął z bólu. Kiedy dotarł do skrzydła
szpitalnego, pan Tie załamał ręce. Scorpius go nie winił. Nie mógł jednak
pozbyć się tego uczucia ulgi – to chyba wreszcie będzie koniec, prawda?
Wreszcie przestanie się bać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dzień był taki
ciepły, że nawet przy zachodzącym słońcu wokół jeziora zgromadziło się całkiem
sporo uczniów. James i Lydia ukradli coś Fredowi, który teraz szaleńczo ganiał
za roześmianą dwójką. Ben McFrogg z Hufflepufu siedział pod drzewem i
obściskiwał się z młodszą Krukonką Annie Quinn. Po drugiej stronie pnia
Ślizgonka Catherine Ward położyła głowę na kolanach Cynthii Cyrill. Gdzieś obok
rumiana Lily Potter rozmawiała z Evangeline Wood, a Lena Donner i Marshall
Marshmallow wyczarowywali iskierki i bańki mydlane, obserwując je znudzonym
wzrokiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dla wszystkich
było jasne, że to jeden z ostatnich tak pięknych dni w tym roku i chcieli tę
leniwą aurę wchłonąć całym ciałem, zanim przyjdzie zmierzyć się z zimą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Skąpana w
świetle zachodzącego słońca Rose Weasley trzymała stopy w jeziorze i opierała
się na łokciach, czekając na Scorpiusa Malfoya. Odczuwała wielką ulgę, a do
tego – choć nigdy by się do tego nie przyznała – odtwarzała raz po raz w głowie
tę scenę, kiedy opuchnięty i obrzydliwy Scorpius wypluł z siebie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nie masz prawa jej dotykać</i>. Po plecach
Rose przebiegł zdecydowanie niechciany dreszcz. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Szczególnie Rose Weasley</i>. Czy to rumieniec?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co cię tak
cieszy? – spytał Scorpius, teraz już wyglądający dużo lepiej i tylko trochę
obklejony plastrami, wyciągając do niej czekoladowe kociołki. Chwyciła smakołyk
mechanicznie. Westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To chyba
wielka kałamarnica łaskocze mi stopy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ty nie masz
łaskotek – przypomniał Scorpius i dał jej lekkiego kuksańca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
No tak.
Wiedział o niej tak dużo, a ona ciągle o tym zapominała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chcesz mi
dokładnie wszystko opowiedzieć? – spytała w końcu Rose. Scorpius odgryzł
kawałek swojej czekoladki, zanim odpowiedział.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To było
naprawdę dziwne, wiesz? Zaczęło się od tego, co zawsze… że plamię swoje
nazwisko i jestem zdrajcą Slytherinu… Czasem wywracałem oczami, czasem
odpowiadałem, a raz Cornelius oberwał ode mnie galaretowatymi nogami. Jestem do
tego przyzwyczajony, że wszyscy patrzą na mnie jak na porażkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Scorpius...
– powiedziała Rose z wyrzutem, ale na tyle cicho, że nie zaszkodziło to
opowieści.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale wiesz,
to zaczęło wchodzić mi trochę do głowy. W drugą stronę. Faktycznie nie pasuję
do Śligonów, co ja tam robię? No tak, bo kiedy miałem jedenaście lat, byłem
dupkiem. Ale czy to znaczy, że Tiara nie widziała we mnie potencjału do zmiany?
Co jeśli faktycznie jestem wewnętrznie dupkiem i tylko… tylko udaję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Scorpius! Że
co? – Rose użyła swojego tonu kontrolera i Malfoy musiał na nią spojrzeć. –
Przestań gadać głupoty. Nie jesteś Ślizgonem, bo jesteś dupkiem, co to w ogóle
za debilizm. Nie to jest przecież cechą waszego domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To właściwie
to samo, co spryt – wymamrotał i uciekł gdzieś wzrokiem, odwracając twarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie, Malfoy
– zaprzeczyła natychmiast i ujęła jego twarz w dłonie, żeby musiał na nią
patrzeć. – Jesteś Ślizgonem, bo przede wszystkim cenisz ambicję. Ambicję bycia
kimś więcej niż marną kopią ojca, bycia kimś więcej niż demonizamowany,
stereotypowy Ślizgon, ambicję do przerastania samego siebie każdego dnia.
Jesteś Ślizgonem, bo twój spryt pozwala ci egzystować w zawieszeniu między
przyjaźnią z nami a dobrymi relacjami z rodzicami. Jesteś Ślizgonem, bo twój
ojciec nadal nie znalazł szalika Gryffindoru, w którym chodzisz całą zimę.
Jesteś Ślizgonem, bo nie czujesz się lepszy, ale wiesz, że możesz więcej. Bo
twoja duma nie pozwala ci zmieścić się w normalnych drzwiach. Jesteś Ślizgonem,
bo nie cofniesz się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Którym często jest
pomoc twoim przyjaciołom, do cholery. Jesteś tym, czym Slytherin powinien być.
I jesteś tysiąc razy lepszy ode mnie we wszystkim, co robisz. Jesteś cholernie
dobrym Ślizgonem, Malfoy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
uśmiechnął się lekko i ścisnął dłonie Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jesteś
cholernie dobrym Gryfonem, Weasley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Więc dobrze
się dobraliśmy, co nie? – uśmiechnęła się do niego, a jej policzki poróżowiały.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przez chwilę
oglądali lekko falujące drzewa albo nogi Rose rozchlapujące wodę w jeziorze – zależy.
Błonia pustoszały. Wreszcie dziewczyna nie wytrzymała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego
dałeś się bić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
zesztywniał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Skończ
pieprzyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Malfoy
westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zaczęli się
czepiać mojego latania, że jestem beznadziejnym ścigającym i nie wykorzystuję w
ogóle swoich zdolności, co było zrozumiałe z ich strony… ale potem Crage
próbował mnie zmotywować tymi obelgami. Chciał, żeby moja ambicja wyszła przy
tym na wierzch, co faktycznie mogło zadziałać, gdyby nie… gdyby nie, no, nie
padło tam twój imię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
odwrócił wzrok, a Rose oniemiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Powiedział
coś w stylu, że jak nie wezmę się za siebie, to on weźmie się za ciebie, więc
mu przyłożyłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Och,
Scorpius… – westchnęła Rose i ukryła twarz w dłoniach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A potem oni
przyłożyli mi bardziej i zagrozili, że jak spróbuję czegoś takiego jeszcze raz,
to faktycznie wezmą się za ciebie. Nie chodzi o to, że nie sądzę, że nie
potrafisz się obronić, po prostu… Nie chciałem, żebyś kiedykolwiek <i style="mso-bidi-font-style: normal;">musiała</i> się bronić… do tego przeze mnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wtedy poczuł
dwie drobne ręce oplatające ciasno jego szyję i po chwili zatopił twarz w
szalonych rudych włosach. Wdychał zapach Rose, jakby to były najpiękniejsze
kwiaty, a przez jego głowę przemknęło pytanie, czy to czasem nie jest pierwszy
raz, kiedy się przytulają. Po długiej chwili, która wydawała się zbyt krótka,
Rose się odsunęła, odchrząknęła i wydusiła z siebie:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak ktoś
mnie o to spyta, to zaprzeczę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
roześmiał się serdecznie i jeszcze raz objął Rose, która wydała z siebie głośny
jęk sprzeciwu, ale tak naprawdę nadal szeroko się uśmiechała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wracali do
zamku ramię w ramię, ale nie rozmawiali. Rose gorączkowo nad czymś myślała, a
Scorpius nie do końca chciał jej przeszkadzać. Musiał w końcu jednak podzielić
się z nią jeszcze jedną myślą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chyba rzucę
quidditcha.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co? Przecież
ty kochasz latać – zdziwiła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kocham latać,
ale nie cierpię grać. I nie cierpię Zabiniego… tak to właściwie przestanę go
widywać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A co powie
na to ojciec?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
prychnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdybym
przejmował się tym, co powie ojciec, to w pierwszej kolejności w ogóle nie
byłoby tej rozmowy – zauważył, a Rose parsknęła śmiechem. Weszli na schody,
zmierzając podświadomie do wieży Gryffindoru.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiesz, że
cię wspieram, Scorp, ale… nie zrezygnujesz, bez kitu. Nie wierzę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że co? – sparodiował
jej firmowy ton głosu, więc szturchnęła go łokciem w bok. Przystanęli na
schodach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Naprawdę.
Nie przeżyjesz bez siedzenia okrakiem na kiju od szczoty co najmniej dwa razy w
tygodniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No wiesz co,
Weasley. Będziesz to odszczekiwać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ta? A chcesz
się założyć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Patrzyła mu w
oczy, wyraźnie rzucając wyzwanie. Scorpius nie potrafił odmówić wyzwaniu,
szczególnie jeśli rzucała je Rose Weasley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O co? –
rzucił przez zaciśnięte zęby. Niemal widział trybiki obracające się pod czaszką
Rose, aż jej oczy rozszerzyły się, sygnalizując zakończenie procesów myślowych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zgłosisz się
do tej reklamy pasty do zębów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– ŻE CO?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius był
naprawdę przerażony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nott ma taką
ulotkę. Wypełnisz ją i wyślesz. Jak wygrasz, będziesz reklamował pastę do
zębów. Takie są moje warunki. Tchórzysz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Malfoy
uśmiechnął się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nigdy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Świetnie – przyznała
Rose i uniosło wysoko brodę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale jeśli ty
przegrasz… – zaczął Malfoy, a oczy mu zabłyszczały – będziesz nosić szalik
Slytherinu. Tak jak ja noszę Gryffindoru.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose poladła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że co? –
zapytała bardzo swoim tonem i Scorpius się zaśmiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tchórzysz,
Weasley?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose musiała
zadrzeć głowę, ale patrzyła prosto w oczy Scorpiusowi (dlaczego on jest taki
wysoki?), kiedy bardzo wyraźnym i stanowczym tonem zadeklarowała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nigdy nie
tchórzę.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus Severus
siedział w swoim dormitorium i zawzięcie coś pisał. Tuż obok niego Riley Roger
bił się z magicznymi farbami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ty wiesz, że
te moje brudne spodnie to tylko taki <i style="mso-bidi-font-style: normal;">look</i>,
co nie? Nie umiem malować – zauważył, naprawdę obawiając się, że Albus tego nie
wie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie musisz
nic malować, chodzi mi o napis.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie możesz
go po prostu wyczarować?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus się
zaczerwienił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Po pierwsze:
nie. Po drugie: to zaprzeczy kompletnie temu, co próbuję osiągnąć. Chodzi o to,
żeby to robić <i style="mso-bidi-font-style: normal;">bez magii</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Riley zrobił
nietęgą minę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I
potrzebujesz tylko jeden taki plakat?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus
zesztywniał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To już mogę
zrobić magią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Riley się
roześmiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Aha, bo to
kompletnie co innego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Al zdzielił go
pergaminem po głowie, więc wrócili do pracy. Riley jednak nie byłby Rileyem,
gdyby nie odezwał się po chwili znowu. Potterowi to tak naprawdę bardzo
odpowiadało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mogę
uwierzyć, że McGonnagall się z tobą nie zgodziła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ja też nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale jesteś
pewien, że chcesz robić rewolucję?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tysiąc
procent.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Aha –
potaknął Riley i naprawdę wrócił do pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Chłopcy nadal
nie mieli na sobie szkolnych szat.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
Malfoy i Emerald Nott weszli do wielkiej sali roześmiani, w szampańskich
nastrojach, ewidentnie podejrzanie wyglądający. Rose zmierzyła ich spojrzeniem,
a potem jeszcze raz, kiedy zamiast do stołu Ślizgonów, podeszli do Gryfonów.
Scorpius miał w ręce paczkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przesyłka
dla ROOOOOOSEEE! – zaśpiewał, zrzucając zawiniątko na jeszcze pusty talerz
dziewczyny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O co chodzi?
– spytała podejrzliwie i nie dotknęła paczki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Scorpius
Malfoy oficjalnie nie jest w drużynie quidditcha! – zawołał Nott i oboje
wznieśli triumfalnie ręce. Pięść Malfoya była zaczerwieniona. Laurel
wybałuszyła na nich oczy, ale Rose tylko przekrzywiła głowę. Scorpius
zachowywał się bardzo podejrzanie i zupełnie nie w swoim stylu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś mi tu
śmierdzi – zauważyła. – Niby co powiedziałeś Zabiniemu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że chcę
odejść. – Malfoy wzruszył ramionami. Rose uniosła brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A on co na
to?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Teraz Nott też
patrzył na Scorpiusa, a ten się zmieszał. Zagryzł wargi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że pewnie ty
mi kazałaś, bo siedzę pod twoim pantoflem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose zrobiła
dziwną minę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tylko tyle?
To nie w jego stylu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius
westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I że tego
właśnie spodziewał się po kumplu szlam i zdrajców.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose czekała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wtedy mu
przywaliłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Uśmiechnęła
się złośliwie<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I co on na
to? – zapytała w końcu Laurel, siedząc już jak na szpilkach. Malfoy wzruszył
ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że wylatuję
z drużyny. Wygrałem zakład, Rose. Nawet ładnie zapakowałem ci szalki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose wstała, a
Nott się cofnął. Wyjęła coś z tylnej kieszeni dżinsów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Widzisz,
Malfoy, dlatego zawsze czyta się drobny druczek. Nie ma cię w drużynie, to
fakt. Ale technicznie, Zabini cię z niej wywalił. A umowa była taka, że sam
odejdziesz… więc, technicznie, ja wygrałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– NO EJ! –
zawołał Scorpius. – Przecież pierwszy powiedziałem, że chcę odejść!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Chcesz</i> odejść. Nie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">odchodzisz</i> – poprawiła. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć o tym,
jak ważne są słowa, Scorpius. – Podała oniemiałemu chłopakowi ulotkę. – Mam
nadzieję, że wygrasz. To będziesz prawdziwa uczta dla oka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius wydał
z siebie jęk.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No przecież
to ja wygrałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose
zachichotała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oj,
Scorpius… nie wiesz, że ja nigdy nie przegrywam?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Westchnął i
pokiwał głową. Wiedział aż za dobrze. Wtem przy ich boku pojawił się znikąd
Albus, a Rose aż poczerwieniała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdzieś ty
był? Co ty wyprawiasz? O co ci chodzi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus ją
zignorował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Hej, byłoby
super, gdybyście jutro nadal mogli nie ubierać szat i znowu zebrać do tego jak
najwięcej ludzi, bo zaczynają się wykruszać. To jest dla mnie super ważne, ale
nie mogę nic powiedzieć. Jutro się wszystko zacznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I z tą
tajemniczą wróżbą, odszedł. Bez śniadania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Cały dzień
Rose siedziała jak na szpilkach i nie mogła się kompletnie na niczym skupić.
Nie udało jej się dowiedzieć, co kombinuje Albus – odbierała to jako osobistą
porażkę. Wszystko przez tego durnego Malfoya. Jak zwykle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tajemnicza
sytuacja wyjaśniła się jednak już na śniadaniu. W całej sali wrzało, była pełna
po brzegi, a znacząca część uczniów znów nie ubrała szat. Szeptany marketing
Albusa widocznie świetnie działał. Rose nic nie jadła, oczekując w napięciu.
Coś się powinno wydarzyć. Coś się musi wydarzyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Galopujące
gorgony – mruknęła Laurel, a Rose spojrzała w tym samym kierunku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus stał na
stole. Mnóstwo osób przerywało rozmowy, żeby na niego spojrzeć. Profesor
Longbottom wstał i ruszył w jego stronę, jednak wtedy Albus zaczął mówić
magicznie wzmocnionym głosem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Uczniowie!
Moja kuzynka Rose powiedziała mi kiedyś, że wiedza jest niczym bez odwagi, żeby
za nią podążać. Robię więc teraz najodważniejszą rzecz w moim życiu i mówię do
was.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ludzie
umilkli. Patrzyli po sobie w zdumieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś jest
bardzo nie tak z tą szkołą! Uczymy się tutaj trzech zaklęć na krzyż i mamy
jeden sport, który czcimy jak największą świętość. Ale co z ludźmi, którzy nie
są zbyt dobrzy w lataniu na miotle i warzeniu eliksirów?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Longbottom
przystanął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co z
artystami? Pisarzami, malarzami, muzykami? Co z tancerzami? Co ze sportowcami,
którzy robią coś więcej niż uporczywe trzymanie się kija?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kilka osób
pokiwało głowami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jakie
możliwości daje nam Hogwart, żeby wyrażać siebie?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Grupka
Krukonów wiwatowała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– CHCECIE
PRZYKŁADÓW?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Więcej ludzi
wzniosło okrzyki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– ROSE
WEASLEY!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose
poczerwieniała, ale nie spuściła wzroku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rose jest
twórcą zaklęć, jej pasją jest najważniejsza dziedzina naszej nauki, ale grono
nauczycielskie powiedziało jej, że to niebezpieczne, więc robi to po kątach i w
tajnym zeszycie, który trzyma pod łóżkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tłum zabuczał.
Profesor Longbottom spojrzał z dezaprobatą na Rose, ale to przecież nie
pierwszy raz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Scorpius
Malfoy uwielbia latać na miotle, ale nie grać w quidditcha. O wiele lepiej
sprawdziłby się w jakichś akrobacjach, ale HOGWART MU TEGO NIE DAJE.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tłum zabuczał
głośniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Diamond
Thomas jest świetną aktorką! Dean King jest malarzem! Harvey Jefferson gra na
gitarze! Czy ktoś z was kiedykolwiek słyszał, jak on gra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Cisza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– KTO SŁYSZAŁ,
JAK HARVEY GRA?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na sali
zawrzało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– HOGWART
HODUJE NAS JAK OGRANICZONĄ, WYPRANĄ Z INDYWIDUALIZMU CIEMNĄ MASĘ, KTÓREJ
HORYZONTY ZAMYKAJĄ SIĘ NA BŁONIACH. KONIEC Z TYM! NIE GÓDŹMY SIĘ NA OPĘTANIE
TRADYCJI I ZDEJMIJMY SZATY, KTÓRE SYMBOLIZUJĄ NASZE ZNIEWOLENIE. KONIEC Z
SZTAMI! KONIEC Z SZATAMI! KONIEC Z SZATAMI!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tłum
skandował. Zapanował chaos. Ludzie krzyczeli, walili w stoły. Justin Higgs jako
pierwszy wskoczył na stół i malowniczo zdarł z siebie szatę, odkrywając dżinsy
i T-shirt. Za jego przykładem podążyły całe grupy Ślizgonów i Krukonów.
Większość Gryfonów już szat na sobie nie miała, więc tylko skandowali, tupali,
klaskali.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Profesor
McGonnagall wstała i podeszła do mównicy. Po chwili zapanował spokój.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Panie
Potter, proszę zejść ze stołu – zaczęła i zapanowała grobowa cisza. Albus nie
zszedł ze stołu. – To jest niedorzeczne, właśnie zarobił pan dożywotni szlaban.
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">Natychmiast</i> zejdź ze stołu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus się nie
odzywał, tylko patrzył nauczycielce prosto w oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wtedy z sufitu
zaczęły spływać ulotki. Rose schwyciła jedną. Były proste i ręcznie malowane.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;">B.U.N.T.<o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;">BRAWUROWE UWOLNIENIE NATURALNYCH TALENTÓW<o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
<b style="mso-bidi-font-weight: normal;">ZEDRZYJ SZATY, POKAŻ SIEBIE.<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zakryła usta
dłonią, ale tak naprawdę szeroko się uśmiechnęła.<o:p></o:p></div>
<br />
___________<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>Tadaaa!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>O, jak ja lubię ten koncept i te opowiadania. Nie wyobrażacie sobie. Finałowa część prawdopodobnie będzie najdłuższa, a muszę trochę odpocząć od HP, więc chyba nowa Pięciolinia w międzyczasie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Czy ta część, która przecież zamiast na Albusie, skupia się na Rose i Scorpiusie, jest tej historii potrzebna? Odpowiadam: TAK, ponieważ rewolucja Albusa jest katalizatorem dużych zmian w ich relacji i życiu Scorpiusa. To nie dzieje się obok - to wszystko jest ze sobą splątane. Dlatego środkowa część jest dedykowana moim ulubionym dzieciom.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jeśli udało ci się dotrwać dotąd, to dziękuję bardzo <3. Pamiętaj, żeby skomentować, zaobserwować i polajkować, a dzięki temu moja dusza będzie dobrze odżywiona.</i></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-87248326850189873062019-02-14T19:58:00.002+01:002019-02-24T14:31:22.346+01:00Hugo Weasley kontra dorosłość [GH]<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px;">→</span><a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2017/02/hugo-weasley-kontra-dojrzewanie.html">Część pierwsza</a>, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2018/12/hugo-weasley-kontra-uczucia-gh.html">Część druga</a>.</i></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><br /></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">Wesołych walentynek!</i></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><br /></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><br /></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">2028<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
Tego dnia w Magicznych Dowcipach Weasleyów nie było zbyt wielu
klientów, szczególnie biorąc pod uwagę, że trwała przerwa wielkanocna. Nierzadko
dzieciaki wyrywały się z ogarniętych przedświątecznym chaosem domów i spędzały
słodkie godziny między półkami wielopiętrowego już sklepu. Właściwie <i style="mso-bidi-font-style: normal;">imperium</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo obsługiwał tego dnia kasę. Wciąż usilnie walczył z
wujkiem Georgem, żeby ten pozwolił chłopakowi otworzyć własny dział w sklepie –
ale wujek nie chciał o tym w ogóle słyszeć, nie wspominając już o ojcu. Zarobisz,
to otworzysz własny sklep – tak mówili, a Hugo ostentacyjnie wywracał oczami.</div>
<a name='more'></a>Nie było kompletnie nic, co trzeba by zrobić, więc Hugo
siedział za ladą i wyczarowywał kolorowe iskierki, patrząc w nie tępym wzrokiem
i kiwając się w rytm najnowszego hitu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Wnykopieniek</i>
(<i style="mso-bidi-font-style: normal;">Jesteś jak diabelskie sidła</i>), który
akurat leciał w Potterwarcie. Co jakiś czas jednak nerwowo zerkał przez okno.
Zaprosił Annie Quinn na randkę i czekał niecierpliwie na odpowiedź. Annie była
bardzo ładna, a w Hogwarcie kojarzył ją jako Krukonkę z ciętym językiem i okrągłymi
okularami. Nie widział jej ze dwa lata, ale co z tego. Nie był to może jego typ
dziewczyny, ale zawsze bezpośrednia i nieowijająca w bawełnę Annie przynajmniej
nie będzie go zwodzić.<o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 282.55pt;">
Ale nie odpowiadała na jego sowę.<span style="mso-tab-count: 1;"> </span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Może jednak wyrobił sobie o niej złe zdanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zadzwonił dzwonek przy drzwiach, oznajmiając pojawienie się
klienta, więc Hugo leniwie podniósł głowę i cała krew odpłynęła mu z twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Przed nim stała profesor Riddle, choć jeszcze nie spojrzała
na niego. Przeglądała coś na półce z propozycjami prezentów. Wkrótce wybrała
jakieś różowe pudełko i wciąż nie podnosząc wzroku na trzęsącego się w środku
Hugo, podeszła z towarem do kasy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wtedy spojrzała mu w oczy. Uniosła brwi w zdumieniu i
spojrzała gdzieś w bok.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dzień dobry – przywitał się i sam siebie pochwalił za tę
odwagę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Profesor Riddle odpowiedziała mu na to słabo. Spytała, co tu
robi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pracuję – odpowiedział cicho. Hugo szybko wydał resztę
kobiecie, a ta jeszcze szybciej wyszła ze sklepu, nawet się nie żegnając.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Policzki go paliły. W okno zastukała jego włochatka, więc
szybko jej otworzył. Odpowiedź Annie była krótka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dzięki, ale nie.</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Szybko spalił liścik przy pomocy różdżki. Nie bardzo się tym
przejął. I tak nie miał dla Annie zbyt wiele serca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">2029</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Było ciepłe lato, choć nierzadko padało. Było też ledwo po
siódmej rano.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo dalej pracował w Magicznych Dowcipach i właśnie zbierał
się po zerwaniu z Jade Wilkinson. Naprawdę ją lubił. I naprawdę próbował się
zaangażować. Ale nie potrafił i nie byłoby to fair.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Tak, widział profesor Riddle kilka razy tego lata. Często
przebywała na Pokątnej, ale nigdy nie wchodziła do Magicznych Dowcipów, chociaż
Hugo nie miałby nic przeciwko temu, gdyby się nagle pojawiła na progu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kiedy podniósł wzrok, zobaczył ją w drzwiach i przeklął
samego siebie. Była taka ładna. Miała długie, ciemne włosy i rumiane policzki.
Błyszczące oczy, naprawdę błękitne. Okrągłą buzię. Było w niej coś, co
sprawiało, że Hugo ciężko było odwrócić wzrok, a jednocześnie – jeszcze ciężej
było mu patrzeć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zanim zdążył się odezwać, spytała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co tam, Hugo? Dalej tu pracujesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo uśmiechnął się pod nosem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Niestety. Zbieram na własny sklep. Rose chciała w sumie
zainwestować, ale, no, jestem prawie tak samo uparty jak ona. Jak sam to sam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wzruszył ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Słusznie – odpowiedziała naturalnie profesor Riddle. – Na pewno
dasz sobie radę i przynajmniej nikt ci kiedyś nie powie, że to wszystko dzięki
temu komuś. Ja w ciebie wierzę, Hugo. Wyślij mi sowę, kiedy już otworzysz swój
sklep.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo wstrzymał oddech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dziękuję, pani profesor.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Och, chyba możesz mi już mówić Becky, prawda? Jesteś już
dużym chłopcem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po tych słowach wyszła, odkładając jakiś przedmiot na półkę.
Hugo nie zdążył otrząsnąć się z szoku, zanim zniknęła mu z oczu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Becky – powiedział sam do siebie. To brzmiało bardzo
dziwnie. Stał jak słup soli, dopóki nie wszedł następny klient.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Becky wpadła tego lata jeszcze kilka razy, ale za każdym
razem w sklepie było pełno. Zawsze jednak udawało jej się powiedzieć mu coś w
stylu <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Czekam na twój sklep</i>, kiedy
płaciła za towar.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo był trochę w szoku, że nauczycielka może tak często robić
zakupy w tego typu sklepie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">2030</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kolejny rok, kolejna dziewczyna. A nawet trzy i wszystkie
mówią to samo: <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ty się boisz zaangażować,
Hugo</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
No, wiem. Dzięki za info.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ale to nie ma znaczenia, bo Hugo mógł otwierać swój sklep! Znaczy,
nie do końca. Miał miejsce, nie miał nic w środku. Jego budynek nie mieścił się
przy Pokątnej, ponieważ planował zarejestrować swoją działalność w mugolskim
urzędzie, żeby móc legalnie sprowadzać mugolski towar. Jednak lokalizacja gdzieś
w mugolskim Londynie wydawała się marketingowym samobójstwem, wybrał więc
Hogsmead. Daleko, ale specjalnie z tej okazji spiął się i zdał egzamin na
teleportację. Kiedy powiedział o tym Rose, rozpłakała się. Podobno z dumy, ale
z nią człowiek nigdy nic nie wie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Teraz ona i Al zjechali ze swoich końców świata, które
ratowali, żeby pomóc mu zamiatać w starym budynku, który kiedy służył jako
jakaś kiczowata herbaciarnia. Rose, oczywiście, nie robiła nic, poza rzucaniem
odpowiednich zaklęć. Była w tym taka dobra, że Albus momentami zawieszał się i
tylko patrzył z uniesionymi brwiami, jak Rose raz za razem zaczarowuje kolejne
sprzęty, żeby wykonywały za nią pracę. Kilka mioteł Albusa, na w które musiał
co jakiś czas celować różdżką, żeby się nie obijały, wypadało bardzo blado.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Na nieszczęście dla Hugo, oboje lubili rywalizację ponad
wszystko, więc wkrótce porządki zamieniały się w jakiś ich dziwny konkurs. Rose
czarowała, jakby od tego zależało jej życie, a Albus wyjął as z rękawa i zaczął…
transmutować. Co więc Rose zaczarowała, momentalnie zamieniało się w co innego –
miotły w filiżanki, mopy we flamingi, wiadra z wodą w gołębie i tak dalej. Hugo
patrzył z małym ukłuciem zazdrości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dopóki Albus nie zamienił Rose w małego słonia, żeby nie
mogła dalej czarować. Nie trzeba chyba nic więcej mówić – rozpętało się piekło.
Najpierw w postaci małego słonia, a potem w postaci małej Rose, która urządziła
taką awanturę, jakiej nie widzieli od czasu… incydentu ze Scorpiusem, o, jak
wiele lat temu. Hugo nadal jeżył się na dźwięk jego imienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– ALBUSIE SEVERUSIE POTTERZE, JESTEŚ ZAKAŁĄ SWOJEJ RODZINY,
ABSOLUTNYM <i style="mso-bidi-font-style: normal;">BUFONEM</i>, SKOŃCZONYM <i style="mso-bidi-font-style: normal;">KRETYNEM</i>, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">BĘCWAŁEM</i>, OSTATNIM <i style="mso-bidi-font-style: normal;">IDIOTĄ</i>,
NIEWYPOWIEDZIANYM <i style="mso-bidi-font-style: normal;">GŁĄBEM</i> I IGNORANCKIM,
WYPRUTYM Z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">EMPATII</i> <i style="mso-bidi-font-style: normal;">GUMOCHŁONEM</i>, KTÓRY NIE POTRAFI RZUCIĆ
SKUTECZNEGO ZAKLĘCIA, WIĘC W RAMACH ZEMSTY ZA TO, ŻE JESTM ZWYCZAJNIE <i style="mso-bidi-font-style: normal;">LEPSZA</i>, ROZWALA CAŁY DZIEŃ NASZEJ PRACY.
NIECH CIĘ MERLIN KOPNIE, DEBILU.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– PRZEPRASZAM? ŻE KTO JEST <i style="mso-bidi-font-style: normal;">LEPSZY</i>? CZYŻBYŚ PRZEGAPIŁA TEN MOMENT, KIEDY MIAŁAŚ TRĄBĘ, CZY
BYŁAŚ ZBYT ZAJĘTA <i style="mso-bidi-font-style: normal;">POPISYWANIEM SIĘ</i>?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– JA TYLKO PRACOWAŁAM, NIE MOJA WINA, ŻE NIE DORASTASZ MI DO
PIĘT. KTO TU SIĘ POPISYWAŁ? KTOŚ CIĘ PROSIŁ O DORABIANIE MI TRĄBY?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Sytuację kryzysową załagodziło dopiero pojawienie się Lily z
całym koszem czekoladek, które wszystkich<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>powrotem wprawiły w dobry humor. Szkoda tylko, że dalej nic nie było
posprzątane.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Mimo że Rose zostawiła miotły, które miałyby pracować nawet
w nocy, rano nadal było mnóstwo pracy. Miotły nie podniosły z podłogi nowiutkich
regałów, nie umyły okien czy rozwiesiły bannerów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo nie uważał się za zbyt zdolnego czarodzieja. Ukończył
szkołę, ale nigdy nie czuł się zbyt mocny w zaklęciach, a co dopiero zaklęciach
około domowych. Dramat.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zamiast pracować, poszedł więc do Trzech Mioteł, zamówił
ognistą whiskey i usiadł przy barze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po pięciu minutach zorientował się, kto już przy tym barze
siedział i pomyślał sobie: <i style="mso-bidi-font-style: normal;">No nie. Jakie
są szanse? Jak to w ogóle możliwe?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
Ale siedziała tam, jakby to było jakieś cholerne
przeznaczenie albo chichot losu. Becky.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ze zdumieniem stwierdził, że jego żołądek nie wywrócił się
na jej widok i nie dostał rumieńców. Nic nie stało na przeszkodzie więc, żeby
powiedzieć:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Hej, ty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Podskoczyła na stołku, ale odwróciła się, uśmiechnęła na
jego widok i powiedziała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Cześć, Hugo! Jak tam sklep?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Właśnie usiłowałem posprzątać lokal, który sobie na ten
sklep kupiłem, no ale, w sumie, jestem w tym beznadziejny i trochę zmęczony,
więc może jutro mi się uda czy coś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Becky uniosła brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Wiesz co, myślałam, że już z tego wyrosłeś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo prychnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie no, z części rzeczy się jednak… nie wyrasta…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Becky patrzyła na niego. Nie rozumiał, czego chce, ale
patrzyła przeciągle. Miała rumiane policzki i przymknięte oczy, więc przez
głowę przemknęło mu, czy czasem nie piła alkoholu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– No dobra, to chodź, posprzątamy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo nie zdążył odpowiedzieć, bo zanim mrugnął, już stał pod
drzwiami swojego lokalu. Tak to mu się przynajmniej wydawało. Becky trochę
chichotała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Weszli więc do środka. I zaczęli sprzątać, tak po prostu. Trochę
magicznie, trochę w stylu mugoli. Trochę bili się kijami od szczotek i oblewali
nawzajem wodą z płynem do mycia. Trochę się śmiali i trochę siedzieli w ciszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Powtarzało się to prawie codziennie przez następny tydzień. Pomagała
mu wypakować towar, kiesy wreszcie Hugo z nim przyjechał. Pomagała rozwiesić
plakaty i rozdawać ulotki. Pomagała mu, kiedy inni nie bardzo mieli dla niego
czas. Znowu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie musisz tego robić – przyznał w końcu. – Dlaczego tu
jesteś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Lubię cię, Hugo – przyznała Becky. – Naprawdę. Nie jesteśmy
wcale tacy różni, ty i ja, wiesz? Chcę, żebyś był szczęśliwy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo trochę się uśmiechnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Niczego innego nie chcę bardziej – przyznała w końcu i
natychmiast odeszła wieszać inny plakat. Hugo patrzył w ciszy, jak odchodzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dzień otwarcia udał się cudownie. Przyszła cała masa ludzi,
Hugo nie nadążał z wydawaniem reszty, a cały nakład gumowych kaczek został
sprzedany przed czternastą. To był naprawdę cudowny dzień. Była tam calutka
jego rodzina: od rodziców i Rose, przez Jamesa, Lily i Albusa, przez wujka
George’a i dziadków, aż po Dominic i Louisa, aż po Lucy i Molly, aż po wujka
Charliego. Nawet Scorpius Malfoy znalazł się w tym tłumie, choć Hugo nie bardzo
chciał z nim rozmawiać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wreszcie jednak cała ta ferajna musiała opuścić sklep, choć
zostali długo po zamknięciu, a Hugo zaczął zamiatać podarte serpentyny i z
powrotem układać poprzewracany towar. Była przy nim Becky, choć tym razem nie
wydawało się to nowe i niezręczne. Czuł się z tym bardzo dobrze. Naszła go taka
myśl, że może nie chce, żeby sobie poszła. Może zawsze powinna być w pobliżu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jutro już nie będziesz mnie potrzebować – powiedziała,
jakby czytając mu w myślach. Opierała się o ladę i skrzyżowała ręce przed sobą.
Hugo trochę się zmieszał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Chyba nic by nie było z tego. W sensie, bez ciebie –
przyznał i mentalnie poklepał się po plecach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To wszystko ty. Sam – zaprzeczyła Becky i uśmiechnęła się
naprawdę ładnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo zauważył, że nazywanie jej <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Becky</i> nie było już dziwne. W ogóle nic nie było już dziwne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Hej, jutro też możemy się spotkać – zauważył bystrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jak to? – spytała Becky prawie że zdziwionym tonem, ale
Hugo wydawało się, że doskonale rozumie, co ma na myśli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– No wiesz, w sumie, czemu nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Becky ściągnęła brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak. Czemu nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chwilę stali w ciszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Będę się zbierać – powiedziała w końcu z roztargnieniem,
chwyciwszy swoją torbę. – Było miło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak – przyznał Hugo i nic więcej nie powiedział. Patrzył
jak wychodzi i coś go ukłuło w środku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To cześć – odezwała się Becky jeszcze raz i chwyciła za
klamkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo panikował w środku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Czekaj! – zawoła w końcu. Odwróciła się. – Może randka.
Jutro. Ja i ty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Stał w napięciu, oczekując nowego ciosu. Ale to nie tak, że
już przez to nie przeszedł raz, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Becky przechyliła głowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak. Czemu nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Uśmiechnęli się do siebie.<o:p></o:p></div>
<br />Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-5340047738151195332018-12-30T15:14:00.002+01:002019-02-24T14:30:29.648+01:00Hugo Weasley kontra uczucia [GH]<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal">
<i>→ <a href="http://www.zbytbajkowo.pl/2017/02/hugo-weasley-kontra-dojrzewanie.html">Część pierwsza</a>, <a href="https://www.zbytbajkowo.pl/2019/02/hugo-weasley-kontra-dorososc-gh.html">część trzecia</a></i></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo wiedział, że to nie w porządku i nieodpowiednie. Nie
powinno tak być. Tak się nie robi. No ale przecież nie mogło się obyć bez
wpadki, bo nie nazywałby się Hugo Weasley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dobrze, był zakochany w swojej nauczycielce astronomii. Nie
chodził już na astronomię od trzech tygodni. Jakie to miało znaczenie?</div>
<a name='more'></a>Dla Lily najwidoczniej duże, bo dawała upust swoim emocjom, niemal
krzycząc na niego, stojąc u stóp schodów prowadzących do dormitorium. Jak
zwykle mówiła głośniej niż może trzeba by było i by wypadało, a ponieważ
przepełniała ją złość – piszczała jak zepsuty czajnik.<o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co ty sobie wyobrażasz w ogóle? – mówiła, a Hugo stał na
schodach i patrzył pustym wzrokiem. Nawet nie miał dokąd zwiać, chyba że z
powrotem na górę. – Wiesz, że możesz mieć poważne kłopoty? Nie możesz tak
zwiewać z zajęć jak i kiedy ci się podoba! W najlepszym wypadku zaraz
dostaniesz szlaban!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo mruknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A w ogóle to co ci odbiło, co? Dlaczego z tych lekcji
zwiewasz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Spróbował przejść obok niej, ale zablokowała go kolanem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przestaniesz w końcu? Jeszcze we wrześniu nie pozwoliłbyś
mi tak po sobie jeździć. Obudź się, Hugo. I odpowiedz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chłopak przepchnął się obok jej ramienia, a Lily, nawet się
nie odwróciwszy powiedziała tylko:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– I tak wiesz, że się dowiem. Lepiej powiedzieć mi wprost.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo pokręcił głową i poszedł na kolację.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie można powiedzieć, że nie wyszedł ze swojej dziwnej
apatii. Mył się, ubierał, nawet golił regularnie. Czasem odrabiał zadania
domowe, częściej nie, czyli lepiej niż normalnie. Przytłaczało go za to
poczucie winy i unikał jak ognia profesor Riddle. Nie potrafił spojrzeć jej w
oczy. Na posiłki chodził, kiedy miał już pewność, że na pewno wyszła. Unikał
błoni w czasie jej wieczornego biegu. Nawet nie stawiał stopy w okolicach całej
wieży astronomicznej. Po prostu tego nie robił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Panicznie bał się ewentualnej konfrontacji. Tyle że
jednocześnie zdawał sobie sprawę, że żadnej konfrontacji by nie było. To była
jego nauczycielka. Po prostu nie mógłby wytrzymać tego, że czułby się przy niej
nieswojo. Nie po tym, jak spędził tyle czasu z nią jak najlepszą przyjaciółką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To było złe. Nieodpowiednie. Nawet się sobą brzydził. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W końcu jednak wszystko miało się nad nim zemścić, kiedy
dostał wezwanie do gabinetu dyrektora. Czekała go tam długa przemowa,
zawiedzione spojrzenie profesor McGonagall i szlaban. Codzienne polerowanie
trofeów. Aż do egzaminów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie miał więc żadnego wyboru, tylko faktycznie każdego dnia
polerował trofea, które nie tylko następnego wieczora były tak samo brudne, ale
też zdawały się nie kończyć. Nigdy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Oczywiście musiał też zacząć znowu chodzić na lekcje
astronomii. W teorii nie było z tym żadnego problemu. Profesor Riddle udawała,
że nie istniał, a on musiał tylko odbębnić tę godzinę. W praktyce każda lekcja
kosztowała go niebotyczne pokłady energii i wyzwala w nim emocje, o których nie
miał pojęcia i których w swoim apatycznym życiu nigdy wcześniej nie
doświadczył. Od tego momentu to już była tylko równia pochyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wiosna została Hugo kompletnie załamanego. Na początku kwietnia
na ziemi co prawda wciąż leżał śnieg, a dzień kończył się szybciej niż zaczynał,
więc ogólna aura nie poprawiała chłopakowi nastroju. Nie motywowała go też do
nauki, pomimo pierwszych kwiatów i powoli wychylającej się spod białej czapy
trawy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jedyne, o czym potrafił myśleć, to ten tępy ból w klatce
piersiowej i wielki supeł w brzuchu za każdym razem, gdy chociażby pomyślał o
profesor Riddle. To nie były uczucia zwykle towarzyszące zadurzeniu, choć
trzeba przyznać, że serce faktycznie biło mu jak oszalałe i próbowało wyrwać
się z pierwsi tylko na jej widok, a dłonie pociły mu się z nerwów. Tylko gdzie
te motyle? Gdzie ekscytacja?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Poza tym wiódł całkiem spokojne życie. Nadal prowadził
dystrybucję mugolskich wynalazków, choć oczywiście rozdawał ich coraz mniej,
skoro nie dostawał nowego towaru. Kilka propozycji od dziadka Artura nie miało
raczej przyszłości. Świece zapłonowe nie okazały się takim hitem, jakiego
dziadek się spodziewał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Być może Hugo miał niewielkie problemy z koncentracją i być
może obawiał się, że w ogóle nie zda owutemów (nadal zagadką pozostawało, jak
udało mu się z sumami), a babcia Molly i matka uduszą go przy pierwszej okazji.
W ogóle nie wiedział, jak spojrzy mamie w oczy w czasie przerwy świątecznej.
Zawsze był dla niej takim rozczarowaniem, a przynajmniej tak mu się wydawało –
nie mogło przecież być inaczej, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
I wtedy ogarnęła go tak przemożna panika, że zrobił jedyną
rzecz, jaka przyszła mu do głowy – poszedł do Lily.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Była na niego śmiertelnie obrażona i nie odzywali się do
siebie od trzech tygodni, ale to była najbliższa mu osoba. Nie było innych opcji.
Musiał zaczął coś robić, a żeby cokolwiek robić, potrzebował Lily. Wszystko,
byle nie być samym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Znalazł ją na błoniach. Stopiła zaklęciem śnieg przy brzegu
jeziora i rozłożyła się na ledwo zazielenionej trawie. Na oczach miała okulary
przeciwsłoneczne i opierała się na łokciach, wystawiając twarz do słabego
blasku słońca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Kogoż to widzą moje piękne oczy – powiedziała, lustrując
Hugo z góry na dół. – Przypuszczam, że poszedłeś po rozum do głowy i uznałeś,
że mnie potrzebujesz. Teraz. Po całym tym czasie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przepraszam – tylko tyle był w stanie powiedzieć Hugo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Masz szczęście, że jestem na tyle wspaniałomyślna, aby
odłożyć tę awanturę na później i łaskawie wysłuchać najpierw, co masz mi <i style="mso-bidi-font-style: normal;">wreszcie</i> do powiedzenia. No, słucham. –
Usiadła i zdjęła okulary. Hugo westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie zdam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Yhym – przytaknęła Lily.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie wiem, co dalej z moim życiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Żadna nowość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– I jestem zakochany w profesor Riddle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ach, wreszcie. To też wiedziałam, ale cieszę się, że mi
mówisz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo aż się cofnął z wrażenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Że co? Jak to <i style="mso-bidi-font-style: normal;">wiedziałam</i>?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To dosyć oczywiste, kiedy nie tak dokładnie prześledzi się
twoje tegoroczne humory, słońce. Ale nic nie szkodzi, mówiłam, że się dowiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To dlaczego nic nie mówiłaś? – Hugo był szczerze zdumiony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Bo byś zaprzeczył? Czekałam, aż sam z tym do mnie
przyjdziesz, inaczej to kompletnie bez sensu. Ale jestem ciekawska, więc
dowiedziałam się na własną rękę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo tylko mruknął coś w odpowiedzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Musisz to przełknąć, stary. Każdemu się zdarza. To nie
koniec świata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ale on nie potrafił tego przełknąć, nie umiał się otrząsnąć
i zapomnieć. Potrafił za to wrócić do życia. Powoli. Małymi kroczkami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Przede wszystkim próbował radzić sobie ze swoimi nowymi
uczuciami, odcinając się od nich. Oczywistym następstwem tej decyzji było
przyłożenie się do nauki. Ba! Wręcz zatopienie w podręcznikach, otoczenie się
nimi z każdej strony i tak intensywne wkuwanie, że Hugo czuł się jak nowa
osoba.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Często zdarzały mu się bezsenne noce, kiedy nie potrafił
płakać i nie potrafił spać, więc powoli wsuwał stopy w kapcie i schodził do
pokoju wspólnego, gdzie spędzał kolejne długie godziny, kując. Wspomagał się
świecami i lumos, ale w sumie marzyła mu się mugolska lampka. Jak proste byłoby
wkuwanie po nocach…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Od czasu do czasu spotykał wtedy skrzaty domowe, które
przynosiły mu ochoczo herbatę lub słodkie przekąski, choć wcale ich nigdy o to
nie prosił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Raz zszedł na dół i zauważył, że ktoś już kuje na kanapie
przy kominku, a pozostałe fotele miał zawalone podręcznikami i pergaminami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Eddie? – wydusił, ale na tyle cicho, że chłopak go nie
usłyszał. Usiadł więc przy przeciwległej ścianie i zatopił w swojej pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Tamtej nocy żadne z nich się do siebie nie odezwało, ale
nocne spotkania zdarzały im się coraz częściej, im bliżej egzaminów było. A za
każdym razem Eddie robił coraz więcej wolnego miejsca obok siebie, a Hugo
siadał coraz bliżej. Kiedy w końcu usiedli razem, nie padli sobie w ramiona,
nie powiedzieli <i style="mso-bidi-font-style: normal;">przepraszam</i> i nie
zwierzyli się sobie z niczego. Po prostu Hugo wyciągnął do Eddiego paczkę
fasolek wszystkich smaków, a ten wziął od razu garść. I znowu byli
przyjaciółmi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nic więc dziwnego, że gdy błonia obsypały się już kwiatami,
a drzewa zaczynały powoli rodzić owoce, Hugo wyglądał na szczęśliwego. Przeżył
awanturę, którą zorganizował u Lily, odzyskał Eddiego i nawet chyba zda.
Wszystko było dobrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Poza tym że to wszystko wcale nie pomogło. Trochę łatwiej
było mu co prawda oderwać myśli od przytłaczającej burzy uczuć, która działa
się w jego wnętrzu i której kompletnie nie pojmował. Ale nadal był w kompletnej
rozsypce gdzieś tam, w środku. Po prostu nieźle to krył. A Lily Luna Potter
posiadała tę niesamowitą zdolność, że potrafiła przejrzeć wszystkie jego
fasady.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co zamierzasz zrobić? – zapytała miękko, kiedy któregoś
ciepłego dnia leżeli razem nad brzegiem jeziora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Poczekam jeszcze do końca roku – przyznał. – Jak już nie
będę uczniem, wszystko będzie inaczej. A potem wrócę do domu, co nie? No. No i
tak… myślę, że tak uda mi się, no wiesz, otrząsnąć czy coś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Lily przygryzła wargę, ale nie odważyła się podważyć decyzji
kuzyna. Musiała by tłumaczyć za dużo, a przecież są rzeczy, których Hugo wcale
nie musi wiedzieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W ten sposób rok zmierzał ku końcowi i dla wszystkich było
to wielkie przeżycie. Lily często wzruszała się, przechodząc korytarzami i
spacerując po błoniach. Eddie skupiał się jeszcze częściej niż wcześniej na
głupich żartach, chcąc, jak to ujął, „zostać zapamiętanym”. Często zakłócał też
przebieg posiłków, prezentując swoje piosenki hip-hopowe. Pech chciał, że, tak
jak Hugo, Eddie nie miał zbyt wiele talentu artystycznego. Co dziwne zaś,
profesor McGonnagall w ogóle to nie przeszkadzało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo zaś stał się… dziwny. Nadal był sobą. Rzucał głupimi
słownymi skojarzeniami, przekomarzał się z Lily i zaczął kosić niezłe galeony
na sprzedaży długopisów. Dalej był tak samo niepopularny, nieokrzesany, głośny
i dalej miał taki sam bałagan w dormitorium. Dalej nie zaopatrzył się w piżamę,
dalej trzymał buty na kanapie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Często za to miewał chwilę, kiedy w ogóle nic nie mówił,
kiedy kompletnie wyłączał się z towarzystwa. Bardzo często można go było
spotkać na brzegu jeziora, kiedy po prostu wbijał wzrok w taflę wody. Być może
wypatrywał wielkiej kałamarnicy… a może nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Miewał bezsenne noce, co nigdy wcześniej mu się nie
zdarzało, miewał dni, kiedy był bardzo drażliwy i ogólnie sprawiał wrażenie,
jakby bardzo się czymś martwił. Co było dziwne. Hugo spędził siedemnaście lat
życia, będąc najbardziej wyluzowanym ziomkiem na świecie, nie pozwalając sobie
na przejęcie się niczym, bo wtedy musiałby zmierzyć się z całą falą nieprzyjemnych
uczuć – a nieprzyjemne uczucia to jedyne, czego nie lubił bardziej niż
obowiązków. Tak więc po tą luzacką powłoką kisiły się wszystkie te okropne
emocje, a teraz zaczynały wypływać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
I Boże, jak on sobie z nimi nie radził.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wreszcie zaczął być prawdziwie zazdrosny o Rose. Wreszcie
poczuł się samotny, niekochany, zapomniany. Martwił się i denerwował i
stresował po raz pierwszy w życiu. Nie miał pojęcia, co z tym wszystkim robić.
Jak nie gryźć paznokci, jak nie rwać włosów, jak wyleczyć wory pod oczami?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie wszyscy to zauważali. Lily przestała go konfrontować,
zakładając, że wszystko jest już w miarę w porządku, a z Eddiem było dobrze,
więc po co to psuć? To nie taka relacja. Kochał Lily jak siostrę, ale czasem
wolałby, żeby myślała, zanim mówi. Z nikim innym nigdy nie był na tyle blisko,
aby im się zwierzać. No, może poza Rose. Ale ona jest Merlin wie gdzie i robi
Gryffindor wie co. Ważne rzeczy, w każdym razie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo potrzebował jednej osoby, która zauważała go jako Hugo,
nie syna Hermiony i Rona, nie brata Rose, nie kuzyna Albusa i Lily, nie kumpla
Eddiego Grossa. Tylko Hugo. Nawet bez Weasley. Osoby, która by w niego
uwierzyła i nie wyśmiała żadnego z jego lęków. Tak się zdarzyło przecież, że
Hugo poznał osobę, która idealnie do tego opisu pasowała. Szkoda tylko, że była
jego nauczycielką, a on był w niej bez pamięci zakochany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie odezwał się do profesor Riddle od czasu, kiedy przestał
przychodzić do jej gabinetu, a ona ignorowała go w czasie lekcji. Nie było mu z
tym łatwo, bo za każdym razem, kiedy coś mu się udawało, miał ochotę pobiec z
tym do niej. Kiedy przydarzyło się coś zabawnego tylko jej chciał o tym
opowiadać. Kiedy sobie nie radził, chciał u niej szukać pocieszenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
I tak cały, zakichany rok szkolny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To było męczące, bolesne i mógł przysiąc, że za każdym
razem, kiedy łapał się na chęci pobiegnięcia do jej gabinetu, na chwilę
brakowało mu tchu z powodu tego tępego bólu w klatce piersiowej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Cholerne uczucia. Jak to badziewie wyłączyć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Najgorsze było to, że wiedział, co musi zrobić, żeby zamknąć
ten etap życia. Nie było możliwości, żeby tę konfrontację przeskoczyć, a jednak
obawiał się, że nie da rady.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Był pewien, że nie da rady.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Egzaminy przybyły i jeszcze szybciej minęły i choć Hugo nie
dał rady nadrobić ponad sześciu lat obijania się, to przynajmniej czuł, że
jakoś zdał większość swoich egzaminów. To nie tak, że uważał, że będzie używał
wróżbiarstwa i transmutacji w swojej pracy zawodowej, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zanim się obejrzał, kufry były już spakowane, a cały siódmy
rocznik balował na błoniach. Hugo tam nie było. Musiał zrobić jeszcze jedną
rzecz, choć dłonie mu się pociły, serce łomotało, a kolana trzęsły. Mimo to
zapukał do drzwi gabinetu profesor Riddle i usłyszał jej zdziwione zaproszenie,
żeby wejść.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Była co najmniej zaskoczona jego widokiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie dziwił się temu, musiał wyglądać okropnie. Przerażony do
granic możliwości, na pewno mokry z nerwów i przerażony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dzień dobry – zaczął, na przemian zaciskając i otwierając
pięści. – Przyszedłem tylko podziękować za… no… wsparcie. I pomoc. I wszystko,
co pani dla mnie w tym roku zrobiła. To tyle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Za to mi płacą – odpowiedziała profesor Riddle z niemrawym
uśmiechem na ustach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Hugo już zaczął wycofywać się z powrotem do drzwi, gdy nauczycielka
powiedziała coś jeszcze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Wierzę w ciebie, Hugo. Będą z ciebie ludzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chłopak poczuł rosnącą górę w gardle i wiedząc, że teraz
albo nigdy, wyrzucił z siebie:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jestem w pani zakochany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Profesor Riddle wypuściła z ręki kubek. Z brzękiem rozbił
się o ziemię. Przez chwilę patrzyła na niego oniemiała, aż w końcu zebrała się
z powrotem do kupy i powiedziała tylko:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Myślę, że musisz już wyjść, Hugo. Na pewno masz jeszcze
coś do spakowania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Weasley odwrócił się na pięcie i wybiegł z gabinetu. To nie
tak, że to łzy go zapiekły w oczach. To wcale nie tak, że wiedział, jak to
będzie, to wcale nie tak, że potrzebował tego, tylko żeby oczyścić się z tych
wrednych uczuć, to wcale…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To wszystko było nie tak.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A Hugo Weasley płakał chyba po raz pierwszy w życiu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
________________<br />
<div style="text-align: justify;">
No! Nie będę ukrywać, trochę zardzewiałam. Tak, jest to taki dziwny przerywnik, bo nie chciałam tu ruszać wątków Lily ani zapełniać tego wydarzeniami, które będę chciała poruszyć przy okazji... wątków Lily.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak więc Hugo dostaje dużo opisów zachowań i przeżyć wewnętrznych i żadnych konkretów, niestety.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Taki eksperyment. Trzecia część na walentynki. Muszę trochę odrdzewieć, a nie ma lepszej metody niż moje next-genowe dzieci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli ktoś jeszcze wpada czasem na tego bloga, to pozdrawiam was serdecznie i dajcie znać w komentarzu!</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-66718551980515146992017-09-01T19:20:00.000+02:002019-02-24T14:29:44.586+01:00B.U.N.T. #1 [GH]<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; text-align: justify;">→ <i><a href="http://www.zbytbajkowo.pl/2019/02/bunt-2-gh.html">Część druga</a>, część trzecia (wkrótce)</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; text-align: justify;"><br /></span></div>
<b><span style="font-size: 18.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">B.U.N.T.<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b>#1: Wielka Tajemnica Albusa Severusa<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Poprzedni rok
szkolny był najlepszym w całym krótkim, czternastoletnim życiu Albusa Severusa
Pottera. Niedziwne więc, że rozpaczał na samą myśl, jak wiele szczegółów z tego
pięknego roku umknęło mu przez – tak, właśnie – wadę wzroku. Po burzliwej
kłótni z matką, która nie mogła uwierzyć, że naprawdę ukrywał to przez tyle
lat, wyposażony w piekielnie niemodne, prostokątne okulary, wreszcie widział
swój ukochany zamek w pełnej ostrości.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
A jednak,
kiedy razem z masą jednakowo ubranych uczniów wypłynął z Wielkiej Sali, po raz
pierwszy pomyślał, że Hogwart nie jest wcale tak idealny, jak mogłoby się wydawać.
Nie, był pewien, że coś w tym zamku jest stanowczo nieidealne, czuł to głęboko
pod skórą, a towarzyszyło temu uczucie gnębiwtrysków bzyczących gdzieś w
żyłach. Nie potrafił jednak rozgryźć, co może być tą wielką wadą Hogwartu. Niesamowicie
frustrujące.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co
rzuciłaś?! – usłyszał gdzieś niedaleko głos swojej kuzynki Rose Weasley.
Rozmawiała o czymś z ich wspólną przyjaciółką Laurel Vernal, ale widocznie nie
mogły się zrozumieć przez otaczającą ich wrzawę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
–
Wróżbiarstwo! – powtórzyła Laurel, łapiąc Rose za ramię, bo znikająca w
podziemiach bezwładna masa Puchonów i Ślizgonów niemal zassała ją i pociągnęła
za sobą. Kiedy ruszyli w górę schodów, zrobiło się odrobinę ciszej i luźniej. –
Uznałam, że to kompletnie nie dla mnie, wiesz? Same bzdury.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A mówiłam ci
to już rok temu – odparła Rose z przekąsem, jak zwykle mając rację. Uwielbiała
mieć rację. Albus skrzywił się odrobinę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mówiłam,
mówiłam – powtórzyła jak echo Laurel. – Dobrze wiesz, że muszę się sama
przekonać. Zresztą, Evangeline Wood jest wielką fanką wróżbiarstwa…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kto?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Evangeline
Wood, nowy kapitan drużyny Krukonów – wyjaśniła spokojnie Laurel, a Rose
machnęła ręką, dając do zrozumienia, że wszystko, co ma związek z rozgrywkami
domów (łącznie z ludźmi, wyjątek: Scorpius Malfoy i James Potter), jest poza
kręgiem jej zainteresowań.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I co z nią?
Nie ona jedna lubi wróżbiarstwo – mruknęła Rose, robiąc tę swoją minę <i>I tak wyjdzie na moje</i>. Laurel
westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czy ciebie w
ogóle nie interesują ludzie dookoła?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie bardzo,
wiesz? – przyznała Rose, wzruszając ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– W każdym
razie to chyba najbardziej rozsądna osoba, jaką znam…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mam
nadzieję, że to o mnie – powiedzieli chórem Rose i Albus, a Laurel parsknęła
śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam,
Rose, ale… – nie dokończyła i znowu zaczęła się śmiać. Albus uśmiechnął się pod
nosem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A co to niby
ma znaczyć? – spytała Rose, udając oburzenie. – Jestem <i>skrajnie </i>rozsądna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I jesteś <i>Weasley</i> – przypomniał Albus.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak, jak
twoja mama – odparowała Rose. Albus odwrócił się do niej i przystanął. Ludzie
zaczęli ich wyprzedzać, mrucząc coś do siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak –
przyznał Albus. – Dlatego wiem, co mówię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Laurel znowu
się zaśmiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Usłyszeli
sapanie gdzieś za sobą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam
– wyseplenił, połykając łapczywie powietrze, Riley Roger. – Wessali mnie
Ślizgoni!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose poklepała
go po plecach i cała czwórka zaczęła z powrotem wdrapywać się na wieżę
Gryffindoru. Schody były już opustoszałe. Gdzieś z tyłu słyszeli tylko wesoło
paplające Lily Potter i jej koleżankę Glam Evans.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Hogwart
właśnie budził się do życia po dwumiesięcznej przerwie. A gdzieś w tej masie
jednakowych szat uczniowskich znajdował się Albus Severus, dręczony okropnym
swędzeniem pod skórą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i>Może to naprawdę gnębiwtrysk?</i> zapytał
samego siebie. Ale nie dał się przekonać.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy Albus
pojawił się spóźniony następnego dnia rano na śniadaniu, odprowadzał go tłumek
zdziwionych spojrzeń. Czuł je na swoich plecach nawet, gdy usiadł już przy
stole Gryffindoru.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ziom –
zagadnął Hugo Weasley, siedzący pomiędzy swoją siostrą Rose a kumplem Eddiem
Grossem. – Gdzie twoja szata?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Uuu –
usłyszał Lily, mówiącą jak zwykle nieco za głośno. – Al się buntuje!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie buntuję
się – odparł niemrawo Albus, wciąż
jeszcze porządnie zaspany. Pociągnął za sznurek swojej bluzy z kapturem. –
Chyba mnie szata uczuliła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose
przyjrzała mu się z dziwną mieszaniną troski i rozbawienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Taka szata
nie może uczulać – zauważyła, wbijając widelec w coś podejrzanego na swoim
talerzu. – Może powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus podrapał
się po ręce i nic nie mówiąc, zabrał się za jedzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wy,
dziewczyny, lubicie tam chodzić, nie? – odezwał się niespodziewanie Eddie,
machając głupkowato głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdzie? –
zapytała Laurel, zanim Rose zdążyła się odezwać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Do skrzydła
szpitalnego – odpowiedzieli chórem Eddie i Hugo i przybili głośno piątkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie rozumiem
– przyznała Rose. Jej policzki nieco poróżowiały. Nie lubiła nie rozumieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pan Tie jest
bardzo mrau w tym kitlu, nie? – kontynuował Eddie, oblizując z mlaskiem palce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Widzę, że
się orientujesz – wtrąciła się Lily. – Może po to chodzisz do skrzydła
szpitalnego trzy razy w tygodniu? Żeby obczaić tyłek pielęgniarza?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Twarz Eddiego
przybrała niezdrowy odcień purpury. Już nic nie powiedział.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Do Wielkiej
Sali wpadł zdyszany Riley. Ze zdumieniem zauważył, że stół Gryfonów jest pełny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ziom, musisz
się ogarnąć – oznajmił Hugo, machając dziwnie rękoma. Razem ze Eddiem wstali i
wolnym krokiem opuścili Wielką Salę, kiwając się śmiesznie na boki. Riley niespiesznie
zajął ich miejsce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oni mają rację,
Riley – powiedziała Laurel z wyraźną troską w głosie. – Musisz przestać się
spóźniać, to aż niezdrowe.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Chłopak tylko
mruknął coś w odpowiedzi i zaczął nakładać sobie furę jedzenia. Jadł szybko,
mając świadomość, że prawdopodobnie i tak jest już spóźniony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Hej, Al –
zaczął Riley po chwili, plując dookoła jajkami. – Będziesz się przebierać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Albus uznał,
że szata powoduje u niego reakcję alergiczną – wyjaśniła Rose, kiwając powoli
głową. – Chociaż wie, że to nie ma sensu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus rzucił
jej mordercze spojrzenie, drapiąc się po policzku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ej, a nie
myślisz – zaczęła Lily konspiracyjnym tonem – że to, wiesz… jakieś przeczucie?
Ostrzeżenie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niby przed
czym? – Laurel wybałuszyła na nią oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem…
Tiara śpiewała wczoraj o zjednoczeniu… i jedności… – Niezręczną ciszę, która
miała w tym momencie zapaść, psuła chichocząca Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam
– powiedziała, ale nie przestała się śmiać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Lily, Tiara
co roku śpiewa o tym samym – powiedział w końcu Albus i również nieznacznie
uśmiechnął się pod nosem. Siostra machnęła ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale to się
składa w logiczną całość!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wcale nie –
powiedział Riley, ocierając usta wierzchem dłoni. Laurel skrzywiła się na ten
widok.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kiedy
zdejmują ci aparat? – zapytała, a Riley w odpowiedzi zaprezentował cały rząd
okutych zębów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na Boże
Narodzenie – przyznał w końcu, wyraźnie zadowolony, że to tak niedługo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– W każdym
razie – zaczęła znów Lily przesadnie głośnym tonem – nie wiem jak wy, ale ja w
ramach zjednoczenia zamierzam kandydować do drużyny quidditcha.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose posłała
jej zdziwione spojrzenie, Albus uśmiechnął się półgębkiem, Riley otworzył usta
ze zdumienia, a Laurel wyglądała na uprzejmie zainteresowaną. Zanim jednak
ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, podszedł do nich profesor Longbottom z planami
zajęć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Albus, mam
nadzieję, że zabrałeś z domu szatę? – zagadnął wesoło, a Potter spłonął
rumieńcem.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pierwszą
lekcją Albusa było mugoloznastwo. Gryfonów połączono ze Ślizgonami, którzy
tradycyjnie już objawili się jako trio nieco zagubionych osób (bliźniaki Flint
i Amanda Pierce) oraz Scorpius. Malfoy zajął miejsce obok Albusa, którego w
zeszłym roku Riley opuścił na rzecz Diamond Thomas o bardzo równych zębach.
Kłótnia o to nie trwała jednak długo, bo Al nie potrafił opanować śmiechu,
kiedy Rileyowi z emocji zaczęła lecieć krew z nosa. Później Potter miał okropne
wyrzuty sumienia, ale Roger przyznał, że wolał ten śmiech od kłótni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cześć –
przywitał się Scorpius i zmierzył Albusa spojrzeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cześć, cześć
– odpowiedział roztargnionym tonem i podrapał się po głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ej, gdzie
twoja…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szata? –
dokończył zirytowany Albus. Odpowiadał na to pytanie już piąty raz. – Jestem
pewny, że mam na nią jakąś paskudną alergię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie masz
żadnych krost – zauważył przebiegle Malfoy, a Al posłał mu zmęczone spojrzenie.
– Naprawdę aż tak cię swędzi? Może idź do skrzydła szpitalnego?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W tym momencie
wszedł profesor Brown i ucichły wszelkie rozmowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Witam w
nowym roku szkolnym – zaczął. – Sumy coraz bliżej – przypomniał i rozejrzał się
po sali. Klasa wydała zgodny jęk. – Mamy coraz mniej czasu, więc nie będziemy
go tracić na czcze gadanie. Dzisiaj system edukacji brytyjskich mugoli. Mam
nadzieję, że panna Pierce pod koniec lekcji sprawnie odpowie na nasze pytania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zlustrował
Ślizgonkę spojrzeniem, a ta niechętnie odłożyła szminkę do kosmetyczki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Otwórzcie
podręczniki na stronie dwunastej. Przeanalizujemy tabelkę i wykres zajęć
dodatkowych. Albus, gdzie twoja szata?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Amanda
zachichotała.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Obalam twoją
teorię z alergią – oświadczył Scorpius po skończonej lekcji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mówisz? – Al
podrapał się po brodzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przez całą
lekcję się nie drapałeś, dopiero teraz. A to drapanie nie wygląda mi na
alergiczne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus
westchnął i zarzucił sobie torbę na ramię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Masz rację.
To było coś innego. Lily jednak miała trochę racji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nic, nic… –
Albus zasępił się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ej, coś ty
taki markotny?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Aha –
Scorpius nie bardzo wiedział, jak pociągnąć dalej rozmowę. Przez chwilę
panowała cisza. – Czekajcie na mnie po lekcjach pod salą od numerologii, dobra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jasne –
mruknął Al w odpowiedzi, ale Malfoy już się odłączył.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius,
minąwszy załamanie korytarza, westchnął. Spojrzał jeszcze raz na swój plan
lekcji. Nie było tak źle. Dwie godziny eliksirów z Puchonami, gdzie Dean King
wybawi go od konieczności przebywania z Nottem i Higgsem, opieka nad magicznymi
stworzeniami z całym Gangiem, historia magii, zielarstwo… zaklęcia z Rose… I
trening quidditcha. <i>Nie spóźnij się </i>dopisał
Crage Zabini przy okienku z treningiem. Scorpiusa przebiegły ciarki. Co
powiedziałby ojciec, gdyby wiedział, że spadkobierca Dworu Malfoyów boi się
Crage’a Zabiniego? Scorpius westchnął, wepchnął plan do kieszeni i ruszył dalej
w kierunku lochów.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus rzucił
Rose zdawkowe <i>Czekajcie na Scorpiusa</i>
i wbiegł na schody. Laurel parsknęła śmiechem, gdy nagle zmieniły kierunek,
więc Al musiał wrócić, przebiec obok przyjaciół i skorzystać ze schodów po
drugiej stronie korytarza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Już się nie
drapał – zauważyła Rose, skubiąc wystającą nitkę szaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślisz, że
to serio alergia? – Laurel wyglądała na naprawdę zmartwioną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niemożliwe –
zaprzeczyła kategorycznie przyjaciółka i temat ucichł. Stali w ciszy dobrą
minutę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślę, że
Lily ma trochę racji – odezwał się wreszcie Riley. – To jakieś przeczucie, może
niekoniecznie zagrożenie. Ale coś go dręczy. Wspomnisz moje słowa, Weasley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose pokazała mu
język, a Riley uśmiechnął się w odpowiedzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Znów zapanowała
cisza. Masy uczniów przechodziły im przed twarzami, ale żaden z nich nie
wyglądał jak Scorpius Malfoy. Rose zaczynała się niecierpliwić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdzie on
jest, do wrzeszczącej mandragory?! – zawołała, czerwieniejąc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie ma –
odparł bystrze Riley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś go na
pewno zatrzymało – dodała Laurel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose nie
wyglądała na przekonaną. Nie lubiła stać bezczynnie. Gniew szybko jednak jej
przeszedł, kiedy po trzech minutach złości i pomstowań na schodach objawił się
Scorpius Malfoy. Z krwawiącą i opuchniętą wargą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Merlinie
przenajukochańszy – wymamrotała Rose i w trzech krokach znalazła się u boku
Malfoya. – Coś ty znowu narobił?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zawsze moja
wina, co, Weasley? – uśmiechnął się niemrawo i natychmiast skrzywił z bólu. –
Sorki za spóźnienie, ale myślę, że powinienem jeszcze…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Odwiedzić
skrzydło szpitalne – dopowiedziała Laurel, której udało się doskoczyć do Rose,
ciągnąc za sobą Rileya. – Zaprowadzę…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie – ucięła
Rose. – Idźcie znaleźć Ala.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Palcem
przejechała po wardze Malfoya. Wyglądała naprawdę niedobrze. Laurel nawet nie
zamierzała się sprzeczać, nie żeby Rose miała jej posłuchać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Malfoy i
Weasley zostali całkiem sami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
No, nie licząc
tych wszystkich uczniów, którzy wędrowali w tę i z powrotem korytarzem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chodź, pójdę
z tobą – zapowiedziała Rose i chwyciła Scorpiusa pod ramię. Malfoy odrobinę
napiął się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Weasley,
mogę chodzić, to tylko warga.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dziewczyna
nieco się speszyła. Puściła jego ramię i przygładziła potargane włosy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No tak –
przyznała. – Powiesz mi, co się stało?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale Scorpius
milczał. Zacisnął usta, pokręcił głową i nic nie powiedział. Rose westchnęła i
za wszelką cenę starała się nie wpaść w złość. Stoickim tonem powiedziała
tylko:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślę, że po
<i>tym wszystkim</i>, co przeszliśmy, jesteś
mi winien chociaż głupie wytłumaczenie, dobra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Skrzydełka
nosa Scorpiusa drgały.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rose, nie
mogę powiedzieć… Uwierz, że ostatnie, czego bym chciał, to żebyś wyglądała tak,
jak ja, tylko dlatego że mam za długi jęzor.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Scorpius,
przecież widzę, że ktoś ci tradycyjnie, po mugolsku, dał w mordę. – Rose
pokręciła głową. – Myślisz, że ktoś zdołałby się do mnie zbliżyć z pięściami?
Przecież jestem czarownicą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Scorpius nie
zdołał odpowiedzieć, bo wpadł na jakiegoś pierwszorocznego Ślizgona. Chłopiec wzdrygnął
się na widok jego fioletowych już ust. Szybko pozbierał rozsypane książki i
uciekł, zanim Scorpius zdążył się choćby schylić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Malfoy –
kontynuowała Rose, jakby nic się nie stało. – Nie że ci nie ufam, ale… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem, Rose,
wiem – warknął. – Ale ja nie chcę, żebyś mnie chroniła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Weasley wydęła
wargi i pchnęła drzwi skrzydła szpitalnego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Malfoy, jak
kociołki dzwonią, tak przysięgam, że kompletnie nie rozumiem, o co ci chodzi.
Dzień dobry, panie Tie – rzuciła rezolutnie w stronę przystojnego pielęgniarza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzień dobry,
dzieciaki. Z czym przychodzicie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Scorpius
Malfoy dał się pobić – wyjaśniła z przekąsem Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego tym
razem? – zapytał pielęgniarz, marszcząc brwi ponad oprawkami okularów. Palcami
delikatnie dotykał wargi Scorpiusa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mogę
powiedzieć – przyznał niemrawym tonem Malfoy. Rose wywróciła oczami, a pan Tie
już nie naciskał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Faktycznie,
to wyjątkowo tylko pobicie – przyznał pod nosem pielęgniarz i wyciągnął różdżkę
z kieszeni kitla. Stuknął nią delikatnie w usta Malfoya, mrucząc coś
niedosłyszalnie. Siniaki i krew natychmiast znikły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dziękuję –
westchnął Scorpius.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie bij się
więcej, chłopie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pan Tie
poklepał go po plecach. Pożegnali się z pielęgniarzem i wyszli z powrotem na
korytarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Tym razem</i>? <i>Wyjątkowo</i>? – wysyczała Rose wprost do ucha Scorpiusa, ale nie
powiedziała nic więcej, bo pod drzwiami stał Riley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Stało się –
zaczął grobowym tonem, a Rose pobladła. – Albus Severus Potter…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co jest? –
spanikowała Weasley, gdy Riley dramatycznie zawiesił głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– …dostał
szlaban – wydusił wreszcie, a Rose musiała mocno powstrzymywać się przed
tradycyjnym, mugolskim, przywaleniem mu otwartą dłonią.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rok zapowiadał
się paskudnie. Najpierw to okropne swędzenie, potem Lily, która wyskakuje z
quidditchem jak nieśmiałki z drzewa (nie żeby tego nie przewidział, w końcu
geny robią swoje – tylko nie u niego, on dostał wadę wzroku), a na koniec ten
szlaban. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał szlaban. Chyba w ogóle nigdy, nawet
za te wszystkie wygłupy zawsze obrywał głównie James. Albus podświadomie za
swoje tegoroczne porażki obwiniał okulary. Głupie, ale było mu dzięki temu
chociaż troszkę lepiej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ogień wesoło
trzaskał w pokoju wspólnym Gryffindoru. Miejsca przy kominku zajął James
Syriusz Potter wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką (i, jak twierdziło pół
Hogwartu, przyszłą żoną) Lydią Wilde. Było ich co prawda tylko dwoje i spleceni
byli kończynami jak para węgorzy (a wciąż uparcie twierdzili, że <i>to tylko przyjaźń</i>), ale mimo wszystko
zajmowali całą kanapę. Albus i jego przyjaciele nawet nie próbowali podchodzić.
James byłby wściekły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na dywanie pod
tablicą ogłoszeń rozsiadła się wesoło grupka dziewczyn z trzeciego roku, na
czele z rozgadaną Lily Potter. Glam Evans i Diana Johnson głośno wtórowały jej
śmiechom. Przy największym stole usiadł ciapowaty Charlie Cyrill już obładowany
książkami. Albus dobrze znał jego starszą siostrę Cyntię, Puchonkę. Eddie Gross
i Hugo Weasley przeciskali się między stolikami, wydając z siebie
nieartykułowane dźwięki, które miały mieć pewnie coś wspólnego z tym, jak mu
tam… <i>rapem</i>. Diamond Thomas i Amber
Campbell szeptały przy stoliku na środku pokoju. Gang złączył dwa stoły i nie
zważając na marudzących pierwszorocznych, wesoło zajmował znaczną część pokoju.
To był jeden z tych wieczorów, które Scorpius Malfoy spędzał wśród Ślizgonów,
dlatego przyjaciele występowali w pomniejszonym gronie. Rose wrzała, Laurel
potakiwała, Riley jadł, a Albus milczał, mając nadzieję, że tyrada kuzynki nie
dotrze wreszcie do niego. Dzień jak co dzień.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś jest nie
tak – powtórzyła po raz kolejny Weasley. – A jeśli coś mu się stanie? To będzie
moja wina, bo niedostatecznie naciskałam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rose,
przestań – westchnęła Laurel. – Przecież zrobiłaś dla niego wystarczająco dużo.
Gorgony, uratowałaś mu życie! <i>Życie</i>,
Rose!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A on mi się
odpłacił – przypomniała, łapiąc w locie czekoladową żabę, która miała nadzieję uciec
Rileyowi. Rose odgryzła jej głowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No błagam,
to przecież <i>nic</i> w porównaniu…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>To</i> było wszystko. Wszystko, Laurel –
sprzeciwiła się głośno Rose. – Nikt się wtedy za mną nie wstawił, nawet ty, a
on…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A on teraz
dostaje za to po nosie – wtrącił się Riley i wrzucił sobie do ust brązową
fasolkę wszystkich smaków. Strata żaby nie zrobiła na nim większego wrażenia. –
Po wargach dokładnie. Rose, mam twoją mamę, chcesz? – spytał od czapy,
przyglądając się niebieskiej karcie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mam
wystarczająco, dzięki – odparła i klapnęła z powrotem na fotel. Nie zauważyła
nawet, kiedy wstała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ja wezmę –
przyznała ochoczo Laurel i delikatnie wyjęła kartę Hermiony spomiędzy palców
Rileya. Roger spłonął rumieńcem. Rose zmarszczyła brwi. Albus zamknął z
trzaskiem podręcznik transmutacji. Wyglądał, jakby zamierzał wstać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dokąd to? –
odezwał się nagle Riley, nieco głośniej niż zamierzał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dokładnie,
Al, jeszcze nam się nie wyspowiadałeś – podjęła Laurel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No to co to za
szlaban? – spytała bez ogródek Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chodzi o
szatę. – Albus machnął ręką. – Wujek Neville nie widział problemu, ale
McGonagall przyssała się do tematu jak gumochłon do sałaty i Longbottom musiał
wlepić mi szlaban. Nie kupiła gadki o alergii, bo nie mam żadnych objawów poza
swędzeniem, które już mi zresztą przeszło. Stwierdziła, że nie będzie tu
tolerować takiego szczeniackiego buntu, bo to poważna placówka edukacyjna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlatego
trzymają tu Irytka – zaśmiała się Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dokładnie to
powiedziałem Neville’owi. Ale musiał. – Al rozłożył ręce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co będziesz
robić? – zainteresował się Riley.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Standard –
odparł od niechcenia Albus. – Czyszczenie trofeów. Zastanawiam się, jakim cudem
cały czas są brudne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Cały Gang
zgodnie westchnął. W końcu odezwała się Rose:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
zostawimy tego tak. Jutro wszyscy chodzimy w normalnych ciuchach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co? –
zdziwił się Albus.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak.
Nazwiemy to B.U.N.T.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czyli? –
dopytał Riley, znowu coś tam pogryzając.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czyli <i>Beznadziejne uczulenie na tkaninę</i>. W domyśle:
z której robi się szkolne szaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chcesz,
żebyśmy się drapali cały dzień? – Laurel nie wyglądała na przekonaną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś ty, mam
coś lepszego. – I zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus zmrużył
oczy i podrapał się po uchu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co jest? –
spytał Riley, rozpoznając minę przyjaciela.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bunt… –
mruknął tylko Al w odpowiedzi. A może to było <i>B.U.N.T.</i>?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose pojawiła
się z powrotem przy ich boku i z trzaskiem rzuciła czymś na stół.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bombonierki
Lesera? – Laurel patrzyła z powątpiewaniem na pudełko. – Myślisz, że oni się
jeszcze na to nabiorą?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose machnęła
ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To są
bombonierki na wypasie. Dostałam od wujka na ostatnie urodziny, ale jeszcze
nietykane. – Podniosła pokrywę pudełka z namaszczeniem, co wyglądało śmiesznie
w porównaniu z tym, jak rzuciła bombonierką jeszcze chwilę temu. – Patrzcie:
marcepanowe wysypki, kakaowe kaszlaki, migdałowe drapaki, tradycyjne wymiotki
pomarańczowe, kokosowe łzawiaki. Genialne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Łzawiaki</i>? – zaciekawiła się Laurel. Rose
przytaknęła ochoczo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Im więcej
razy ugryziesz, tym więcej łez wywołają.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przyjaciółka
pokiwała z uznaniem głową. Riley spoglądał łapczywie na okrągłe czekoladki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nasi rodzice
już to robili – zauważył bystrze Albus. – Kiedy walczyli z tą całą Umbrellą czy
coś, cały Hogwart łykał Bombonierki. McGonagall na pewno to pamięta. Longbottom
tym bardziej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose wydęła
wargi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlatego nie
spodziewają się, że ktoś zrobi to ponownie i to w tak błahej sprawie – wtrącił
Riley, zanim Weasley zdążyła odpowiedzieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słuchajcie –
zaczął Al, a Rose wywróciła oczami. W takich chwilach był idealnym klonem ojca.
– Nie musicie tego dla mnie robić. Już wiem skąd to swędzenie, a i tak będę
musiał odbębnić szlaban, po co ta cała drama?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dla <i>funu</i> – skwitował Riley i rozpakował
kolejną czekoladową żabę. Albus więcej nie protestował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co ze
Scorpiusem? – spytała trzeźwo, jak zwykle zresztą, Laurel. – Z Lily i Hugo?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mogą podać
informację dalej. Powiem im – zaoferował się Al i zerwał się z fotela.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
Scorpiusowi – zakomenderowała Rose, a Laurel wywróciła oczami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Obrażasz
się? – zapytała z kpiącym uśmieszkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak –
warknęła Weasley w odpowiedzi i błyskawicznie zniknęła na schodach do
dormitorium.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mam ich dość
– westchnęła Laurel. – Za dziesięć lat albo się nawzajem pozabijają, albo
hajtną. Zobaczycie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Muszę coś
załatwić – mruknął Albus i ruszył w stronę dziury pod portretem. Laurel i Riley
wymienili zdziwione spojrzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zostaliśmy
sami – wyszeptał, jakby do siebie, Riley. Oboje delikatnie się zarumienili.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Następnego
dnia rano na śniadaniu co najmniej połowa Gryfonów pojawiła się w swoich
codziennych ubraniach. Większa część z nich drapała się, prezentowała
przyjaciołom okropną wysypkę albo nieco ostentacyjnie kaszlała. Wśród
B.U.N.T.owników znaleźli się James i Lydia, Fred i Dominique Weasleyowie, Eddie,
Hugo i Lily, Diamond Thomas, Amber Campbell i Glam Evans. Rose, ubrana w swój
stary rozciągnięty sweter z lwem duszącym węża, rozglądała się po stole z
wyraźną dumą, ale i zaniepokojeniem, bo nie mogła zlokalizować Albusa. Nie
widziała go od czasu rozmowy w pokoju wspólnym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co to jest?
– spytał Jamesa Pottera profesor Longbottom. – Coś znowu wymyślił?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Lydia zamachała
blond grzywą i odpowiedziała zamiast przyjaciela:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wszyscy
obudziliśmy się rano z okropnymi objawami <i>beznadziejnego
</i>uczulenia. To przez szaty. – Pokiwała powoli głową. Longbottom wyglądał na
poirytowanego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To Rose,
prawda? – domyślił się, a James tylko wzruszył ramionami. Wiedział, że nie ma
co mydlić oczu opiekunowi Gryfonów, ale nie chciał też psuć planów kuzynki –
jakiekolwiek by nie było. Zamiast więc kontynuować rozmowę, objął Lydię
ramieniem i odwrócił się od nauczyciela. Neville Longbottom westchnął. Wcale
nie miał ochoty kłócić się z Rose, ale cóż mógł poradzić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Złapał ją
rozdrażnioną i niespokojną tuż po lekcji zielarstwa. Przez całą godzinę
wydawała się nieobecna, ale teraz wyglądała, jakby była na skraju płaczu. Gdyby
profesor tak dobrze jej nie znał, prawdopodobnie przestraszyłby się, że stało
się coś strasznego. Tymczasem wiedział, że Rose bliżej do wybuchu gniewu niż do
płaczu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rose, czy to
jakaś zemsta za szlaban Albusa? – zapytał bez ogródek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co? –
uczennica nie zrozumiała, ale nawet nie skupiała wzroku na nauczycielu. Neville
westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szaty,
wysypki, drapanie. Chodzi o Albusa? Buntujecie się, bo wlepiłem mu szlaban? To
nie koniec świata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose cały czas
drapała się po udzie, co doprowadzało profesora do szału, ale postanowił to w
sobie zdusić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Profesorze,
gdzie jest Al? – zapytała dziewczyna, kompletnie ignorując oskarżenia
nauczyciela. Longbottom westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A gdzie ma
być?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose wyglądała
na zbitą z tropu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No… tu, na
lekcjach. Ale cały dzień go nie ma.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słuchaj,
Rose. Ta głupia zabawa ma się skończyć, jeśli nie chcesz mieć poważnych
problemów, dobra? Ostatnie, czego chcę, to robić z ciebie czarny charakter.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose niechętnie
przytaknęła. Nawet nie miała ochoty ciągnąć tej zabawy, bo przytłaczała ją
troska o Albusa. Szybko opuściwszy klasę, postanowiła darować sobie kolejną lekcję.
Być może nie powinna wagarować już na początku roku szkolnego, ale kiedy nie
miała nad czymś kontroli – panikowała. A w tym momencie ewidentnie traciła
kontrolę nad Albusem. Musiała się dowiedzieć, o co chodzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zmierzając w
stronę łazienki Jęczącej Marty, wpadła na grupkę Ślizgonów rechoczących na cały
korytarz i nawet nie udających, że mają zamiar udać się na lekcje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie boisz
się chodzić tutaj w takim swetrze, Weasley? – zagadał Cornelius Bannister,
lustrując Rose spojrzeniem. Dziewczyna prychnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– W
przeciwieństwie do ciebie, umiem skorzystać z różdżki w sytuacji zagrożenia.
Ale nie widzę tu żadnego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Bannister
zacmokał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie ma tu
Malfoya, żeby dać sobie obić mordę za ciebie, Weasley. Lepiej uważaj ze
słowami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I odmaszerował
w przeciwnym kierunku wraz ze swoją świtą. Rose natychmiast za nim krzyknęła:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Następnym
razem nie dam ci tak bezkarnie wycierać sobie twarzy moim nazwiskiem,
Bannister! Będziesz wymawiać je z szacunkiem albo nie będziesz mówić wcale!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Gdy tylko
zniknęli z pola rażenia, Rose zaklęła siarczyście. Teraz miała do oswojenia
dwie sytuacje, bo Malfoy najwyraźniej też wydostał się spod jej kontrolnego
parasola. Uznając, że sprawa Scorpiusa jest dużo pilniejsza, pobiegła w dół
schodów, chcąc złapać go wychodzącego z klasy eliksirów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale nie udało
jej się. Zauważywszy Rose, Malfoy mruknął coś pod nosem i ruszył szybko przed siebie.
Nie zatrzymał się, słysząc jej wołanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rose poczuła
się nie tylko dogłębnie zraniona, ale skrajnie poirytowana. Serio, od
pierwszego września biega bez celu po zamku i nie może nad niczym zapanować.
Natychmiast ruszyła korytarzem za Scorpiusem, ale jakby ślad po nim zaginął za
załomem korytarza. Westchnęła i wróciła na lekcje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Bez
zaskoczenie stwierdziła, że Albusa nie było w klasie, więc usiadła obok Rileya.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdzie
Potter? – zapytał, plując dokoła. Rose zmarszczyła brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O co
chodziło z tym swędzeniem? – odpowiedziała pytaniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem,
nie powiedział.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Już miała
powiedzieć coś więcej, ale drzwi klasy otworzyły się i wszedł Albus w swoim
najpaskudniejszym swetrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdzieś ty
był?! – wykrzyknęła Rose, widząc Pottera i jego nietęgą minę. – Pogięło cię do
reszty?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– U
McGonagall.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Riley
zachłysnął się powietrzem, słysząc to. Rose otworzyła usta, ale Albus był
szybszy:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mogę
powiedzieć. Tajemnica.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Albus nie
pojawił się na obiedzie ani na kolacji. Rose była tak zaaferowana jego
tajemnicą, że prawie zapomniała o Scorpiusie. Ale tylko prawie, bo nadal
systematycznie odwracała się, próbując odszukać go przy stole Slytherinu. Na
próżno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rose, daj mu
żyć – westchnęła Laurel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sprawdzam
tylko, czy żyje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Laurel i Riley
wymienili zdziwione spojrzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ja o Albusie
mówię, nie wszystko kręci się wokół Malfoya.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– POTTER! –
zawołała Rose, znów wracając myślami do afery. Lily i James popatrzyli na nią z
dwóch przeciwnych krańców stołu. – Muszę się dowiedzieć, co kombinuje, po
prostu muszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie możesz
raz sobie darować? – westchnął Riley. – Może mieć swoje tajemnice.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jakby chciał
coś ukryć przede mną, to bym w życiu się nawet nie domyśliła, że coś się
dzieje. Ale wiem, że coś się ewidentnie dzieje. Więc nie chce się ukryć. Więc
muszę się dowiedzieć, zanim mi powie. Muszę. Muszę wiedzieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Laurel i Riley
znów wymienili spojrzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jesteście
dziwni – powiedział w końcu Roger.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To rodzinne
– przyznała Rose i wstała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ty dokąd? – zapytał
Riley, odkładając głośno widelec.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jest tylko
jedna kryjówka, którą zna Albus Severus Potter i pech chciał, że to też moja
kryjówka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Miała rację,
Albus właśnie wychodził z biblioteki, kiedy tam dotarła. Nie zdążyła jednak go
złapać, zanim zniknął na schodach, a te natychmiast zaczęły się ruszać. Zaklęła
w myślach, ale los i tak jej sprzyjał, bo z naręcza pergaminów niesionych przez
Pottera wypadła odręcznie zabazgrana karteczka.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– B.U.N.T.? –
przeczytała Rose zdziwionym tonem i chwilę zajęło jej odszyfrowanie rozwinięcia
skrótu. Ale w końcu udało jej się trochę odczytać, a trochę odgadnąć, że swoim
koślawym pismem Albus Severus Potter napisał nie <i>Beznadziejne Uczulenie na Tkaninę</i>, ale <i>Brawurowe Uwolnienie Naturalnych Talentów</i>. Nie była pewna, co to
wszystko znaczyło.<o:p></o:p><br />
<br />
<i>Nie mam czasu tego sprawdzać, a nie miałam też zamiaru tego publikować w najbliższym czasie, ale 1 września 2017 to tak ważna data dla Next Genów, że nie mogłam tego nie zrobić. Musicie mi wybaczyć błędy, których pewnie jest zatrzęsienie.</i><br />
<i>Tym samym wprowadzam Was właściwie pierwszy raz w MÓJ Hogwart, gdzie nazwiska tworzę dla zabawy i pozwalam przyjaciołom wymyślać najbardziej pokićkane (poczekajcie, aż pojawi się Knee Cap), (ba, czasem imiona się nawet powtarzają, jak w prawdziwej szkole, kto by pomyślał) a Hufflepuff rządzi na dzielni.</i><br />
<i>Ale w tym opowiadaniu ten Hogwart dopiero powstaje.</i><br />
<i><br /></i>
<i>Będą jeszcze dwie części: Scorpius Mafoy i pasta do zębów oraz Albus Severus przewodzi rewolucji.</i><br />
Mam nadzieję, że wam się podobało, mimo błędów :).<br />
<br />
<i><span style="font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;">Until the very end.</span></i></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-7539057576284650702017-07-19T15:14:00.000+02:002019-02-24T14:28:43.991+01:00Czerwony Kapturek<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dzień jak każdy inny. Wracasz z pracy, szef znowu się
wkurzył, więc zdecydowanie nie jesteś w humorze. Nic dziwnego, że chcesz jak
najszybciej być w domu. Idziesz szybkim, równym krokiem. Marsz już trochę cię
zmęczył, płytko oddychasz.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie rozglądasz się, a trasę znasz na pamięć. Jezdnia w tej
okolicy nie jest asfaltowa, tylko brukowana, a jedynymi źródłami światła są
żółte latarnie i blada tafla księżyca. Automatycznie wymijasz nierówności
chodnika, za to dziewczyna w czerwonej bluzie idąca przed tobą co jakiś czas
się potyka. Idzie jeszcze szybciej niż ty, ale nie zastanawiasz się nad tym.
Nie zwracasz też uwagi, że po drugiej stronie ulicy niewyraźna postać porusza
się równie szybko, co dziewczyna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W lesie jest wyjątkowo jasno tej nocy, ale nawet wyraźny
blask księżyca nie potrafi rozświetlić wszystkich mroków między drzewami. Wręcz
przeciwnie. Widzisz niedaleko przed sobą krwistoczerwony kapturek i jego
właścicielkę, biegnącą, ile sił w nogach, ale masz za dużo na głowie, aby
zastanawiać się, co mała dziewczynka może robić w lesie o tej porze. Ani tym
bardziej przejmować się pękającymi pod jej stopami gałązkami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Patrzysz niecierpliwie na zegarek. Jeszcze chwila i będziesz
w domu, wskoczysz pod gorący prysznic i zapomnisz o wszystkim. Dziewczyna w
czerwonej bluzie przyspiesza, a ty robisz odruchowo to samo, mimo że teraz
praktycznie biegniesz. Wreszcie kątem oka dostrzegasz biegnącego mężczyznę
skrytego w cieniu. Niestety, przez to nie zauważasz jakiejś niezidentyfikowanej
przeszkody i upadasz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Lądujesz twarzą w pachnących igłach. Słyszysz, jak gdzieś
obok ciebie miękkie łapy wilka uderzają o ziemię, a po chwili powietrze
wypełniają tylko odgłosy skrzypiec świerszczy. Wzdychasz i podnosisz się z
ziemi, otrzepujesz z leśnej ściółki i idziesz dalej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy dziewczyna w czerwonej bluzie znika za zakrętem,
praktycznie momentalnie o niej zapominasz. W głowie masz tylko wannę z gorącą
wodą, do której możesz wskoczyć już za moment, już za chwilę, i wszystkie twoje
problemy wyparują razem z eterycznymi olejkami. Twoje ciało przeszywa dreszcz
zniecierpliwienia. Migająca latarnia tuż za zakrętem już zwiastuje słodkie
uciechy czekające w domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Między drzewami zauważasz Czerwonego Kapturka w strachu
cofającego się przed wilkiem. Zatrzymujesz się na chwilę w szoku. Po kilku
metrach dziewczynka wpada na drzewo. Nie ma już dokąd uciec.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Błagalne jęki dziewczyny w bluzie wyrywają cię z odrętwienia.
Odwracasz wzrok od ciemnej bocznej uliczki, gdzie da się dostrzec także
nieznajomego idącego wcześniej drugą stroną ulicy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Widzisz jeszcze tylko kątem oka, jak czerwony kapturek upada
na leśną ściółkę, przestając chronić niewinną, małą dziewczynkę.<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy wreszcie zanurzasz się w gorącej wodzie, zapachy
olejków eterycznych zupełnie wypierają z twojej pamięci wspomnienie zaułka i
dziewczyny w czerwonej bluzie. W każdym razie – przynajmniej ty czujesz się
tego dnia bezpiecznie.<o:p></o:p></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-12682270190781659252017-06-30T15:36:00.003+02:002019-02-24T14:28:36.310+01:00Jutro<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wśród kłosów wolno kołyszących się na wietrze z daleka
straszyła wysoka postać. Promienie zachodzącego słońca oświetlały plecy kukły,
martwo uśmiechającej się przed siebie. Strach na wróble czuł łzy wolno płynące
po jego płóciennej twarzy, choć nikt inny niczego by nie zobaczył. Dzięki
starannie wyhaftowanemu uśmiechowi Strach wydawał się ludziom przyjazny, kiedy
słońce oświetlało jego twarz. Wieczorem zaś, gdy zboże spowijała ciężka mgła, a
księżyc przysłaniały chmury – manekin zapewne sam przestraszyłby się własnego
odbicia, ale na szczęście nigdy nie miał okazji go zobaczyć.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jutro, myślał, kiedy spod jego słomianych stóp uciekały ostatnie
promienie zachodzącego słońca, jutro wszystko będzie inaczej. Świt zawsze
przynosił nową nadzieję i radość wstępującą w serce Stracha.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pole to wszystko, co znał. Bezbrzeżne morze falujących
kłosów było jedynym widokiem, jaki kiedykolwiek objęły jego smutne oczy, a
wiatr właściwie jedyną muzyką, jaka docierała do jego uszu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale była też słodka, słodka melodia, która rozlegała się
codziennie o wschodzie słońca. Melodia wnikająca wprost do martwego serca kukły
i można by pomyśleć, że coś w niej drgnęło, że może uśmiech był jakby szerszy,
choć to przecież oczywista nieprawda.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Strach miał jedno marzenie – usłyszeć słodkie dźwięki z
bliska, zobaczyć uroczą istotę, która je wydaje, choćby raz, jeden jedyny.
Choćby miał już nigdy więcej nie zobaczyć pomarańczowych promieni słońca
tańczących po wyschniętej ziemi i choćby miał już nigdy nie zobaczyć
mlecznobiałej mgły przytulającej zziębnięte kłosy, byłby szczęśliwy. Choćby
ziemia przed nim pozostała jałowa, nigdy nie zaznałaby już smutku. Strach był o
tym przekonany i dlatego każdego dnia wypatrywał wchodzącego słońca, aby
jeszcze raz usłyszeć upragnione nuty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie była to ładna melodia. Właściwie to w ogóle nie była
melodia, lecz dla Stracha dziwne i tajemnicze dźwięki wydawały się kwintesencją
piękna i jego najczystszą definicją.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I znów rano wstało słońce i znów serce Stracha drgnęło albo
tylko mu się wydawało, gdy rozległy się znajome krzyki. I znów jego nadzieje
pozostały marzeniami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wkrótce zboże zniknęło z pola, pozostała sucha ziemia, a
promienie słoneczne tańczyły coraz krócej i słabiej. Wraz z pszenicą zniknęła
cudowna melodia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I mimo że rano znów wstawał dzień, i mimo że serce Stracha
przepełnione było nadzieją, nie słyszał niczego poza wiatrem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jutro, mówił sobie, jutro na pewno będzie inaczej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ziemię przykrył śnieg, słońce niemal zniknęło z nieboskłonu,
a nadzieja powoli uleciała z serca Stracha na wróble. Ciężkie chmury okrywało
niebo, a wiatr katował bezlitośnie strażnika pola, na którym nic nie rosło.
Pustka otaczała słomiane i delikatne ciało Stracha, a przed złym światem
chroniły go tylko dziurawy płaszcz i zjedzony przez myszy szalik. Podmuchy
wyrywały słomę z ramion manekina i już dawno strąciły jego pognieciony kapelusz,
który odleciał w stronę rozmytego horyzontu. Luźna nitka wisiała na policzku Stracha,
wieńcząc do połowy rozpruty uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czy jeszcze kiedyś miało zaświecić słońce? Czy miał nadejść
świt, a z nim jutro?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Aż wreszcie któregoś dnia ziarno wykiełkowało i zielone
kłosy znów wolno kołysały się na wietrze. Słońce ogrzewało półuśmiech Stracha,
a świat wypełniły znajome zapachy. I pewnego ranka, wraz z blaskiem świtu, w
powietrzu rozległa się znana, słodka melodia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kra! Kra! Kra!<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mimo że i tym razem nie udało się Strachowi dojrzeć źródła
dźwięku, w jego sercu znów zapłonęła nadzieja. I może, może pewnego dnia jego
miłość do ukochanych dźwięków będzie wynagrodzona. Może jutro, przemknęło mu
przez myśl, może jutro.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Dobry pomysł, średnie wykonanie, meh. Inspirowane Czerwonym Kapturkiem w wersji Bajek z Ramą!</i></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-43584610533841412292017-05-01T16:00:00.000+02:002019-02-24T14:28:26.932+01:00Teenage Dream<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i>Opowiadanie z serii </i>Pięciolinia <i>silnie inspirowane m.in. </i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=5SaZvNRHI-c" style="font-style: italic;">tą</a><i> piosenką, szczególnie w </i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=8PX2_9LNa2E" style="font-style: italic;">tym </a><i>wykonaniu. Inne informacje na dole :).</i><br />
<i><br /></i>
<i><b>Treścią opowiadania jest miłość dwóch mężczyzn, jeśli ci to przeszkadza, nie czytaj</b>. Dodatkowo pisała je kobieta, więc bierzcie poprawkę.</i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Cassie cisnęła gazetą na stół.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Serio nie mają już o czym
pisać? – westchnęła, a ja rzuciłem okiem na nagłówek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 0cm;">
<span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal; letter-spacing: 0.5pt;">Eric Riegler wyśmiewa Katy
Perry!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Artykuł na pierwszą stronę, nie
ma co. W końcu wszystkich interesował Eric Riegler, nominowany do Złotego Globa
za swoją drugoplanową rolę w głupim dramacie, którego tytułu nawet nie chciałem
znać, autor… żadnej z piosenek ze swoich trzech platynowych płyt i gówniarz,
który wyleciał z liceum, więc zaciągnął się w reklamie płatków śniadaniowych.
Świat pokochał jego głos i wprost zalewał mnie nowinkami o nim, a ja miałem
kolesia serdecznie dość. Dlaczego? Bo geje z zasady nie lubią homofobów.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Podałem Cassie jej miskę płatków.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzięki, Will – rzuciła i
zabrała się do jedzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Cassie była dobrą przyjaciółką.
Nie zadawała dużo pytań, śmiała się ze mną z mojej gejozy i oglądaliśmy razem
wszystkie rodzaje filmów (oprócz pornograficznych, bo mieliśmy różne
preferencje) totalnie bez żenady. Miło nam się razem mieszkało, poza tymi
incydentami, kiedy jej nowi faceci brali mnie za kogoś więcej. Czasami trafiał
się taki, który nie chciał uwierzyć, że jestem gejem, no bo przecież nie
wyglądam i no bo nie da się być gejem, mieszkając z Cassie. Nie ukrywam,
dostrzegałem w niej pewne piękno (na pewno nie takie, jak oni), ale przysięgam,
przyszli kandydaci na wybranków serca mojej drogiej panny Blair, że żaden
narząd nie bije mi mocniej, kiedy przychodzi na śniadanie w za dużej koszulce z
Iron Manem. Bez stanika. Za to kiedy wy się zjawiacie na tym samym śniadaniu z
odkrytym torsem, chyba zwracam na to więcej uwagi niż Cassie. Ale nie narzekam,
róbcie tak dalej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ojciec mojej współlokatorki jest
bogatym producentem filmowym, więc wynajmuje jej wygodne mieszkanko, a może
raczej apartament w Westwood na czas studiów. Jednak Cassie nie dała się
przekonać co do porzucenia studenckiego życia w całości i dokooptowała sobie
przyjaciela geja. Ale jeszcze nie noszę apaszek i nie maluję paznokci, więc
plan trochę spalił na panewce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Okej, wiem, strasznie się spinam
o tę całą gejozę, a na Boga, to przecież a) Stany Zjednoczone Ameryki, mogę już
leganie brać tu ślub z kim mi się żywnie podoba! b) Los Angeles, jedynym
wolniejszym (i nie chodzi tu o korki, tego nikt nie przebije) miastem na
świecie jest tylko Nowy Jork. Mogę tu być, kim chcę i nikt mnie nie będzie z
tego powodu prześladował ani nawet obgadywał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
No i jestem – gościem z
Kalifornii, wywalonym z koledżu, pracującym na nocną zmianę jako kelner w ultragwiazdorskim
klubie w Hollywood, definiującym cały swój charakter jako „bucowaty gej”, bo
naprawdę obnoszę się z tym strasznie. Przyczyna jest prosta – doskwiera mi to.
To nie tak, że nie lubię być gejem – lubię, bo mam całą gamę żartów, których
nie mógłbym wypowiedzieć, gdybym był hetero, a faceci są naprawdę fajni do
popatrzenia i tak dalej – ale a) czasem mam wrażenie, że łatwiej byłoby mi się
ustatkować i znaleźć tę jedną jedyną drugą połówkę, gdybym celował w dziewczyny
i b) złamano mi serce bardzo okrutnie na etapie odkrywania swojej prawdziwej
gejowskiej natury i mam defekt z tego powodu, ciężko mi się ufa facetom, którzy
twierdzą, że są otwarci i tolerancyjni. Nie mam nic przeciwko homofobom, którzy
się z tym nie kryją i nie są agresywni, byle tylko nie wchodzili mi w drogę i
nie wyjeżdżali ze swojego Texasu. Mam dużo przeciwko ludziom, którzy twierdzą,
że akceptują i kochają wszystkich, a tak naprawdę są pieprzonymi homofobami.
Jak Eric Riegler.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Hej, temat znowu zszedł na niego!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nienawidzę Hollywood. Szczerze:
nienawidzę. To tak, jakby spytać nowojorczyka, co sądzi o Times Square. Daję
sobie palec uciąć, że nie był tam od pięciu lat – albo przynajmniej starał się
nie być. Różnica polega na tym, że nowojorczyk nie cierpi turystów, a ja nie
cierpię gwiazdeczek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Bo to nawet nie są gwiazdy –
pewnie, że chciałbym spotkać Toma Cruise’a przechadzającego się pod palmami.
Ale to się nie stanie, bo mogę spotkać tylko jakieś domorosłe gwiazdeczki w
stylu Jennifer McDuffin. Słyszeliście kiedyś o Jennifer McDuffin? Ja też nie,
ale muszę jej służyć co najmniej tak, jakby miała na koncie trzy Oscary i lek
na raka. Bo tak się składa, że pracuję w klubie w Hollywood właśnie. I to
klubie, który stanowi istną mekkę dla nastolatek, które uciekły ze swojego
Tennessee albo innego Ohio i szukają tu spełnienia Americam Dream. Pewnie, że
da się to spełnić, ale nie czekając na Toma Cruise’a w klubie w Hollywood z
wielkim neonem i otwartym wejściem – wiadomo, że to pierwsze miejsce, jakiego
Tom Cruise i inny Brad Pitt będą unikać. Oni chodzą do klubów, do których żadna
dziewczynka z Ohio nie będzie miała wstępu. I przechadzają się pod palmami w
miejscach, gdzie nikt nie zwróci na nich uwagi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale cóż mogę poradzić – przecież
nie będę wybrzydzał, skoro płacą nieźle, a z koledżu mnie wylali. Szkoda tylko,
że przez te cholerne korki zawsze się spóźniam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na którą masz dzisiaj? –
zapytała beztrosko Cassie, przeglądając zdjęcia na Instagramie. Spiorunowałem
ją wzrokiem, bo zawsze miałem na tę samą godzinę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ósmą? – odpowiedziałem, nie
wiedząc do końca, czy stwierdzam czy pytam. Cassie przytaknęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I jak nastrój? Stresujesz się?
– W ogóle na mnie nie patrzyła, chyba smsowała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niby czym? Pracuję tam od roku.
– Płatki nagle przestały mi smakować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak to czym? Macie dzisiaj
koncert!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przytknęła mi do twarzy ekran
swojego smartfona. Obrazek był fioletowy i mienił mi się w oczach.
Przytrzymałem jej dłoń dla stabilizacji i nie bez trudu odczytałem: <span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal; letter-spacing: 0.5pt;">Eric Riegler</span><span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal;">, dziś wieczorem, Hollywood</span>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To chyba jakiś żart –
powiedziałem to na głos, chociaż wcale nie zamierzałem. Cassie wydęła wargi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A ja bym chętnie posłuchała go
na żywo – przyznała, kiwając ochoczo głową jak jeden z tych piesków, które
obleśni tirowcy kładą przed szybą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie chodzi o niego –
odparowałem nieszczerze, rumieniąc się lekko. – O szefostwo! Dlaczego nikt nie uznał za stosowne, żeby
powiadomić mnie wcześniej, że mamy koncert?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bo często macie koncerty? –
zgadła Cassie, włączając Snapchata. – Will, słoneczko, przyznaj po prostu, że
masz jakiś okropny kompleks na punkcie tego chłopca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jak kochałem Cassie, tak chciałem
jej teraz po prostu dać w pysk.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mam żadnego kompleksu –
skłamałem, a policzki mi płonęły. – Idę się przejść. Nie wrócę dzisiaj, nie
zdążę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Złapałem torbę i wyszedłem,
trzaskając drzwiami. Cassie nie powiedziała ani słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tak naprawdę nie chciałem się
przechadzać, bo byłem jedynym mieszkańcem LA, który nie lubił łazić po
pagórkach i w ogóle łazić, ale chciałem po prostu wyjść, zanim Cassie zacznie,
o zgrozo, zadawać pytania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Słońce oczywiście waliło po
oczach jak oszalałe, na ulicy był korek, a smog unosił się nieustannie nad
głowami przechodniów – nie, to nie są chmury. Wszyscy na ulicy nosili ciemne
okulary i wszyscy byli posmarowani kremem z filtrem. Oczywiście oprócz mnie, bo
ja zawsze mam na sobie bluzę z kapturem, której nie zdejmę, choćbym pocił się
jak nornica.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Czy nornice się pocą?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Byłem naprawdę wściekły, ale nie
wiedziałem na co. Wściekłość potęgował fakt, że byłem wściekły na siebie za
bycie wściekłym. Przystanąłem i usiadłem na krawężniku, podwinąłem rękawy bluzy
i natychmiast poczułem na skórze palące słońce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric Pieprzony Riegler.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dlaczego całe moje życie kręciło się wokół niego? Naprawdę,
całe. Nawet siedząc na tym głupim krawężniku, miałem przed twarzą plakat
promujący ten cholerny koncert. I wiem, że jestem tylko kelnerem i do tego
właśnie wykorzystałem ostatni dzień urlopu, a szef mnie nie lubi (nikt mnie tam
w sumie nie lubi), ale mogli chociaż wysłać smsa. Cokolwiek. Żebym się nastawił
psychicznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Okej, wiem, dlaczego tego nie zrobili. Koncerty mamy
zazwyczaj dwa czy trzy razy w tygodniu i nikt nie wie, że mam pieprzoną obsesję
na punkcie Erica Rieglera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dobrze, że nikt mi nie czyta w myślach,
bo muszę być cholerne męczący. Naprawdę mam fioła na punkcie nastoletniej
gwiazdki pop – co najmniej jakbym miał dwa kucyki i dwanaście lat – i ustawiam
swoje życie względem mojej niechęci wobec Bogu ducha winnego faceta. Znaczy, to
jest, mam na myśli, jest winny i jest strasznym ciulem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tyle tylko że ja się przed sobą
tym nie usprawiedliwiam– naprawdę męczę się we własnym towarzystwie. Chciałbym
umieć odpuścić głupiej gwiazdeczce, ale nie potrafię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy wszedłem do klubu (przez
tylne drzwi, oczywiście), przywitała mnie tylko Neysa. Dogadujemy się przyzwoicie,
ale nie sądzę, abyśmy zostali najlepszymi przyjaciółmi. Neysa jest dla mnie
trochę zbyt wyzywająca, przy mojej szaromyszkowości trochę za bardzo krzyczy.
Nie to, co Cassie, która jest przy mnie kolorowym kwiatem, a nie kulą
dyskotekową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Weszło mi się w poezję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gotowa na wielki wieczór? –
zagadałam koleżankę, która właśnie malowała sobie oczy, mimo że już wyglądały
na pomalowane. W odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. Westchnąłem, wyjąłem z
szafki swój fartuszek i poszedłem się przebrać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Menedżer szalał na sali.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– TO JEST WYJĄTKOWY, EKSKLUZYWNY
KONCERT, A NIE JAKAŚ BURDA W PRZYCZEPIE, WEŹCIE SIĘ W GARŚĆ – wrzeszczał na biednych
technicznych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Siema, ekipo! – zawołałem
ochoczo, chcąc rozładować atmosferę. – Co mam robić, kapitanie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dobrze, że jesteś, ktoś musi
zmienić etykiety nad barem – poinstruował mnie menedżer, nawet się nie
odwróciwszy. Znów westchnąłem i zacząłem podmieniać karteczki z cenami.
Oczywiście w czasie takiej imprezy ceny musiały być wyższe, <i>przecież to nie tania speluna</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zdzierstwo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na szczęście nie musiało mnie być
na koncercie. Nie wiem, czym się zasłużyłem, że Bóg podarował mi taką radość,
ale ominęła mnie przyjemność słuchania Erica Rieglera na żywo. Nadzwyczajny
fart.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zamiast tego dyżurowałem w
szatni, bo nasz szatniarz się pochorował. Oczywiście, to fucha o wiele
łatwiejsza niż moja normalna praca, więc obdarowano mnie także niewątpliwą
przyjemnością sprzątania po imprezie. Nie narzekałem, bo wymiatam z miotłą
(haha). Wsadziłem w uszy słuchawki i pogrążyłem się w pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I wtedy ktoś na mnie wpadł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Delikatnie wyjąłem słuchawkę i
przybrawszy minę wyrażającą uprzejme zdumienie, podniosłem wzrok na moją
ofiarę. Menedżer we własnej osobie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Masz samochód? – niemal zawołał
wprost w moją twarz. Automatycznie skuliłem się w sobie, choć wcale nie
chciałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tutaj? – Menedżer wydawał się
naprawdę podekscytowany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wyraźnie czekał na moją odpowiedź,
więc dodałem:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pod domem. Ale mogę skoczyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Natychmiast tego pożałowałem. To
wcale nie było tak znowu niedaleko, żeby tak o sobie latać po samochód w środku
nocy, a potem tłuc się przez pół miasta, żeby podwieźć tyłek menedżera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Świetnie. Byle szybko! –
zawołał za mną, a ja niechętnie wbiłem się z powrotem w bluzę z kapturem i
wymaszerowałem z klubu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mojej propozycji pożałowałem
jeszcze bardziej, kiedy zaparkowałem pod klubem, a do mojego samochodu zmierzał
ktoś, kto na pewno nie był menedżerem, tylko wątłym chłopaczkiem w kapturze na
głowie i ciemnych okularach (o trzeciej w nocy – Los Angeles zmienia ludzi).
Rozglądał się nerwowo, ale szedł powoli, jakby silił się na naturalność.
Prychnąłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy wreszcie wygrał walkę z
klamką mojej wiekowej skody, przywitałem go ekstremalnie bucowatym tonem:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś ty za jeden?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Koleś w ogóle na mnie nie
patrzył, kiedy odpowiadał:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Eric Riegler, nie wiesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Krew mnie zalała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O nienienienienienienie –
odrobinę podniosłem głos. – Nie ma nawet takiej opcji, że będę robił za szofera
Erica Rieglera, możesz to sobie wybić z głowy i natychmiast wypieprzać z mojego
auta! Odmawiam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Eric Riegler powoli zdjął okulary
przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie z wyższością. Poczułem się jak w jakimś
beznadziejnie tanim reality show.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Twój klub miał mi zapewnić
bezpieczeństwo i prywatność, tymczasem pod drzwiami stoi pięć furgonetek
wypełnionych paparazzi. Jeśli wycieknie choć jedno moje zdjęcie z tej nocy,
skończy się to co najmniej pozwem i milionowymi stratami dla waszego klubu. A
ty stracisz pracę. Tylko stracisz pracę, jeśli będziesz mieć fart.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zacisnąłem zęby i posłałem
Ericowi Rieglerowi zmęczone spojrzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jesteś gnidą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
A ten tylko wzruszył ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Powoli wyjechałem z podjazdu i zadałem
bardzo niezręczne pytanie:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A więc dokąd to?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Podał mi adres i niechętnie
skinąłem głową. Znowu nie ten koniec miasta, na którym mi zależało!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Trasa minęła nam w całkowitej
ciszy. Zerkałem ukradkiem na moją gwiazdkę co jakiś czas, ale E. Riegler
zamienił się w kamienny posąg – odwrócił się do mnie plecami i wyglądał przez
okno, przez całą trasę nawet nie drgnąwszy. Z jakiegoś powodu mnie to
zdenerwowało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Gdy byliśmy już niedaleko
rezydencji, gwałtowny ruch Erica Rieglera spowodował, że szarpnąłem kierownicą
i prawie wjechałem w palmę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co do…? – mruknąłem, ale
gwiazdka mi przerwała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szit, szit, jasny szlag by to
trafił, co oni tu, do cholery, robią?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kto? – zapytałem, nie
rozumiejąc już za bardzo o tej porze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kto, kto! <i>Paparazzi</i> – wycedził i założył z powrotem okulary. – Nie mogę tu
zostać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pogięło cię? Nie będę cię tak
wozić całą noc jak debil.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Eric Riegler wzruszył ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Weź mnie do siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zamurowało mnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie masz kanapy? – zapytał
kpiąco i narzucił kaptur na głowę. – Rano się zmywam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mogę cię podrzucić do
hotelu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie, w hotelach pracują ludzie,
nie ufam ludziom, sprzątaczki lubią dzwonić do prasy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Pokojówki</i> – wycedziłem i zawróciłem niedaleko furgonetki jakiejś
stacji telewizyjnej. Eric nienaturalnie wyglądał przez okno. – Czyli że niby mi
ufasz? – zapytałem po chwili, nie mogąc się powstrzymać i nawet nie starając
się ukryć kpiny w głosie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Eric Riegler posłał mi zmęczone
spojrzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak wycieknie coś do gazet, to
wiem, gdzie szukać sprawcy, rozumiesz? W hotelu podejrzanych jest multum.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wzruszyłem ramionami i wbiłem
wzrok w jezdnię. Skoda zacharczała. Znowu wyruszyliśmy w trasę i w końcu
wylądowaliśmy szczęśliwie przed moim wieżowcem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jesteś studentem? – zapytał
Eric Riegler, a ja zacisnąłem zęby, żeby nie odwarknąć czegoś w stylu <i>A co cię to obchodzi?</i>, ale nie chciałem
zachowywać się jak naburmuszone dziecko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie. Już nie – przyznałem niechętnie.
Eric R. uniósł kącik ust w uśmiechu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No to mamy coś wspólnego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Prychnąłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O ile dobrze pamiętam, wywalili
cię z liceum, nie z koledżu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Riegler zaśmiał się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Podejrzanie dużo o mnie wiesz,
jak na takiego hejtera, gejzergejozy48.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Eric R. tylko się uśmiechnął i
wysiadł z samochodu. Niechętnie podążyłem za nim, trzaskając drzwiami. Wszedłem
do wieżowca, nie zawracając sobie głowy niepożądanym gościem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale szedł za mną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Moja współlokatorka pewnie śpi,
jak ją obudzisz, to obaj zginiemy – ostrzegłem, zanim weszliśmy do mieszkania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Okej – Eric wzruszył ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Otworzyłem drzwi i nie zapalając
światła, sięgnąłem do szafy po koc. Rzuciłem nim w gościa i wskazałem mu palcem
kanapę w salonie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wstaję rano i cię nie ma, tak?
– wyszeptałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Eric machnął ręką, zdjął
kopniakiem buty i rzucił się na kanapę. Dokopałem adidasy do ściany i zniknąłem
w swojej sypialni. Aż do rana tylko się wierciłem, nie mogąc zasnąć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy pojawiłem się w kuchni,
Cassie zaśmiewała się do łez, stojąc nad ekspresem i usiłując zaparzyć w nim
kawę. Miała na sobie moją koszulkę z księżniczką Leią i bokserki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przy wyspie kuchennej siedziała
jednak postać, której miałem nadzieję nie spotkać. Pierwszym, co zobaczyłem i
natychmiast rozpoznałem, były zgarbiona sylwetka i krzywe ramiona Erica Rieglera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Był piękny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie myślcie sobie, że wtedy w tej
kuchni trzasnął mnie grom z jasnego nieba i nagle zdałem sobie sprawę, że Eric Riegler
to najpiękniejszy mężczyzna, jakiego w życiu widziałem – nie, nigdy w życiu.
Wiedziałem to, odkąd pierwszy raz zobaczyłem głupią reklamę płatków
śniadaniowych. Po prostu nigdy wcześniej nie widziałem go na żywo – to jest,
bez okularów przeciwsłonecznych i kaptura na głowie, i nie w środku nocy. Kiedyś
oglądałem jego błękitne oczy, delikatną linię szczęki i sińce pod oczami aż do
znudzenia, można powiedzieć, że znałem Erica Rieglera na pamięć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Co chyba widać – poznałem go w
końcu po skoliozie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdyby ktoś pokazał mi zdjęcia kilkunastu różnych nosów,
nawet identycznych w budowie, bez wahania potrafiłbym wskazać lekko zadarty i
odrobinę krótki nos Erica Rieglera. Wskazówka: należy wypatrywać
mikroskopijnego pieprzyka na lewym skrzydełku. Byłem pewien, że w pewnym
okresie życia byłem w stanie nawet powiedzieć, ile włosów tworzy te jego
krzaczaste brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedyś, dawno temu, w innym życiu sprzedałbym duszę za
możliwość wplecenia rąk w jego falowane, ciemnoblond włosy. Po co je ściął?
Naprawdę nie rozumiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Teraz miałem te włosy na wyciągnięcie ręki, ale tylko stałem
jak sparaliżowany, wlepiając wzrok w mały pieprzyk na nosie, dopóki Cassie mnie
nie zauważyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cześć, Will! Dlaczego mnie nie obudziłeś? Albo nie
uprzedziłeś, że będziemy mieć gościa?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Puściła Ericowi oczko. Oderwałem wzrok od pieprzyka i
wzruszyłem ramionami. Nie chciałem brać w tym udziału – naprawdę nie chciałem –
ale mimo wszystko nie potrafiłem wrócić do swojego pokoju i olać sprawy,
musiałem się dowiedzieć, co on tu do cholery robił. Więc takie dokładnie
pytanie zadałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dzwonił mój menadżer – oznajmił beznamiętnym tonem i wziął
od Cassie kubek kawy. Machnąłem rękami, ukazując w mój specyficzny sposób, że
nie rozumiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– I co z tego? – Usiadłem obok niego i zabrałem Cassie jej
kubek. Machnęła rękami tak samo jak ja.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie mogę wrócić. Masz mnie tu przechować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zakrztusiłem się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– CO? Nie ma mowy, mam pracę, zobowiązania! – wykrzyknąłem,
kiedy już udało mi się uspokoić. Cassie zabrała mi kawę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Teraz twoja praca to ja. To już ustalone z twoim szefem. Dostaniesz
pięć kafli, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Uniosłem brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A nie może cię odebrać twój ochroniarz i zabrać w jakieś
bezpieczne miejsce?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric Riegler westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Siedem kafli?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zagotowałem się w środku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie chcę twoich śmierdzących pieniędzy, chcę po prostu,
żebyś wyszedł przez te drzwi – wskazałem palcem w odpowiednim kierunku – i
nigdy więcej nie właził butami w moje życie, dobra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric R. uniósł brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ja tam bym przechował wielką gwiazdę przez jedną noc za
siedem kafli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cassie widziała, że mam ochotę dać chłopakowi w twarz, więc
szybko wkroczyła do akcji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Hej, chłopaki, nie denerwujcie się tak. Will, nie psuj
sobie opinii w robocie, przecież i tak już cienko tam przędziesz…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ale w moim rozkładzie obowiązków nie ma… – zacząłem, ale
dziewczyna szybko mi przerwała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie ma tam też siedmiu kafli i zepsutej suszarki, którą
odkupujesz mi od roku. Przemyśl to, Will – rzuciła i zniknęła w swojej
sypialni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ja i Eric Riegler trwaliśmy w ciszy, nawet na siebie nie
patrząc, dopóki Cassie nie wróciła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– O rany, ile napięcia, można by je ciąć nożem – zauważyła,
biorąc płaszcz z wieszaka. – Chłopcy, proszę się dogadać i nie boczyć. Eric,
zostajesz, Will, stajesz na wysokości zadania. Wychodzę, a jak wrócę, to Will
referuje mi, że dzień spędziliście w tęczy i skowronkach, okej?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cassie posłała mi buziaka i wyszła, ściskając swoją torbę
podróżną z Pokemonami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Gdzie ona wyszła? – Eric Riegler nadal na mnie nie
patrzył.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co drugi weekend pływają z ojcem jachtem albo jakieś inne
rzeczy, które robią bogate dzieciaki, ojcowie i macochy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pokiwał głową. Znów zapanowała cisza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mogę się umyć? – zapytał w końcu Eric. Niechętnie
westchnąłem i przyniosłem mu koszulkę z Chewbaccą, ręcznik i czystą bieliznę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jeszcze czegoś potrzebujesz? Mydło jest w łazience,
oczywiście – burknąłem, a gwiazdka bez słowa weszła do pomieszczenia.
Prychnąłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric Riegler wyszedł spod prysznica ubrany w koszulkę z
Chewbaccą i bokserki. Nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie zamierzasz założyć spodni? – zapytałem w końcu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Masz z tym jakiś problem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Uniosłem brwi. Miałem ochotę powiedzieć mu, jak wiele
problemów z nim miałem. Nie chciało mi się jednak marnować energii na jałowe
dyskusje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak. Ubierz się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niechętnie wrócił do łazienki, a ja walczyłem ze sobą, żeby
nie odprowadzić go wzrokiem. Pojawił się przede mną z powrotem w swoich
obcisłych jeansach. Stanął w drzwiach, wypiął biodro i oparł na nim dłoń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Szczęśliwy? – zapytał. Światło tańczyło wśród jeszcze
wilgotnych, blond włosów Erica Rieglera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Szalenie – warknąłem i rzuciłem się na kanapę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wiesz, że zazwyczaj nie noszę dwa razy tych samych rzeczy?
A już szczególnie dwa dni z rzędu. Tak się musze poświęcać dla ciebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie zareagowałem, a Eric dołączył do mnie na kanapie.
Spojrzał na t-shirt z Darthem Vaderem, który miałem na sobie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Czy wszystkie twoje koszulki są z <i>Gwiezdnych wojen</i>? – zapytał, mrużąc oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, mam jeszcze dwie ze <i>Star Treka</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric Riegler poruszył szczękami, jakby żuł i poznałem, że
próbuje ukryć uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Miałem kiedyś twoją koszulkę. W sensie z twoją twarzą.
Nosiłem na klacie twoją twarz, dasz wiarę? Stare dzieje. – Machnąłem ręką. Eric
spojrzał na mnie spod rzęs.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dlaczego miałeś moją koszulkę?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Westchnąłem, ale nie było to westchnięcie spowodowane
poirytowaniem. Uśmiechnąłem się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Kiedyś byłem wielkim fanem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric zmarszczył brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Już nie jesteś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ludzie się zmieniają – wymamrotałem i zapanowała cisza.
Stukałem palcem w udo, podczas gdy Eric siedział z wydętymi ustami. – Może
obejrzymy film?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gwieździe nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razy
doskoczył do półek z płytami i szybko przebierał po nich palcami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– <i>Afera Thomasa Crowna</i>
z roku pańskiego dziewięćdziesiątego dziewiątego? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To propozycja? Dawno tego nie oglądałem, ale lubię ten
film.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To nie propozycja, to szok. Nie uznaję remaków, rebootów i
innych niepotrzebnych profanacji dzieł sztuki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Uniosłem brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Lubię ten film – powtórzyłem i wzruszyłem ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Bo możesz pogapić się na cycki Rene Russo? – zakpił Eric.
Ciężko westchnąłem w głębi duszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Raczej na tyłek Pierce’a Brosnana.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mój gość odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie ciężkim
wzrokiem. Po chwili wrócił do przeglądania płyt.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jestem gejem – powiedziałem zaczepnym tonem. Zero reakcji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Serio macie tu <i>Mamma
Mię</i>? <i><span lang="EN-US">The Rocky Horror Picture Show</span></i><span lang="EN-US">? </span><i>Grease</i>? I co jeszcze? Ooo, Disney. Brawo, panie geju, iście
stereotypowy gust. Gdzie trzymasz <i>Diabeł
ubiera się u Prady</i>?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ta część regału jest Cassie – wyjaśniłem zimnym tonem. –
Jeśli aż tak gryzie cię fakt oglądania filmu z gejem, to może już wyjdziesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric krzywo się uśmiechnął. Nie odpowiedział.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wybrałem – powiedział w końcu, ściskając kolorowe pudełko,
które nie mogło pochodzić z mojej półki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– <i>Randka z gwiazdą</i>
– przeczytałem, marszcząc brwi. – Wygląda naprawdę strasznie, co to jest?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric przeczytał opis z tyłu pudełka, a ja aż się skrzywiłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Naprawdę, myślałem, że wybierzesz <i>Amadeusza</i> albo chociaż <i>Avengers</i>,
a nie jakiś disney-szajs Cassie. Zawiodłeś mnie, Ericu Rieglerze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gwiazdor zmierzył mnie spojrzeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Racja, <i>Amadeusz</i>
to mój ulubiony film, ale bez jaj, mogę obejrzeć raz coś z najniższej półki.
Rozrywka nie musi zawsze być górnolotna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A jednak hejtujesz <i>Aferę
Thomasa Crowna</i> – zauważyłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To nie jest niskolotna rozrywka. Nieważne. To jaki jest
twój ulubiony film?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Westchnąłem i odpowiedziałem, patrząc mu w oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– <i>Siedem kobiet w
różnym wieku</i>. – Spodziewałem się, że nie ma pojęcia, co to za film, więc
pospieszyłem z wyjaśnieniem. – To europejska krótkometrażówka o…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Baletnicach i przemijaniu. Okej. Oglądamy <i>Randkę z gwiazdą</i>, coś bez spiny dobrze
ci zrobi, mistrzu Jedi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spojrzałem na niego z uznaniem i mimo woli delikatnie się
uśmiechnąłem. Wyjąłem pudełko z rąk Erica i włączyłem film.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ładnie tu macie – przyznał mój gość, rozglądając się po
pokoju, kiedy rozbrzmiała piosenka tytułowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Podążyłem za jego wzrokiem. Nasze mieszkanie nie wydawało
się przytłaczająco wielkie, ale wystarczające otwarte i jasne. Wszystko
utrzymane było w bieli i jasnych, pastelowych barwach. Całość stanowiły dwie
sypialnie, łazienka i duży pokój z aneksem kuchennym, wyspą i krzesłami, no i
„kompleksem wypoczynkowym”. Wszystko idealnie ze sobą współgrało, a olbrzymie
okno tylko potęgowało wrażenie oglądania katalogu, a nie prawdziwego
mieszkania. Oczywiście, to lokum musiało kosztować majątek. Prawdopodobnie
mógłbym za tę kwotę żyć do końca życia. Nie przesadzam. Mimo że miałem swoją
zabałaganioną sypialnię, moim ulubionym fragmentem domu był właśnie ów kompleks
wypoczynkowy, czyli wielki i nowoczesny telewizor z kinem domowym i kolekcją
konsoli, beżowa kanapa, bubble chair, pierdyliard poduszek i ogromny regał
biegnący dookoła odbiornika, a który zastawiliśmy płytami z filmami, muzyką i
grami. Na tej sofie, otoczony futerkowymi poduszkami Cassie i moimi z tarczą
Kapitana Ameryki i innymi popkulturowymi bzdetami, czułem się jak u siebie. Na
tej kanapie przeżyłem najlepsze chwile w życiu i mówiąc <i>idę do domu</i>, miałem na myśli <i>rzucę
się na moją wielką sofę, wyjrzę przez okno i wszystko będzie w porządku</i>.<u><o:p></o:p></u></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A teraz zaprosiłem do swojego królestwa, zupełnie
nieświadomie, Erica Rieglera, a w dodatku nie wiedziałem, że wcale nie będę
miał ochoty go wypuszczać, nawet gdy skończymy oglądać ten bzdurny film, który
do tej pory mógłbym znieść tylko z Cassie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po raz pierwszy wybuchłem śmiechem w jednej z pierwszych
scen, kiedy główna bohaterka i jej siostra kłócą się o idola tej drugiej.
Jessica, młodsza z nich i, jak się zapowiadało, przyszła dziewczyna gwiazdora,
wyraźnie pałała do niego niechęcią, a starsza dziewczyna miała na jego punkcie
obsesję. Eric chciał wiedzieć, co mnie rozbawiło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Identyfikuję się – przyznałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Z którą? – dopytał gość, kryjąc uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Z obiema – odparłem, niczego nie wyjaśniając. Eric nie
naciskał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Film oglądało nam się naprawdę przyjemnie. Raz po raz
wymienialiśmy się zgryźliwymi uwagami, a Eric krytykował albo pochwalał sposób
portretowania Hollywood. Szczególnie w pamięć zapadł mi moment, kiedy na
ekranie pojawiła się sławna dziewczyna gwiazdora, a Eric bez rugnięcia okiem rzucił:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ustawka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zapytałem, dlaczego tak sądzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Proszę cię, połowa związków w show-biznesie to fejki. Na
przykład wszystkie moje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie gadaj. Znaczy, że…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak – przytaknął, zanim dokończyłem pytanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– I…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak. Wszystkie tak. Jeden wielki fejk.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Więcej nie drążyłem, ale pogrążyłem się w myślach. Aż do
momentu, kiedy gwiazdor z filmu zaproponował Jessice „pięć tysięcy za
przysługę”. Wybuchliśmy śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Więc wszyscy tak załatwiacie sprawy?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric tylko się zaśmiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Okej, ten cały gwiazdorzyna totalnie nie umie się ukrywać
– zauważył mój gość, kiedy Christopher odnalazł się magicznie na Venice Beach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Następnie wspólnie narzekaliśmy, że Los Angeles w ogóle nie
wygląda jak na tym filmie i podzieliliśmy się naszymi odczuciami odnośnie
miasta. Myślę, że właśnie wtedy nawiązała się między nami nić porozumienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Słuchaj – powiedziałem, kiedy film nieuchronnie zbliżał
się do zakończenia. – Skoro mamy męczyć się ze sobą aż do rana, to nie chcę
spędzić tego dnia w atmosferze nienawiści. – Eric mruknął. – Mogę mieć swoje
powody, żeby cię nie znosić, a ty masz pewnie swoje, żeby aż namierzać moją
tożsamość i banować na forum, ale jutro o tej porze znowu nie będziemy się
znać, więc udawajmy, że jesteśmy przyjaciółmi, dobra? Najlepszymi kuplami. Na
jeden dzień.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Byłeś naprawdę wrzodem na dupie, Will – powiedział Eric,
krzywo się uśmiechając. – Próbowaliśmy cię zbanować przez trzy tygodnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mój ówczesny kumpel był niezłym hackerem – przyznałem. –
Nie cofam żadnego mojego hejtu, ale wiesz, ludzie dorastają.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wiem – przyznał Eric. – Kumplu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Uśmiechnąłem się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiele razy tego dnia zapominałem, że mam przed sobą Erica Rieglera.
Kiedy w trakcie oglądania <i>Nowej nadziei</i>
wspólnie wykrzyknęliśmy <i>Jak dawno?</i>, a
Ben Kenobi odpowiedział nam <i>Bardzo dawno</i>,
czułem się, jakbym faktycznie rozmawiał z najlepszym przyjacielem. Śmianie się
z nim przychodziło mi zaskakująco łatwo w tych chwilach. Kiedy jeszcze? Na
przykład kiedy oglądaliśmy kompilacje smutnych scen na YouTube i musieliśmy pić
za każdym razem, kiedy zbierało nam się na płacz (przegrałem). Kiedy
postanowiliśmy obejrzeć cały sezon <i>America’s
Next Top Model</i> i za każdym razem, kiedy chcieliśmy udusić jedną z
uczestniczek, musieliśmy robić pompki (wygrałem). Kiedy graliśmy w
marry-fuck-kill z celebrytami. Albo prawdę czy wyzwanie. Jednym z wyzwań, które
zadałem Ericowi, było zadzwonienie do Harry’ego Stylesa i powiedzenie mu <i>całej prawdy</i>. Interpretacja dowolna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Halo?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Harry? Sądzę, że okładki waszych albumów ssą, gratuluję
nauczenia się zapinania guzików koszuli, czekałem na to przez dobre trzy lata,
farmerze, gram właśnie w prawdę czy wyzwanie, więc wybacz, ale naprawdę sądzę,
że powinniście przeprosić cały świat albo przynajmniej Amerykę za <i>Na Na Na</i>, to nie powinno nigdy opuścić
Wielkiej Brytanii, a poza tym sądzę też, że jesteś najprzystojniejszym boy
banderem w historii, <i>all the love</i>,
nie zjedz mnie, do zobaczenia!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Od razu wyraził nadzieję, że to może nie Harry odebrał, ale
wątpił, że pomyliłby jego głos. Zemsta za to miała okazać się słodka. Najpierw
taktycznie wybierałem prawdę, w ogóle nie zwróciwszy uwagi na pytanie o to, czy
posiadam jeszcze koszulkę z twarzą Erica, które powinno wzbudzić moje
podejrzenia. Kiedy wreszcie wydawało mi się, że mogę wybrać wyzwanie, mój gość
nakazał mi ów t-shirt odszukać i założyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wiesz, jak głęboko on jest zakopany? Będę szukać godzinę –
spróbowałem, mając nadzieję, że uda mi się przekonać go do zmiany zadania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mamy czas – mruknął, strzepując z koszulki niewidoczne dla
mnie paproszki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Westchnąłem i udałem się do mojego pokoju. Wcale nie miałem
ochoty rozgrzebywać rzeczy z najwyższej półki. Była symbolicznie nietknięta
jako alegoria mojej przeszłości. Nie miałem jednak wyboru i sięgnąłem po worek
na śmieci.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Razem z nim spadły na mnie trzy kartony, dwa koce i za małe
rolki. Raban przyciągnął Erica.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co za…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na moje nieszczęście na podłogę wysypała się zawartość
kartonów. Eric Riegler spoglądał na podłogę usłaną zdjęciami jego nastoletniej
twarzy, setkami wycinków z gazet, kartkami wyrwanymi z mojego pamiętnika, nawet
lalka na jego podobieństwo musiała wypaść z pudełka. Dla dopełnienia obrazu
tragedii, zabawka padła w przeszłości ofiarą moich morderczych zapędów, których
nie mogłem wyładować na prawdziwym Ericu, więc zmasakrowałem jego winylową
podobiznę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W tamtej chwili chciałem umrzeć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niezręczna cisza była jeszcze gorsza do zniesienia niż ta,
zanim obejrzeliśmy <i>Randkę z gwiazdą</i>.
Nigdy w życiu nie odczuwałem takiego wstydu, kiedy stałem przed Erikiem Rieglerem,
trzymając rozdarty worek na śmieci, a między nami leżały setki moich nastoletnich
listów miłosnych zaadresowanych do nikogo innego, jak do Erica Rieglera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Aha, no i ta nieszczęsna lalka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Moje życie jest do dupy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu chłopak uklęknął i zaczął zbierać kartki, sprawiając
wrażenie, jakby wcale nie interesowała go ich zawartość. Nie bez wahania
dołączyłem do niego, raz po raz mamrocząc przeprosiny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Will – powiedział w końcu Eric, łapiąc mnie za przedramię.
– Nic się nie stało. Przecież wiem, że mnie nie lubisz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To nieprawda – wyrwało mi się, a chłopak puścił moje ramię.
Zbieraliśmy w milczeniu, aż w ręce Erica nie wpadły moje rolki z twarzą Jessego
McCartneya.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– O! – zawołał, chwytając znalezisko w obie dłonie. –
Naprawdę jeździłeś czymś takim?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Skrzywiłem się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Niestety. Nawet za nim nie przepadałem, ale były tanie, z
wyprzedaży garażowej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Potem Eric odgrywał scenki przy użyciu nieszczęsnych rolek,
ale nawet to nie rozładowało napięcia, które zapanowało między nami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wróciliśmy do gry. Następne pytanie, jakie zadałem, a miałem
je przygotowane od dawna, brzmiało:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Czego wolałbyś mi nie mówić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Skrzywił się i po krótkim namyśle odpowiedział:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Że wiedziałem, jaki jest twój ulubiony film i tylko
dlatego go obejrzałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spojrzałem na niego zdumiony. Eric roześmiał się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Narobiłeś naprawdę sporo hałasu w internecie, więc przez
ten czas, kiedy nie mogliśmy cię zbanować, dowiedzieliśmy się o tobie
wszystkiego – i masz wielkiego farta, że cię nie pozwałem. Tak czy siak razu
cię rozpoznałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jak? To było dawno temu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ten rodzaj niechęci można wyczuć na kilometr. Nie każdy
hejter robi ze mnie tarczę do rzutek. – Uśmiechnął się, ale nie odwzajemniłem
tego gestu. – Prawda czy wyzwanie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wybrałem wyzwanie. Kazał mi zrobić coś do jedzenia, co
skończyło się wielką bitwą na mąkę, powrotem dobrego humoru i brakiem jedzenia,
za to dużym bałaganem. Zaproponowałem zamówienie pizzy. Eric wyjrzał za okno i
powiedział:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pójdźmy po nią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A paparazzi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Riegler spojrzał mi w oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Srał ich pies.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Parsknąłem śmiechem i sięgnąłem po klucze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Zatem chodźmy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Słońce już zaszło, a po ulicy kręciły się tylko szopy.
Prawdopodobnie, bo ich nie widziałem. Nie miałem pojęcia, która mogła być
godzina, ale musiało być późno, bo naprawdę nie widziałem żywej duszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Prawda czy wyzwanie? – zapytałem, przerywając ciszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Prawda – odpowiedział Eric, a ja usłyszałem jego krzywy
uśmiech. Przez chwilę wahałem się, czy chcę psuć jego dobry nastrój tym
pytaniem, ale musiałem wiedzieć. W tym czasie Eric z kimś smsował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dlaczego chowasz się przed paparazzimi? Dlaczego aż tak
bardzo ich unikasz, że chowasz się u przypadkowego kolesia?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Usłyszałem westchnięcie. Zagryzłem wargi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Menedżer kazał mi się schować, aby wyciszyć plotki, bo
ostatnio bardzo szkodziły wizerunkowi, jaki dla mnie tworzą. Ale musiałem
zagrać koncert, nie mogłem go tak po prostu odwołać. A potem wpadłem na ciebie i
mnie uratowałeś. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jakie plotki? – dopytałem. Musiałem się dowiedzieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Sfotografowano mnie z dobrym kumplem i rozdmuchano to do
gejowskiego romansu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zatrzymałem się. Za sobą miałem witrynę sklepu z
elektroniką, widziałem niebieskie światła telewizorów z wystawy rozświetlające
twarz uśmiechającego się do ekranów Erica. Odwróciłem się i zobaczyłem jeden z
jego teledysków. Gwiazdor odezwał się jednak zupełnie bez związku z pytaniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie chcę, żeby to się skończyło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie odpowiedziałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Will… Przy tobie pierwsza raz od czasów reklamy płatków
śniadaniowych zapomniałem, że jestem gwiazdą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ledwie mnie znasz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nieprawda. To jest… bardzo możliwe, że w ogóle cię nie
znam. Ale ty mnie znasz. Jak nikt inny. Nikomu innemu nie pokazałem się od tej
strony od czasów podstawówki. Dla wszystkich jestem zepsutą gwiazdeczką, a ty
biłeś się dzisiaj ze mną na mąkę jak z najlepszym kumplem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Eric…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Will. Powiedz tylko słowo, a nie będziemy udawać i jutro
nadal będziemy kumplami. Wyciągam do ciebie dłoń, po prostu… brakowało mi w
życiu tego czegoś, co ty dałeś mi dzisiaj.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Milczałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wiem, że z jakiejś przyczyny żywisz do mnie serdeczną
nienawiść. Pozwól mi to naprawić albo chociaż powiedz, dlaczego tak jest.
Widziałem twoje kartony, wiem, że nie zawsze tak było. Co się zmieniło? Co
zrobiłem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Westchnąłem. Nie chciałem mu mówić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Naprawdę nie chcesz pozbyć się tej nienawiści? Daj mi
chociaż szansę się wytłumaczyć. Nie wmówisz mi, że kupiłeś tę lalkę, żeby
zrobić z niej voodoo, bo widziałem pieprzone listy miłosne i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wtedy wybuchłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Właśnie! Właśnie w tym rzecz! Pieprzone listy miłosne, Eric.
Jestem gejem. Przeliterować? GEJEM. Odkryłem to przez twoją głupią reklamę
płatków śniadaniowych, byłeś pierwszym facetem, do którego kiedykolwiek coś
poczułem, stałem się twoim największym fanem i byłem wdzięczny, że to właśnie w
tobie się zakochałem, bo byłeś taki miły i w ogóle, kurwa mać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– I?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nawet nie wmawiaj mi, że nie pamiętasz, jak powiedziałeś w
wywiadzie na żywo, że gardzisz homoseksualistami i masz nadzieję, że nie są
twoimi fanami. Nawet nie udawaj, że to nie miało miejsca. Eric, nienawidziłem
cię wtedy, to dlatego założyłem hejterskie konto na twoim forum, dlatego
zniszczyłem twoją lalkę, dlatego schowałem wszystko w kartony, dlatego,
wszystko dlatego. Jednym pieprzonym zdaniem prawie zrujnowałeś mi życie. Nie
masz pojęcia, przez co wtedy przechodziłem. Nikt nie wiedział, że jestem gejem,
nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, nikt nie wiedział, że potrzebuję
pomocy. Wiedzieli tylko, że zniknęły wszystkie plakaty, a ja już nie lubię
płatków śniadaniowych. Nienawidziłem cię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric podszedł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To czas przeszły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cały czas mówisz w czasie przeszłym – zauważył. –
Nienawidzisz mnie teraz, Will?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Prychnąłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Raczej ty powinieneś mnie nienawidzić albo co najmniej porządnie
mną gardzić, bo…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Skończ już z tym pieprzeniem – przerwał mi, chwycił za
koszulę i pocałował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przysięgam, że wtedy, przed tym sklepem z telewizorami,
kiedy w tle grał jego najnowszy teledysk, a z nieba zaczynały spadać pierwsze
krople deszczu, Eric Riegler, megasupergwiazda i bożyszcze nastolatek,
zatwardziały homofob i kobieciarz pocałował mnie. Mnie, barmana bez
wykształcenia. Płci męskiej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiecie, o czym wtedy pomyślałem? Że powinienem założyć
Tumblra i zrobić wpis z serii „Nie poddawajcie się”, żeby pocieszyć te
wszystkie laski zakochane w Shawnie Mendesie. Czy kto tam teraz jest na topie.
Z ręką na sercu: to właśnie była moja pierwsza myśl.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Moją drugą myślą było <i>o
Boże</i>, kiedy deszcz rozpadał się na dobre, a Eric złapał moją dłoń i
pobiegliśmy w dół ulicy. Naprawdę nie rozumiałem, co się dzieje i dopiero kiedy
mokrzy, zasapani i roześmiani wpadliśmy do mieszkania, dotarło do mnie, co się właśnie
wydarzyło. Uśmiech trochę zszedł mi z twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co się właściwie…? – wydukałem, ale Eric posłał mi gniewne
spojrzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mam się powtarzać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ale dlaczego…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Znowu mi przerwał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Naprawdę ciężko myślisz, Will – westchnął Eric i znowu
mnie pocałował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Więcej już nie pytałem. Po prostu zaakceptowałem to nowe,
dziwne uczucie, które poeta pewnie nazwałby szczęściem albo odurzeniem. Albo
oboma.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jeśli ktokolwiek powiedziałby mi, że kiedykolwiek zasnę w
objęciach Erica Rieglera, to najprawdopodobniej poszukałbym sobie nowego
znajomego na to miejsce. Nie mam pojęcia, czy spaliśmy trzy godziny czy
trzydzieści minut, ale obudziliśmy się, kiedy było wreszcie jasno. Wyplątałem
się z ramion Erica i wstałem. Spojrzał na mnie zasapanym wzrokiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co teraz będzie? – zapytałem, krzyżując ręce na piersi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Riegler wywrócił oczami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Czy nie możemy po prostu…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cieszyć się chwilą? – zgadłem. – Jeśli nie zauważyłeś, to
jestem gburowaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Widzisz, już czytasz mi w myślach. – Eric uśmiechnął się,
a kiedy moje spojrzenie nie złagodniało, dodał: – Zazwyczaj też jestem
gburowaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wymownie spojrzałem w sufit. Gwiazdor westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– O co mnie pytasz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ja i ty… – zawahałem się. – To znaczy, czy to między nami,
czy to istnieje? Nie bez powodu chowasz się przed gejowskimi plotkami, prawda?
To jednorazowa przygoda czy…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie wiem – przyznał Eric. – Nie wiem nic. Praktycznie się
nie znamy, mam album do wypromowania, nie mam pojęcia, czy to będzie miłość czy
tylko zwariowałem. Nie chcę wciągać cię w piekło, które dzieje się za kulisami
show biznesu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Milczałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ale jeśli w jakikolwiek sposób cię to pocieszy, to zostaję
tu na jeszcze jedną noc. To znaczy… chcę dać nam szansę, nawet pojutrze. A
jeśli to wypali, nie bylibyśmy jedyną <i>taką</i>
ukrywającą się parą w show biznesie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wnikałem, co miał na myśli, mówiąc <i>taką</i>, ale wywołało to we mnie nieprzyjemne wrażenie. Chwyciłem dłoń
Erica i ścisnąłem ją. Nie chciałem się martwić na zapas. Chciałem tylko nigdy
nie budzić się z tego snu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czy to był najlepszy dzień w moim życiu? Być może, nie będę
tego ukrywać. Obejrzeliśmy kilka plotkarskich programów, śmiejąc się z celebrytów,
i mecz tenisa, zamówiliśmy chińszczyznę i spróbowaliśmy upiec babeczki według
tutorialu na YouTubie (wyszły paskudne, więc nakarmiliśmy nimi gołębie na
balkonie – jeśli zaczną teraz przylatywać do nas w poszukiwaniu jedzenia,
Cassie mnie zabije). Zachowywaliśmy się jak zupełnie normalni kumple, dużo
śmialiśmy i wymienialiśmy naprawdę okropnymi żartami słownymi. Moglibyśmy
uchodzić za zwykłych przyjaciół. Tak na pierwszy rzut oka. Moglibyśmy być spoko
ziomkami, gdyby nie ręka przytrzymana odrobinę za długo, żeby to było naturalne,
gdyby nie niby przypadkowe otarcie o ramię, gdyby nie ominięcie całego seta, bo
jeden od drugiego nie mógł oderwać wzroku. Gdyby nie szybsze bicie serc, kiedy
dłońmi Erica kroiłem truskawki. Gdyby nie, gdyby nie, gdyby nie…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przez pół mojego życia przykryłem wszystko, co kiedykolwiek
czułem do Erica Rielgera gorącą, nieustannie płonącą nienawiścią. Tamtego dnia
to wszystko wreszcie znalazło swoje ujście na powierzchnię – jak wulkan albo
gejzer. I oddałbym wszystko, co miałem, a czego nie było za wiele, żeby zatrzymać
czas i móc nigdy nie odrywać wzroku od Erica Rieglera odrzucającego głowę do
tyłu, zanim się zaśmieje. Albo wysuwającego odrobinę język, zanim coś ugryzie. W
tamtej chwili wydawało mi się całkiem realne, abym zawsze czerwienił się jak
burak, kiedy ten pacan odważył się mnie dotknąć – ale co ja tu będę mydlić
oczy, to było cholernie przyjemne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdyby nie to wszystko, pewnie moglibyśmy być kumplami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I gdyby nie pamiętny wieczór, kiedy dotyk przestał być
przypadkowy i niepozorny, bo – co tu dużo mówić – po całym dniu ziomowania
byliśmy trochę spragnieni. Ach, ten wieczór, kiedy dłonie Erica Rieglera nie
zawahały się, chwytając za mój pasek, kiedy Eric Riegler wyszeptał, że <i>taki</i> to będzie dopiero pierwszy raz i
kiedy straciłem dziewictwo na pościeli w zgniłozielone paski.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obudziłem się, jeszcze nie pamiętając, że nasz czas wspólny
dobiega końca. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale nie spojrzałem na zegarek. Byłem
obolały i odczuwałem jeszcze nie minioną noc wszystkimi zmysłami, ale
generalnie czułem się szczęśliwy i nie mogłem doczekać się nadchodzącego dnia.
Odwróciłem się i spostrzegłem, że druga połowa łóżka świeci pustką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na początku w ogóle się nie zmartwiłem, wstałem, podniosłem
swoje ubrania i wciągnąłem jakieś spodnie. Nie umknęło mojej uwadze, że Eric po
sobie posprzątał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zajrzałem w każdy kąt mieszkania i nie znalazłem żadnego
nastoletniego piosenkarza. Zalała mnie panika, ale nie dopuściłem jeszcze do
siebie żadnej pesymistycznej myśli. Zapytałem na recepcji i portier powiedział
mi tylko, że Eric miał mi do przekazania „Nie wiem”.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Poczułem się nie tylko zdradzony i wykorzystany, ale przede
wszystkim upokorzony. Zalały mnie wściekłość i żal. Wyszedłem z budynku i
włożyłem ciemne okulary, pierwszy raz od miliona lat. Bałem się, że zacznę płakać.
Niepotrzebnie, bo po dwóch minutach zaczął padać deszcz (jak wygodnie), więc
naciągnąłem kaptur na czoło i roześmiałem się. Cała ta scena była obrzydliwie
karykaturalna, ale nie poprawiło to mojego humoru na długo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ostatni raz tak się czułem, kiedy Eric Riegler złamał mi
serce po raz pierwszy. Pogrążyłem się w tym wspomnieniu i nawet nie zauważyłem,
kiedy przeszedłem obok pamiętnej witryny sklepu z elektroniką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wpadłem na kogoś. Wymamrotałem przeprosiny i ruszyłem dalej,
kiedy Nieznana Kosmiczna Siła kazała mi się odwrócić i prawie załamały się pode
mną kolana.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ty sukinsynu – powiedziałem, zdejmując okulary i wgapiając
się w pieprzoną skoliozę. Eric Riegler odwrócił się i spojrzał na mnie
zmęczonym wzrokiem. Sińce pod oczami miał jeszcze ciemniejsze niż zazwyczaj.
Milczał, więc nie mogłem tego przepuścić. – Nic mi, gnoju, nie powiesz?
Wiedziałem, że jesteś śmieciem, ale lubię się połudzić, że ludzie się
zmieniają. Jestem idiotą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Will… – Eric wyciągnął dłoń w moim kierunku, ale bogowie
raczą wiedzieć, co zamierzał zrobić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pierdol się – powiedziałem i splunąłem. Generalnie gardzę
pluciem w miejscu publicznym, ale to była wyjątkowa sytuacja. Musiałem to
podkreślić. – Nie chcę cię znać. – Odwróciłem się i ruszyłem dalej, w duchu
mając nadzieję, że Eric mnie zatrzyma, ale znów zacząłem dusić w sobie wszelkie
pozytywne uczucia względem niego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam – powiedział na tyle głośno, żebym usłyszał i
oczywiście zatrzymałem się, choć wcale nie powinienem, jak mi się tedy
wydawało. – Jestem ostatnim sukinsynem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie zaprzeczę – zauważyłem. – Często tak robisz? Podobało
ci się w nocy? Kogo następnego sobie weźmiesz na celownik?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie rozumiesz – warknął Eric.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Oświeć mnie – zakpiłem. – Byle szybko, bo bluza mi
przemaka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To były najwspanialsze dwa dni w moim życiu. Menedżer
wcale do mnie nie dzwonił, sam poprosiłem go, abym został, żeby przedłużyć ten
czas z tobą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jasne. Wszystkim tak mówisz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ale ja tak nie mogę. To… <i>to </i>jest za dużo dla mnie, ja… ja się brzydzę. Siebie. Brzydzę się
siebie. Nienawidzę siebie za <i>to</i>,
przytłacza mnie to, mam wyrzuty sumienia, Will. Obudziłem się, popatrzyłem na
ciebie i poczułem się jak towar z wadą fabryczną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wydawało mi się, że romantyczne gadki wychodzą ci lepiej –
warknąłem. – Przynajmniej ostatnio poradziłeś sobie nieźle<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Will, przepraszam. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
Sprawiłeś, że byłem szczęśliwy, chociaż to tylko chwila. Ale… ale… chodzi o <i>to</i> – zabrakło mu słów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co masz na myśli, Eric? Jak to się nazywa? <i>Homoseksualizm</i>? <i>Gejoza</i>? <i><span style="letter-spacing: 2.3pt;">Penisy</span></i>? – przeliterowałem. W głębi
duszy doskonale wiedziałem, o co Ericowi chodzi i jak się czuje – przeszedłem
przez to. Ale nikogo po drodze nie upokorzyłem tak, jak on mnie. W ogóle nikogo
nie upokorzyłem. – Byłoby okej, gdybym miał waginę? W takim razie przykro mi,
że nie wpasowuję się w twój światopogląd.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam – wydukał tylko. Deszcz zmoczył jego włosy i krople
skapywały z kosmyków i z czubka nosa. Wyglądał żałośnie w niebieskawym świetle
telewizorów. Miałem parszywą nadzieję, że płacze. O jak bardzo chciałem, żeby
krople deszczu mieszały się na tych bladych policzkach z gorzkimi łzami i to
bynajmniej nie samotnymi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Chyba jestem za dużym bucem, żeby ci wybaczyć – przyznałem
w końcu. – Prawdę mówiąc… w tym momencie żałuję, że cię w ogóle poznałem, bo
przechodzę przez to wszystko drugi raz. I wcale nie chcę ci wybaczyć. I mam
nadzieję, że ty sobie też nie wybaczysz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Will, nie mów tak – prawie wyszeptał Riegler.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A co? Rani cię to? No to bardzo mi przykro, bo ja się
czuję wyśmienicie! Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric na chwilę wstrzymał oddech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tylko tyle, że cię kocham. Ale nie jestem w stanie tego
zrobić. Nie teraz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W tym momencie Eric Riegler Złamał Mi Serce Po Raz Trzeci.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Gówno wiesz o miłości, nigdy byś mi czegoś takiego nie
zrobił, gdybyś mnie kochał. Nawet nie dotknąłbyś mnie palcem w takiej sytuacji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric chyba już nie miał na to odpowiedzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jesteś pieprzonym bucem i egoistą. Brukowce wcale się co
do ciebie nie mylą. A teraz wybacz, ale idę wymazać z pamięci ostatnie
kilkadziesiąt godzin. Przyślę ci numer konta, wisisz mi czternaście tysięcy, bo
pierwsza noc gratis.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyminąłem go, ale złapał moją rękę, więc odwróciłem się
raptownie. I w tym momencie gdzieś po przeciwnej stronie ulicy błysnął flesz. I
jeszcze raz. I jeszcze. Eric zarzucił kaptur na głowę i ruszył chodnikiem, ale
po chwili został otoczony i straciłem go z oczu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wróciłem do domu. Zdjąłem pościel i miałem zamiar wyrzucić
ją przez okno, ale nie dałem rady, więc zostawiłem na środku salonu. Nie mogłem
zasnąć. Chwyciłem komórkę i sprawdziłem serwisy plotkarskie. Nasze rozmazane i
ciemne zdjęcie obiegło już najbardziej szmatławe pisma. Nic kompletnie nie było
na nim widać, równie dobrze mogli to być dowolni ludzie. Cztery na sześć gazet
podpisało mnie jako kobietę (aha), dwa pozostałe podawały, że jestem jego
gejowskim kochankiem z poprzednich plotek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zdałem sobie sprawę, że nawet nie mamy żadnego zdjęcia razem
oprócz tego. Żadnego śladu, że kiedykolwiek był w tym domu i kiedykolwiek
naprawdę z nim rozmawiałem. Zabolało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kilka godzin później szef wyrzucił mnie z pracy za pomocą
smsa. Dalej nie wstałem z łóżka i nie tylko nie zdziwiłem się tą wiadomością,
ale też kompletnie się nią nie przejąłem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Myślałem o okropnym egoizmie Erica Rieglera. Potrzebował
mojego wybaczenia tylko po to, żeby poczuć się lepiej. Wściekłość tylko się we
mnie wzmogła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cassie wróciła i zastała mnie w łóżku, przykrytego
nieobleczoną kołdrą, ryczącego jak małe dziecko i wyrywającego kartki ze
starego notesu w całości poświęconego Ericowi Riedlerowi. Wtedy jeszcze nie
wiedziałem, że Eric Riedler Złamie Mi Serce Po Raz Czwarty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy w końcu Cassie udało się przekonać mnie do wyjścia z
domu, doskonale zdawałem sobie sprawę, że w czasie mojego spaceru Eric Riegler
ma grać koncert w Rose Bowl Stadium w Pasadenie. Cassie nie pozwoliłaby mi go
obejrzeć, ale to było jego pierwsze publiczne wystąpienie od Naszego Incydentu.
Chciałem zobaczyć, jak będzie się zachowywał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ironicznie pamiętny sklep z elektroniką postanowił pokazywać
ten koncert na wszystkich telewizorach, więc wszedłem do środka. Tym razem
deszcz wyjątkowo nie padał, ale chciałem coś słyszeć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eric Riedler siedział przy fortepianie, a w ręce ściskał
czarny mikrofon.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ostatnio… ostatnio
powiedziałem coś okropnego o mojej koleżance po fachu, Katy Perry – mówił, a
tłum milczał. – A potem zrobiłem coś dużo gorszego. Myślę, że to dobry moment,
aby przeprosić was oboje. Katy, mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli
pozwolę sobie wykonać twój utwór. Twój świetny utwór. – Zrobił pauzę. – W., to
dla ciebie. Każde słowo jest prawdziwe. Nie proszę cię o wybaczenie, ale zapamiętam
nasz wspólny czas… jako coś wyjątkowego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamknąłem oczy, ale to mnie nie uchroniło. Już po pierwszych
kilku nutach rozpoznałem <i>Teenage Dream</i>.
Nie otworzyłem oczu aż do pierwszego refrenu, kiedy głos Erica zaczął się
powoli załamywać. Starałem się nie skupiać na jego głosie. Bardzo chciałem się
nie skupiać na jego głosie, ale emocje przedostały się nawet przez mój mur. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czułem, naprawdę słyszałem żal, jaki włożył w tę piosenkę.
Bardzo chciałem myśleć sobie wtedy, że nie na darmo dostał tę nagrodę za tamten
film, ale tak naprawdę myślałem sobie, że naprawdę było mu przykro i że
naprawdę chciał mnie na swój sposób przeprosić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przyszło mi też do głowy, że Eric Riegler nie tyle był
bucem, ile nieprzystosowaną do społeczeństwa maszyną rynku rozrywkowego. Nie
wiedziałem, że mogą kręcić mnie maszyny, ale tak się stało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Stało się też coś o wiele straszniejszego – piosenka Katy
Perry znalazła drzwiczki do moich wnętrzności, wbiła nóż w mój żołądek,
przekręciła i jeszcze czerpała z tego sadystyczną radość. Nigdy nie byłem dobry
w identyfikowaniu emocji, ale wtedy wiedziałem na pewno, że było mi przykro.
Bardzo, bardzo przykro.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jednocześnie poczułem też coś skrajnie dziwnego… mogę się
pokusić o nazwanie tego wdzięcznością, ale bogowie raczą wiedzieć, co się
działo w środku mnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy Eric Riegler zrobił pauzę po słowach <i>I’m complete</i>, wyszedłem. Nawet nie
dlatego że bałem się rozpłakać – a faktycznie zacząłem wyć jak bóbr po
przekroczeniu progu – ale to było dla mnie po prostu za dużo. Nie mogłem tego
słuchać, bo piosenka wywołała we mnie całą gamę totalnie niezidentyfikowanych
uczuć. Spojrzałem na witrynę i śpiewającego na ekranach dziesiątek telewizorów
Erica. Nie słyszałem ani słowa, ale znałem <i>Teenage
Dream</i> na pamięć. Nie wiem, czy to gra świateł, ale jego oczy zaszkliły się
na moment i wtedy odruchowo z frustracji, złości i bezsilności uderzyłem
pięścią w witrynę z całej siły. Zadrżała. Z mojego gardła wydostał się donośny
szloch.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szybie oczywiście nic się nie stało, ale moja ręka odczuła
to spotkanie boleśnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szybko oddaliłem się z miejsca zbrodni, cały czas rycząc,
zanim jakikolwiek pracownik zdążył powiązać mnie z drżeniem witryny. Kilka ulic
dalej usiadłem na krawężniku i wyjąłem telefon. Portale plotkarskie już
prześcigały się w podejrzeniach, kim jest <i>Tajemnicza
W.</i>, ale nie ma zbyt wielu celebrytek o imieniu na <i>W</i>, więc szybko pokończyły im się opcje. Wszedłem na forum
oficjalnego fanklubu Erica Rieglera i zarejestrowałem się (moje stare konto
wciąż było zbanowane).<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify;">
Autor: W.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: justify;">
Temat:
Teenage Dream<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Treść: <i>Chcę tylko
powiedzieć, że Eric Riegler to spełnienie mojego snu i że złamał paskudnie moje
serce kilkukrotnie i że chcąc nie chcąc odczuwam z tego powodu jakiś paskudny
rodzaj wdzięczności. Nie dlatego że mam zapędy masochistyczne, ale dlatego że
wyzwolił we mnie szczęście – chociaż na tak krótko. Wzbogacił mnie też o nową
mądrość – kiedy jakiś piosenkarz zaproponuje mi oglądanie </i>Randki z gwiazdą<i>, odmówię bez wahania.</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wtedy, kiedy wyłączyłem przeglądarkę, dotarła do mnie
kolejna paskudna prawda: to był ostateczny koniec mojej znajomości z Erikiem
Rieglerem, konie naszej wspólnej historii. Jakkolwiek krótka i bolesna by nie
była. Chciałem wierzyć, że wcale mnie nie wykorzystał, tylko po prostu nie
potrafiłem go uleczyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Albo to społeczeństwo nie pozwoliło mi na to.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na tym krawężniku, kiedy wyłem jak wilk do księżyca, a
ludzie nawet na mnie nie patrzyli, Eric Riegler umarł. Nigdy więcej o nim nie
wspomniałem, nie spotkałem i umyślnie ignorowałem wszelkie wiadomości o nim.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wraz z Erikiem umarło coś pięknego, łzy wyschły, i skończyła
się krótka i bolesna historia.<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Włączyłem jeszcze raz przeglądarkę i zacząłem przeglądać
oferty pracy.<o:p></o:p><br />
<br />
<br />
____________________<br />
Wiecie, co to miała być Pięciolinia? Krótkie, góra 5-stronicowe opowiadania inspirowane piosenkami. Serio. Ale miałam wizję tej sceny z szybą i potem podorabiałam historie i, no.<br />
<br />
Wyszedł mi materiał na powieść, skondensowany w 30 stron.<br />
<br />
Miało być o wiele bardziej emocjonalnie i w ogóle, ale dobra, niech już tak będzie. Zamykam ten rozdział.<br />
<br />
Silne wpływy: Randka z gwiazdą, Glee, Teenage Dream (głównie w wykonaniu z Glee, linki na górze były). Nie ukrywam, to taki Frankenstein tych trzech.<br />
<br />
Co więcej, opowiadanie wyszło jakie wyszło, każdy widzi, ale żeby je napisać, śledziłam One Direction przez pięć miesięcy mojego życia. Obrosłam w olbrzymią wiedzę i może tego na pierwszy rzut oka nie widać, ale nie macie pojęcia, ile zdań by się tu nigdy nie znalazło, gdyby nie te kilka miesięcy (i nie, nie mam na myśli tylko rozmowy z Harrym). Tak więc wszystkich, którzy mówili, że to tylko wykręt i wstydzę się przyznać, że to lubię (widzieliście moją tablicę na facebooku? zdecydowanie się nie wstydzę - dzięki, Amela), serdecznie pozdrawiam i daję znać, że to nadal był research.<br />
<br />
<b>Opowiadanie z wielką dedykacją dla Agaty i Ameli i mnie z przeszłości </b>- bo zapierałam się rękami i nogami, że nigdy nie napiszę celebrity. O Dramione też tak mówiłam.<br />
<br />
To jedno z tych opek, które lepiej wyglądałoby jako film (albo pełnoprawna powieść) - byłoby widowiskowe i wyciskałoby łzy. Nie potrafiłam tego oddać na papierze - szczególnie, kiedy w połowie zorientowałam się, że mam do tego złego bohatera. Will się nie rozkleja (sorry, Agata, za to imię, ale przyznaj, że pasuje do niego), tylko myśli o jakichś pierdołach. Nie umiałam też wcisnąć wielu scen, które chciałam i ech, naczytałam się tyle teorii spiskowych i nic z tego nie wykorzystałam :(. Ale kiedy przekroczyłam 20 stron i byłam w lesie, uznałam, że trzeba się streszczać. Całość jest trzykrotnie dłuższa niż planowałam. (Zauważam, że ostatnio piszę same dłuugie rzeczy, może powoli dojrzewam do powieści).<br />
<br />
Kolejne wyzwanie za mną. Wyszłam ze swojej strefy komfortu nie tylko dlatego że to opko celebrity, ale wierzcie lub nie, pierwszy raz w życiu wplotłam jakiś elementy erotyczne do opowiadania i zobrazowałam miłość inaczej niż moje anielskie wyidealizowane w stylu jakiegoś Petrarki. Nie jestem zadowolona, ale nikt mi nie powie, że nie podjęłam próby :). Spróbowałam napisać celebrity, przy którym nie zgrzytają zęby. Jeśli wam się podoba, to chwała! Jeśli nie, to spoko loko, to nie moja stylówa jednak :v.</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-50992991066258346932017-02-14T17:08:00.000+01:002019-02-24T14:28:05.779+01:00Hugo Weasley kontra dojrzewanie [GH]<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px;">→ <a href="https://www.zbytbajkowo.pl/2018/12/hugo-weasley-kontra-uczucia-gh.html">Część druga</a>, <a href="https://www.zbytbajkowo.pl/2019/02/hugo-weasley-kontra-dorososc-gh.html">część trzecia</a></span><br />
<span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px;"><br /></span>
Wiele dzieciaków musiało zmagać się z życiem w cieniu –
Albus w cieniu ojca, Lily w cieniu braci, Rose w cieniu matki i James, który
udawał, że wcale go to nie obchodziło. Szczęście, że rodzice stanęli na
wysokości zadania i dali Rose, Lily i Albusowi dwa razy więcej miłości. W końcu
cała trójka wyrosła na wspaniałych ludzi, a teraz z porównywania robili sobie
tylko niewybredne żarty. Rose i Albus skończyli szkołę, Albus zaczął obiecującą
karierę, a Rose wdrożyła w życie swój plan podbicia świata. Lily jeszcze nawet
nie skończyła Hogwartu, a już miała w
najmniejszych szczegółach ułożony plan, jak potoczy się jej życie.</div>
<a name='more'></a><span style="text-align: justify;">I gdzieś tam, zupełnie na granicy świadomości wszystkich,
był Hugo Weasley. Hugo, który przypuszczał, że rodzina spisała go na straty całe
wieki temu. Nie był ani zdolny, ani nie lubił sportu, ani nie znał się na
muzyce, nie miał nawet zadatków na bycie artystą, a najbardziej na świecie
nienawidził obowiązków. Jego życie do tej pory było smutnym prześlizgiwaniem
się z dnia na dzień. Hugo nie miał przed sobą błyskotliwej kariery, nie miał
też żadnego planu ani pomysłu, co chciał robić. Nie posiadał wianuszka
przyjaciół, nie potrafił sobie znaleźć dziewczyny, jego szczytowym osiągnięciem
– według niego samego – było opanowanie umiejętności wiązania sznurówek. Na
dodatek jemu pierwszemu z całej rodziny przytrafił się trądzik. Szczerze
mówiąc, siódma klasa uderzyła w Hugona jak cholerny buchorożec. Zdecydowanie
czuł, że kończył mu się beztroski czas i powinien zdecydować, co dalej ze sobą
zrobi. Tymczasem patrzył na zupełnie losowy plan lekcji, bo przedmioty
owutemowe wybierał, rzucając monetą, i nie potrafił wymyślić, co z tego mu się
najbardziej podoba i co chciałby robić w
życiu.</span><o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Elo, ziom – przywitał się z Hugo jego przyjaciel Eddie
Gross. – Co tam? Jak tam? W dechę?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Weasley westchnął. To nie tak, że on już nie lubił Eddiego –
to był ciągle ten sam Eddie, którego poznał w pierwszej klasie, darzył go taką
samą sympatią. Tyle tylko, że Hugo coraz częściej łapał się na niechęci do
mówienia o czymś kumplowi – zwyczajnie nie chciał, żeby chłopak wiedział o
pewnych sprawach. Prawdopodobnie dlatego że Eddie nadal był taki sami, a Hugo…
Hugo się zmienił. Wydawało mu się, że coraz częściej nazywa Eddiego
przyjacielem tylko z grzeczności i przyzwyczajenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W dechę – przytaknął Weasley zupełnie nieszczerze i
pochylił się nad swoim zadaniem z astronomii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ziomek, co ty robisz? – zdziwił się Eddie. – Dobrze się
czujesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No, tylko ten, chciałem, no wiesz – wydukał Hugo, nieco skołowany.
– Zrobić lekcje raz, to nie jakaś wielka sprawa, nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Eddie rozwalił się bardziej na fotelu. Pokój wspólny był
tego dnia wyjątkowo oblegany, ale Hugo i tak potrafił zająć najlepsze miejsca –
dostał je w spadku po siostrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co się z tobą, cholera, dzieje, ziomek? Zachowujesz się
dziwnie. – Eddie nie wyglądał na zadowolonego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Rany, no, nic się nie dzieje. – Hugo wywrócił oczami. – Po
prostu… nie wiem. Nie wiem nic. Daj mi spokój.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wstał i poszedł do swojego dormitorium. Eddie odprowadził go
wzrokiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo rzucił się na swoje niepościelone łóżko. Kolejny raz
łapał się na przemożnej chęci porozmawiania z kimś, ale odkąd Rose skończyła
szkołę… nie miał z kim. Była jeszcze Lily, ale od września miała doskonały
humor i wszystko jej wychodziło… nie czuł się na siłach, żeby zwalać na nią
swoje wyimaginowane problemy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zasępił się jeszcze bardziej. Jego przyjaźń z Lily też
powoli odchodziła w niepamięć. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio
spędzali razem czas.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To wszystko było bez sensu. Tak bardzo brakowało mu Rose…
Kiedy miał ze sobą starszą siostrę, nawet jeśli nieustannie się przekomarzali,
czuł się częścią <i>czegoś</i>, miał jakąś
rolę do spełnienia, był doczepiony do czegoś i coś z tego wynikało. A teraz
Hugo czuł się, jakby zabrakło mu gruntu pod nogami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zasnął w ubraniu, jak zwykle nie odrobiwszy lekcji ani nie
zrobiwszy niczego ze swoim życiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Rano nawet się nie przebrał, tylko chwycił torbę z książkami
(spakowaną na poprzedni dzień) i udał się do Wielkiej Sali. Nawet nie jadł, po
prostu patrzył na pusty talerz. Eddie nie usiadł obok niego, chyba się obraził.
Hugo co chwilę czuł na sobie nerwowe spojrzenia Lily, ale uparcie je ignorował.
Podniósł wzrok dopiero, kiedy usłyszał chrząkniecie profesora Longbottoma.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Hugo, dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do skrzyła
szpitalnego?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chłopak tylko pokręcił głową i niemrawo zapewnił, że nic mu
nie jest. Profesor odszedł, ale Hugo wiedział, że go nie przekonał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Smutno poczłapał na zielarstwo. Zażenowany swoim stanem i
wściekły za powody, dlaczego tak się zachowywał, cały dzień nie odzywał się
praktycznie do nikogo. Eddie obraził się jeszcze bardziej, a Lily dostała
napadu złości, kiedy Hugo ją zbył. Chcąc nie chcąc i tak zepsuł kuzynce humor.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jego okropny nastrój utrzymywał się cały tydzień. Wszyscy
usuwali mu się z drogi i Hugo sam ze sobą nie mógł już wytrzymać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jedynym, co sprawiało mu radość, były… lekcje astronomii.
Nie żeby nagle odnalazł w sobie miłość do wgapiania się w gwiazdy – dalej
zupełnie nic z tego nie rozumiał, a dziwnie brzmiące nazwy nic mu nie mówiły.
Po prostu przez te kilkadziesiąt minut czuł, że może jeszcze coś z niego być.
Znowu – nie dlatego że mu wychodziło, bo ewidentnie był najgorszą osobą w
klasie. Po prostu profesor Riddle (zbieżność nazwisk przypadkowa!) jakimś
sposobem jeszcze nie traktowała go jako zła koniecznego, zdawała się ciągle w
niego wierzyć i zwyczajnie próbowała Hugo zachęcić do podjęcia wysiłku. Nie
żeby to przyniosło jakikolwiek skutek. Ale przynajmniej czuł się trochę lepiej,
kiedy nad ranem kładł się spać. Tak tylko trochę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dość tego. – Lily uderzyła otwartymi dłońmi w stół
Gryfonów tuż przed twarzą Hugo. Mówiła zimnym i stanowczym tonem, ale jak
zwykle trochę za głośno. – Nawet nie próbuj mi przerywać, bo mam coś do
powiedzenia. – Kuzyn patrzył na nią z wyrazem uprzejmego oczekiwania na twarzy.
– Po pierwsze, powiedz mi, co ty z siebie robisz i jak ty wyglądasz, bo idę o
zakład, że spałeś w tych ubraniach. Jeszcze nie mów – uciszyła go, gdy otworzył
usta. – Mówiłam, żebyś nie przerywał. Po drugie, chcę znać przyczynę twojej
nagłej depresji i nawet mi nie wmawiaj, że nic ci nie jest, bo snujesz się po
korytarzach jak cholerny lelek wróżebnik. Po trzecie, możesz mi wyjaśnić, co
się z tobą dzieje na lekcjach? Idzie ci jeszcze gorzej niż zwykle, a
przysięgam, że normalnie nie idzie ci dobrze. Po czwarte, dlaczego, do cholery,
do nikogo się nie odzywasz? Okej, jeszcze przełknę, że ostatnio nie rozmawiasz
ze mną, ale, na gacie Merlina, nie rozmawiasz nawet z Eddiem, a chłopak jest
przez ciebie, skretyniały testralu, w rozsypce. Nawet nie chcę słyszeć żadnej
twojej głupiej wymówki, okej? Weź się po prostu w garść, bo chłopie, jesteś
dorosły, do cholery, dorosły, a zachowujesz się jak pięciolatek. Wstyd mi za
ciebie – zakończyła i usiadła naprzeciwko kuzyna, czekając na odpowiedź. Przez
chwilę panowała cisza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No i co mam ci powiedzieć? – zapytał w końcu Hugo, nie
znajdując słów, które nadałyby się na odpowiedź.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Prawdę! – pisnęła Lily. Hugo zakrył sobie jedno ucho. –
Chcę po prostu wiedzieć, co się dzieje, dobra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie chciałaś słuchać kretyńskich wymówek – przypomniał
zimno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Świetnie. Więc po prostu tak to zostawisz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, ja… – Hugo zamilkł. – Nie wiem. Daj mi spokój.
Proszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przez chwilę panowała cisza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie – powiedziała wreszcie Lily, jeszcze piskliwiej. – Nie
dam ci spokoju, bo się, cholera, martwię o ciebie, dupku! Czy to tak dużo,
chcieć, żeby wrócił zawsze wesoły i opwiadający nieśmieszne żarty słowne Hugo
Weasley?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie ma go tylko tydzień, to jeszcze nie tak długo –
mruknął chłopak.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przestań unikać tematu, bo zachowujesz się jak Scor…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie wymawiaj tego imienia przy mnie, dobrze? – warknął
Hugo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Merlinie, przestań wreszcie być taki przewrażliwiony! –
Lily wyrzuciła ręce w powietrze. – I powiedz, co się dzieje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A nie wydało ci się prawdopodobne – Hugo podniósł głos –
że może nie chcę o tym rozmawiać w sali pełnej ludzi?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A nie wydało ci się prawdopodobne – Lily właściwie już
krzyczała – że nie da się złapać cię nigdzie indziej?! Bo zachowujesz się jak
jakiś porąbany emos?! Nie możesz nas wiecznie unikać, zacznij gadać! – Lily
ponownie uderzyła otwartymi dłońmi z stół. Hugo wstał. Wszyscy w sali na nich
patrzyli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chłopak zorientował się, że nadal ściska widelec, więc
cisnął nim o talerz. Rozległ się brzęk. Hugo uniósł ręce w geście niewinności i
wyszedł z sali. Nawet nie wziął swoich książek. Odprowadziły go zdziwione i
zaciekawione spojrzenia uczniów i nauczycieli. A także gniew Lily.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czego Hugo najbardziej nienawidził w Hogwarcie? Nie było
miejsca, w którym można by być samemu. Słyszał od swoich rodziców i ich
znajomych, że zawsze znajduje się jakaś opuszczona pusta klasa, kiedy trzeba
poćwiczyć zaklęcia czy się wypłakać, bo chłopak, który ci się podoba,
obściskuje się akurat z jakąś larwą. Ale nie było żadną tajemnicą, że liczba
pustych klasach z jakiegoś powodu wydawała się magicznie rosnąć i maleć zgodnie
z zapotrzebowaniem – a załamanie Hugo widocznie nigdy nie było wystarczającym powodem,
żeby jakaś klasa nagle stała się opuszczona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamiast tego Hugo musiał więc zaszyć się w łazience Jęczącej
Marty. Nie żeby to było znowu takie puste miejsce, ale ludzie raczej unikali
towarzystwa Marty, mimo całej historii tej łazienki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Młody Weasley oparł się dłońmi o sławną umywalkę. Po raz
kolejny miał przed oczami swoich rodziców wiele lat temu – dzieci, które
uratowały świat. Niejednokrotnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A co robił, jakby nie patrzeć dorosły, Hugo Weasley? Użalał
się nad sobą, bo nie miał żadnego
talentu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No tragedia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Usłyszał chichot Jęczącej Marty i wywrócił oczami. Już
otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy ktoś wszedł do łazienki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Hugo? – usłyszał głos profesor Riddle. Szybko podniósł
głowę i spróbował wyglądać swobodnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jak pani mnie tu znalazła? – zapytał. Profesor Riddle
tylko wzruszyła ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie ma tu zbyt wielu miejsc, gdzie można by się ukryć,
prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo westchnął, a nauczycielka złożyła dłonie w
charakterystyczny dla siebie sposób.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No to co się dzieje, Hugo? Potrzebujesz pomocy?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Weasley wziął głęboki oddech i przygotował się do kolejnego
w tym tygodniu zaprzeczenia, ale spojrzał w zmartwione oczy profesor Riddle i
coś w nim pękło. Ramiona mu opadły i po prostu, zwyczajnie się rozpłakał. Dawno
nie płakał. Nauczycielka nic więcej nie powiedziała, tylko podeszła do chłopaka
i nie bez wahania delikatnie go przytuliła. Ciałem Hugo wstrząsał szloch.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W końcu profesor Riddle delikatnie się odsunęła, ale Hugo
nie zdążył nic powiedzieć, bo z kabiny wyleciała Jęcząca Marta, krzycząc swoim płaczliwym
tonem coś o <i>ladacznicy</i>. Profesor Riddle
delikatnie popchnęła ucznia w stronę drzwi, dając mu do zrozumienia, że
powinien już sobie pójść, a sama odwróciła się w stronę Marty, wyjmując różdżkę
i cedząc przez zęby:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To jest mój uczeń, tępa kretynko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo szybko otarł oczy i wrócił do wieży Gryffindoru.
Zauważył, że Eddie przyniósł jego książki. Poczuł wdzięczność, ale nie zdążył
jej wyrazić, bo jak padł na łóżko, tak zasnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Następnego dnia wstał wcześnie, umył się, uczesał i zszedł
na śniadanie, kiedy w wielkiej sali była zaledwie garstka uczniów. Przebiegł
wzrokiem po stole nauczycielskim, ale nie było tam pani Riddle. Westchnął i
obiecał sobie, że podziękuje jej po lekcji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zwątpił jednak, czy na pewno powinien to zrobić, kiedy przez
całą godzinę pani Riddle nie spojrzała na niego nawet raz. Ostentacyjnie
unikała jego spojrzenia, uniesioną rękę i nawet omijała go podczas obchodów
klasy, kiedy sprawdzała, jak uczniowie sobie radzili. Hugo było przykro. Kiedy
zadzwonił dzwonek, chłopak spakował błyskawicznie książki i pierwszy dopadł
drzwi, ale profesor Riddle zawołała go po imieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Zaczekaj chwilę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zgodnie z prośbą poczekał, aż wszyscy opuszczą salę. Kiedy
drzwi zamknęły się za Dianą Thomas, pani Riddle wstała zza biurka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Hugo, jeśli masz jakiś problem…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie mam problemu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– …jeśli masz jakiś problem, to zawsze możesz na mnie
liczyć. Mogę ci pomóc, wiem, jak się czujesz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo wywrócił oczami i wszedł nauczycielce w słowo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie ma pani pojęcia, jak się czuję ani co się dzieje. Nic
pani nie wie. Mogę już iść?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle uśmiechnęła się półgębkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Niech pomyślę: ciąży na tobie klątwa nazwiska, nie
potrafisz sprostać wymaganiom rodziny i nie wiesz, co chcesz robić w życiu. Aha,
no i nie masz żadnych talentów, zainteresowań ani przyjaciół. Nie masz swojego
miejsca na świecie i czujesz, że brakuje ci oparcia. Pominęłam coś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Siostrę-geniusza – dopowiedział Hugo, a nauczycielka się
roześmiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Hugo, nie chcę ci mówić, że to, przez co przechodzisz to
po prostu dorastanie. Wcale nie mówię, że to nie jest to, ale nie ukrywam też,
że jesteś w tym momencie życia, kiedy należałoby mniej więcej wiedzieć, co
dalej. Usiądziesz? – Wskazała dłonią krzesło za biurkiem. Chłopak zawahał się,
ale w końcu usiadł. Nauczycielka wsparła się biodrem o blat katedry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie chcę pani zawracać głowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wcale nie zawracasz. To moja praca. Co się dzieje?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Oczywiście zna pani całą moją rodzinę – zaczął ostrożnie
Hugo, kładąc ręce na blacie. – Moi rodzice uratowali świat. Kilkukrotnie i to
dopiero początek ich sukcesów. Moja siostra Rose jest geniuszem i robi wielką
karierę w dziedzinie, którą pasjonowała się od zawsze. Mój kuzyn Albus
zrewolucjonizował Hogwart, więc zapisał się w historii jako czternastolatek, a
teraz najpewniej zostanie najmłodszym ministrem, jakiego kiedykolwiek wybrano. James
poprowadził reprezentację Anglii do pierwszego zwycięstwa Mistrzostw Świata od
pięćdziesięciu lat i jest cholernym bożyszczem, Victoire jest dyrektorem w
Gringocie, Teddy aurorem, Dominique jest inspiracją dla milionów małych
dziewczynek na świecie i najlepszą zawodniczką quidditcha, Louis wielkim
artystą we Francji, Fred przejmie firmę ojca i pewnie będzie nią świetnie
zarządzał i stworzy międzynarodowe imperium, Molly robi nie wiadomo co w
departamencie tajemnic, ale coś ważnego, a Roxanne czego nie napisze, to na
pewno będzie na okładce, choćby opisywała sen zimowy gumochłonów. Rozumie pani,
ciężko nie odnieść wrażenia, że jeśli ktoś coś osiągnął albo czymś zarządza, to
najpewniej ma coś wspólnego z Weasleyami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie da się ukryć, że twoja rodzina miała wielki wkład w
historię czarodziejów. Ale czy to coś złego?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Następni w kolejce do zawojowania świata jesteśmy ja i
Lily. Lily kończy Hogwart chyba tylko dla zabawy, bo ma już załatwiony staż,
który otworzy jej drzwi do kariery, a ścieżkę posypie cholernymi płatkami róż.
A ja co? Nawet nie jestem pewien, czy gumochłony zapadają w sen zimowy, a
owutemy wybierałem losowo. Nawet nie interesuję się żadną z tych rzeczy, z
całym szacunkiem dla astronomii. Nie mam pojęcia, jakim cudem jeszcze mnie nie
wywalili ze szkoły. A nawet nie jestem artystą ani sportowcem, żeby to jakoś
usprawiedliwić. Kompletne zero i moja rodzina o tym wie, nawet się nie
spodziewają, że coś ze mnie będzie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle słuchała uważnie, nie odrywając wzroku od Hugo. Ręce
założyła na piersi. Zanim się odezwała, wyraźnie przemyślała swoją wypowiedź.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mam ci do powiedzenia dwie rzeczy, Hugo. Po pierwsze: nie
ma nic złego w byciu przeciętnym. Nie wszyscy mogą być wybitni i to tyczy się
także twojej rodziny. Co więcej, inny są wybitni właśnie dlatego że tacy jak ty
czy ja są całkiem przeciętni. Oni wszyscy są nikim bez nas, taka jest prawda,
Hugo. Chciałabym, żebyś to wiedział. Druga sprawa: słuchaj, wiem, że tobie się
wydaje, że jesteś beznadziejny, ale niech mnie Merlin przeklnie, jak się mylę,
nie ma ludzi bez ani jednej zdolności. Hugo, ja nie mam w zwyczaju się mylić.
Po prostu jeszcze nie znalazłeś swojego miejsca na ziemi, brakuje ci pasji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Zgadzam się – przyznał Hugo niechętnie. – Ale co to
zmienia? – Wzruszył ramionami. Pani Riddle westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Użalając się nad sobą, niczego nie zmienisz. Jak chcesz
znaleźć pasję, to zacznij jej szukać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ale niby jak? Przecież już próbowałem i sztuki, i sportu,
i nauki. – Hugo rozłożył ręce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Myślę, że źle się do tego zabierasz. – Profesor Riddle
zaczęła skubać swój rękaw, ściągając jakieś mikroskopijne paprochy. – Musisz
zburzyć tę samą ścianę, którą zburzył Albus, organizując rewolucję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mam zachęcić uciemiężone dzieciaki do wyrażania siebie
poprzez sztukę, aby zmienić otaczające je zaściankowe środowisko gloryfikujące
nauki ścisłe i jedną dziedzinę sportu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle zaśmiała się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, mówię, że powinieneś wyjść ze schematu. Kto powiedział,
że nie możesz świetnie grać, na przykład, w hokeja? Albo może będziesz dobrym
księgowym? Musisz poszerzyć swoją perspektywę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co to hokej?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nauczycielka machnęła ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nieistotne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przez chwilę panowała cisza, kiedy profesor Riddle czekała
na jakąś deklarację ze strony Hugo. Zamiast tego z ust chłopaka padło jednak
tylko:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pomoże mi pani?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nauczycielka odruchowo odrobinę się cofnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W czym?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo poczuł rumieniec wpełzający na jego twarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Z poukładaniem mojego życia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Znowu zapanowała cisza, a chłopak nie odważył się jej
zakłócić. Wreszcie jednak pani Riddle pokiwała powoli głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Okej, przyjdź po lekcjach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I przyszedł. Przychodził niemal codziennie, nie zrażając się
niepowodzeniami. Po kilku miesiącach nie wiedział już, czy przychodził do
gabinetu pani Riddle tylko po to, żeby przekonać się, jak bardzo nie nadaje się
do niczego w kolejnej dziedzinie czy może po to, żeby zwyczajnie spędzić miło
czas.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Bo to był miły czas. Kiedy razem z panią Riddle kolejno
sprawdzali się w piłce nożnej, graniu na tamburynie, zegarmistrzostwie, układaniu
pasjansa i dziesiątkach innych rzeczy, Hugo naprawdę dobrze się bawił. Śmiał
się i zupełnie nie krępował, jak może wypadałoby przy nauczycielce. Doszło w
końcu do tego, że przez cały dzień wyczekiwał tego czasu po lekcjach z profesor
Riddle. I nawet zapomniał, dlaczego to wszystko robili.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Któregoś dnia mieli grać w darta. Nauczycielka wyjęła
tablicę, rzutki, śmieszny biały papier i dziwny, podłużny przyrząd.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co to jest? – zapytał Hugo, biorąc pałeczkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Długopis – odparła pani Riddle, szukając czegoś w torbie.
Chłopak wydawał się zafascynowany nowym znaleziskiem i zaczął pstrykać
długopisem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nauczycielka chwilę na niego patrzyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co ty robisz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo speszył się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam, ja… po prostu mi się spodobał. Nie widziałem
czegoś takiego, co to robi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle uśmiechnęła się i zademonstrowała działanie
długopisu na białym papierze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To ja pióro, ale nie trzeba nosić kałamarza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo zrobił wielkie oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dlaczego z tego nie korzystamy? Przecież to genialne, to
jakaś nowość?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle zachichotała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, Hugo. Mugole używają tego od wieelu lat, po prostu
czarodzieje są troszkę zadufani w sobie. Albo zbyt przywiązani do tradycji.
Albo lubią ten klimat. – Wzruszyła ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Skąd pani to wzięła?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nauczycielka westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jestem mugolakiem. – Pokiwała głową. – Przez siedem lat w
Hogwarcie próbowałam przekonać znajomych do głupiego długopisu, ale żarty z
mojego nazwiska zawsze były bardziej absorbujące. – Puściła mu oczko. – Cieszę się,
że ci się podoba. Możesz go sobie wziąć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Naprawdę? – Hugo nie do końca dowierzał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Oczywiście.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Instynktownie rzucił się nauczycielce na szyję. W pierwszej chwili
odwzajemniła uścisk, ale zaraz jej ciało zesztywniało i cofnęła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam – bąknął Hugo. – Ma pani jeszcze jakieś fajne
mugolskie wynalazki?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Profesor Riddle zamyśliła się, ale zaraz odpowiedziała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jasne, mogę ci pokazać sporo fajnych rzeczy. Ale najpierw
dart! – Chwyciła rzutki i zaczęła z zapałem prezentować zasady gry. Hugo
słuchał uważnie, nie odrywając wzroku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Oczywiście przegrał. Ale nawet się tym nie przejął, bo nie
mógł doczekać się furory, jaką zrobi długopis – i nie pomylił się, pod koniec
miesiąca nie tylko pół Gryffindoru korzystało z długopisów, ale też niemal cały
rocznik Hugo. Pani Riddle była niesamowicie dumna i nawet tego nie kryła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Regularnie pokazywała chłopakowi różne mugolskie wynalazki –
wspólnie oceniali, czy warto pokazywać je innym, a potem Hugo zręcznie sprzedawał
produkt dalej. Niektóre przyjmowały się lepiej (Hogwart oszalał na punkcie
zeszytów), niektóre gorzej (na gumowe kaczki rzucili się tylko najwięksi
entuzjaści mugoloznastwa).<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nauczyciele kręcili nosem i próbowali ukrócić ten proceder,
ale profesorowie Riddle, Longbottom i Brown (nauczyciel mugoloznastwa)
skutecznie obronili Hugo i mugolskie wynalazki. Tylko najwięksi tradycjonaliści
i garstka Ślizgonów kategorycznie odmówili brania czegokolwiek od Weasleya.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Lily była szczęśliwa, widząc Hugo, do którego powróciła
radość życia i dzielnie wspierała jego mały biznes non-profit. Niestety, Eddie
nadal posyłał przyjacielowi spojrzenia pełne obrzydzenia i odrzucił propozycję
pojednania. Pani Riddle radziła Hugo, żeby się nie poddawał i spróbował
odzyskać przyjaźń Eddiego, ale szło opornie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Apogeum weasleyowskiego szczęścia zostało osiągnięte, gdy
Hugo dostał list od przepełnionego szczęściem dziadka Artura. Od razu pobiegł z
nim do nauczycielki astronomii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Widzi pani? Napisał to długopisem! Dzięki mnie! Ha! –
niemal krzyczał, wymachując kartką papieru i skutecznie uniemożliwiając pani
Riddle zobaczenie czegokolwiek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wiedziałam, że nie jesteś wcale przeciętny, Hugo. Za dobre
masz na to geny. – Uśmiechnęła się. Chłopak opadł na krzesło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To wszystko dzięki pani, naprawdę. Gdyby nie pani, dalej
snułby się po korytarzu jak lelek wróżebnik.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle machnęła ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W końcu znalazłbyś swoją drogę, Hugo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Myśli pani, że to moja droga? Otwieranie oczy czarodziejom
na mugolskie wynalazki? Ja? – chłopak wydawał się zdziwiony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Z twoją gadką nie byłoby trudno z tego wyżyć. Czy twój
wujek George nie próbował czegoś takiego wiele lat temu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo machnął ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak, ale chodziło o sztuczki i zabawki. W sumie… może
wujek George mógłby mi pomóc z ewentualnym biznesem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pani Riddle uśmiechnęła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie mogę się doczekać, aż zobaczę międzynarodową sieć
mugolskich sklepów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Zróbmy to razem – wypalił Hugo i natychmiast tego
pożałował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– My? – profesor Riddle była w szoku. – Ja… Hugo… Nie sądzę,
żeby… Mam na myśli… Hugo, czy ty…?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ja? Co? Nie. Nigdy, przepraszam, zapomnijmy o tym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Hugo, nie ma żadnych „nas” – powiedziała stanowczo pani
Riddle. – Chcę, żebyś miał świadomość tego, że nadal jestem twoją nauczycielką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Oczywiście, wiem, przepraszam jeszcze raz – wyrzucił z
siebie Hugo i skłonił się dworsko, zamiatając podłogę rudą czupryną. Powoli
zaczął się wycofywać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy – westchnęła nauczycielka
– bo naprawdę chciałabym ci powiedzieć, że znam wszystkich twoich kuzynów, a
także twoją siostrę, i ze wszystkich nich dojrzewanie wyszło ci najlepiej. To
jest, mam na myśli – pani Riddle odrobinę się zarumieniła – poczyniłeś ogromny
postęp jako człowiek. Myślę, że rodzina powinna powitać cię latem jak bohatera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Hugo uśmiechnął się, skłonił głową i wyszedł z gabinetu. Nie
miał odwagi nawet podziękować, bo wiedział, że spaprał sprawę na całej linii.
Nawet dojrzeć nie umiał bez wpadki po drodze.<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Oczywiście, że stał się lepszym człowiekiem. A przy okazji, chyba, całkiem przypadkiem, przez nieuwagę zakochał we własnej nauczycielce.<o:p></o:p><br />
<br />
_____________________<br />
Wesołych Walentynek!<br />
<br />
To trochę nietypowy speszjal, ale kurde, z tej historii można by zrobić książkę. A to dopiero 1/3. Będzie kontynuacja, a nawet dwie B).<br />
Skrzętnie ukryłam, czym zajmuje się Rose, bo musicie poczekać na B.U.N.T. żeby się dowiedzieć, przepraszam! (PS: To nie są eliksiry).<br />
<br />
Nie sprawdzałam nawet, bo głowa mi pęka, przepraszam za błędy.<br />
<br />
(PS2: Luz, nie wszyscy o nazwisku Weasley będą zbawcami świata, jeszcze sobie zostawiłam coś w rękawie<br />
PS3: Nie bez przyczyny <i>Scorpius</i> to słowo tabu - ale to może innym razem).</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-19236159031637695932016-12-23T21:50:00.000+01:002019-02-24T14:26:27.595+01:00Bardzo rodzinne Boże Narodzenie [Harry Potter] [BLOGMAS]<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Ron i Hermiona nie mogli sobie
wymarzyć piękniejszych świąt. Pani Weasley wysyłała co prawda wyjca za wyjcem,
ale nie złamali się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– JAKIE PIERWSZE ŚWIĘTA WE
WŁASNEJ RODZINIE, JESTEŚCIE MAŁŻEŃSTWEM JUŻ OD NIE WIADOMO JAK DAWNA, RONALDZIE
WEASLEY, OCZEKUJĘ, ŻE ZJAWISZ SIĘ W DOMU NA ŚWIĘTA, PONIEWAŻ NIE WIDZIAŁAM CIĘ
OD PÓŁ ROKU I NIE PRZYJMUJĘ DO WIADOMOŚCI ODMOWY, JUŻ BILL SOBIE WYPRAWIŁ
„RODZINNE ŚWIĘTA” I PO CO? ŻEBY <i>CIEBIE</i>
PRZEDE MNĄ UKYWAĆ! – i tak dalej, i tak dalej.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Mimo wszystko pani Weasley
musiała przyjąć do wiadomości, że tegoroczne święta Weasleyowie spędzą w
ograniczonym składzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Wkrótce potem do pomysłu
jednorazowego odłączenia od uczty w Norze przyłączyła się Ginny (i niemający
wiele do powiedzenia Harry). Do niej pani Weasley też wysłała wyjca (MAM PRAWO
ZOBACZYĆ SWOJEGO NAJMŁODSZEGO WNUKA Z OKAZJI ŚWIĄT, NA PEWNO UKARTOWALIŚCIE TO
Z RONEM, JUŻ JA WAS ZNAM, JESTEM PEWNA, ŻE COŚ UKRYWACIE…), ale Ginny nie dało
się tak łatwo zakrzyczeć, jak Rona, i w Norze latały talerze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Ostatecznie pani Weasley
niechętnie dała wszystkim spokój, idąc na ugodę, że wszyscy stawią się w Norze
w następny dzień.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Mały Albus Severus (Ron nadal nie
mógł pojąć, dlaczego jego siostra zgodziła się nazwać tak syna) machał nóżkami
w nosidełku, kiedy Ginny krzątała się w kuchni Hermiony. Hary skakał wokół dziecka,
próbując zająć je na jak najdłuższy czas, żeby dało matce gotować w spokoju.
Ginny jednak uwijała się ze świątecznymi obowiązkami jak domowy skrzat,
wszystko szło jej bardzo sprawnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Ron bawił się z Potterem Juniorem,
podobno zwanym przez niektórych James Syriusz, na wielkim dywanie w salonie.
Chłopiec wydawał się niezwykle zainteresowany małą sprężynką. Patrzył jak
urzeczony, kiedy wujek zgniatał ją między palcami, i wesoło klaskał, kiedy
sprężyna wyskakiwała z wielkich dłoni Rona. Co chwilę rozglądał się za mamą,
żeby pokazać jej tę magiczną sztuczkę, ale mama wciąż stała w kuchni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Zobacz, Hermiono, trochę
mugolskiej techniki i się Junior gubi – zauważył Ron. Hermiona uśmiechnęła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– A jakby się magicznie sama
wystrzeliwała? – podrzuciła, zagłębiając się bardziej w fotelu. Ron otworzył
szeroko oczy podekscytowany i wyszarpnął różdżkę z kieszeni. Stuknął nią w
sprężynkę, a ta wystrzeliła jak korek szampana i zaczęła odbijać się od
wszystkiego. Junior zaczął płakać, a sprężynka zatrzymała się w otwartym
kominku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Ups – westchnął Ron i chwycił
Juniora w ramiona. – No już, nie becz, to tylko zabawa. Hermiono, on dalej
beczy – zauważył odkrywczo, a jego żona zaczęła podnosić się z fotela. – Nie,
nie, nie, nie wstawaj!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Znalazł się przy niej w dwóch
krokach i posadził Jamesa na jej kolanach. Dziecko natychmiast przestało
płakać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Ron, to mnie denerwuje, nie
jestem inwalidą. Myślisz, że jak się czuję z tym, że Ginny sama organizuje cały
świąteczny posiłek w moim własnym domu? Straszne. A przecież mogłabym jej
pomóc, gdybyś dał mi chociaż wstać z fotela! – Hermiona była wyraźnie
rozjuszona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Pamiętasz, co mówił
uzdrowiciel? – mruknął Ron i porwał Jamesa w powietrze, wydając odgłosy mające
imitować latający samolot. Junior zaczął się śmiać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Wylecieli wspólnie do kuchni,
gdzie Harry podrzucał małego Albusa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Co tam, Junior? – zagadnął
starszego syna, a ten zaśmiał się w odpowiedzi. Ron przystanął na chwilę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Skoro mamy teraz dwóch
Juniorów, to jak będziemy ich odróżniać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
To pytanie na chwilę zbiło z
tropu Harry’ego. Nawet Ginny zatrzymała się nad garnkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Junior Drugi? – podrzucił
Harry, przytulając Albusa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Junior Junior? – zaproponowała
Ginny, powracając do machania różdżką nad garnkami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Junior i Junior Junior brzmi,
jakby Albus był synem Juniora – zawyrokował Ron, marszcząc nos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Junior Senior! – zawołała
Hermiona z korytarza. Ginny natychmiast podłapała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Kochanie, usiądź! – wrzasnął
Ron, zostawiając Juniora Seniora uczepionego do nóg Ginny. Hermiona wyrzuciła
ręce w powietrze i wróciła naburmuszona na swój fotel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Dajcie mi chociaż zająć się
dziećmi! – zawołała w desperacji. – Ty i Harry będziecie mogli zająć się czymś
produktywnym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Ale… tak dwa naraz? – Ron
zbladł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Nie jestem kaleką – warknęła
Hermiona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
W drzwiach stanęła Ginny z
różdżką w dłoni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Ron, pozwól jej coś zrobić, bo
zeświruje od tego siedzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Ron wzruszył ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– No dobra, to twoje dzieci.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Sądzisz, że <i>nie dam sobie rady z dziećmi</i>? – warknęła
Hermiona przerażającym tonem i rozpoczęła miotanie zaklęciami w uciekającego
Rona. Ginny wybuchła śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
W końcu jednak Juniorowie zostali
pod opieką Hermiony, a Harry i Ron zajęli się dekoracjami domu. Z różdżkami
było to dziecinnie proste, ale Ron cały czas psuł jakąś dekorację w salonie,
żeby tylko mieć żonę na oku. Hermiona w duchu uważała to za urocze, ale mimo
wszystko wydawała z siebie odgłosy irytacji, mając nadzieję wykurzyć męża. Nic
z tego – dzielnie trwał na posterunku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Kiedy dom był już przystrojony,
dania ugotowane, Potterowie wrócili do siebie, a cały dom pogrążył się w
oczekiwaniu na jutro, Hermiona wreszcie przeniosła się kanapę. Wcześniej nie
chciała okazywać słabości, ale teraz czuła się na tyle bezpieczna, aby zdobyć
się na chwilę wahania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Ron przyniósł jej kubek herbaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Jak się czujemy? – zapytał
miękko i pogładził Hermionę po policzku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Troszkę słabo – przyznała żona,
ale mimo to uśmiechnęła się blado. Ron zmarszczył czoło na ułamek sekundy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– A jak się czuje mały Ronald! –
zawołał przesadnie wesołym tonem i przyłożył ucho do brzucha Hermiony. Ta
wybuchła śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– A jeśli to Ronalda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Prędzej Hermiona – poprawił
żonę Ron. – Wtedy to będzie najpiękniejsza różyczka ze wszystkich.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Czemu różyczka? – zdziwiła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Bo to najpiękniejsze kwiaty –
przyznał bez ogródek Ron – a moja Różyczka będzie najpiękniejsza z
najpiękniejszych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Hermiona zachichotała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Nie ma w tym nic śmiesznego –
stwierdził śmiertelnie poważnie. – W końcu ma takie geny!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Hermiona przewróciła oczami, a
Ron odrobinę się speszył.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Miałem na myśli ciebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Spróbowała się podciągnąć, aby
pocałować go w policzek, ale Ron natychmiast ją przytrzymał i sam pocałował
Hermionę w czoło. Ścisnęła jego dłoń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Wesołych świąt, Ron.<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Wesołych świąt, Różyczki.<o:p></o:p><br />
<br />
<br />
<br />
Wesołych świąt, najlepsi z czytelników <3.<br />
<br />
Dzień 23. Wszelkie podobieństwa do <i>2040</i> zamierzone.</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-87224547492465589922016-12-20T23:00:00.001+01:002019-02-24T14:26:18.693+01:00Mikołaj na ostatnią chwilę [Toy Story] [BLOGMAS]<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="text-indent: 35.4pt;">Pamiętała, jak zjadała paznokcie
ze stresu, kiedy myślała, że zgubiła Buzza i Chudego. To było latem, kiedy Andy
wybrał się na obóz. Naprawdę nigdzie tych dwóch gagatków nie było! Prawie jakby
wstali i gdzieś sobie poszli.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A gdy Andy wrócił, magicznie
wróciły też zabawki… w powiększonej ekipie! Skąd one się wzięły? Nie wiedziała.
Becca, sąsiadka z naprzeciwka, ta wredna farbowana małpa, zasugerowała raz,
podsłuchawszy rozmowę mamy Andy’ego, że „młody pewnie kradnie”. Ale mama
wiedziała, że to wierutna bzdura. Andy to bardzo dobry chłopiec, wiedziała to.
Na pewno niczego by nie ukradł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mama kiedyś powiedziała, że
wolałaby, żeby zabawki już więcej nie pojawiały się same z siebie – ale teraz
chętnie by to cofnęła, bo wybranie prezentu temu gałganowi zwanemu Andy nie
było łatwe. Wcale.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przechadzała się między alejkami
z zabawkami już od trzech godzin. W ręce ściskała listę zabawek, które Andy już
miał i które już kupili mu krewni na te święta. Lista była naprawdę długa.
Półki też były długie i bogato zastawione, ale nie chciała, żeby prezent był
przypadkowo wybrany, bo tego jeszcze nie ma. Zresztą, skoro miał Buzza, to po
co mu kolejny astronauta, tylko tym razem chudszy i w czerwonym? Bez sensu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tajemniczy głos oznajmił przez
głośnik, że za pięć minut zamykają sklep. Mama poczuła narastająca panikę.
Rzuciła jeszcze raz na różową alejkę Barbie i potrząsnęła głową. Jak się tu
znalazła? Trochę zabłądziła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Cofnęła się do poprzedniej alejki
i przeszedł ją dreszcz. Mama szybko spojrzała za siebie, ale nikogo tam nie
było. Czy… czy tylko jej się wydawało, czy naprawdę ktoś ją zawołał?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Komunikat z głośnika przypomniał,
że nadchodzi czas zamknięcia. A po chwili znowu ktoś mamę zawołał. Zazwyczaj
nie była strachliwa, ale nie widziała nikogo w pobliżu i poczuła gęsią skórkę.
Zrobiła dwa kroki w stronę, z której dobiegał dźwięk.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nic nie usłyszała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wzruszyła ramionami i chwyciła
najbliższą zabawkę, nie bardzo jej się przyglądając – jeśli to kolejny
astronauta, to trudno. Andy dostanie tyle prezentów, że jeden tandetny
astronauta zniknie w tłumie! Prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy wróciła do domu, ściskając
w ręce paczkę, dzieci już spały. Mama nie zapaliła światła w salonie, bo nie
chciała ich przypadkiem obudzić, ale zatrzymała się na chwilę, patrząc na
choinkę. Światełka wciąż błyszczały, a ich blask odbijał się w gąbkach. Na
półce kominka wirowały baletnice, a u ich stóp wisiały trzy wielkie skarpety. Mama
wróciła do przedpokoju i wyjęła z szafy worek ze słodyczami. Szybko napełniła
skarpety. Pod choinkę wrzuciła prezent dla Molly. Wróciła do szafy po papier
prezentowy i dopiero, kiedy chciała opakować nowozakupiony prezent, dokładnie
mu się przyjrzała. Musiała się mocno powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pluszowy misiek w kowbojskim
kapeluszu i rewolwerem w ręku łypał na nią surowo. Brwi miał groźne i
zmarszczone, ale poza tym był to chyba najmilszy w dotyku miś, jakiego mama
widziała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przypadkiem wybrała prezent
idealny, a nawet nie zauważyła wcześniej tych misiów. Skupiała się na zabawkach
oblepiających półki, tkwiąc w błędnym przekonaniu, że te, których jest zaledwie
kilka sztuk, nie są warte jej uwagi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jednak opłaca się być mikołajem
na ostatnią chwilę – nawet jeśli zabawki przestały się magicznie pojawiać,
wyszła z opresji obronną ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z małym ukłuciem serca oderwała
wzrok od miśka-rewolwerowca i opakowała go w papier. Ułożyła prezent obok lalki
dla Molly.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mama jeszcze raz omiotła wzrokiem
salon, wdychając świąteczną atmosferę. Rano pokój wypełni dźwięk dartego
papieru, okrzyki radości i odgłosy wesołych zabaw. Ale teraz pora pójść spać,
żeby mama dała radę wstać razem z dziećmi o świcie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wyłączyła tańczące baletnice,
dając im chwilę spokoju i wyłączyła lampki na choice. Ostrożnie stawiając nogi,
wdrapała się po schodach i runęła na łóżko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Andy się ucieszy. Tak.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: x-small;"><i>Christmas time is here once more</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: x-small;"><i>tum tiki tiki tam tiki tam tu</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: x-small;"><i>I want a PlayStation 4...</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dzień 20!</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-79516676850975039232016-12-17T18:55:00.000+01:002019-02-24T14:26:08.784+01:002040 [GH] [BLOGMAS]<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Rose zerwała kolejną kartkę
kalendarza.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<i>17 grudnia 2040</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
To ta ojcowska żyłka, pomyślała,
strofując się, że nigdy nie zrywa kartek o czasie, tylko zawsze wieczorem.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Usiadła z powrotem przy stole i
utkwiła spojrzenie w piekarniku. Nie mogła się doczekać, aż ciasto powitalne
wreszcie się upiecze. Tak bardzo korciło ją, żeby użyć magii… ale musiała być
silna, w końcu założyła się ze Scorpiusem, że da radę upiec to ciasto tylko
dzięki swoim kucharsko-piekarskim zdolnościom.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Minęło prawie dwadzieścia lat, a
on dalej nie potrafił sobie wyobrazić najprostszej czynności bez magii. Mógłby
dawać dzieciom lepszy przykład.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Spojrzała na zegarek wiszący nad
kuchenką. Zaraz powinni tu być, a ciasto ledwie wyrosło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Rose rozejrzała się po kuchni,
jakby upewniała się, czy na pewno jest sama i nikt jej nie widzi, po czym
wyszarpnęła różdżkę z buta (dalej te same szkolniackie nawyki…) i wyszeptała
zaklęcie. Żeby na pewno nikt nie usłyszał. Wyjęła idealnie upieczone ciasto z
piekarnika i chwyciła już przygotowany lukier. Zaczęła ręcznie nakładać go na
placek – nie mogło przecież wyjść idealnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Gdy układała ostatnie różyczki na
wierzchu, drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich jej mąż, Scorpius
Hyperion Malfoy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Zobacz, kogo ci przywiozłem! –
zawołał od progu, a zza jego pleców wyleciały dzieci.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Rose złapała swoje skarby w
objęcia i natychmiast została zasypana opowieściami. Pocałowała blade czoło
Lyntona i potarmosiła blond grzywę Ingrid, połowicznie tylko skupiając się na
ich historiach. Ingrid wyglądała na oburzoną czymś, co zrobiła mała Hermiona, a
Lynton miał prawie łzy w oczach, kiedy opowiadał o wyczynach Harper. Zawsze był
takim wrażliwym chłopcem…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Żeby ich udobruchać, Rose
chwyciła świeżo przystrojony tort powitalny i uroczyście zapowiedziała, że nic,
co wiąże się ze szkołą, nie ma prawa zaprzątać ich głów aż do Bożego
Narodzenia. Dzieci wydały z siebie radosne okrzyki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Wieczorem, kiedy Lynton i Ingrid
już dawno spali po męczącej podróży pociągiem i dniu pełnym wrażeń, a
zestresowany jutrzejszym rodzinnym zjazdem Albus wreszcie wyjął głowę z kominka
Malfoyów, Rose i Scorpius mieli wreszcie chwilę dla siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Jak tam Lily? Bardzo przeżywa
swoje pierwsze Boże Narodzenie w roli gospodyni?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Rose westchnęła w odpowiedzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Mama mówi, że dostaje świra i z
ciotką Ginny nie mogą jej uspokoić. Ale to i tak nic w porównaniu z Alem, który
dosłownie postradał zmysły, organizując przejazd i miejsce do spania dla całej
rodziny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Całej całej? – zdziwił się
Scorpius. Rose uśmiechnęła się błogo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Nie da się ukryć, że twój tata
był niezwykle poruszony naszym zaproszeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Dopiero teraz mi o tym mówisz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Tak – przytaknęła. – Bo zaprosiłam
też twojego dziadka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Scorpius zakrztusił się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Nie martw się, odmówił. Mają z
babcią Cyzią jakiś bankiet i koniecznie muszą się tam stawić. – Wzruszyła ramionami.
– A tak to wszyscy. Nawet Louis z chłopakiem przyjechali z Francji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Teraz rozumiem Albusa i jego
plany zwoływania wszystkich z trzytygodniowym wyprzedzeniem. – Pokiwał powoli
głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Rose zachichotała i wtuliła się w
męża. W posiadłości Lily byli już Hermiona, Ron, Harry, Ginny, Molly i Artur, James,
Emma i dzieci. Albus przechowywał u siebie Louisa z partnerem, Teddy’ego i
Victoire z dziećmi, Dominique i Freda. Na przyjazd czekali jeszcze wujkowie –
bracia Rona, ich dzieci i ewentualne wnuki – oraz wszyscy Malfoyowie, wliczając
w to Rose. Aha, no i dziadkowie Granger!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Ta magiczna przybudówka zaczęła
nagle nabierać sensu. Rodzina faktycznie była duża. Cała ta świąteczna akcja
przypominała Rose wielkie wakacje Weasleyów między piątą a szóstą klasą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Hej,
zapomniałem! – Scorpius wyswobodził się z uścisku Rose.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– O czym?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Scorpius wybiegł z
pokoju i po chwili wrócił, ściskając małe, płaskie pudełko. Wyjął z niego
zasuszoną jemiołę. Rose uśmiechnęła się i pozwoliła mu mówić, mimo że
wiedziała, co powie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="text-indent: 35.4pt;">–
Skoro w tym roku nie jedziemy do Nory, a jutro już wyjeżdżamy, postanowiłem
przenieść naszą tradycją na inny grunt, dosłownie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Rose uśmiechnęła
się. Scorpius wyjął zasuszoną, pokruszoną i połamaną gałązkę jemioły i uniósł w
górę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dokładnie tak,
jak za pierwszym razem – wyszeptał i nachylił się nad żoną.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="text-indent: 35.4pt;">Rose
obudziła się w swoim dormitorium zlana potem. Widziała przez okno ledwo
wschodzące słońce, a pod nogami łóżek kufry gotowe do podróży do domu na ferie
zimowe. Laurel czytała książkę, Morgan Bell pochrapywała w swoim łóżku, Diamond
Thomas okupowała łazienkę.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Jak się spało? – zagadnęła wesoło
Laurel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Rose otworzyła usta, aby
odpowiedzieć, ale ostatecznie tylko wzruszyła ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Nikomu nie opowie o tym śnie. Nie
daliby jej spokoju.<o:p></o:p><br />
<br />
<br />
<i>Dzień 17!!11</i><br />
<i>Takie tam, nic szczególnego. Ale miałam wielką ochotę to napisać!</i><br />
<i>Jak widzicie, piszę opka w kolejności waszego wyboru w ankiecie, ale nie wykluczam, że będzie ich więcej niż pięć.</i></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-70408994110718533612016-12-16T17:19:00.002+01:002019-02-24T14:25:58.212+01:00Wigilia na Wrzosowej [BLOGMAS]<div style="text-align: justify;">
Przy Wrzosowej nigdy nic się nie dzieje.</div>
<span style="text-align: justify;"> Nie ma znaczenia, czy to pierwszy dzień wiosny, początek wakacji, sylwester czy wigilia Bożego Narodzenia. Zawsze jest cicho, mało kto idzie ulicą, nawet psy nie szczekają. Młodzi imprezowicze powiedzieliby: dzielnica nudziarzy, a romantycy: dzielnica samotników. Mieszkaniec może zdecydowałby się na „dzielnicę grzeszników”, gdyby tylko dane mu było się nad tym zastanowić. A i nawet wtedy nie powiedziałby o tej myśli nikomu.</span><br />
<a name='more'></a><span style="text-align: justify;"> Pod trójką mieszkała Aniela. Starsza pani, matka trójki dzieci i babcia co najmniej siedmiorga wnucząt. Ciepła jak świeżo upieczona bułeczka, zawsze z dobrotliwym uśmiechem na twarzy i rumianymi policzkami. Koleżankom z klubu brydżowego chwaliła się swoimi naturalnymi zębami, mimo że tak naprawdę dwa były sztuczne i wstawione. Często opowiadała, że nie może się doczekać świąt, kiedy przyjadą wszystkie jej dzieci: prawnik Marek, dziennikarka Aneta i nauczyciel Robert. Aniela kochała swoją rodzinę i co roku ręcznie dziergała każdemu parę bamboszy, wkładając w tę pracę całe swoje serce (i wszystkie zapasy włóczki) i nie mogąc się doczekać uśmiechów na twarzach najbliższych. Kapcie były ciepłe, idealne na zimę, szczególnie dla Anety, której wiecznie było zimno w stopy. To pewnie przez te kafelki w salonie, ciekawe, czy już je wymienili z Rafałem na drewno… mieli to zrobić kilka lat temu.</span><br />
<div style="text-align: justify;">
Aniela od śmierci męża nie organizowała wigilijnej kolacji. Wyciągała tylko dwa talerze: dla siebie i wędrowca. Po barszczu oglądała Kevina na Polsacie. Kładła się spać najwcześniej w bloku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pod piątką mieszkał Krzysztof, świeżo rozwiedziony i świeżo wyrzucony z pracy hazardzista, który nie wiadomo w jaki sposób opłacał czynsz. Krzysztof nie uznawał Bożego Narodzenia, odkąd przegrał wszystkie pieniądze na tydzień przed wigilią, co skutkowało brakiem kolacji i rozwodem z żoną. Rozgoryczenie wzbudziło w nim agresję, dlatego trzy miesiące po rozwodzie szef wręczył mu wypowiedzenie. Miał szczęście, że tylko tyle i nie skończyło się na kolejnej rozprawie sądowej, ponieważ uderzył kolegę z biurka obok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Krzysztof nie szukał kolejnej pracy ani szczęścia w życiu. Rzadko wychodził z domu, mimo że wszędobylskie reklamy Coca-Coli napawały go obrzydzeniem. Do samego siebie, nie do świąt.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Całą noc narodzenia Chrystusa Krzysztof przesiadywał przed ekranem swojego antycznego niemal laptopa, grając z Rosjanami w Counter Srike’a. Co jakiś czas oferował któremuś zakład o wynik, ale nikt się nie zgadzał. Nie rozumiał dlaczego – przecież i tak zawsze przegrywał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozgrywkę przerywał tylko raz, kiedy pani Anielka przynosiła mu coroczną parę kapci.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Zostało mi trochę włóczki! – Uśmiechała się przepraszająco, a on podziwiał, z jaką precyzją wykonała bambosze dla sąsiada, z którym praktycznie nie rozmawiała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szkoda tylko, że zawsze robiła rozmiar za małe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Angelika spod dwójki cały grudzień z zapałem śledziła ceny lotów do Australii. Miała nadzieję spędzić święta z córką, ale cały plan spalał na panewce, bo nawet nie wiedziała, w jakim mieście mieszkała Wiktoria. Zresztą, na przelot i tak nie było jej stać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyciągała dwa talerze: dla siebie i swojego kota Kretyna. Nie chciała widzieć u swoich drzwi żadnych wędrowców. Tak, jak nie chciała widzieć brzuchatej Wiktorii dwanaście lat temu. Krew w Angelice zawrzała, kiedy przypomniała sobie to zdarzenie, oglądając w lustrze swoją pozbawioną zmarszczek twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ja miałabym być babcią? – mruknęła w stronę Kretyna. – Po moim trupie. Albo po trupie mojej cery.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gardziła polską telewizją i nawet w wigilię oglądała tylko CNN. Kradzione sąsiadowi spod piątki. Jak on miał? Krystian? Jakoś tak. Angelice nie robiło to różnicy, dopóki nie trzeba było wysłać mu pozwu sądowego. A nie trzeba było, bo pozwy kosztują.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze zanim zasiadała do kolacji, do drzwi dzwoniła ta upierdliwa babcia, jak jej tam. Angela? Nie, zbyt podobne do Angeliki. Babcia przynosiła bambosze, Angelika dziękowała, a po chwili wyrzucała kapcie do kosza. Po domu i tak chodziła w szpilkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W mieszkaniu numer osiem mieszkała rodzina Przybyszów – Bożena, jej mąż Stefan i ich czwórka dzieci: Daniel, Damian, Dorian i najstarsze z czwórki, córka Zuzia. Wszyscy bardzo się kochali, a Bożena i Stefan oddaliby dzieciom wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym roku zdecydowali zerwać z nudnym zwyczajem wigilijnej kolacji i zapewnić dzieciom trochę rozrywki: wybrać się na wigilijny spacer, pooglądać choinki w centrum, popatrzeć w gwiazdy, pośpiewać kolędy. Wrócić przed Kevinem, żeby nie przegapić tegorocznych prezentów – bamboszy od pani Mikołajowej, która w tym wcieleniu nosiła imię Aniela.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli dzieci nie będą chciały zasnąć, pójdą na Pasterkę i będą ścigać się w drodze powrotnej do domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bożena miała nadzieję, że po wysiłku fizycznym dzieci od razu pójdą spać. I nie poczują głodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wreszcie pod siódemką mieszkała pani Zofia. Kiedyś należała do klubu brydżowego Anieli, ale przestało ją to bawić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko przestało ją bawić dziesięć lat temu. Nawet kolorowe ubrania wydawały jej się zbyt odważne, kolędy zbyt głośne, a śmiechy zbyt ostentacyjne. Zygmunt by się z nią nie zgodził.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale Zygmunta tu nie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zofia też dostawała bambosze od Anieli i to był jedyny moment w roku, kiedy jej serce na chwilę miękło i zagadywała sąsiadkę:</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jak tam dzieci?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Niestety, coś im wypadło w pracy! Wszystkim naraz! No cóż, tak to wygląda w dzisiejszym świecie, człowiek człowiekowi wilkiem. Ale jutro jadę do Roberta – kłamała gładko Aniela, a Zofia wiedziała, że jutro Aniela po prostu zabarykaduje się w mieszkaniu z książką i uda, że wyjechała. Drugiego dnia świąt skłamie, że wyjechała wcześnie rano.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zofia znała wszystkie sekrety swoich sąsiadów, bo nigdy nie przestawała monitorować. Nawet wigilijny wieczór stała na balkonie, nie odczuwając mrozu, i pilnowała, czy aby na pewno panuje idealna cisza. Słyszała tylko śmiejących się pod blokiem Przybyszów, przeklinającego naprawdę głośno Krzysztofa spod piątki i biegającą od mieszkania do mieszkania Anielę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zofia wzdychała co roku w ten sam znudzony sposób, wchłaniając nocną ciszę. Spoglądała w gwiazdy, życzyła Zygmuntowi wesołych świąt i kładła się spać, mając nadzieję, że to ostatnia taka wigilia. I przy następnej już znowu będą razem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<br />
<i>Dzień 16 :)</i></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-24667644655745314912016-11-30T00:01:00.000+01:002019-02-24T14:25:11.484+01:00Wrzaski i szepty [Lament oceanu]<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/p/lament-oceanu.html"><img src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvIFszdSdvbq2l18FpYzETO_5JUZdK39__BanLUNnBb6bGEHllQFESJJJE8UMqzlDzyMPCBM0JsmXr0vPHGd6jRMe7RMtQms8lABsiCrK24un7PdYNMd4qjJbH7YKdekS6bCk1mKKDJcE/s1600/ok%25C5%2582adka+2.png" /></a>
<br />
<br />
<h2>
<b>Przeczytaj poprawioną i rozszerzoną wersję opowiadania! E-book do pobrania <i><a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/p/lament-oceanu.html#">tutaj</a></i>.</b></h2>
<b>__________________________________________________</b>
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b>POPRZEDNIE CZĘŚCI:</b> <i><a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2015/10/lament-oceanu.html">LAMENT OCEANU</a>, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2015/12/ocean-lamentuje.html">OCEAN LAMENTUJE</a>, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2016/04/szpony-gebin-lament-oceanu.html">SZPONY GŁĘBIN</a>, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2016/06/piorko-na-wietrze-lament-oceanu.html">PIÓRKO NA WIETRZE</a></i>.<br />
<b>SYRENKOWY KONKURS:</b> <a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/2016/11/konkurs-lament-oceanu.html">tu</a>!<br />
<br />
No i to już finisz naszej wspólnej przygody. To był wspaniały rok, dziękuję wszystkim, którzy spędzili go razem ze mną, śmiejąc się, płacząc i rwąc włosy z głowy. Szczególnie tym, którzy komentowali i czekali. Nie sposób wymienić Was wszystkich teraz, ale każdy Wasz komentarz ma specjalne miejsce w moim sercu!<br />
Tym samym zachęcam Was, abyście dali o sobie znać, jeśli jeszcze nie zdecydowaliście się skomentować. To naprawdę wiele dla mnie znaczy!<br />
<br />
Specjalne podziękowania należą się się moim cudownym Pykowi i #cancersquad. Tym pierwszym za rozwiewanie wszystkich moich wątpliwości, komentarze, rady i znoszenie spamu frustrata, a tym drugim za wspieranie mnie i miłość, jaką ja i ta historia dostajemy od nich codziennie. Dziewczyny, wszystkie jesteście cudowne i bez Was nie wyobrażam sobie przejścia przez ten zbiór!<br />
<br />
Ale co ja się tu rozklejam. Nie czas to, nie miejsce. Przecież to jeszcze nie taki ostateczny koniec!<br />
<br />
Epilog tej historii poznacie w styczniu, a tymczasem zapraszam Was wszystkich, moi cudowni współtowarzysze niedoli, abyśmy wspólnie cofnęli się o dwieście lat i ostatni raz zanurzyli się w świat syren. <i>#żarcik #ktowyłapał</i><br />
<b><br /></b>
<b>Wrzaski i szepty</b><br />
<a name='more'></a><b><o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Aby dotrzeć do
Laguny Syren, wcale nie trzeba wcale gonić za gwiazdą przez całą noc. Droga,
mimo że krótsza, okazuje się znacznie bardziej niebezpieczna, nawet jeśli nie
trzeba latać, aby ją przebyć. Musisz płynąć na zachód, aż miniesz ostatnią
ludzką wyspę. Po kilku godzinach żeglugi po spokojnym, czystym oceanie nagle zostaniesz
zaatakowany przez skały. Całe mnóstwo ostrych jak cholera głazów, a ich
zadaniem będzie cię zabić albo przynajmniej zniszczyć twój statek – miniesz
wiele poszatkowanych wraków. Jeśli masz szczęście – przetrwasz, a tuż za ostatnim
kamieniem porwą cię tak zwane zachodnie prądy. Nie ma sensu się opierać, bo i tak
nie uda ci się wyrwać. Są silne, żaden żeglarz nie widział silniejszych, nigdy
nie ustają i nie zmieniają kierunku. Ale, prawdę mówiąc, wcale nie będziesz
chciał wyrwać się z pułapki, ponieważ omami cię słodki śpiew. To jeszcze nie
syreny, ale tysiące rusałek. Nawet taka gromada tych stworzeń jest słabsza od
jednej, sprawnej syreniej kusicielki, ale ich moc jest wystarczająca, aby
utrzymać twój kurs. Warto jednak wiedzieć, że jedna fałszywa nuta mogłaby
przekreślić wszystkie starania demonów. Jeśli jednak uda im się bezpiecznie
przeprowadzić cię przez szalony zachodni prąd, spadniesz. Nie zdążysz nawet
porządnie się rozbudzić, kiedy twój statek porwie wodospad. Jest ogromny, ale
to nie jest najgorsze – u jego stóp rezydują morzeczki, władczynie piany morskiej
i strażniczki Laguny Syren, które razem z rusałkami należą do świty przywódczyni
syren. Morzeczki są jednak nielojalne i często odłączają się od Laguny, aby
podróżować ze stadnymi syrenami, które wybrały koczowniczy tryb życia i
opuściły swoje siostry. Nie to jednak czyni te demony tak niebezpiecznymi –
wykorzystują magiczne właściwości piany morskiej, aby tworzyć groźne iluzje. To
dużo niebezpieczniejsze od pieśni rusałek, ponieważ wizje nie niewolą umysłu, a
jedynie oszukują oczy. Zaklęcia te są przez to bardzo trudne do wykrycia i
niemal niemożliwe do zerwania przez ofiarę. Podróżujące kobiety zostają przez
morzeczki zamordowane, gdyż syreny nie przepadają za kobiecym smakiem, a ich mięso
jest dla nich zbyt delikatne. Podobny los spotyka mężczyzn o zepsutej krwi lub
przetłuszczonym mięsie, którzy nie nadają się do spożycia przez mieszkanki
Laguny. Ofiary jednak nie powinny się martwić, ponieważ tuż za morzeczkami
rezydują świeżo upieczone syreny samotnice, które jeszcze nie odważyły się
opuścić zachodnich wód. Zawsze znajdą się dwie lub trzy chętne na jakikolwiek
ochłap ludzkiego ciała. Twoje obgryzione kości spoczną więc spokojnie na dnie
oceanu obok setek innych śmiałków, którzy nie spełnili surowych wymagań Laguny.
Jeśli jednak jesteś wystarczająco zdrowy, morzeczki poddadzą cię swojej
ostatniej próbie – próbie ducha. Wnikną w twoje serce i utkają przed tobą
obiecujące wizje – bogactwo, zdrowie, miłość i inne ludzkie uciechy czy
wartości. Jeśli oprzesz się kuszeniu i nie zboczysz z kursu, bo zwycięży twoja
żądza przygód – brawo, jesteś godzien bycia zjedzonym przez przywódczynię
Laguny. Ale zazwyczaj to jeszcze nie koniec twojej wędrówki. Najpierw musisz
pokonać Skyllę i Charybdę, które strzegą wejścia do Laguny. Syreny nie lubią,
kiedy przeszkadza im się w sielance i wypoczynku. Tylko najbardziej godni
mężczyźni dostąpią tego zaszczytu i pod zaklęciem głównej kusicielki
zamieszkają na wyspie, do której przylega Laguna, czekając na swoją kolej w
zjedzeniu. Jeśli jednak zjawisz się tego szczególnego dnia – w Dzień Krwi
przywódczyni, który wypada raz na sto lat, i uda ci się pokonać wcześniejsze
niebezpieczeństwa – Laguna powita cię jak bohatera, a Skylla i Charybda
pokłonią się przed tobą. Dostąpisz zaszczytu bycia wypitym przez jedyną
władczynię najwyższych gatunkiem, najwspanialszych i najpiękniejszych syren –
syren z Laguny. Jest to nie lada przywilej, niewielu ma szansę bycia przekąską
tak wysokiej rangi. Większość żeglarzy pada ofiarą szeregowych poddanych
przywódczyni, które bez żadnych ceregieli ani rytuałów porywają mieszkańców
wyspy mieszkalnej, kiedy wypada Dzień Krwi. Każdy taki dzień jest dla syreny
raczej uprzykrzającym egzystencję obowiązkiem, ponieważ pragnienie wypala żyły
od środka i nie pozwala skupić się na zabawach na rafie. Jest tylko jeden Dzień
Krwi, kiedy syrena jest nim naprawdę podekscytowana – ten, kiedy osiąga
pełnoletność i może wypłynąć na morze śmiertelników, żeby samej upolować własną
ofiarę. To Dzień, który rozpoczyna stuletni cykl, a dla każdej syreny przypada
innego roku, kiedy ułożenie ciał niebieskich na niebie jest identyczne, jak w
dniu jej narodzin.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dla Sarayu ten
szczególny Dzień Krwi wypadał akurat na tydzień przed Nocą Juraty. Była to data
bardzo niefortunna, bo Noc Juraty to jedno z największych świąt syren i przez
to nikt nie mógł przykładać należytej wagi do dnia Sarayu. Przygotowania do
Nocy trwały już od miesiąca i spędzały sen z powiek wszystkim syrenom – w
szczególności siostrze Sarayu, Sagarze, która zajmowała jeden z najważniejszych
urzędów w Lagunie – była piastunką granic. Musiała pilnować, aby na drodze do
Laguny wszystko grało jak należy i aby żadna z syren nie porzuciła Laguny na
rzecz bycia samotnicą. Noc Juraty była dla Sagary wyjątkowo stresująca,
ponieważ tego wyjątkowego dnia, w przesilenie letnie, syreny opuszczały Lagunę
i udawały się na neutralną terytorialnie rafę (zwaną <i>brzydszą</i>, bo syreny zgodnie twierdziły, że rafa w Lagunie była
ładniejsza), aby świętować w komplecie ze wszystkimi siostrami – przybywało
każde stado i każda samotnica, bo żadna nie chciała przegapić momentu, kiedy
Jurata napełnia je swoją mocą. Niestety, dla przywódczyń stadnych i samotnic to
doskonała okazja do werbowania nowych członkiń i buntowniczek, które albo
zostawały wiernymi niewolnicami w stadzie, albo przechodziły okropne procesy
zostawania samotnicą. Dość powiedzieć, że brały w nich udział topielice.
Podsumowując, Sagara miała pełne ręce roboty przy zabezpieczaniu granic,
przydzielaniu obowiązków, wypędzaniu topielic z terytoriów należących do
przywódczyni Laguny i prowadzeniu akcji profilaktycznej. Młodsza siostra i jej
problemy były ostatnimi sprawami, o których myślała. Jak zresztą zwykle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu też
pracowała przy organizacji Nocy Juraty, ponieważ każda syrena była zaangażowana
w przygotowania. Jako nieletnia została przydzielona do sekcji artystycznej,
chociaż nawet gdyby była już dorosła, dostałaby tę samą rolę. Sarayu miała
najpiękniejszy głos, jaki przywódczyni kiedykolwiek słyszała, przynajmniej tak poddanej
przekazano, gdyż nigdy nie miała okazji porozmawiać z władczynią. Tylko
nieliczni widują się z nią poza uroczystościami, a tego zaszczytu dostępuje też
Sagara. Sarayu okropnie jej zazdrościła, ale pomagała myśl, że siostra miała
głos gorzej niż przeciętny, a młodsza z nich była nową gwiazdą. Może brakowało
jej trochę praktyki, ogłady i techniki, ale co z tego? Miała osobowość gwiazdy.
Niestety, trenerka, na co dzień główna kusicielka, nie dostrzegała, że uczeń
już dawno przerósł mistrza, więc próba zawsze kończyła się awanturą. Tego dnia
poszło o nuty – Sarayu była zdania, że niepotrzebna jej umiejętność ich
czytania. Trenerka wpadła w furię i prawie zmiażdżyła uczennicę głosem.
Dosłownie. Sarayu wróciła z próby wściekła. Sagary, jak zwykle, nie było.
Gwiazda rzuciła się na łoże.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Komnata była
malutka, ale znajdowała się na trzecim od góry piętrze pałacu mieszkalnego, co
świadczyło o wielkim prestiżu i pozycji zamieszkujących ją syren – im wyżej,
tym lepiej. Cały budynek wyrzeźbiono z bursztynu, wszystkie ściany, podłogi i sufity
miały więc jeden kolor, a komnata Sarayu i Sagary nie stanowiła wyjątku. Syreny
dysponowały tylko jednym pomieszczeniem, ale nie posiadały wielu przedmiotów
ani nie spędzały w komnacie wiele czasu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Centralnym
punktem pokoju wydawała się wielka kamienna muszla – wykuta w skale przydacznia
olbrzymia zdolna pomieścić dwie dorosłe syreny. Na rozkaz Sarayu małżę pokryto
masą perłową, a środek wypełniono puszkiem. Ku utrapieniu Sagary puszek pływał
po całej komnacie, ale za to nie narzekała, że niewygodnie jej się śpi. Oprócz
łoża jedynym meblem w pokoju była złożona z muszelek prowizoryczna skrzynia, w
której Sagara trzymała różne drobiazgi, a Sarayu chowała biżuterię – naszyjniki
z pereł, spinki z muszli, bransolety z bursztynu i pierścionki z kamieniami
szlachetnymi. No i był tam też diadem. Srebrna opaska wysadzana białymi
kamieniami, symbol piastunki. Sagara nosiła go podczas wszystkich wystąpień i
świąt, a Sarayu miała ścisły zakaz choćby dotykania tego cuda, ale co tu dużo
mówić – nie obchodziło ją, co Sagara zakazywała lub nakazywała. Czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal i Sarayu była głęboko przekonana, że nosiła diadem
dużo częściej niż siostra. W każdym razie wszystkie klejnoty były zazwyczaj
zamknięte w skrzyni i rzadko kiedy obcy mogli je oglądać, ale Sarayu często
zakładała je sama dla siebie. Jedyną ozdobą komnaty był obraz. Przedstawiał
piękną, czarnowłosą syrenę przytulającą dziecko. Jej oczy miały ciepły, brązowy
kolor, a twarz zdobił uśmiech. Obok płynęła starsza córka. Obraz namalowano na
wielkiej muszli, którą siostry zasłaniały wylot okienny, szukając prywatności.
Sagara nie lubiła odsłaniać okna, ale kiedy Sarayu zostawała sama – co zdarzało
się dość często – zdejmowała obraz z haka i wglądała przez okno. Widok z niego
rozpościerał się na zachodzące słońce. Szukała tak samo dobrej pozycji poza
komnatą, ale poległa. Okno miało najlepszy widok, a parapet był jej ulubionym
miejscem w całej Lagunie. Nie żeby kiedykolwiek była gdzieś poza nią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu zerwała
się z łoża, wzburzając puszek, gdy poczuła, że ktoś wpłynął do komnaty.
Westchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę Tuki. Jej prawdziwe imię
brzmiało Tukara, ale nie lubiła go i wolała być nazywana tak, jak mówiono na
nią jako dziecko. Sarayu znała Tuki od urodzenia, ponieważ były sąsiadkami,
kiedy siostry mieszkały na niższych piętrach. Wraz z wzrostem ich rangi
społecznej Sarayu sukcesywnie kompletowała sobie bardziej wpływowych przyjaciół
i znajomych, ale mimo że Tuki dalej mieszkała na dole, pozostały przyjaciółkami
– a nawet najlepszymi przyjaciółkami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak tam
przygotowania do Dnia Krwi? – zapytała Tuki, darując sobie powitania. Sama
miała już za sobą to ważne wydarzenie. – Zestresowana?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przez tę
całą Noc Jutary zapominam, że to już tak blisko – przyznała z poważną miną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Noc Juraty –
poprawiła ją uprzejmie Tuki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A. Tak. –
Sarayu pokiwała głową. – Nie rozumiem, po co obchodzimy dzień bogini, która
zakochała się w śmiertelniku i resztę życia spędziła przywiązana do skały.
Żałosne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Obchodzimy
Noc Juraty – odezwał się głos w drzwiach, a Sarayu wywróciła oczami na widok
siostry – bo Jurata daje Lagunie siłę życiową. Dzięki jej przychylności my,
stada i samotnice jesteśmy w stanie przeżyć do następnego święta. Jeśli z
jakiegoś powodu Jurata nie pozwoli nam żyć, zginiemy, ponieważ nie mamy duszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bardzo
ładnie – zakpiła Sarayu. – Długo to kułaś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
zignorowała siostrę i otworzyła skrzynię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nihan chce
pożyczyć od ciebie perły. – Zaczęła grzebać w klejnotach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A jeśli się
nie zgadzam?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To masz
problem – odpowiedziała gładko Sagara. Sarayu prychnęła, ale siostra i tak wyjęła
ze skrzyni wyjątkowo długi sznur pereł i zniknęła na korytarzu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wow, nie ma
jak rodzinka, co? – zapytała Tuki wesołym tonem. Przyjaciółka mruknęła coś
niezrozumiałego w odpowiedzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To ja też
mogę sobie coś pożyczyć bez pytania – powiedziała po chwili z mściwym
uśmieszkiem na twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Znowu
będziesz kradła diadem? Lubię błyskotki, ale tej bym nie dotykała – poradziła
Tuki, ale nie wierzyła, że jej słowa przyniosą efekt.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gadanie –
skwitowała Sarayu, zgodnie z oczekiwaniami przyjaciółki. Podpłynęła do skrzyni
i zaczęła wyciągać z niego biżuterię. – Chodź, zrobimy się na księżniczki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A gdzie
książę? – zachichotała Tuki i jednocześnie odpowiedziały na to pytanie:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– W kamieniołomach!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zaśmiały się,
a ich śmiech niósł się echem po pałacu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Księżniczka Sarayu.
– Tuki założyła przyjaciółce diadem na głowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I dama dworu
Tuki. – Sarayu wręczyła jej sznur pereł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Następnie
wywróciły zawartość skrzyni do góry nogami i założyły na siebie wszystkie
klejnoty, jakie wpadły im w ręce. Przeglądały się w małym lusterku, aby
podziwiać błyskotki. Mysie włosy i nijaka twarz Tuki wypadały bardzo blado przy
ciemnych lokach Sarayu. Obie jednak miały magnetyczne, wielkie oczy w kolorze
miedzi. Dzięki nim wydawały się bardzo podobne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiesz co,
damo dworu Tuki?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Hm?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Księżniczka
powinna mieć większą koronę – oznajmiła Sarayu śmiertelnie poważnym tonem. – Księżniczki
zdecydowanie zasługują na dużo więcej niż podkradana siostrze korona. Nawet nie
korona, nędzna opaska. Śmiechu warte.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie lubię,
kiedy tak mówisz – wyszeptała Tuki. – Zobacz, gdzie dotarłyście.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal; line-height: 150%;">Ona!
Nie ja!</span><span style="font-size: 14pt; font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal; line-height: 150%;"> </span>– wrzasnęła przyjaciółka w
odpowiedzi, a Tuki odsunęła się z przestrachem. Wściekła Sarayu zerwała z głowy
diadem i rzuciła nim za siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Usłyszały
trzask.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Diadem uderzył
o bursztynową ścianę i pękł na dwoje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O żabica –
wyszeptała Sarayu, zakrywając usta dłońmi. – Zabije mnie. Zabije mnie. Zabije
mnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Może da się
to naprawić? – zapytała Tuki niepewnie. Sarayu rzuciła jej gniewne spojrzenie i
wzięła połówki w dłonie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zabije mnie.
Pochowaj mnie ładnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Była
śmiertelnie poważna, więc Tuki tylko pokiwała głową, mimo że nie znała
znaczenia słowa <i>pochować</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To musi być
w całości na Noc Juraty. Musi. Błagam cię, pomóż mi – zakwiliła Sayaru. Przyjaciółka
przytaknęła, choć nie miała pojęcia, w jaki sposób może pomóc w tej sytuacji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu nie
mogła spać tej nocy. Czuła oddech Sagary za swoimi plecami, wierciła się, a
puszek ją drażnił. Bała się, że przez brak diademu siostra będzie miała
problemy i zabiorą im mieszkanie. I klejnoty. Bała się, że siostra będzie
chciała się jej pozbyć. Wiedziała, że musi być jakiś sposób, zawsze jakiś jest,
miała przecież jeszcze dwa tygodnie. Coś załatwi. Zasnęła dopiero nad ranem,
ale chyba miała już plan.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara zawsze
wstawała pierwsza i wychodząc, budziła Sarayu. Jednak z powodu niewyspania
młodsza z sióstr i tak prawie zaspała. Roztrzęsiona szybko przeczesała włosy i opuściła
śniadanie, mimo że podawano sumy. Płynąc na próbę w zawrotnym tempie, wpadła na
grupę płynących gupików. Wzdrygnęła się. Nie lubiła gupików, odkąd jednego
kiedyś przypadkowo połknęła, kiedy wcale nie zamierzała. Zastanawiała się, kto
zgubił całe stadko gupików, bo takie ryby były drogie. Chociaż w Lagunie mogłyby
żyć wszelakie wodne stworzenia, nie widywało się ich zbyt wiele, szczególnie
tych słodkowodnych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wpadła do
teatru spóźniona zaledwie kilka minut, ale trenerka już szalała. Sarayu
odpowiedziała jej zadziornym tonem, że uważa całe te próby za stratę czasu, bo
ma ważniejsze rzeczy na głowie. Trenerka chciała koniecznie wiedzieć jakie.
Sarayu przypomniałam sobie o połamanym diademie i momentalnie uszła z niej cała
wola walki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nieważne.
Przepraszam – mruknęła i podpłynęła do swojego miejsca w szeregu, ale trenerka
natychmiast zaprotestowała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie, Sarayu,
przechodzisz na tył. Adaeze, przejmujesz jej solówki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie miała
nawet ochoty się sprzeczać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara płynęła
na spotkanie z morzeczkami w towarzystwie swojej przyjaciółki i zarazem
zastępczyni – Nihan. Przed chwilą doglądały mycia Skylli i Charybdy, a po
spotkaniu czekał je jeszcze obchód jaskiń w poszukiwaniu topielic. Sagara miała
poważne problemy grafikowe (po raz pierwszy w karierze) i bała się, że nie
wyrobi się z akcją profilaktyczną. Dodatkowo martwiło ją zachowanie Sarayu.
Właśnie tę sprawę chciała przedyskutować z przyjaciółką, kiedy na chwilę
znalazły się z dala od ciekawskich uszu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
rozumiem, co robię nie tak. Dałam jej klejnoty, trzecie piętro, miejsce w
chórze…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zapomnij.
Trenerka złożyła na nią oficjalną skargę i zabrała wszystkie solówki –
poinformowała Nihan zrezygnowanym tonem. – Pocieszenie jest takie, że jeszcze…
ile? miesiąc? i będziesz mogła zrzucić balast.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tydzień –
westchnęła Sagara. – Że też się to tak układa z przygotowaniami do Nocy Juraty.
Najgorszy możliwy termin, naprawdę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No to za
tydzień będziesz wreszcie wolna!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
przekoziołkowała kilka metrów pod wpływem radości. Obok twarzy Sagary
przepłynął jakiś śmieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oho, trzeba
pogadać z piastunką czystości. – Machnęła ręką i śmieć zboczył z kursu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No, ostatnio
coś jest nie tak – przytaknęła Nihan.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale
wracając, Sarayu nie jest dla mnie balastem. Gdyby tak było, mogłabym się jej
pozbyć już dawno, nie musiałam czekać, aż będzie pełnoletnia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No tak, ale
przywódczyni najpewniej każe jej się teraz przenieść na niższe piętra.
Powiedziałaś jej już o tym?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara zebrała
włosy w dłonie i zgarnęła w dół w nerwowym geście. Kiedy puściła, pukle
natychmiast rozpłynęły się dokoła jej głowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To nie jest
prosta sprawa, dobra? Zamierzam najpierw pogadać z przywódczynią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
wytrzeszczyła oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślisz, że
cię przyjmie? Teraz pewnie ma sporo pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
wzruszyła ramionami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie zostawię
tego tak. Sarayu mnie potrzebuje. Muszę nauczyć ją żyć w społeczeństwie, nie
mogę jej tak po prostu wypuścić z gniazda, nie teraz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Morzeczka
upuściła grzebień i szybko skłoniła się nadpływającym syrenom. Sagara skinęła
jej głową i oznajmiła swoim najbardziej oficjalnym tonem:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chcę
porozmawiać z twoją przełożoną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Demon przytaknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Spotkanie
przebiegło w miarę pomyślnie. Morzeczki obiecały informować Sagarę o wszystkich
podejrzanych i przyjęły do wiadomości, że w tym okresie należy być szczególnie
ostrożnym. Sagara nie miała zaufania do nowej przełożonej morzeczek, wydawała
się wredna, nielojalna i pusta. Syrena miała przykre wrażenie, że demony nie
traktowały poważnie Nocy Juraty, ale nie mogła nic na to poradzić. Obiecała
sobie, że będzie trzymać oczy szeroko otwarte, na wypadek gdyby morzeczki
uznały, że zagrożenie nie istnieje. Zresztą Nihan od dawna była zdania, że
morzeczki spiskują z samotnicami, a Sagara coraz bardziej skłaniała się ku tej
teorii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Opuściły
namiot przełożonej, a ten natychmiast rozpłynął się w pianę morską. Wizyty u
morzeczek zawsze wzmagały u Sagary dziwne uczucie oszukania – tak naprawdę nie
miała żadnej pewności, że rozmawiała z morzeczką, a nie z kupką piany. Skrzela
jej zafalowały. Nieprzyjemna istoty z tych demonów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rany,
jeszcze te okropne topielice – narzekała Nihan. – Nie znoszę szukać ich
wieczorami, robi się ciemno na dnie, nic nie widać, to przerażające.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Yhym –
mruknęła Sagara w odpowiedzi. Nie za bardzo słuchała, co opowiadała
przyjaciółka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Robię się
przez to nerwowa, a nie mogę się teraz denerwować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak, jasne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słuchasz
mnie w ogóle?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara nawet
na nią nie popatrzyła. Śledziła wzrokiem falujące wodorosty. Wielkie zielone
kępy służyły demonom do zabawy w chowanego, ale teraz Sagara była pewna, że to
nie morzeczka ukrywa się między roślinami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czego tak
wypatrujesz? – Nihan była nieustępliwa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wydaje mi
się… – Sagara zawahała się na moment. – Chyba ktoś tam jest, widzisz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
wpatrywała się przez chwilę w kępę wodorostów. Rośliny delikatnie falowały. Po
chwili pokręciła głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chyba ci się
wydawało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Może masz
rację. – Sagara jednak nie wyglądała na przekonaną. – Ruszajmy dalej, terminy
gonią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy tylko
nieco się oddaliły, z kęp wodorostów wypłynęła Sarayu. Wyglądała na skrajnie
zestresowaną, włosy miała splątane, a oczy podkrążone. Podbródek jej się
trząsł. Ręce trzymała za plecami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Podpłynęła do
siedzącej najbliżej morzeczki, która przeglądała się w lusterku i spinała włosy
igłami. Nie była ładna – miała zieloną skórę i brunatne włosy. Sarayu
przebiegło przez myśl, że wygląda jak oblana błotem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam
– zagadnęła, starając się brzmieć na opanowaną. – Czy… czy możesz mi pomóc?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wyglądam na
chłopca na posyłki? – odwarknęła morzeczka, nawet się nie odwróciwszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jestem
siostrą piastunki granic – odparła dumnie Sarayu. – Rozkazuję ci mi pomóc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jakby to
cokolwiek znaczyło. – Morzeczka wywróciła oczami i odrzuciwszy przedmioty,
zniknęła w głębi obozu. Sarayu śledziła wzrokiem powoli opadające lusterko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Z namiotu
wychynęła inna morzeczka, tym razem błękitna. Sarayu nie miała pewności, czy
kolory ich skóry coś oznaczają. Chyba powinna bardziej przykładać się do nauki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słucham? –
zapytała rzeczowo. Brzmiała jak żołnierz. Miała zaciśnięte wargi i ściągnięte
brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Potrzebuję
pomocy – wyznała Sarayu i wyciągnęła ręce zza pleców. W dłoniach trzymała dwie
połówki diademu piastunki. Środkowy kamień pękł na pół. Srebro błyszczało w
popołudniowym słońcu płytszych głębokości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ładna
błyskotka – prychnęła morzeczka i wsparła się pod boki. Dopiero teraz Sarayu
zauważyła, że zamiast zwyczajowej syreniej płetwy, jej rozmówczyni poruszała
się dzięki dwóm wężowym ogonom. – Czego chcesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Proszę,
sklej go. – Sarayu miała łzy w oczach. Nie potrafiła chwilowo być buńczuczną,
buntowniczą nastolatką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niby jak? –
morzeczka wyglądała na wściekłą. – Myślisz, że kim ja jestem? Jakimś żałosnym
syrenem od prac fizycznych?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie –
zająknęła się Sarayu. – Wiem, że potrafisz sprawić, żeby wyglądał na cały.
Proszę, tylko tego potrzebuję. Czasu na znalezienie trwałego rozwiązania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego
miałabym to zrobić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu nie
miała na to odpowiedzi. Rozłożyła bezradnie ręce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Daj sobie
spokój. Zepsułaś, to sobie radź. Nie mój problem. – Demon odwrócił się i
popłynął z powrotem w stronę obozowiska.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Proszę! –
krzyknęła za nią Sarayu, ale morzeczka nawet nie drgnęła. Smagnęła ogonem
fioletową siostrę i zniknęła z powrotem w namiocie. Fioletowa wyglądała na
oburzoną. Sarayu opadły ramiona. Miała ochotę jeszcze raz cisnąć diademem, ale
wiedziała, że to nie byłoby zbyt mądre, więc podniosła z mułu lusterko i
rzuciła nim w stronę niebieskiej. Trafiła w głowę fioletowej, której zaświeciły
oczy. Wyraźnie powstrzymywała się przed zabiciem Sarayu, więc ta czym prędzej
odwróciła się i skierowała z powrotem do Laguny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Spojrzała w
górę, żeby ocenić, jak późno było. Jeśli się pospieszy, zdąży jeszcze na próbę
chóru, żeby wdrożyć realizację planu B. Była pewna, że trenerka na to nie
pójdzie, ale cóż. Zawsze warto spróbować. Sarayu przeczesała włosy palcami,
westchnęła sama do siebie i przyspieszyła. Nie miała nic do stracenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Amfiteatr
zbudowano ze szkieletu ogromnego morskiego potwora. Nikt nie wiedział, co to
dokładnie za stwór, ale jego ości leżały w tym miejscu od pokoleń. Tworzyły
patykowatą kopułę, zamykającą się tuż nad poziomem wody. Na powierzchni dookoła
amfiteatru dryfowały umieszczone przez syreny siedziska tworzące koło. Dzięki
temu występy można było przeprowadzać i pod wodą, i na powierzchni. Śpiewaczki
wspierały się na suficie kopuły, a widzowie wylegiwali na miękkich siedzeniach.
Wszystkie syreny uwielbiały występy chóru – to była jedna z niewielu okazji,
kiedy kusicielki używały swoich mocy do tworzenia sztuki, a nie odbierania
życia ludziom. Po kolei przywoływały wiatr, fale, rośliny, grzmoty i promienie
słoneczne, dopełniając spektakl wspaniałymi pokazami wizualnymi z udziałem sił
natury. Najważniejszym występem był ten podczas Nocy Juraty, kiedy siła
niewinności wszystkich nieletnich syren i moc kilku najpiękniejszych głosów pod
komendą trenerki, głównej kusicielki, miała sprawić, że na Lagunę spojrzy sama
bogini i podaruje jej mieszkańcom niezbędną do życia siłę, która pozwoli
wszystkim stworzeniom przetrwać do następnego święta. Poza nieletnim chórem
działał też chór dojrzałych kusicielek, który największy występ dawał w Dzień
Krwi przywódczyni. Wtedy to chórzystki zakładały odświętne szaty, czego nie
wolno im robić poza tym dniem, i siłą swoich głosów zwabiały żeglarzy z
najdalszych zakątków świata. Pozostałe syreny próbowały uciec jak najdalej od
amfiteatru, ponieważ śpiew mógłby je zgnieść. Zamiast więc obserwować
śpiewające kusicielki, mieszkanki Laguny szukały dobrych punktów obserwacyjnych
gdzieś na granicach – niektóre wybierały miejsce niedaleko Skylli i Charybdy,
bo stamtąd mogły pierwsze dokładnie ujrzeć twarz wybrańca, inne szukały
bezpiecznego miejsca niedaleko obozowiska morzeczek, aby obserwować
przedstawienie. Rzadko która wybierała się na wyprawę aż za wodospad, rusałki
nie wydawały się wystarczająco interesujące, ale część syren siedziała u jego
stóp, obserwując spadające statki. Nierzadko punkty obserwacyjne położone były
wysoko nad wodą i syreny doznawały ciężkich obrażeń podczas wspinaczki – nie
przeszkadzało im to jednak w próbowaniu. Kiedy już jakiś śmiałek przedostał się
do Laguny, syreny tworzyły korowód za jego statkiem, wspierając kusicielki
swoimi głosami. Witany jak król płynął zaczarowany aż do wielkiego pałacu z bursztynu.
Tam śpiew nagle milknął, a młodzieniec w bardzo widowiskowy sposób tracił
życie. Po skończonym przedstawieniu, syreny udawały się do amfiteatru, gdzie
tańczyły, jadły i bawiły się aż do następnego ranka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Teraz jednak
amfiteatr nie wyglądał, jakby ktokolwiek mógł się tam bawić. Zmęczone i styrane
młode syreny stały w trzech rzędach i do znudzenia ćwiczyły jeden dźwięk. Miały
oświetlić stojącą na środku perłę, ale solistka ewidentnie nie dawała sobie rady
z tak prostym zadaniem, więc praca całego chóru szła praktycznie na darmo.
Sarayu siedziała w ostatnim rzędzie, wyraźnie znużona, bo zdawała sobie sprawę,
że dałaby sobie radę z tym zadaniem za pierwszym podejściem. Wiedziała jednak,
że teraz nie mogła sobie pozwolić na sceny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Trenerka
wychodziła z siebie. Krzyczała i wyraźnie powstrzymywała się przed zmiażdżeniem
całej grupy jedną, dla odmiany właściwie zaśpiewaną, nutą. Mimo że jej oczy
miały cukierkowy, różowy kolor, ich wyraz przyprawiał o dreszcze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Powiedz mi,
Adaeze, jak chcesz przywołać Juratę? – wyrzuciła z siebie przez zaciśnięte
zęby. – Nie umiesz przywołać nawet głupiego promienia słońca!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam
– wydukała młoda syrena, ale trenerka rzuciła jej tylko pogardliwe spojrzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Daruj sobie.
Nie interesują mnie twoje przeprosiny, interesuje mnie tylko to pieprzone
słońce, którego <span style="letter-spacing: 1.5pt;">nie jesteś w stanie </span>przywołać!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przez chwilę
panowała cisza. Adaeze wyraźnie chciała coś odparować, ale zwyczajnie się bała.
Trenerka odetchnęła i wskazała palcem na Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ty. Masz
solówki z powrotem. Ale nie myśl, że nie jestem wściekła. Po prostu kończy nam
się czas. – Przyłożyła sobie rękę do czoła i klasnęła w dłonie. – No dobra, od
nowa!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
przecisnęła się do pierwszego rzędu z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedziała,
że to jej moment i że plan B wystartował. Chór zaczął pieśń, a po chwili Sarayu
wyrzuciła z siebie cały swój strach i swoją złość – wszystko to wrzuciła w tę
jedną nutę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Amfiteatr
zalało światło. Dosłownie wypalało oczy. Dopiero po kilkunastu długich
sekundach Sarayu ucichła, a wszyscy znów pogrążyli się w półmroku. Trenerka unosiła
się na środku z uniesionymi brwiami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie do
końca o to chodziło, ale przynajmniej jest jakiś podstęp.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
uśmiechnęła się jeszcze szerzej i popatrzyła w dół z udawaną skromnością.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara była
wściekła. W mroku wieczora nie znalazły z Nihan ani jednej jaskini topielic,
przez co zawaliły kolejny termin. Do tego czasu powinny już ruszyć z akcją
profilaktyczną i przestrzegać przed stadami i samotnicami – nie dobrze by było,
gdyby goście zobaczyli malunki przedstawiające ich jako niebezpieczeństwo,
dlatego Sagara chciała wszystko wyczyścić na dwa dni przed Nocą Juraty. Tak dla
pewności zostałby jeszcze jeden dzień na poprawki, doczyszczenia i rozmowy z
nieprzekonanymi. Tymczasem nawet nie zaczęły szukać tych przeklętych topielic.
Nie było mowy, żeby zdążyć na czas. To było po prostu niewykonalne. Zostało
dziewięć dni. W międzyczasie przypadał Dzień Krwi Sarayu. Kiedy? Ach, tak. Trzy
dni. Potem zostawał tydzień ostatecznych przygotowań, kiedy wszystkie topielice
już dawno powinny być wykurzone. Wątpiły, że zdążą w trzy dni. Nie wiedziały
nawet, gdzie ich szukać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
siedziała na brzegu łoża w komnacie Sagary i przeglądała się w lustrze.
Wyglądała na skupioną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
traktujesz niczego poważnie – zarzuciła Sagara przyjaciółce, a ta odłożyła
lusterko obok, wzburzając puszki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Uważam, że
za bardzo się przejmujesz. Zdążysz. Zawsze zdążasz. Musisz się trochę
zrelaksować, dzisiaj i tak przecież nic nie zrobisz. A jutro zlecimy akcję
profilaktyczną jakiejś innej piastunce, na przykład niemowląt, nie ma teraz
żadnych niemowląt, to nie sezon.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Po tych
słowach Nihan położyła się na plecach, kładąc sobie ręce pod głowę. Puszki
pływały tuż nad jej twarzą. Sagara niechętnie przycupnęła na brzegu muszli.
Przez chwilę panowała cisza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślisz, że
przeznaczenie można zmienić? – zapytała w końcu prawie szeptem Nihan.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
przyjrzała się uważnie przyjaciółce. Jej piękne rude włosy delikatnie falowały
dookoła głowy. Czerwone oczy miała zamknięte. Sagara nigdy nie odważyłaby się
powiedzieć tego na głos, ale lubiła patrzeć na Nihan, kiedy ta zamykała oczy.
Czerwone i rozbiegane były naprawdę przerażające i sprawiały, że przyjaciółka
nie wydawała się taka piękna, jak w rzeczywistości. A wyróżniała się wśród
innych syren chochlikową urodą – miała okrągłe policzki i spiczasty podbródek.
Tylko te oczy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Boisz się
go? – zapytała Sagara. Miała świadomość, że wiele syren obawia się swojego
losu. Był zapisany w oczach, to przeznaczenie definiowało kolor oczu syreny.
Mimo tego pozostawał tajemnicą – mało kto odważył się stwierdzić, że potrafi
odczytać czyjeś przeznaczenie z koloru oczu. Często jednak wystarczyło jedno
spojrzenie i było wiadomo, że kogoś czeka coś niedobrego. Sagara bała się to przyznać,
ale miała świadomość, że te czerwone oczy nie wróżą niczego dobrego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A jak
myślisz? – odparła z przekąsem Nihan i chwyciła znowu lusterko. – Unmei
powiedziała mi, że czasem przeznaczenie zmienia się pod wpływem naszych
decyzji. Że jeśli podejmę się czegoś niespodziewanego, być może moje oczy
zmienią kolor. I zdecydowałam się na dziecko. Spodziewałabyś się tego po mnie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Absolutnie
nie – przyznała Sagara. Delikatnie ściągnęła brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale one… one
wciąż są czerwone. Patrzę rano w lustro i widzę kolor krwi. Po prostu nie
potrafię pozbyć się tego niepokoju, bo nigdy nie wiem, kiedy moje przeznaczenie
się wypełni. A przecież na pierwszy rzut oka – zaśmiała się cicho i sztucznie –
widać, że nie będzie dobre. Myślisz, że mogę je jeszcze zmienić? Bez utraty
mojego dotychczasowego życia?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie potrafię
ci pomóc – przyznała Sagara bez ogródek. – Chciałabym, ale nie potrafię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
westchnęła, zamknęła oczy na dłuższą chwilę i otworzyła, jakby miała nadzieję,
że zmienią kolor. Pozostały czerwone. Może tylko trochę pociemniały, ale raczej
z zupełnie innych powodów niż przeznaczenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pamiętasz –
zaczęła jeszcze ciszej niż wcześniej – jak kilka lat temu pokłóciłyśmy się i
myślałyśmy, że to koniec naszej znajomości?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oczywiście –
przytaknęła Sagara gorzkim tonem. Teraz już nawet nie pamiętała, o co im
poszło, ale była pewna, że żadna z nich nie chciała znać drugiej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tamtej…
tamtej nocy… – Nihan wyraźnie się wahała.
– Mogłabym przysiąc, że na moich oczach pojawiły się zielone plamki. A potem
się pogodziłyśmy i… i one zniknęły. Jakby… jakby moje przeznaczenie było
związane z tobą…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co chcesz
powiedzieć? – spytała Sagara i cała się zjeżyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że nie
zrezygnuję z naszej przyjaźni, nawet jeśli to się równa jakiemuś strasznemu
losowi. Nie wierzę, że mnie skrzywdzisz. – Nihan znów westchnęła. – Na pewno
jest inny sposób. Sagara, jesteś dla mnie wszystkim. – Posłała przyjaciółce
blady uśmiech, a ta mocno ją przytuliła. Były tak blisko, że czuły wodę
wpływającą do skrzeli tej drugiej podczas wdechu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oż ty w
rybkę – wyrwało się wreszcie Sagarze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Musimy iść
do kuchni. Nie nakarmiłyśmy jeszcze Skylli i Charybdy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
parsknęła śmiechem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Po skończonej,
naprawdę wykańczającej próbie, podczas której, oprócz tych nieszczęsnych
promieni, Sarayu musiała przywołać deszcz, trzęsienie ziemi i wzrost roślin,
nowa-stara solistka spróbowała dorwać trenerkę na osobności. Nie okazało się to
jednak zbyt trudne, bo kusicielka była wręcz rozpromieniona – tak dobrej próby
nie było od dawna – i nigdzie się nie wybierała. Sarayu zachowywała się tego
dnia jak podręcznikowa uczennica, z niczym nie dyskutowała i natychmiast wykonywała
wszystkie polecenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Trenerko… –
zaczęła, gdy dziewczyny opuściły już amfiteatr.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Daj spokój,
Sarayu. – Kusicielka machnęła ręką. – Możesz mówić mi po imieniu. Alyvja. –
Wyciągnęła rękę, a uczennica nieśmiało ją uściskała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No więc
zastanawiałam się… może mogłaby mi pani pomóc…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Uśmiech zszedł
z twarzy Alyvji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To o to ci
dzisiaj chodziło? Dlatego nie gwiazdorzyłaś? – Zrobiła kwaśną minę. – Świetnie.
Doskonale. Gratuluję. Ale mów, może dam radę ci pomóc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chodzi o… o
diadem piastunki. – Sarayu poczuła, że robi się czerwona. – Myślałam… myślałam,
że osoba o twojej pozycji byłaby w stanie zdobyć dla mnie kopię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Alyvja
prychnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nawet nie
chcę wiedzieć, co zrobiłaś ani co planujesz. Nie mów. Nie można dostać kopii, od
wieków jest tyle diademów, ile piastunek. Czasem, kiedy jakiś diadem wymaga
drobnej naprawy, posyła się go do syrenów, żeby się tym zajęli. I tyle, nic
więcej się z nimi nie robi. Nie powiem twojej siostrze o tej rozmowie, ale mam
nadzieję, że nie zrobisz nic głupiego. A teraz daj mi spokój, mam jeszcze jedną
pieśń do ułożenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu skłoniła
się delikatnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam
i dziękuję za poświęcony czas.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy
odwracała się od Alyvji, wyglądała na zbitą z tropu i skruszoną. Jednak tuż po
przepłynięciu między wielkimi ościami na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
Zatarła dłonie. Czas rozpocząć plan C. I to od razu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu wróciła
do domu w świetnym humorze. Od razu rzuciła się na łoże. Powinna szykować się
już do spania, ale stwierdziła, że poczeka na siostrę. Po raz pierwszy od
„incydentu z diademem” nie czuła na karku oddechu terminu. Wciągnęła wodę w skrzela.
Czuła się dziwnie lekko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
wpłynęła do komnaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jeszcze nie
śpisz? – spytała zdziwiona. – Jestem wykończona, nie wiem jak ty, ale idę spać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Natychmiast
padła na łoże.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sagara?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Hm? –
mruknęła siostra. Miała już zamknięte oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak można
wejść do Korzeni?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Korzeni? –
powtórzyła niechętnie Sagara.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No wiesz,
męskie piętro pałacu i podziemia…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
otworzyła oczy i zmarszczyła czoło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem, co to
Korzenie – warknęła. – Pytam, po co chcesz tam iść.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu uniosła
ręce, jakby udowadniała, że nic nie dotyka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cele
naukowe. Nigdy nie widziałam syrena. Chciałabym zobaczyć, jak wygląda ich
życie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiesz, że
nie można opuszczać korytarza na pierwszym piętrze, prawda? – Sagara zmrużyła
oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jasne. A jak
można dostać się na pierwsze piętro? – Sarayu mówiła trochę zbyt słodkim
głosem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To proste. –
Sagara wzruszyła ramionami. – Musisz planować dziecko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu poczuła
się, jakby nagle cała ta woda nad nią przygniotła jej biedne ciało do dna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Już wiesz? –
Sarayu pokiwała głową w odpowiedzi. – Świetnie, a teraz dobranoc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
wygodniej umościła się w puszkach, a Sarayu położył obok niej. Wzrok wlepiała w
bursztynowy sufit.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sagara? –
zapytała nieco ciszej niż poprzednio. Siostra tylko mruknęła coś
niezrozumiałego w odpowiedzi. – Czy nie mogłabym pójść tam z Nihan?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zwariowałaś?
Po co? – Sagara znowu otworzyła oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dla celów
naukowych – powtórzyła Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przestań
gadać bzdury, akurat uwierzę, że interesuje cię nauka. Co znowu kombinujesz? – Sagara
mocno zacisnęła usta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rany, nic
nie kombinuję, dobra? – Sarayu przewróciła oczami. – Po prostu naprawdę chcę to
zobaczyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Siostra
wzruszyła ramionami i odwróciła się tyłem do Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pogadaj z
Nihan, przecież nie zdecyduję za nią, czy chce złamać prawo. Dobranoc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dobranoc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
uśmiechnęła się, znowu wgapiając w sufit.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na dwa dni
przed swoim wyjątkowym Dniem Krwi Sarayu była zajęta czymś kompletnie innym.
Prawdę powiedziawszy, całkowicie zapomniała, że to już tak blisko. Budząc się o
świcie, miała w głowie tylko jedno zadanie: naprawić przeklęty diadem. Przeżyć
próbę chóru. Wyspać się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pozwoliła
Sagarze wypłynąć z komnaty całkowicie nieświadomej. Odczekała chwilę i
odchyliła nieco muszlę przykrywającą okno. Siostra płynęła przed siebie trochę
szybciej niż by wypadało. Sarayu ostrożnie wypłynęła przez okno. Muszla za jej
plecami chwilę bujała się na haczyku. Syrena śledziła siostrę, płynąc nieco z
tyłu, wysoko nad nią. Czarne włosy lśniły z daleka. Przy granicy do Sagary
dołączyła Nihan, a jej rude, wręcz pomarańczowe włosy odznaczały się jeszcze
bardziej widziane z góry na tle czarnej grzywy Sagary. Nihan trzymała oburącz
olbrzymi kosz, Sarayu domyśliła się, że zamierzają karmić Skyllę i Charybdę.
Przekroczyły granicę. Sarayu postanowiła zaczekać na nie na terenie Laguny, ale
pożałowała tej decyzji, bo wróciły dopiero po kilku długich godzinach, które
upłynęły syrenie wręcz w fizycznym bólu. Niecierpliwiła się, obserwując
uciekające światło. W końcu jednak wróciły, pożegnały się i każda odpłynęła w
swoją stronę, Sagara ciągnąc za sobą kosze. Sarayu niespiesznie opadła przy
boku Nihan.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cześć –
zagadała, nieco nieśmiało jak na siebie. – Ładne korale.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Potrzebujesz
czegoś? – Nihan zmarszczyła brwi i nieznacznie przyspieszyła. – Spieszy mi się.
Mam pracę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak, tak. –
Wzięła głęboki wdech. – Mogę pójść z tobą do Korzeni?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan
gwałtownie się zatrzymała. Sarayu była na to przygotowana i udało jej się
przystanąć w porę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Po co? –
wykrztusiła starsza z syren.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dla celów
naukowych – odparła gładko Sarayu, a Nihan zmarszczyła nos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślisz, że
w to uwierzę? Od kiedy interesuje cię nauka? Czego <span style="letter-spacing: 1.0pt;">naprawdę</span> chcesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chcę się
poprawić – nastolatka nie odpuszczała. To
była jej ostatnia szansa. <span style="letter-spacing: 1.0pt;">Musiało</span> się
udać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Okej –
prychnęła Nihan. – Jasne. Mnie tam rybka, rób, co chcesz. Tylko nie mieszaj
mnie w to. Mam wizytę jutro o świcie. Jak się spóźnisz, to odpadasz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mam wtedy
próbę – bąknęła niewyraźnie Sarayu. Nihan roześmiała się głośno, a jej śmiech
poniósł się nienaturalnym echem po opustoszałej, przedświątecznej Lagunie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To masz
problem, dzieciaku – prychnęła i odpłynęła, nie dając Sarayu szansy nic
powiedzieć. Zrezygnowana nieletnia udała się do amfiteatru, aby zrealizować
pozostałe cele dnia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Noc Sarayu
ciągnęła się jak nigdy. Jakby świt miał nigdy nie nadejść. W końcu jednak
Sagara zaczęła powoli się wybudzać, co można było poznać po nerwowych tikach
płetwy. Sarayu uciekła z komnaty, zanim siostra otworzyła oczy. Wiedziała, że Sagara
nawet nie zauważy jej braku. Nie na osiem dni przed Nocą Juraty. Właściwie, to
w inne dni też nie. W sumie: nigdy by nie zauważyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Głębiny były wciąż
skąpane w ciemności, ale po spojrzeniu w niebo można było zauważyć pojedyncze
promienie słońca, które nie przedarły się jeszcze na dno. Ostrożnie wychynęła z
łóżka, chwyciła torbę i wypłynęła na korytarz. Mijając kolejne komnaty, Sarayu
dostrzegała mnóstwo nieśpiących już syren. Trochę zdziwił ją ten widok. Nie
chciała być nietaktowna, więc ograniczała się do zdawkowego zerkania, ale
wstrząsnęła nią świadomość, jak wiele mieszkanek pałacu wyglądało na
nieszczęśliwe. Była ta jedna syrena o jasnych włosach, która głośno szlochała i
kiwała się do przodu i do tyłu. Albo inna, która wyglądała jak martwa,
utkwiwszy wzrok w ścianie naprzeciwko. Nie poruszała się, nawet nie mrugała i
wydawała się nie oddychać. Ale najbardziej w pamięci utkwił jej widok mieszkanki
najniższego piętra. Próbowała zawiesić w drzwiach wielką kotarę. Płakała. Była
w zaawansowanej ciąży, a jej twarz na bieżąco pokrywała siatka głębokich
zmarszczek i przebarwień. Spojrzenie nieznajomej napotkało wzrok Sarayu. Przez
bardzo długi ułamek sekundy wylewała w nią cały swój ból, a potem szarpnęła
zasłoną i Sarayu nigdy więcej jej nie zobaczyła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 21.3pt;">
Stanęła przed drzwiami
prowadzącymi do Korzeni. Czuła drżenie w ogonie. Nigdy nie sądziła, że
przejdzie na drugą stronę. Myśl o tym, co zamierzała zrobić – nie tylko przejść
na drugą stronę, ale też wejść do podziemi – napawało ją dziwną mieszaniną
przerażenia i ekscytacji. Oczywiście, jeśli zostałaby złapany, co najmniej by
ją wygnali. Wątpiła, opłacało im się ją mordować, ale i takie przypadki się zdarzały.
Przywódczyni wzywała boginie, a te wynosiły delikwentkę gdzieś w góry, gdzie
umierała z głodu i bezradności – pół-rybom niełatwo jest się poruszać po
lądzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
przebiegł dreszcz. Nie chciała umierać wysoko w górach, ale bardziej niż
śmierci bała się, że Sagara odkryje prawdę. Czekałby ją los gorszy niż zabójstwo.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W tym momencie
zdała sobie sprawę z absurdalności swojego położenia. Aby zamaskować zbrodnię,
musi popełnić kolejną, za którą groziła jej tak samo okrutna kara. Jeśli na jaw
wyjdą obie, może już się żegnać z życiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Westchnęła i
zadrżała. Czy już wcześniej było tak zimno?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W końcu
nadpłynęła Nihan. Rude włosy falowały dookoła jej twarzy, a oczy miała jeszcze
bardziej rozbiegane niż zwykle. Widać było, że się stresowała, a sińce pod oczami
zdradzały, że nie spała dobrze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jednak
przyszłaś – zauważyła niechętnym tonem i przepchnęła się obok Sarayu. Ta
milczała. Starsza z syren pchnęła ciężkie drzwi i natychmiast poczuły jak
uderza w nie fala zdecydowanie zimniejszej wody. Obie zadrżały, a Nihan złapała
się za ramiona. W środku panowała zupełna ciemność. Chwilę stały w milczeniu,
aż wreszcie Nihan westchnęła głośno i zdecydowanie wpłynęła do wnętrza
Korzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Niechętna
Sarayu zmusiła się do popłynięcia za nią. Wrota natychmiast same się za nimi
zatrzasnęły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzień dobry?
– zawołała w przestrzeń Nihan, ale odpowiedziało jej echo. Niepewnie podpłynęły
kawałek do przodu. – Byłam umówiona!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ktoś z boku
głośno westchnął ze zrezygnowaniem. Obróciły się gwałtownie w jego kierunku, a
nad ich głowami nagle rozbłysły światła. Widocznie inny ktoś podniósł pokrywy
okien dachowych. Słońce rozlało się po zakamarkach korytarza i Sarayu otrzymała
szansę na wgląd w świat samców.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pierwszy
poziom Korzeni wyglądał jak niekończący się biały korytarz. Sarayu nie miała
pojęcia, czym pomalowano ściany, że były <span style="letter-spacing: 1.0pt;">aż
tak</span> białe, ich kolor wręcz ją oślepiał. Cała sala składała się z ciasno
zbitych klatek, stały jedna przy drugiej, a ich metalowe kraty wydawały się
obrzydliwie brudne w porównaniu do śnieżnej bieli ścian. W każdej klatce
siedział jeden syren. Część z nich wyglądała świeżo i tryskała radością,
większość ponuro łypała na nowoprzybyłe. Każdy miał na szyi żelazną obrożę, na
środku której połyskiwał błękitny kamień. Ich blask przykuwał uwagę Sarayu w
szczególny sposób, więc bez mrugnięcia okiem rozpoznała, że przywódczyni
musiała w każdym z nich umieścić moc Juraty. Dzięki tym kamieniom syrenowie
mogli żyć bez uczestnictwa w tym szczególnym święcie i bez pomocy władczyni
Laguny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan ruszyła
śmiało przed siebie, więc Sarayu podążyła zaraz za nią. Przyglądały się mijanym
postaciom. Każdy syren był inny – inny kolor skóry, inny nos, inny kolor
włosów. Mimo tego wszyscy mieli takie same szare oczy bez wyrazu. Nawet ten
najbardziej uśmiechnięty blondyn, który wysyłał Nihan zachęcające spojrzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nikt się nie
odzywał, co nadawało całej sytuacji groteskowy wyraz. Sarayu dotykała mijanych
krat. Niektórzy mieszkańcy Korzeni patrzyli na nią z nadzieją, inni z wyraźnym
obrzydzeniem. Blondyn puścił jej oczko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jej uwagę przykuł
siedzący tyłem brunet. Wyglądał na dużo młodszego od reszty towarzyszy, jednak
dużo bardziej Sarayu przeraził fakt, że chłopiec próbuje się udusić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dopiero po
kilku sekundach dotarło do niej, że próbuje zdjąć obrożę. Udało mu się ją
jednak tylko odrobinę przesunąć. Zobaczyła siny odcisk i pomarszczoną, martwą
skórę w miejscu, które wcześniej przykrywało żelazo. Palce chłopaka krwawiły.
Miał połamane paznokcie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wszystko to
składało się na dosyć ponury obraz. Sarayu czuła zmieszanie. Może źle zrobiła,
przychodząc tutaj?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nihan? –
wyszeptała, bo bała się mówić głośniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak? –
towarzyszka chyba odczuwała podobny strach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Popłynę
dalej, dobra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– W porządku.
– Nihan wzruszyła ramionami. – I tak zamierzałam wybrać któregoś z pierwszych,
podobno są najlepsi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu skinęła
głową i popłynęła przed siebie. Starała się zachowywać naturalnie, ale ciężko
było jej patrzeć na samców. Zawsze wyobrażała sobie to miejsce inaczej.
Myślała, że syrenowie konkurują o uwagę przyszłej matki, że wręcz rzucają jej
się do płetw, aby tylko tego jednego wybrała. Tymczasem ci tutaj obecni
wyglądali, jakby chcieli Nihan zamordować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nigdy nie przyszło
też Sarayu do głowy, że miejsce, gdzie mama spotkała dawcę, to klatka. Bajarki
opowiadały przecież tyle wspaniałych historii o miłości – żadna co prawda nie
dotyczyła syren, a tym bardziej dawców, ale naturalne było przełożenie na
świat, który znała – że nie potrafiła sobie wyobrazić smutniejszej scenerii dla
miłości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
A czy jej
matka w ogóle kochała swojego dawcę? Czy w ogóle kiedykolwiek z nim rozmawiała?
Czy może wskazała klatkę, a po skończonej robocie już więcej go nie widziała?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
To w sumie
oczywiste, że nigdy więcej go nie widziała. Bo i gdzie? I w jakim celu? Samce
są brudni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Poczuła żółć
napływającą do ust. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że korytarz delikatnie
cały czas zakręca. Odwróciwszy się, nie dostrzegła już Nihan.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Za to wpatrywał
się w nią samiec z okropną blizną ciągnącą się od czoła do brody przechodzącą
idealnie przez środek oka. Wzdrygnęła się. Nigdy wcześniej nie widziała syreny
z blizną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Podpłynęła do
jego krat. Piorunował ją wzrokiem, jakby chciał kazać jej spadać jak najdalej
stąd. Sarayu jednak czuła fascynację jego kwadratową szczęką i zgrubiałymi
dłońmi. Zapragnęła, aby to jego Nihan wybrała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nieznajomy
wydał z siebie gulgocząco-charczący odgłos. Sarayu nawet nie drgnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szukam kuźni
– wyszeptała, przypominając sobie o swoim zadaniu. – Pomóż mi, proszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Samiec
ściągnął brwi i wykrzywił usta w grymasie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Błagam –
wyszeptała niemal bezgłośnie. Trzęsła jej się broda. Spojrzenie syrena
złagodniało. Wskazał palcem wzdłuż korytarza, a potem nie w dół, jak
spodziewała się Sarayu, ale w lewo. – Dziękuję. Dziękuję ci bardzo –
powiedziała już całkiem głośno i wyciągnęła rękę w stronę nieznajomego.
Spojrzał na nią niepewnie, ale w końcu powoli zbliżył się i chwycił jej
nadgarstek z całej siły. Patrzył jej intensywnie w oczy. Nie rozumiała, co chce
jej przekazać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wyswobodziła
się z uścisku i z niemrawym uśmiechem na twarzy odpłynęła dalej korytarzem.
Odprowadzał ją bulgocząco-charczący krzyk, ale nie śmiała się odwrócić, żeby
spojrzeć, co się dzieje. Miała wrażenie, że i tak wie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Korytarz
kończył się dziurą, a raczej ogromną tubą ciągnącą się nieco w górę i głęboko w
dół. Przepaść była w przekroju pięciokątna, a całą jej powierzchnię pokrywały
drzwi. Jedne pod drugimi, niemal ściśnięte, tworzące dziwny wzór, przyprawiające
o oczopląs. Sarayu poczuła mdłości i jednocześnie spłynęła na nią dozgonna
wdzięczność wobec samca, który wskazał jej drzwi. Gdyby nie to, nawet nie próbowałaby
szukać kuźni na własną rękę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pchnęła
najbliższe drzwi na lewo i uderzyło w nią gorąco. W środku było dużo ciemniej.
Wpłynęła do pomieszczenia, a drzwi znowu same się za nią zamknęły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Stój! Proszę
opuścić budynek! – zawołał jakiś niski i gruby głos. Sarayu najeżyła się, bo
nigdy nie słyszała, żeby ktoś mówił tak nisko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kto tu jest?
– zawołała stanowczym głosem. Próbowała zachowywać się, jakby wiedziała, co
robi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nieznajomy
podpłynął bliżej i w słabym świetle Sarayu dostrzegała jedynie zarys jego
sylwetki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jestem
strażnikiem tej kuźni i niestety, muszę panią wyprosić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
zignorowała tę wypowiedź.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Potrzebuję
pomocy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie ty
pierwsza. A jak cię tu złapią, to wyląduję w klatce. Proszę wyjść – nieznajomy
wydawał się skrajnie poirytowany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Potrzebuję
pomocy – powtórzyła Sarayu. Syren westchnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niby
dlaczego miałbym ci pomagać? Proszę wyjść, nalegam. – Złapał jej ramię, ale ta
nawet nie drgnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pomóż mi –
wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Od tego zależy moje <span style="letter-spacing: 1.0pt;">życie</span>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <span style="letter-spacing: 1.0pt;">Nalegam</span>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jeśli mi
pomożesz – zaryzykowała Sarayu, a rozmówca wstrzymał na chwilę oddech – przysięgam,
że wybiorę ciebie, kiedy zdecyduję się mieć dzieci.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A co jeśli
nie trafię do klatki?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– W końcu
jednak trafisz, prawda? Wszyscy w końcu tam trafiacie, to wasz… – zawahała się
na moment – nadrzędny cel, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Syren wydał
charczący odgłos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak –
warknął. – <span style="letter-spacing: 1.0pt;">Nadrzędny cel</span>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W jego głowie
szalały myśli. Wiedział, że w końcu wyląduje w klatce, ale jeśli zostanie
wybrany przez syrenę – będzie mógł szukać szczęścia wśród stadnych syren, z
dala od Laguny, wolny po raz pierwszy w życiu. Z drugiej strony, samo stanie z
nią w tym pokoju było niewyobrażalnym przestępstwem, za które groziła mu co
najmniej kara śmierci. No i skąd miał wiedzieć, czy dotrzyma obietnicy?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Musisz
przysiąc na krew – zadecydował w końcu. – Muszę mieć pewność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
przygryzła wargę, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Wyciągnęła więc rękę, a
syren chwycił ją pewnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przysięgam
na krew, moją, ludzką i mojego ludu, że jesteś jedyną istotą, której dziecko
urodzę. Jeśli złamię tę przysięgę, niech moja krew zawrze w żyłach, a ciało
pochłonie morska piana.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przez chwilę
panowało milczenie. Ostatecznie jednak nieznajomy zabrał rękę i przerwał ciszę:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To jaki masz
problem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
wyciągnęła z torby diadem, a raczej jego dwie połówki. Mimo że nie widziała
swojego rozmówcy, miała dziwne wrażenie, że się uśmiechnął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem,
jak to zrobiłaś, ale naprawimy to błyskawicznie, ten metal jest po prostu
cudowny do pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
uśmiechnęła się i przygładziła włosy, które oczywiście od razu rozpłynęły się
we wszystkie strony. Poczuła się lekka i miała ochotę ucałować syrena, ale
postanowiła się powstrzymać, aż nie zobaczy diademu w jednym kawałku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nieznajomy
zniknął w ciemności i wrócił pół godziny później, ale Sarayu miała wrażenie, że
minęła cała wieczność. Podał jej diadem w jednym kawałku, wyczyszczony i gotowy
do noszenia przez Sagarę. Syrena poczuła łzy cisnące się do oczu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak bardzo
ci dziękuję – wyszeptała, ściskając drogocenną błyskotkę w obu dłoniach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie zrobiłem
tego z dobrego serca – przypomniał. – Kiedy przyjdziesz tu następny raz… pytaj
o Sampaha.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Odpłynął, a
Sarayu zamrugała kilka razy, aby odpędzić łzy. Misja zakończona. Mogła wrócić
do bycia sobą, do swojego życia. Opuściła gorący przedsionek kuźni i poczuła,
że dygocze, kiedy znowu otuliły ją zimne wody korytarza Korzeni. W połowie
drogi do drzwi wpadła na Nihan.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na Boginię,
gdzie ty się podziewasz?! – przywitała ją. – Nie, nie mów mi! Nie chcę nic
wiedzieć! To twój problem! Ale to ostatni raz, kiedy coś dla ciebie zrobiłam.
Mogłyśmy obie zginąć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nihan nerwowo
skubała rude włosy. Sarayu posłała jej szeroki uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wybrałaś? –
zapytała tylko, ignorując wyrzuty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak –
westchnęła Nihan. – Ale jedyny wolny termin jest w dzień po Nocy Juraty. Sagara
nie będzie szczęśliwa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
wzruszyła ramionami i popłynęła przodem. Odprowadziły je pełne wściekłości
spojrzenia, jednak żadnej z nich to nie zainteresowało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Minąwszy
drzwi, rozeszły się w swoje strony, nie zaszczyciwszy siebie nawzajem nawet
przelotnym spojrzeniem. Nihan musiała wrócić do przygotowywania Nocy Juraty, a
Sarayu teoretycznie powinna teraz kajać się przed trenerką i prosić o
wybaczenie nieobecności na ostatniej próbie, ale miała ważniejsze sprawy na
głowie – została jej niecała doba do jej Dnia Krwi. A wciąż miała mnóstwo spraw
na głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W drodze
złapała ją Tuki. Laguna wrzała życiem, widocznie wszyscy mieli akurat
niesamowicie ważną sprawę do załatwienia gdzieś indziej, więc wszystkie syreny
akurat w tym momencie się przemieszczały. Sarayu co chwilę na kogoś wpadała i
ledwo słyszała własne myśli wśród szumu płetw i dość głośnych rozmów. Mimo
tego, Tuki udało się wypatrzyć ją w tłumie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Podobno
zwiałaś dzisiaj z próby. Znowu. – Przyjaciółka miała niezadowoloną minę. Sarayu
była zmęczona tym, że Tuki ciągle próbowała jej matkować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rozwiązałam
problem wagi koronnej – przyznała. – Nie pytaj, nie tutaj.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki pokiwała
głową z uznaniem, domyślając się, o co chodzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No to jak
tam przygotowania do wielkiego dnia?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Właśnie
płynę do Unmei. Wybrałam ją na przewodniczkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki zrobiła
smutną minę. Przewodniczka była potrzebna, aby pokazać młodej syrenie, jak
polować, na kogo polować i gdzie polować. Każda nieletnia wybierała spośród
bliskich jej dorosłych syren tę jedyną, która miała jej towarzyszyć najważniejszego
dnia w życiu. Sarayu najpierw poprosiła Tuki, ale ta odmówiła, mówiąc, że to
dla niej za dużo. Przyjaciółka zaproponowała wybranie Sagary, ale Sarayu w
życiu by sama na to nie wpadła. Tak zawracać siostrze głowę? Nigdy. Ostatecznie
padło na Unmei, czyli jedną z najstarszych syren w Lagunie, która zajmowała się
kwestiami przeznaczenia i jako jedyna mieszkała poza pałacem. Syreny często
radziły się jej odnośnie swoich oczu i co mogą oznaczać albo jak zmienić los,
choć Unmei najczęściej radziła, aby go zaakceptować. Mieszkała na skraju Laguny,
jeszcze zanim obecna przywódczyni się urodziła, więc choć nie podobało się to
władczyni, nie śmiała tego zmienić. Zresztą lud za bardzo szanował Unmei, aby
zgodzić się na jakiekolwiek restrykcje wobec niej. Przywódczyni miałaby bunt na
głowie, gdyby zdecydowała się na coś takiego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przykro mi,
że nie mogę płynąć jutro z tobą – przyznała nieco za cicho, biorąc pod uwagę
gwar, Tuki. – Ale naprawdę nie nadaję się do takich rzeczy, to zbyt wielka
odpowiedzialność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak, wiem –
warknęła Sarayu. – Unmei od tego tutaj jest, prawda? Zresztą… pewnie pokaże mi
wszystko lepiej niż ty, bez urazy, ale ma większe doświadczenie, w końcu jest
tak stara jak ta bestia, z której zrobiono amfiteatr.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki mruknęła
tylko coś pod nosem w odpowiedzi. Po chwili ciszy jednak się odezwała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wybacz, ale
mam coś do załatwienia. Zobaczymy się później!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu skinęła
jej głową na pożegnanie i w samotności kontynuowała podróż do domu swojej
przyszłej przewodniczki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Unmei
mieszkała w jaskini przy ładniejszej rafie. Wejście zasłaniały wysokie i
intensywnie zielone wodorosty. Wyglądały na pełne życia, co było niepokojące na
kilka dni przed Nocą Juraty, ponieważ Laguna żyła resztkami mocy bogini, a rośliny
i zwierzęta balansowały na granicy życia. Chwytały się ostatnich sił witalnych,
ale do święta i tak powinny zacząć schnąć. Wodorosty Unmei się tym jednak nie
przejmowały i zawsze porażały swoją żywotnością.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jaskinię udekorowano
wiecznymi kwiatami. Rosły tylko w prywatnym ogrodzie przywódczyni, więc Unmei
prawdopodobnie dostała je od poprzedniczki aktualnej władczyni. Albo od poprzedniczki
poprzedniczki. Sarayu bała się zgadywać, jak dawno temu to było.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Witaj,
rybeńko! – przywitano ją od progu i Unmei położyła jej obie dłonie na
policzkach. Chwilę przyglądała się twarzy Sarayu ze skupieniem i odetchnęła z
ulgą. Młoda syrena nie miała pojęcia, co się właśnie wydarzyło, ale cieszyło ją
to westchnienie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przyszłam w
sprawie mojego Dnia Krwi – przypomniała łagodnym tonem, a Unmei posłała jej
uśmiech. Rzadko widuje się takie uśmiechy w Lagunie. Sarayu poczuła dziwne
ciepło w środku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oczywiście,
oczywiście. Siadaj sobie, kochanie – poradziła gospodyni i poklepała kamienną
kłodę, która służyła jej za ławeczkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
przyjrzała się dokładniej swojej mentorce. Była bez wątpienia piękna, młoda
syrenka była skłonna przyznać, że najpiękniejsza w całej Lagunie. Nie było w Unmei
ani trochę surowości Sagary, ani nic nie odwracało uwagi od jej piękna, jak
czerwone oczy Nihan. Unmei miała piękne jasne włosy, które wydawały się mieć
odrobinę inny odcień w zależności od światła. Raz były bardziej blond, raz
bardziej błękitne, innym razem fioletowe albo zielone. Sarayu mogła obserwować
je godzinami, ale jeszcze bardziej lubiła wpatrywać się w piękne, spokojne, seledynowe
oczy Unmei. Nie widziała takich u żadnej innej syreny, nawet u samotnicy, które
znane były przecież z szalonych odcieni tęczówek. Dodatkowo wszystko w Unmei
było idealne: symetryczne brwi bez ani jednego nadprogramowego włoska, pełne
usta, prosty nos, owalna twarz bez żadnej zmarszczki czy niedoskonałości.
Policzki miała zawsze rumiane, co również było ciekawą osobliwością wśród syren
w ogóle, nie tylko w Lagunie. Sarayu instynktownie zawsze porównywała Unmei do
Sagary, która ze swoimi mocno zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, dziwnymi,
granatowo-złotymi oczami i ciemnymi włosami zawsze wydawała jej się dzika i
surowa, jak ociosany kamień. Unmei z kolei była oszlifowanym szmaragdem,
dopieszczonym i wykończonym, bez żadnych ostrych krawędzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jutro o
świcie wyruszymy z Laguny i popołudniu dotrzemy do brzegu lądu. Będzie tam
mnóstwo ludzi – tłumaczyła spokojnie Unmei. Miała w tym już wprawę. – Kobiety,
mężczyzny, dzieci. Twoim zadaniem jest wybranie jednego z nich, koniecznie
mężczyzny, najlepiej silnego i zdrowego. Zwabienie go do wody będzie dla ciebie
błahostką, w końcu dla tak utalentowanej kusicielki nic nie jest niemożliwe.
Zazwyczaj muszę pomagać dzieciakom, ale ty na pewno dasz sobie radę. Kiedy już
go dopadniesz, twoim zadaniem jest wbić w niego zęby i wypić krew.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Brzmi prosto
– przyznała Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale są
haczyki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Po pierwsze:
musimy się uwinąć z robotą do zachodu słońca, bo potem mogą się zacząć problemy
typu odwrócenie procesu starzenia albo jego przyśpieszenie, śmierć w mękach,
spłonięcie żywcem, rozerwanie żył od środka, takie tam. Z tym raczej nie będzie
problemu, jeszcze nigdy się nie spóźniłam. Po drugie: musisz się skupić. Od
świtu będzie cię wypalać żądza krwi. Sparaliżuje cię i nie będziesz w stanie
się ruszać. Nie będziesz w stanie nawet myśleć, rzadko kto w ogóle krzyczy. I
to nie przejdzie, dopóki nie zaspokoisz pragnienia. Musisz to zaakceptować, po
kilku stuleciach już się przyzwyczaisz i będziesz się musiała nawet pilnować,
żeby nie przegapić Dnia. Ale jutro odczujesz to jako żywy ogień wewnątrz
ciebie, okropne uczucie, dlatego najlepiej będzie, jeśli stawisz się na granicy
jeszcze przed świtem, zanim poczujesz pragnienie. Wtedy będę w stanie ci pomóc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
pokiwała głową na znak, że rozumie, ale tak naprawdę wiedziała, że tego nie
zrobi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie zamierzała
robić niczego nadprogramowo, tracić cennych chwil snu ani w ogóle
podporządkowywać się rozkazom Unmei. Nie wierzyła, że może być naprawdę aż tak
strasznie. Nie istniał taki ból, to było bez sensu. Naprawdę bez sensu. A nawet
jeśli: Sarayu była wyjątkowa, dałaby sobie radę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tymczasem
jednak wraz z pierwszymi promieniami słońca jej ciało przeszył ogień. Miała
wrażenie, że płonie wewnątrz, że w każdy milimetr jej ciała wbijane są
rozpalone do czerwoności szpilki, że ktoś smaga ją po mózgu biczem ukręconym z
lawy. Mimo wszystko jednak miała w głowie słowa Unmei i usiłowała wyostrzyć
zmysły, skupić się. Chwyciła krawędź muszli. Knykcie zbielały jej od siły, z
jaką ją ściskała, ale to i tak nie działało. Nagle ogromna fala bólu zalała jej
ciało, plecy wygięły się w łuk, a cała podskoczyła aż pod sufit komnaty. Z jej
gardła wydał się przeraźliwy krzyk. Jakimś jednak cudem przeskoczyła głosem po
kluczowych nutach i przez ułamek sekundy czuła się wolna od bólu. Wystarczyło,
żeby wiedziała, co trzeba zrobić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Spróbowała się
wyciszyć, nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę te wszystkie rozżarzone
szpile. Zacisnęła powieki i usiłowała skupić swoje myśli na jednej nucie –
nucie spokoju. Nie była pewna, czy jakikolwiek dźwięk faktycznie wydostał się z
jej ust, czy tylko sobie go wyobrażała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale działało.
Ból powoli odpływał i po chwili, zmęczona i zszargana, wyprostowała się i udała
w stronę Skylli i Charybdy na spotkanie z Unmei. Co prawda ogień wciąż podpalał
ją gdzieś na granicy świadomości, ale udawało jej się stłumić go zwykłym
nuceniem. Czuła respekt przed własną mocą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Unmei,
zobaczywszy Sarayu, nie wydawała się zadowolona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Umawiałyśmy
się chyba, skarbie? – wycedziła lodowatym tonem. Jej twarz pozostawała
niewzruszona. – Spóźniłaś się. Każda minuta jest cenna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Spokojnie. –
Sarayu też cedziła słowa przez zęby, ale z zupełnie innego powodu. Zaciskała
szczęki, aby nie pozwolić bólowi wrócić. – Zdążymy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To dla
ciebie szprotka, co? Radzisz sobie z bólem. Ale poradzisz sobie z bólem
człowieka?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co? – Sarayu
zmarszczyła czoło ze zdumienia. Nie zrozumiała słów przewodniczki, ale ta nie
zamierzała tracić czasu na tłumaczenia. Ruszyła przed siebie i po minięciu obozowiska
morzeczek przekroczyła granice Laguny. Sarayu popłynęła za nią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Woda poza
Laguną wydała jej się zimna, brudna i mniej przejrzysta. W tej chwili potwornie
dziwiła się stadom i samotnicom, które decydowały się na opuszczenie ciepłych i
krystalicznych wód Laguny, gdzie słońce zawsze świeciło, a jedzenia zawsze było
pod dostatkiem. Przynajmniej na wyższych piętrach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Płynęły
piekielnie długo, Sarayu jeszcze nigdy nie przebyła takiego dystansu i co jakiś
czas znacząco spowalniała, aby potem gonić za płynącą w stałym tempie Unmei.
Dodatkowo młodszą z syren co jakiś czas atakowały okropne ataki bólu, które
coraz ciężej było powstrzymywać z każdą następną falą. Kiedy wreszcie poczuły
mroźny wschodni prąd, przewodniczka zatrzymała się i ostrożnie wychyliła głowę
ponad taflę wody. Sarayu podążyła za nią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Powietrze tam
było zimne i śmierdziało. Atmosferę wypełniały dźwięki osób bawiących się na
plaży i trele ptaków. Ktoś śpiewał, ale bardzo bełkotał i Sarayu odruchowo
zasłoniła sobie jedno ucho. Mimo wszystko niebo nad nimi okazało się piękne.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i sklepienie zdobiły róże, błękity i
pomarańcze. Sarayu westchnęła. W Lagunie rzadko wychodziła na powierzchnię, a
jeszcze rzadziej w czasie zachodu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio oglądała go
znad wody.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ten widok jednak
oznaczał, że zostało im bardzo mało czasu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Okropnie
dużo ludzi tutaj – przyznała Unmei. – Chyba jakaś impreza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Z plaży
dobiegły gromkie śmiechy, a panowie wystrzelili w powietrze salwę z pistoletów.
Sarayu spanikowała pod wpływem hałasu i zanurkowała. Po chwili uświadomiła
sobie, że nie ma prawdziwego zagrożenia i nieco zażenowana, ale trzymając głowę
wysoko w górze, wynurzyła się z powrotem. Musiała zacisnąć zęby, żeby nie
poddać się z powrotem bólowi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Podpłyniemy
bliżej i wybierzesz któregoś – wyszeptała, z nieznanej przyczyny, bo i tak nikt
by ich nie usłyszał, Unmei. Sarayu zdobyła się tylko na pokiwanie głową i
podążenie za przewodniczką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zanurkowały i
wynurzyły się dopiero przy kilku łódkach dokujących przy brzegu. Kolejne wyjście
z wody było dla Sarayu o wiele mniejszym szokiem. Rząd łódeczek wyglądał jak
dopiero co rodzący się port. Obskurne szalupki wydawały się śmieszne, stojąc w
cieniu okazałego pałacu na górującym nad małą plażą klifem. W żadnym z
zamkowych okien nie paliło się światło, wszyscy mieszkańcy świętowali na plaży.
Unmei przez chwilę zastanawiała się, co to za okazja i doszła do wniosku, że
panujący książę musiał mieć urodziny. To by tłumaczyło salwę z pistoletów i
pustki w pałacu. Nie powiedziała tego jednak na głos, nie było to konieczne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kobiety na
plaży wydawały się niemal nagie. Chodziły boso, a ich ciała okrywały jedynie
zwiewne chusty – bez względu na wiek i tuszę. Mężczyźni również byli przeważnie
boso, niekiedy ich stopy okrywały proste klapki z trzciny. Większość była
ubrana w proste lniane koszule z szerokimi rękawami i spodnie z flaneli. W
rękach ściskali szklanki, trzymali się za ramiona i głośno śpiewali. Jeden
wymiotował do morza. Sarayu wzdrygnęła się. Co to za zwierzęta?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No. Wybieraj
– ponagliła Unmei. Sarayu zlustrowała plażowiczów wzrokiem. Tańczące przy
brzegu kobiety wyglądały na wyjątkowo zdrowe i świeże, ale miała w pamięci
uwagę Unmei, że powinna wybrać mężczyznę. Żaden jednak nie wydawał się zdrowy
ani w formie. Mieli czerwone twarze, spocone ciała i przekrwione oczy. Budzili
w niej obrzydzenie tak wielkie, że zapominała o żądzy krwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Spójrz na
tego – Unmei wskazała palcem na centralny fragment plaży. – Masz ochotę na
odrobinę błękitnej krwi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mężczyzna
stojący na środku plaży i otoczony wianuszkiem gości wyglądał na rześkiego i
zdrowego. Miał silne ramiona i zdrowo wyglądającą skórę. W tym momencie któryś
z pijanych gości głośno wykrzyknął:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niech żyje
książę Ezegielle!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Goście
wznieśli szklanki i zaczęli krzyczeć, a zdrowy mężczyzna skłonił się dworsko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Skup się
tylko na nim – poradziła Unmei.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu poczuła
ogień w żyłach, kiedy spojrzała na księcia. Był nie tylko zdrowy, wydawał jej
się wręcz piękny. Promieniowała od niego radość, a spojrzenie miał mądre i
spokojne, mimo że jego oczy błyszczały. Jego twarz pokrywała siateczka drobnych
blizn, zmarszczki wokół oczu były dla niej wyjątkowo uroczym dodatkiem, a
krzywy nos – interesującą anomalią. Sarayu odsunęła ból na dalszy plan i
zaczęła cicho nucić, skupiając się tylko na mężczyźnie. Nie miała pojęcia, czy
to zadziała, czy może jednak przywoła do siebie całą plażę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
O dziwo,
podziałało. Książę skłonił się uprzejmie swoim kompanom i ostrożnie ruszył w
stronę zadokowanych łódek. Odprowadziły go zdziwione i zainteresowane
spojrzenia, ale w tej chwili ktoś zaintonował nową pieśń i uwaga wszystkich
skupiła się na śpiewającej grupce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Książę
ostrożnie wszedł do wody, mocząc nogawki spodni. Wychodził naprzeciw delikatnym
falom, nie odwracając się za siebie. Wzrok utkwił gdzieś w oddali. Okrążył
łódkę, za którą chowały się syreny i przyklęknął, wciąż patrząc gdzieś w dal.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
wyciągnęła ręce i objęła go za szyję, nie przestając nucić. Jej piękna pieśń
wypełniała umysł księcia i niewoliła jego zmysły. Położyła rękę na jego karku i
delikatnie obróciła głową ofiary, chcąc znaleźć tętnicę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Najpierw
wciągnij go pod wodę – syknęła Unmei niespodziewanie. Sarayu wzdrygnęła się i
jej głos zadrżał. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Książę
zamrugał. Ich spojrzenia spotkały się. Syrena przez chwilę szybko mrugała, nie
mogąc oderwać wzroku od zielonych oczu ofiary. Były spokojne i pełne
zrozumienia. A może tylko to sobie wyobraziła?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Piękny głos
– wychrypiał, nieznacznie unosząc kąciki ust, a ona odskoczyła. Serce jej
waliło, a ręce się trzęsły. Objęła twarz dłońmi, próbując zapanować nad
drżeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Unmei przejęła
jej pieśń, nie pozwalając księciu wyzwolić się do końca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pod wodę –
syknęła, a Sarayu jeszcze raz objęła szyję ofiary. Zachodzące słońce barwiło
jego skórę na pomarańczowo. Spojrzenie miał puste i martwe. Czy naprawdę tak
miał wyglądać w ostatniej chwili swojego życia? Twarz Sarayu stężała. Czuła
chłód, mimo że jeszcze przed chwilą było gorąco.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wcale nie
miała ochoty na krew księcia. Spróbowała spotkać wzrokiem jego spojrzenie, ale
cały czas było utkwione gdzieś w oddali. Położyła dłoń na jego policzku i
zaczęła delikatnie wycofywać się z nim do morza, czując ucisk w piersi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wtedy
usłyszała plusk wody i męski głos:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ezegielle?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Strach ją
sparaliżował, ale tylko na chwilę. Gdy nieznajomy zbliżył się do księcia, otworzyła
usta i cicho zaintonowała pieśń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Słońce
dotykało już tafli wody.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co ty
wyprawiasz? – syknęła Unmei, łapiąc ramię Sarayu. – Bierz księcia i wracamy. Zachód!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu jeszcze
raz spojrzała na zawieszonego w połowie ruchu Ezegielle’a. Kącik ust miał wciąż
uniesiony. Czy cała ta impreza była na jego cześć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przeniosła
wzrok na nową ofiarę. Jego twarz wydała jej się nijaka, choć zdecydowanie
młoda, a ciało miał silne. Troszkę śmierdział.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ten mi się
bardziej podoba – powiedziała cicho Sarayu, wcale nie mając na myśli „nowszego”
z mężczyzn, ale patrząc dokładnie na niego, i zanim którykolwiek z nich zdążył
wyrwać się spod działania zaklęcia, chwyciła tego pijanego, nieznajomego jej z
imienia i zaciągnęła na otwarte morze. Natychmiast wyczuła zbyt szybko
pulsującą tętnicę. Odwróciła twarz ofiary, zamknęła oczy i zanurzyła zęby w
mężczyźnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Gdy tylko
przecięły delikatną skórę, jej usta zalała gorąca, kwaśna krew. Ciało Sarayu
przeszył dreszcz, przyjemność wypełniła wszystkie komórki jej ciała, zacisnęła
palce na koszuli ofiary. Na chwilę jej wzrok zaszedł mgłą, ekstaza zdominowała
umysł. Gdy tylko wróciło jasne myślenie, Sarayu wpiła się w tętnicę z szaleńczą
żądzą poczucia tej samej przyjemności, ale z każdym łykiem ekstaza coraz
bardziej zanikała, a syrena zdawała sobie sprawę, że krew ofiary była w gruncie
rzeczy niedobra – kwaśna i galaretowata. Nie przestała jednak pić, dopóki ciało
nie zwiotczało, a w żyłach nie pozostała ani jedna kropla. Sarayu odsunęła się
od mężczyzny i zwolniła uścisk. Pusta skorupa, która kiedyś skrywała życie,
unosiła się przez chwilę w miejscu. Sarayu odwróciła się i otarła usta
wierzchem dłoni. Spojrzała w górę. Słońce zaszło. Zdążyła. Odetchnęła, mimo że
wcale nie czuła ulgi. Wręcz przeciwnie, niesmaczna krew powodowała u niej
odruch wymiotny. Sarayu schowała twarz w dłoniach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Za jej plecami
pojawiła się Unmei.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Fale wyrzucą
go jutro na brzeg – powiedziała bez ogródek. – Ale nie wybrałaś zbyt mądrze.
Dlaczego nie wzięłaś księcia?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
wzruszyła ramionami, nawet się nie odwróciwszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak chcesz –
wymamrotała Unmei. – Wracamy do domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Młoda syrena
odwróciła się do przewodniczki, oderwawszy ręce od twarzy. Podniosła wzrok i
napotkała spojrzenie Unmei.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Źrenice
seledynowych oczu rozszerzyły się, ramiona syreny opadła, a płatki nosa zafalowały.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś ty…? –
zawisło między nimi w przeraźliwej ciszy. Dopiero po kilku długich sekundach
Unmei odetchnęła, przymknęła powieki i powiedziała tak cicho, że Sarayu niemal
jej nie słyszała. – Trzpiotko, nie mam pojęcia, co tam postanowiłaś. Nie chcę
wiedzieć. Ale nie rób tego. Zaklinam cię: nie rób tego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
odrobinę się cofnęła w dziwacznym odruchu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mam… nie
postanowiłam niczego – przyznała całkowicie szczerze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego go
nie zabiłaś?! – wykrzyknęła nagle Unmei. – Zaklinam, jesiotrze, że przyniosłaś
nam <span style="letter-spacing: 1.0pt;">wszystkim</span> zagładę! Zawróć, póki
możesz, błagam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mam
najmniejszego pojęcia, o czym ty w ogóle mówisz! – Sarayu była zupełnie
szczera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Spójrz w
lustro! – rzuciła jadowitym tonem Unmei i odwróciwszy się, ruszyła z powrotem w
stronę Laguny. – I nie mów, że nie ostrzegałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu złapała
się za głowę – wreszcie domyśliła się, co musiało się wydarzyć tam, na
powierzchni. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, a ona postanowiła darować
księciu życie, ta decyzja musiała w jakiś nieznany sposób położyć się cieniem
na jej dalszym życiu. Oczy Sarayu zmieniły kolor. A ich nowa barwa śmiertelnie
przeraziła Unmei.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W środku syreny
panowała prawdziwa emocjonalna burza, była smutna, przerażona, wściekła i
zaciekawiona jednocześnie. Nie wiedziała jednak, co robić, więc wstrzymawszy na
chwilę oddech, popłynęła za Unmei do Laguny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wpłynąwszy do
komnaty, Sarayu zanurkowała w kufrze. Wyciągnęła małe lusterko. Ostatnio, gdy w
nie spoglądała, miała na głowie diadem piastunki, a Tuki stała tuż obok niej.
Śmiały się. Miała wrażenie, że to było w innym życiu. Teraz komnata wydawała
się przeraźliwie cicha i smętna. Poczuła się okropnie samotna, gdy ujrzała
swoje odbicie, nie mając Tuki, której mogłaby się poradzić albo chociaż
wygadać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale w sumie –
co miałaby powiedzieć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i>Cześć, Tuki, zrobiłam coś bardzo głupiego i
od dzisiaj mam czarne oczy. Co o tym myślisz?</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara wróciła
do domu jeszcze później niż zwykle. Wyglądała na wykończoną, miała podkrążone i
zaczerwienione oczy, a na policzku fioletową pręgę. Sarayu siedziała na
parapecie, wyglądając przez okno. Muszlę z portretem oparła o ścianę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A niech to
wszystko jesiotry, marzę tylko o śnie! – zawołała od progu i rzuciła się w
puszki. – Rozmawiałyśmy dzisiaj z przywódczynią, porażka, dostałam po twarzy,
wszystko mi się sypie przed tą całą Juratą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzisiaj był
mój Dzień Krwi – przypomniała Sarayu grobowym tonem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A. No tak.
Zejdź z okna, proszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sagara.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Hm? –
mruknęła sisotra, moszcząc się wygodniej w puchu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzisiaj był
mój Dzień Krwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem. Jak
było?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
ostrożnie odwróciła się do Sagary. Oczy miała wypełnione łzami i czarne jak
węgiel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sagara, chcę
wrócić na tamtą plażę – wyszeptała. Po policzkach płynęły jej łzy, dłońmi
trzymała się za łokcie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O Bogini,
coś ty zrobiła? Co się stało? Dlaczego…? – Sagara natychmiast zerwała się z
łóżka i przyjrzała się twarzy Sarayu. Zagotowała się w środku. – Zawsze musisz
coś wywinąć, prawda?! Nie potrafisz nie zwracać na siebie uwagi chociaż przez
chwilę, co?! Wiecznie to samo! Wypruwam sobie żyły, żeby było ci dobrze, daję
się pobić przywódczyni, żebyś mogła tu mieszkać, a ty sobie tu wracasz i
płaczesz, bo masz czarne oczy?! Widocznie zrobiłaś coś głupiego! Zasługujesz na
to!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu zaczęła
nieopanowanie szlochać, podczas gdy Sagara wciąż krzyczała. Młodsza z sióstr
pokręciła w końcu tylko głową i wypłynęła przez okno. Nie wiedziała, gdzie chce
popłynąć, ale to prądy same zaniosły ją daleko poza Lagunę. Sagara jej nie
goniła, nawet za nią nie wołała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Gdy Sarayu
wreszcie dotarła do brzegu, zaczynało już świtać, a mimo to plaża nie była już
pusta. Pomijając pozostawiane szklanki i porozrzucane krzesła, na hamaku
kołysał się jakiś mężczyzna. Wygrywał na fujarce znajomą melodię. Przez chwilę
Sarayu nie mogła sobie przypomnieć, skąd ją kojarzy, a potem dotarło do niej,
że to pieśń, którą kusiła wcześniej księcia. Serce zabiło jej mocniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nagle na plażę
weszła jakaś kobieta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dalej tu
siedzisz? – zapytała miękko. Mężczyzna przestał grać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mogę
wyrzucić tego wspomnienia z głowy – przyznał, a Sarayu poznała głos księcia
Ezegielle’a. – Pamiętam tylko tę melodię i miedziane oczy. Nie potrafię się od
tego uwolnić. Dlaczego nic nie pamiętam?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Uderzyłeś
się w głowę, Ezegielle. Mogło ci się tylko przyśnić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nigdy
wcześniej nie słyszałem czegoś takiego, Bertho. Jak mógłbym to wymyślić? Jak
mógłbym wymyślić to… to… – zawahał się, ale kobieta dopowiedziała za niego:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Odczucie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie. Tak.
Nie wiem. – Wstał i zaczął przechadzać się po plaży. – Wiem, że ona mnie wołała
z jakiegoś powodu, a potem nic, pustka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Daj spokój,
potknąłeś się, uderzyłeś w głowę i tyle – Bertha przybrała stanowczy ton głosu.
– Nic z tego się nie wydarzyło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na miłość
boską, Bertho! Przestań wreszcie! Wiem, co widziałem!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Bertha
wyprostowała się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem, co
widziałeś, Wasza Wysokość, ale wiem, że w przyszłym miesiącu odbędzie się twoje
zaręczynowe przyjęcie z księżną Amphilis i to sprawa wagi światowej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Bertha opuściła
plażę, a Ezegielle westchnął. Usiadł z powrotem w hamaku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Amphilis –
wyszeptał, a potem przyłożył fujarkę do ust i znowu zagrał pieśń Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Syrena nie
mogła oderwać od niego oczu, a w głowie cały czas odtwarzała jego rozmowę z
Berthą. Serce Sarayu waliło jak szalone. Nie chciała wracać do Laguny, mogła go
tak słuchać w nieskończoność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W końcu jednak
książę zasnął, a nie obudził się nawet, kiedy słońce było wysoko na niebie, a
na plażę weszła grupka osób.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Książę śpi –
szepnął przygarbiony staruszek ściskający długi szpikulec.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie budźmy
go – odszepnął inny mężczyzna z wielkim czarnym workiem w dłoni. Za nimi szła
trzecia osoba, kobieta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zabrali się za
sprzątanie. Staruszek nabijał śmieci na szpikulec i wrzucał do worka, który
niósł drugi mężczyzna. Kobieta układała krzesła i stoły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Alfred? –
zapytała, klęcząc przy jednym ze stołów. – Nie widziałeś nogi od stołu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niestety nie
– odparł młodszy z mężczyzn. Kobieta westchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Widziałem
coś drewnianego przy tamtej łódce, Dorithie – wychrypiał staruszek, wskazując
chudym palcem w stronę pierwszych łódek z prawej strony Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzięki,
Theodore – odparła kobieta z uśmiechem. Przeszła przez plażę, schyliła się po
kawałek drewna, o którym wspominał staruszek, podniosła wzrok i zaczęła
przeraźliwie krzyczeć. Odskoczyła, nie przestając wrzeszczeć ani na moment.
Sarayu zakryła uszy, kiedy mężczyźni błyskawicznie, nawet Theodore, podbiegli
do przerażonej Dorithie, która zaczęła już płakać. Ezegielle zerwał się z
hamaka i dołączył do trójki sprzątaczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na Boga –
wyszeptał Alfred, obejmując szlochającą Dorithie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czy to…? –
zapytał cicho staruszek, ale nie zdołał dokończyć pytania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Książę
uklęknął i przyjrzał się odzianemu w lnianą koszulę ciału. Serce podeszło mu do
gardła, ale delikatnie odwrócił biedaka i kiedy tylko zobaczył jego twarz,
wiedział, że musi natychmiast opuścić plażę, choć nie mógł tego zrobić – był w
końcu władcą, a w wodzie leżał martwy jego najlepszy przyjaciel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Frederick –
wyszeptał. Theodore położył mu dłoń na ramieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Niedługo potem
na plażę zeszła inna grupka osób, niosąc czarną trumnę. Złożyli w niej martwego
Fredericka i odeszli, zostawiając księcia samego. Wiatr szeleścił porzuconym
workiem na śmieci, na szpikulec staruszka wciąż nabite było kilka plastikowych
kubeczków. Na środku plaży leżał przewrócony stół bez nogi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Książę
siedział na jednej z łódek i patrzył w morze. Nie ruszał się. Nie szlochał,
choć płakał. Jego niemy ból rozdzierał Sarayu, która musiała powstrzymywać łzy.
Nie zabiła go, a jednak zadała mu tak wiele cierpienia. Czuła odrazę do samej
siebie. Jedynym, czego chciała, było wyjść z wody i przytulić tego samotnego i
cierpiącego człowieka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Człowieka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nigdy
wcześniej nie chciała przytulać nikogo, a tym bardziej człowieka. W dodatku
samca. Samca człowieka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Poczuła
jeszcze większą odrazę do samej siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie, to wszystko
to jedna wielka niedorzeczność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nabrała
ochoty, żeby coś zrobić, chociażby wrócić do domu. Nie potrafiła jednak się na
to zdobyć, mimo że słońce wisiało już wysoko na niebie i mimo że chciała, a
nawet powinna to zrobić. Było jej jednak źle z myślą, że miałaby go zostawić.
Przecież tak naprawdę wcale jej z nim nie było, prawda? A jednak czuła się
odpowiedzialna za człowieka, któremu darowała życie, a któremu zadała tyle
bólu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie rozumiała
tego cierpienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie potrafiła
sobie nawet wyobrazić, co on odczuwał, nie wiedziała, dlaczego to odczuwał, ale
czuła ból bijący z jego twarzy, z jego postawy. Był dla niej tak widoczny i tak
oczywisty, że wręcz paraliżował Sarayu, jakby w jakimś ułamku sama go
współodczuwała. Mimo to wciąż nie potrafiła zrozumieć, skąd się wziął. Czy
ofiara, Frederick, była mu droga do tego stopnia? Czy ludzie w ten sposób
reagują na śmierć bliskich osobników? Dlaczego? Przecież giną tylko słabi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W świecie
syren nie tylko nie było osób, po których tak bardzo się rozpaczało –
najzwyczajniej w świecie nie wypadało pokazywać swojego żalu po śmierci innych,
nawet jeśli była to najbliższa rodzina. Wątpiła też, aby faktycznie ktokolwiek
odczuwał tak wiele bólu w takiej sytuacji. Giną tylko słabi. Widocznie taka
była ich rola – zginąć, by wzmocnić Lagunę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu wzięła
głęboki wdech i spróbowała stłumić w sobie ten żal i te dziwne uczucia. Miała
już wprawę, w końcu udało jej się wcześniej okiełznać rozrywającą od środka
żądzę krwi. Nie dała jednak rady powtórzyć tego wyczynu. Spróbowała nawet za
pomocą pieśni, ale szybko musiała porzucić ten pomysł, bo Ezegielle usłyszał
jej szept i lekko drgnął na swojej łodzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na plażę
weszła Bertha. Przyniosła księciu posiłek na małej srebrnej tacy, postawiła
obok niego i wyszła. Bez słowa. Sarayu wydawało się, że też miała
zaczerwienione oczy, ale nie potrafiła określić tego z pewnością.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ezegielle
nawet nie spojrzał na tę tacę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Później na
plażę przyszedł mężczyzna, którego Sarayu jeszcze nigdy nie widziała. Był
ubrany w schludny, błękitny surdut, włosy spiął z tyłu głowy wielką kokardą.
Wyglądał na poważnego i bogatego człowieka, który przy okazji urodził się kilka
epok temu. Przy księciu, wciąż ubranym w koszulę, wydawał się wręcz śmieszny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale nikomu nie
było do śmiechu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nowy usiadł na
łodzi obok Ezegielle’a, położył mu rękę na ramieniu i powiedział miękko i
cicho:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wasza
Wysokość… Musisz podjąć decyzję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Książę
milczał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Trzeba
zacząć działać, trzeba złapać mordercę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem… –
wychrypiał Ezegielle. – Nie wiem, czy zależy mi na tym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Miał szkliste,
zaczerwienione oczy i ślady po zaschniętych łzach na policzkach. Włosy targał
wiatr. Sarayu krajało się serce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego?
Nie zależy ci na znalezieniu mordercy przyjaciela? – mężczyzna starał się
utrzymać delikatny ton głosu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Rób, co
chcesz, Samewellu. Tylko daj mi tu zostać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego tego
właśnie chcesz? – zapytał Samewell nieco głośniej. Książę zawahał się, zanim
odpowiedział:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Może mnie
też zabije.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu zakryła
usta dłońmi. Dostała czkawki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wasza
Wysokość, z całym szacunkiem. Jesteś dobrym władcą, ale zachowujesz się teraz
co najmniej nieodpowiedzialnie, nie będziemy się z tobą cackać jak z
dzidziusiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ezegielle
przytaknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak się
właśnie zachowuję. Wiem. Daj mi trochę czasu – mówił zupełnie spokojnie. – Nie
byłem gotowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nikt nie
jest gotowy na stratę najbliższych. Ale państwo potrzebuje władcy, szczególnie
młode państwo. Nie chcesz ryzykować napięć społecznych. A lud żąda powieszenia
mordercy książęcego brata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Brata? –
jęknęła Sarayu, a Ezegielle i Samewell drgnęli. Szybko schowała się dokładniej
za swoja łódką. Po chwili mężczyźni wrócili do rozmowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Będziemy
oczekiwać cię na naradzie. Za godzinę. – Samewell wstał i wyszedł z plaży.
Ezegielle westchnął, przetarł czoło, chwycił tacę z zimnym posiłkiem i zabrał
się za jedzenie. Używał do tego dziwnego przyrządu, który wyglądał jak małe
widełki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dorithie
pojawiła się nagle na plaży. Dużo ludzi na nią wchodziło, tak przynajmniej
wydawało się Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wasza
Wysokość, przyszłam zabrać srebra – oznajmiła. – O. Przepraszam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie szkodzi
– odparł grzecznie książę. – Już kończę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Po chwili
podał jej tackę z talerzem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A gdzie
widelec? – zapytała Dorithie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Książę
rozejrzał się pod swoimi nogami. Zaraz jednak machnął ręką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chodźmy już
do zamku, bo Samewell i Bertha nas oboje ugotują.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dorithie
wzruszyła ramionami i razem z Ezegiellem wróciła do pałacu. Kiedy zniknęli
Sarayu z oczu, ta ostrożnie wychyliła się z wody i wślizgnęła na burtę łódki.
Deska wpijała się jej w brzuch, a z ogona skapywała woda. Syrena jednak
uporczywie rozglądała się po łodzi, ręką grzebiąc w warstwie zgniłych liści. W
końcu wymacała dziwny srebrny przyrząd. Był obklejony listowiem i resztkami
jedzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Widelec – powiedziała
sama do siebie i zdmuchnęła suche włosy z czoła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Poczuła głód,
więc postanowiła w końcu wrócić do Laguny. Chwilowo i tak nie miała co robić na
tej plaży. Najpierw jednak wymyła widelec w wodzie morskiej i upięła nim włosy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wróciwszy do
domu, nie zastała Sagary w komnacie. Siostra pojawiła się tam dużo później, a z
Sarayu przywitała się wylewnym:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O. Jesteś
wreszcie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sagara,
Sagara, patrz na to! – Sarayu przytknęła jej widelec do twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co to jest?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wi-de-lec –
przesylabizowała siostra. – Ludzie tym jedzą!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To czemu
trzymasz to we włosach?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
zignorowała to pytanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Popatrz,
trzymasz to tak – i chwyciła widelec między trzy palce – nabijasz jedzenie i
wkładasz do buzi. Mermastyczne, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak. Świetnie
– mruknęła Sagara. – Ale jestem potwornie zmęczona, pójdę już spać, co? Aha,
trenerka znowu wywaliła cię z chóru na Noc Juraty. Nawet nie przychodź o
amfiteatru, nie chce cię widzieć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu nic nie
powiedziała. Wyglądała, jakby w ogóle nie docierały do niej słowa siostry.
Wpatrywała się jak urzeczona w widelec.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Następne dni upływały
Sarayu na codziennym wymykaniu się na ludzkie plaże. Zawsze zaczynała od brzegu,
na którym poznała księcia, ale nie znajdowała go tam, więc opływała też inne
zatoczki i porty. Obserwowała ludzi i ludzkie zwyczaje, uczyła się ich życia,
była zafascynowana nie tylko ich trybem dnia i narzędziami, ale też więziami,
jakie wytwarzali między sobą. Była zachwycona śmiechem w ich życiu, radością,
tańcami i pijackimi pieśniami. Ale to jej nie wystarczało. Chciała wiedzieć
więcej, chciała być tam, chciała to przeżyć – choćby przez chwilę. Niestety, im
bliżej było do Dnia Juraty, tym mniej miała sił na codzienną przeprawę, więc
codziennie po zachodzie słońca, wykończona i styrana, wracała na noc do Laguny,
aby nasycić się resztkami unoszącej się tam jeszcze mocy życiowej bogini.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na dzień przed
świętem musiała w końcu wrócić jeszcze przed zachodem, bo bała się omdlenia po
drodze. Na korytarzu pałacu wpadła na Tuki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wow, Sarayu!
Szukam cię od tygodnia!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cześć, Tuki.
Pogadamy, ale muszę się położyć, jestem wykończona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wpłynęły do
komnaty, a tam Sarayu natychmiast padła na łóżko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Coś ty
robiła cały tydzień?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przyjaciółka
westchnęła, zamknęła oczy i krótko streściła swoje nowoodkryte zafascynowanie
ludźmi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No i
musiałam dzisiaj wrócić szybciej, bo naprawdę potrzebuję tej głupiej mocy
Juraty. Zazdroszczę samotnicom, że… nie muszą tu wracać. Że same trzymają swoją
moc, bez władczyni nad głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki nic nie
powiedziała, tylko położyła się obok Sarayu. Zasnęły ramię w ramię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara była
zdruzgotana. Nie spała od trzech dni, była na granicy rozsypki, oczy zachodziły
jej łzami. Włosy miała w nieładzie, ramiona poranione, twarz opuchniętą. Ona i
Nihan siedziały na granicy rafy brzydszej i ogrzewały przy gorących prądach.
Dookoła było ciemno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Powinnam
jeszcze pracować, jeszcze coś zdążę zrobić – mamrotała Sagara, ale Nihan
trzymała ją mocno w objęciach. Rude włosy związała w rzadko widywany wśród
syren kucyk. Wyglądała tylko trochę zdrowiej od Sagary. Zamknęła oczy, brodę
oparła o głowę przyjaciółki. Nic nie mówiła, ale kiwała się delikatnie w rytm
własnych myśli. Wiedziała, że zaharowywanie się do ostatniej sekundy nie miało
już sensu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie zdążyły.
Nie wykonały wszystkich powierzonych im zadań. I co z tego? Kto miał odejść z
Laguny, i tak by odszedł. Cała ta akcja z wypędzaniem topielic to tylko zwykły
wymysł, żeby dołożyć im pracy. Prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale przecież
zdążyłyby, gdyby nie te wstrętne morzeczki. Gdyby nie postanowiły się właśnie wtedy
buntować i dyktować warunków, Nihan była pewna, że wszystkie topielice
zniknęłyby z terenu Laguny – i to jeszcze wczoraj. A tak – udało im się
wypędzić zaledwie dwie małe grupki. Gdzieś w siatce jaskiń pod Laguną żyje inna
grupa, trzech najpotężniejszych topielic, które będą czekać na każdą syrenę
zachęconą przez kilka buntowniczek do opuszczenia spuścizny całego ludu i domu
rodzinnego – złamania wszystkich najświętszych zasad i nie tylko porzucenia
Laguny, ale życia na własną rękę. To wręcz wbrew anatomii syren, nie są w
stanie żyć samotnie, o ile nie pomagają im w tym okropne czary topielic. Nihan
wzdrygnęła się. Sagara dalej mamrotała coś o pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Musisz się
przespać – zawyrokowała w końcu Nihan. – Koniec z robotą. Będzie dobrze,
zobaczysz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Widelec –
wymamrotała tylko w odpowiedzi, a Nihan wzięła to za zwykłe bredzenie na
granicy świadomości. Nawet nie zrozumiała tego słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Powoli, bo
sama opadała z sił, poholowała Sagarę do jej komnaty. Ułożyła przyjaciółkę obok
jej siostry i sama siebie poholowała do swojego łóżka. Nihan nie miała złudzeń.
Albo odetchną jutro z ulgą i będą się śmiać z tego tygodnia harówy, albo
wszystko się zawali.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie pomyliła
się bardzo w swoich wróżbach. Nie była jednak w stanie przewidzieć, jak wielkie
będą szkody.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Następnego
dnia rano w Lagunie wręcz wrzało. Nigdy nie było tam tyle życia, ile w dzień
poprzedzający Noc Juraty. Chórzystkom trzęsły się ręce i starały się ograniczać
mówienie do minimum. Alyvja była z kolei spokojna – nawet jeśli im nie wyjdzie,
ona sama będzie w stanie działać za cały chór. Mimo wszystko tradycja pozostaje
tradycją i takie szkolenie jest ważne dla przyszłych pokoleń kusicielek.
Piastunka czystości i jej sekcja trzęsły się ze strachu, pływając od świtu po
całej Lagunie. Zbierały nie tylko śmieci, ale łapały też ryby, wynosiły glony,
wyganiały plankton. Laguna musiała lśnić. Sagara, Nihan i garstka ich pomocnic
wykonywały ostatnie zadanie – zmywały profilaktyczną propagandę ze ścian
budynków. Wszystkie napisy w stylu <i><span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal;">stado pozbawia cię domu</span></i> musiały
zniknąć, zanim do Laguny przybyły syreny stadne – szczególnie zanim przybyło to
jedno pod wodzą Meirenyu, która, widząc taką zniewagę, nie zawahałaby się ani
na moment przed wywołaniem otwartej wojny z przywódczynią Laguny. Wciąż była
zazdrosna, że to młodsza siostra sięgnęła po władzę, a Meirenyu, ratując
resztki honoru, założyła najliczniejsze i najpotężniejsze stado w historii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ostatecznie
najbardziej denerwowała się przed Nocą przywódczyni Laguny, Kroan. Była już
słaba, a resztki swoich sił witalnych rozdzielała na wszystkich mieszkańców terenów
będących pod jej władzą. Nawet na samców żywiących się ościami w
najciemniejszych kątach Korzenia. Tak właściwie, to na kamienie w ich obrożach,
które trzymały ich przy życiu. Dzięki temu od razu po zdjęciu obroży samiec
padał bez życia. Niezwykle wygodne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tego dnia
Kroan nie miała zbyt wiele do roboty. Tak, jak zawsze, spędzała go niemal samotnie
na najwyższym piętrze pałacu. Jedynym jej zmartwieniem było, czy masażystka
przyjdzie na czas. Oczywiście poza tym tragicznym rozdzielaniem sił życiowych.
Na szczęście miała już wprawę – tylko podczas jej pierwszego święta ktoś umarł.
Ostatecznie, jeśli zaszłaby taka potrzeba, posłana służka zerwałaby po prostu
kilka obroży, a wtedy nie dość, że skumulowana w nich siła życiowa wróciłaby do
Kroan, to jeszcze miałaby kilka gąb mniej do wyżywienia. Miała jednak nadzieję,
że do tego nie dojdzie. Samców i tak było przerażająco mało, większość sal w
Korzeniu stała już pusta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy słońce
zaczęło chylić się ku zachodowi, wszystkie syreny wpadły w popłoch. Kroan,
zasiadłszy przed lustrem, oddała się w ręce zręcznych stylistek. Nieustannie
jednak wyglądała przez okno, obserwując gasnące światło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
siedziała w swojej komnacie, dokładnie polerując diadem piastunki. Miała do
tego specjalną chusteczkę, której używała tylko przy wielkich wydarzeniach.
Dziwne, ale diademowi przybyła nowa rysa na środku największego kamienia. Nie
widziała jej wcześniej, a teraz drażniła oczy Sagary. Westchnęła i zaczęła
polerować energiczniej, jakby to miało pomóc zetrzeć tę rysę. Słońce już
zachodziło. Do komnaty wpłynęła Nihan z długimi szpilkami w ręce. Zapytała, czy
Sagara jest gotowa, a ta tylko westchnęła w odpowiedzi. Obie były okropnie
poddenerwowane. Nihan zaczęła wpinać diadem Sagary w jej włosy i delikatnie
stylizować kosmyki z przodu twarzy. Sagara lubiła mieć je upięte tuż za ozdobą,
dzięki temu nie przykrywały błyskotki, kiedy nurkowała. Po kilku minutach
zamieniły się miejscami i Sagara zaplotła pukle Nihan w niezwykle skomplikowaną
konstrukcję koków i warkoczy. Wykorzystała do tego jej srebrną wstążkę, która
wskazywała na stanowisko przyjaciółki. Pasowała do pereł, których przyjaciółka
nadal nie oddała Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Alyvja
przekazywała Adaeze ostatnie wskazówki. Oddech, postawa, otwieraj usta, nie
szepcz, nie bój się, daj z siebie wszystko, liczymy na ciebie, ale postaraj się
nie zestresować. Jeśli nie będziesz dawać rady, skiń na mnie, a dołączę i tak
dalej. Obie miały włosy upięte kwiatami, w który przywódczyni łaskawie tchnęła
resztkę swojej siły, aby nie zwiędły, ale Adaeze z nerwów nieustannie grzebała
przy ozdobach i luźne kosmyki wyślizgiwały się z ciasnego upięcia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki w swojej
komnacie na niższych piętrach mogła tylko czesać mysie włosy. Upięła je swoją
jedyną spinką z zielonym kamieniem. Sarayu co prawda obiecywała, że pożyczy jej
swój ozdobny grzebień, ale przyjaciółka znowu gdzieś zniknęła. Tak więc
wszystko, na co było stać Tuki, to zebraniu włosów z twarzy i spięcie ich tą
biedną, smutną spinką z zielonym kamieniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Unmei
zdecydowała się na wpięcie we włosy jednego wiecznego kwiatu. Rośliny te
mieniły się tysiącami barw i nigdy nie traciły świetnej kondycji i wyglądały
świetnie we włosach Unmei. Syrena jednak nie uśmiechała się. Czuła niepokój i
lekko drżała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu w tym
czasie znów była na plaży. To było to samo miejsce, w którym poznała
Ezegielle’a, ale tym razem wydawało się puste i martwe. Nie było nawet łodzi
przy brzegu, nie było krzeseł przy barze, a już na pewno nie było ludzi. Miała
jednak nadzieję, że chociaż książę jeszcze się pojawi, ale przeliczyła się. Nie
przyszedł. Prawdopodobnie był zajęty szukaniem mordercy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie czuła
wyrzutów sumienia, raczej tęsknotę. Nigdy wcześniej nie odczuwała czegoś tak
potężnego, może tylko żądzę krwi, ale tamto wspomnienie już wyblakło, a w tym
czasie wszystko w środku niej wyrywało się, aby zobaczyć księcia chociaż raz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Odwróciła się,
żeby rzucić okiem na słońce. Najwyższy czas na powrót do Laguny. Nie chciała
tego robić, miała wrażenie, że jak tylko odpłynie, Ezegielle pojawi się na
brzegu. Po kolejnych kilkunastu minutach musiała w końcu dać za wygraną i
przepełniona żalem wycofała się do oceanu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Spóźniła się.
Cała Laguna była już dawno w amfiteatrze, kiedy Sarayu wreszcie raczyła się
zjawić. Próbowała wcisnąć się niepostrzeżenie między dwie nieznane syreny, ale
poruszenie natychmiast zostało zauważone i kilkadziesiąt najbliższych głów
zwróciło się w jej stronę. Rozejrzała się i zauważyła, że przegapiła taniec z
burzą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W centralnym
punkcie areny amfiteatru stał chór. Kilkanaście młodych syren w równych
rzędach, dyrygowane przez pełną wprawy i energii Alyvję, przywołały do siebie kolejno
wszelakie zjawiska. Zaczęły oczywiście od wody, która teraz wirowała wokół nich
w równym rytmie. Następna była roślinność, która oplatała ich ramiona i płetwy,
syreny jednak pozostawały niewzruszone. Po kilku minutach niesamowitego tańca
wody i roślin do zgromadzenia dołączyła ziemia, jej grudki i grudy uniosły się
z dna i dołączyły do falującej wody. Niemal natychmiast główna solistka,
Adaeze, wezwała powietrze za pomocą długiego, świszczącego dźwięku. Wydawało
się, że idealnie trafiła w nutę, ale Sarayu była przekonana, że zrobiłaby to
lepiej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Najlepszy
punkt do obserwacji zajęła oczywiście Kroan, a za jej plecami jak na baczność
stało siedem najważniejszych piastunek. W ich włosach połyskiwały srebrne
diademy z białymi kamieniami. Za tą siódemką w większych rzędach stały
pozostałe piastunki, a także zastępczynie i inne, mniej ważne urzędniczki,
gdzieś tam znalazła się też Unmei jako zasłużona obywatelka. Efekt był taki, że
syreny z ostatnich rzędów nie widziały praktycznie nic, mimo że ponoć mogły
korzystać z najlepszego miejsca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na głowie
Kroan połyskiwał diadem przywódczyni. To prosta korona pieczołowicie wykonana z
czarnego metalu, której jedynymi ozdobami były wielki biały kamień i dwa, na
wpół rozwinięte wieczne kwiaty odlane z tego samego surowca. Nikt nie wiedział
już, czy w środku faktycznie zamknięto żywe kwiaty czy to tylko piękna rzeźba.
Kroan wolała myśleć, że to jednak prawdziwe rośliny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy na wezwanie
odpowiedziało powietrze, a woda nad Adaeze rozstąpiła się, wśród syren
zapanowało nerwowe podniecenie. Alyvja zakreśliła dłońmi kręgi z nową energią,
a chórzystki powoli i zdecydowanie włączyły się do pieśni, tworząc piękny
utwór. Niespiesznie budowały napięcie melodii, a wraz z nim woda będąca pod
działaniem czaru powoli unosiła się, przesuwając cały chór w górę otwartego
krateru. Wreszcie syreny zaatakowały najwyższe możliwe nuty i wraz z Alyvją
oraz Kroan zostały poniesione na grzbietach fal w stronę brzydkiej rafy. Za
nimi pędziły pozostałe syreny z Laguny, wszystkie w radosnym uniesieniu, ale
żadna nie odważyła się choćby pisnąć słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nad rafą
unosiły się już chóry poszczególnych plemion – o dwa więcej niż podczas
poprzedniej Nocy – a pod nimi, w wodzie, śpiewały nieco niezorganizowane
samotnice, każda wyglądała inaczej i bardziej groteskowo od poprzedniej. Dało
się zauważyć nawet takie upodobnione do latającej ryby. Na przedzie pierwszego
z chórów stała Meirenyu, której białe włosy i oczy odznaczały się złowieszczo
na tle nocnego nieba. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kroan, która
próbowała nadać swojej twarzy, a szczególnie złotym oczom, zdecydowany i twardy
wyraz, ale nie szło jej najlepiej z powodu wyczerpania, zmierzyła starszą
siostrę nienawistnym spojrzeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Każde ze stad
wezwało już inny z darów – było coś pięknego w tym, jak mimo braku bezpośredniej
komunikacji poszczególne chóry wiedziały, co należy przygotować. I tak jeden z
nich wezwał ptaki, inny – kwiaty, trzeci – krew i tak dalej. Chór Meirenyu
wezwał ogień. Ostatecznie wszystkie zespoły spotkały się nad środkiem rafy i
zaczęły śpiewać razem. Pozostałe syreny wychynęły z wody, aby dołączyć do
pieśni. Bardzo powoli każdy z darów zaczął unosić się ku niebu, tworząc
zwężającą się ku górze spiralę nad głowami wszystkich zebranych. Kiedy Kroan
uznała, że powstał konstrukcja jest już wystarczająco wysoka, skinęła na
Adaeze, a ta wystąpiła z szeregu i rozpoczęła swoją pieśń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie ma słów,
aby opisać arię przeznaczoną Juracie. To utwór mający skłonić boginię do
zstąpienia na ziemię i żadne ludzkie ucho nigdy nie usłyszy nic tak pięknego.
To smutna historia opowiadająca o miłości
i konieczności umierania w tęsknocie. Nie miała jednak słów i dla każdej z
syren brzmiała nieco inaczej – Kroan uznawała ją za opowieść o wyniszczającej żądzy władzy, Unmei – o rozpaczliwej próbie pokonania fatum. Dla Sagary była
to historia o trudach życia tak, jak się tego wymaga, nawet jeśli pragnie się
czegoś więcej. Nihan była wyjątkowa pod względem interpretacji, bo jako jedyna,
oprócz smutku, w melodii znajdowała też nadzieję i siłę. Wierzyła, że wszystko
da się naprawić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu była
jedyną wśród zgromadzonych osób, która rozumiała arię dokładnie tak, jak
Jurata. Współodczuwała ogromny ból bogini zakochanej w śmiertelniku, która
umierała samotnie, przykuta do skały. Poczuła łzy napływające do oczu i gęsią
skórkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W końcu z
nieba zstąpiło światło i wszystkie zgromadzone władczynie zostały uniesione
przez pomocne fale ponad chór. Pochyliły głowy. Każda z nich miała swoją własną
wersję diademu przywódczyni – czasem w innym kolorze, czasem z innymi ozdobami,
mniejsze, większe, strojniejsze. Wszystkie jednak miały wielki kamień na
środku. To tego kamienia dotykała Jurata, napełniając osobę, która go nosiła,
siłą i mocą. Życiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Bogini
rozdzieliła promień między wszystkie diademy i każda z syren zaczerpnęła głośno
powietrza, kiedy tylko Jurata jej dotknęła. Zaraz potem wszystkie zebrane syreny
wciągnęły w płuca tlen w taki sposób, jakby robiły to po raz pierwszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wtedy wszystko
się zawaliło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Z wody
wyskoczyły morzeczki i otoczyły syreny swoją morską pianą, zbijając je w małe
grupki. Meirenyu zmieniła ton pieśni, wodorosty wystrzeliły w górę, złapały
Kroan za ramiona i ściągnęły na dno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wybuchła
okropna panika. Nikt nie wiedział, co się dzieje, syreny krzyczały i błagały o
litość, dopóki sama Meirenyu nie ukazała się w wizji każdej z grupek syren z
Laguny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Właśnie
wykazałam, jak nieudolna jest Kroan, przywódczyni Laguny, która w jednym
kamieniu trzyma całe wasze życie – powiedziała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Część syren
pokiwało głowami, część zadrżała ze strachu, jedna zaczęła szlochać, kiedy
Meirenyu rozpoczęła tyradę mającą zachęcić syreny z Laguny do przyłączenia się
do jej stada.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W tym czasie
kilkanaście ze złapanych samotnic zdołało się oswobodzić i rozpoczęły wyciągać
z wirów piany swoje siostry z Laguny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wierz w
te bzdury – mówiły. – Życie w stadzie nie różni się wcale od życia w tutaj,
poza tym że jest mniej wygodnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem, bo
dosłownie wczoraj opuściłam stado Meirenyu – wyznała syrena, która wyciągnęła
Tuki, Vinasaya. – Ona co prawda jeszcze o tym nie wie, bo nie zwróciłaby uwagi
na kogoś tak maluczkiego, ale po zakończonej ceremonii uciekam bliżej ludzi.
Hej, nie chciałabyś być samotnicą?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki otworzyła
szeroko oczy, ale natychmiast musiała je zamknąć, bo zabolały. Nigdy wcześniej
jej się to nie zdarzyło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Laguna zdawała
się być martwa. Kroan, która ledwo dała radę dopłynąć do pałacu, była
przerażona. Wyglądało to tak, jakby żadna z syren nie wróciła do domu z
brzydszej rafy. Wydawało się to nielogiczne, biorąc pod uwagę, że Kroan była
ostatnią osobą, która opuściła tamto miejsce – i przez całą drogę nie spotkała
dosłownie nikogo. Kiedy jednak wpłynęła do pałacu, zobaczyła kilka głów
wyglądających ze strachem na korytarz, a na ten widok poczuł ulgę. Zauważyła
swoją piastunkę granic i jej rudowłosą zastępczynię i odetchnęła, ale po chwili
zalała ją fala wściekłości. W jej komnacie czekały na nią pomocnice.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I jak? –
rzuciła Kroan szorstko od progu. Syreny milczały przez chwilę, aż wreszcie
najmłodsza z nich odważyła się odezwać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tragicznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Topielice
miały w nocy pełne ręce roboty – dorzuciła druga pomocnica grobowym tonem.
Wewnątrz Kroan zawrzało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Usiłujesz mi
powiedzieć, że na terenie Laguny były <span style="letter-spacing: 1.0pt;">topielice</span>?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pomocnica
cofnęła się trochę, wyraźnie przestraszona. W końcu jednak przytaknęła. Kroan
złapała swoje rzeźbione krzesło i roztrzaskała je o ścianę, napędzana nieludzką
furią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
znalazła Tuki w jej komnacie. Przyjaciółka patrzyła tępo na ścianę i obracała w
dłoniach swoją zieloną spinkę. Sarayu położyła dłoń na jej ramieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Po co oglądasz
ludzi? – zapytała Tuki zupełnie normalnym głosem, tylko śmiertelnie poważnym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
zawahała się na moment.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szukam
kogoś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie byłoby
ci łatwiej – przyjaciółka zawahała się – gdybyś nie musiała wracać ciągle do
Laguny?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu nie
rozumiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie chcesz
zamieszkać przy brzegu? – dopowiedziała Tuki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
rozumiem. Przecież to niemożliwe, siła życio…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sarayu –
Tuki stanowczo przerwała jej i pierwszy raz spojrzała przyjaciółce prosto w
nowe, czarne oczy. – Zostańmy samotnicami. Wiem, gdzie są topielice.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
odsunęła się. Po części zdziwiona propozycją przyjaciółki, po części przerażona
nowymi oczami Tuki. Były srebrne, ale to, co przerażało w nich najbardziej, to
niezwykle mała źrenica.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mogłabyś
oglądać ludzi <span style="letter-spacing: 1.0pt;">cały czas</span>. Nie
musiałabyś być na łasce siostry. Robiłabyś, co byś chciała i znalazłabyś, kogo
szukasz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie trzeba
było jej długo namawiać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przekonana co
do tego, co chciała zrobić, wróciła do swojej komnaty tylko po jedną rzecz:
widelec. Zauważyła perły zwrócone przez Nihan, ale nawet o nich nie pomyślała.
Sagara płakała. Była sama, ale Sarayu nie miała czasu jej pocieszać ani nawet
nie chciała tego robić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dokąd
idziesz? – zapytała zachrypniętym głosem Sagara, kiedy siostra popłynęła w
stronę drzwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chcę zostań
samotnicą – powiedziała z mocą. – Chcę się zbliżyć do ludzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
prychnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ta, jasne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
wzruszyła ramionami i wypłynęła. Nigdy więcej nie zobaczyła Sagary.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Topielice
upodobały sobie jaskinie pod dnem. Z pozoru wyglądały jak normalne groty,
jednak zakręcały wewnątrz skał, najpierw opadając, a potem dzięki utworzeniu
małego kolanka blokowały niemal całą pragnącą wpłynąć do środka wodę. Udawało
się przedostać ilości akurat wystarczającej topielicom do przeżycia – nie mogły
opuszczać zbiornika, w którym utonęły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Demony
powstałe z dusz utopionych kobiet były okropnymi stworzeniami. Nie wyglądały
już jak ludzie, miały szarą skórę i przegnite ciała. Spowijały je tak samo
szare szaty. Ich oczy były puste, a umysły wyblakłe. W szare włosy miały
wplątane patyki i wodorosty. W jaskini, do której wpłynęły (nie bez trudu) Tuki
i Sarayu, mieszkały trzy topielice. Ich widok wstrząsnął syrenami, nie
zamierzały się jednak wycofać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czego
chcecie? – zasyczał pierwszy demon w wianku na głowie. Nie poruszała ustami, a
jej głos niósł się echem po całej jaskini.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czego
pragniecie? – dopytała druga z topielic, która miała szmatę zarzuconą na
ramiona. Chyba miało być to coś na kształt szalu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czego
szukacie? – dokończyła trzecia, której jedna połowa głowy była ogolona. Poza
tymi trzema szczegółami, wyglądały identycznie i nie dało się ich rozróżnić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chcemy być
samotnicami – powiedziała stanowczo Tuki. – Czego żądacie w zamian?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cena nie
jest wysoka – zachichotała ogolona topielica – a nagroda wielka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Samotnica
jest niezależna – dodała ta w wianku – i ma też moc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Moc –
zaczęła trzecia, w szalu – pozwala samotnicy panować nad siłą natury lub
własnym ciałem w niewiarygodny sposób.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzieje się
tak – powiedziały razem – dzięki odcięciu od władczyni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale jaka
jest cena? – dopytywała Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niewielka –
powtórzyła ogolona topielica, a ta z szalem wyjaśniła:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To tylko
uczucia. Ale nie martwcie się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zostawimy
wam radość i chęć zabawy – zakończył demon w wianku. Syreny nie wyglądały na
przekonane. Topielica w szalu podeszła do nich, stąpając po kałuży na dnie
jaskini. Sarayu i Tuki brodziły na jej dnie, przez co wyglądały przy demonie
żałośnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wyobraźcie
sobie życie bez bólu, strachu, wstydu, nawet głodu. Wiecznie radość i zabawa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To nie brzmi
jak wielka cena – zauważyła Tuki. Topielica w odpowiedzi uśmiechnęła się. – W
sumie mnie odpowiada.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Topielica
uklękła i ujęła twarz Tuki w dłonie. Prawdopodobnie patrzyła na nią, ale jej
puste spojrzenie pozostało niewzruszone.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak, tak –
mruknęła. – Będzie z ciebie piękna pani lodu. Chodź ze mną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tuki
poczołgała się za demonem. Trzy topielice otoczyły ją i zaczęły śpiewać,
fałszując i tańcząc po wodzie dookoła syreny. Sarayu próbowała zobaczyć, co się
dzieje dokładnie, ale nie widziała nic w ciemnościach. Słyszała tylko krzyki
bólu Tuki. W jej sercu zrodził się niepokój. Może to nie był wcale dobry pomysł?
Nie zależało jej na mocy. I lubiła swoje niemiłe uczucia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Po godzinie
wrzasków, jęków, płaczy, błagań, błysków światła i tańca, topielice wreszcie
przystanęły. Tuki otarła łzy i uśmiechnęła się. Odczuwała wielką radość.
Przepełniała ją całą, miała ochotę na fikołki w wodzie i taniec, śpiew, zabawy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal;">Sarayu, popatrz na mnie</span>! – zawołała i poczołgała
się do przyjaciółki z nieznaną sobie energią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
faktycznie popatrzyła. Usta Tuki rozciągały się w nienaturalnym uśmiechu,
srebrne oczy miała wytrzeszczone, a jej twarz okalały mokre, czarne włosy.
Najdziwniejsze jednak nie były ani jej czarne włosy, ani sina skóra czy
fioletowe usta. Najdziwniejsza była tafla lodu, która pojawiała się wszędzie,
gdzie zatrzymywała się Tuki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ups! –
powiedziała z uśmiechem, patrząc na zamrożoną wodę. – Popracuję nad tym!
Sarayu, chcesz się pobawić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale w tym
momencie topielica w wianku podeszła do Sarayu i spojrzała w jej twarz.
Patrzyła jednak dłużej niż na Tuki, szukając czegoś, czego syreny nie
rozumiały.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ona nie –
powiedziała w końcu topielica i odwróciła się do sióstr.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak to nie?!
– zawołała za nią Sarayu, a głos jej się załamał. – Co masz na myśli?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie chcesz
być topielicą – odpowiedziała jej ta ogolona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Oczywiście,
że chcę!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie – głos
topielicy z szalem był stanowczy, ale Sarayu nie poddawała się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Błagam was!
Chcę być z ludźmi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ogolona
topielica drgnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Z ludźmi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak. Jest…
chciałabym żyć z nimi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Być może
mamy coś dla ciebie – mruknęła topielica w szalu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chciałabyś
być… – zaczęła ta w wianku, ale dokończyła ogolona:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
–
…człowiekiem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słucham?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Topielice
zaczęły jej wyjaśniać, co zamierzają zrobić, co chwilę się zmieniając, tak że
jedna nie mówiła więcej niż dwa proste zdania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Możesz być
człowiekiem. Możesz żyć wśród ludzi. Możesz tańczyć. Możesz kochać. Możesz
chodzić. Spełnią się wszystkie twoje marzenia i sny, dopełni się twoje
przeznaczenie. Cena nie jest wygórowana. Żądamy twojego głosu. I żądamy twojej
lekkości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Lekkości? –
Sarayu nie rozumiała zbyt wiele z tej mowy, czuła się skołowana.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Każdy krok
będzie dla ciebie bolesny. Za każdym razem, kiedy postawisz stopę na ziemi…
będzie czuła się, jakbyś stąpała po sztyletach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I to cała
cena? – Sarayu uśmiechnęła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie –
zaprzeczyła topielica w wianku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jest jeszcze
coś – dodała ta w szalu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Klątwa –
zakończyła trzecia. Sarayu, naturalnie, dopytała, jaka to ma być klątwa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie władamy
mocą, żeby zamienić cię w człowieka. Ale możemy rzucić klątwę na twój lud, na
wszystkie syreny. Kiedy jakakolwiek z twoich sióstr wyjdzie na ląd, zostanie człowiekiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu uniosła
brew, a potem pokiwała powoli głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wszystko, co
kiedykolwiek czuła Sarayu, było niczym w porównaniu z bólem, jaki przyniosła
klątwa. Obrzęd trwał cały dzień i całą noc i kiedy topielice wreszcie
zakończyły swój taniec, wszystkie syreny natychmiast odczuły, że coś jest nie
tak. Tych kilka, które akurat były poza wodą, momentalnie utraciło ogony przy
akompaniamencie ogromnych cierpień, płaczu i paniki. Syreny, które były w tym
czasie w wodzie, poczuły się, jakby w jednej chwili przebiła je setka noży. Trwało
to ułamek sekundy, ale było tak bolesne, że część z nich zemdlała. Nikt nie
rozumiał, co się dzieje, poza jedną jedyną osobą – Unmei. Ta jednak musiała
czekać dobre dwie godziny, zanim Kroan wreszcie wpadła do niej po radę. Starsza
z syren nawet się nie przywitała, powiedziała tylko jedno słowo: <i><span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal; letter-spacing: 1pt;">Sarayu</span></i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Słońce wstawało
już piąty raz, odkąd Sagara ostatni raz widziała Sarayu. Zaczynała się martwić,
bała się, że siostra faktycznie została samotnicą. Albo przynajmniej bała się
wrócić do domu, żeby nie została wyśmiana. Sagara westchnęła. Chciała teraz
odnaleźć Sarayu, przytulić ją i powiedzieć, że nie musi więcej uciekać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale nie mogła,
ponieważ przywódczyni nakazała wszystkim pozostałym w Lagunie syrenom, a nie
było ich wiele, zebrać się w amfiteatrze. Przyszły wszystkie, z jednym
wyjątkiem: Nihan miała w tym czasie kolejną sesję w Korzeniu. Jednak mimo
niezwykłej frekwencji, przed Kroan ustawiła się zaledwie garstka syren: pięć z
siedmiu piastunek, Unmei, kilkanaście nieletnich syren, w tym Adaeze i jeszcze
kilka starszych. Brakowało głównej kusicielki, Alyvji, brakowało też koleżanki
Sarayu, Tuki, a także, oczywiście, samych Nihan i Sarayu. Sagara rozejrzała się
po zgromadzeniu i poczuła ucisk w brzuchu. Było jej przykro i wstyd, że nie
udało im się zapobiec tej tragedii. Tymczasem Kroan podpłynęła ponad tłum.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Siostry –
zaczęła. – Spotkała nas tragedia, prawdziwa tragedia. Z najpiękniejszych i
najwspanialszych syren, najwspanialszego gatunku, została nas zaledwie garstka.
Wszystko, co zostało, to wy. Wy i nikt inny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zapadła
niezręczna cisza. Dopiero teraz niektóre z syren uświadomiły sobie rozmiar problemu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tej sytuacji
winna jest tylko jedna osoba – Kroan kontynuowała, a Sagara pokiwała głową ze
zrozumieniem, ale następne słowa wprawiły ją w osłupienie. – Nie jest to jednak
Meirenyu ani żadna inna z syren stadnych czy samotnych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Cisza stała
się wręcz namacalna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Osoba, którą
obarczam całą winą za zaistniałą sytuację, miała tylko jedno zadanie. Miała
chronić Lagunę w czasie święta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara poczuła
gęsią skórkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niestety,
nie tylko nie wykonała swojej pracy należycie. Skutkiem jej niesubordynacji,
poza zdziesiątkowaniem naszego gatunku, jest coś o wiele gorszego. Drogie
siostry! Jedna z nas, imieniem Sarayu, przyniosła nam zgubę. Dzięki niej
topielice były w stanie rzucić pradawną klątwę, skutkiem czego, szanowne
mieszkanki Laguny, żadna syrena nie jest w stanie wyjść z wody, nigdy więcej. Jeśli
to zrobi, zostanie człowiekiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Syreny
wstrzymały oddech. Powoli docierała do nich ta informacja, ale zanim zdążyły
wpaść w panikę, Kroan znowu się odezwała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Osobą, która
ponosi wyłączną winę za tę sytuację, jest nasza siostra Sagara, piastunka
granic.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wszyscy na nią
spojrzeli. Nagle poczuła się słabo. Nie wiedziała, co ma zrobić, więc tylko
stała i rozglądała się po wszystkich wściekłych i zdumionych twarzach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sagara
opuści Lagunę. Na zawsze – zapowiedziała Kroan, a wywołana Sagara poczuła, że
uchodzi z niej całe powietrze. Niemal osunęła się na dno, ale zdołała zmusić
się do podpłynięcia do przywódczyni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sprzeciw! –
Unmei wyskoczyła z tłumu. – Nie możesz tego zrobić, to wina nas wszystkich,
także twoja, a przede wszystkim wina Sarayu. I moja, bo nie powstrzymałam jej, kiedy
miałam szansę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sarayu była
pod stałą opieką tej tu Sagary – odparowała Kroan głosem niosącym się po całej
Lagunie. – Unmei, nie przerywaj mi, nie jesteś do tego upoważniona, nie masz
prawa sądzić w tej sprawie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zostało nas
tak mało, a ty tak po prostu pozbywasz się kolejnej syreny? – Unmei nie dawała
za wygraną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ja tu
rządzę, ja wydaję rozkazy, ja jestem przywódczynią. Zadanie było proste, a
Sagara poległa na każdym możliwym etapie, zniszczyła nie tylko Lagunę, ale zabiła
tysiące z nas. Wyrok zapadł. Sagaro, podpłyń i podaj mi swoją lewą rękę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Syrena
posłusznie wykonała rozkaz, ale zmysły miała jakby wyłączone. Nie rozumiała, co
się dzieje dookoła. Przywódczyni złapała jej rękę, a drugą dłoń przyłożyła do
przedramienia. Zapiekło i Sagara szarpnęła, ale Kroan trzymała mocno. Kiedy
wreszcie puściła, na przedramieniu podwładnej widoczny był jaskrawy błękitny
symbol, którego nie rozumiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przekazałam
ci trochę mocy Juraty. Na ile ci wystarczy, nie mogę i nie jestem w stanie powiedzieć.
Każdego dnia symbol będzie bladł, aż w końcu w ostatnim roku twojego życia
stanie się zupełnie niewidoczny, tak że nie będziesz wiedzieć dokładnie, kiedy
przyjdzie na ciebie czas. – Tu nastąpiła stosowna pauza. – A teraz odejdź… i
nigdy nie wracaj.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagara
skłoniła się przywódczyni i odpłynęła bez słowa, zostawiają za sobą lud
sparaliżowany strachem i zniesmaczoną Unmei. Prawdopodobnie mogła się bronić,
ale miała misję: musiała odnaleźć Sarayu. Musiała przeprosić. Nic by się przecież
nie wydarzyło, gdyby nie Sagara.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Popatrzyła na
błękitne znamię. Przedstawiało dziwną kombinację kółek, była pewna, że widziała
je pierwszy raz w życiu. Potarła lekko przedramię i wyruszyła na poszukiwania,
mimo że nie miała pojęcia, gdzie zacząć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
przełknęła ślinę. Oto patrzyła na plażę, gdzie wszystko się zaczęło. Dalej
wyglądała na opustoszałą, ale tym razem syrenie to nie przeszkadzało. Czuła
rozpierającą radość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ostrożnie i
powoli wyczołgała się z morza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Promienie
słońca opadły na jej ogon.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przez chwilę
nie mogła złapać oddechu, jakby ktoś zatkał jej nos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Razem z wodą
zaczęły spływać śluz i łuski.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ból wydawałby
się nie do zniesienia, ale był niczym w porównaniu z klątwą topielic… i nagle…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu miała
nogi. Była człowiekiem. Była wolna. Była żywa. Spróbowała wstać, ale gdy tylko
jej stopy dotknęły ziemi, po ciele przebiegł spazm bólu i wzrok przesłoniła
ciemność. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Obudziła się w
pięknie przystrojonej komnacie. Dookoła krzątały się kobiety, rozpoznała
Dorithie i Berthę. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Ezegielle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak się ma
nasz gość? – zagadnął wesoło, a Sarayu spróbowała uśmiechnąć się w odpowiedzi.
– Jestem książę Ezegielle, znalazłem cię. Zdradzisz nam swoje imię? Wszyscy
umieramy z ciekawości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Otworzyła usta,
chcąc odpowiedzieć, ale nie dała rady. Z gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Smutno pokręciła głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To spróbujmy
po kolei. Pierwsza sylaba? – Ezegielle usiadł na skraju łoża, w którym leżała
Sarayu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ułożyła usta
tak, jakby syczała, a książę natychmiast zrozumiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ssssss… –
zasyczał, a ona pokiwała głową. – To nie jest sylaba, ale dobry start.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu nie
wiedziała, co to sylaba, ale nie przejęła się tym. Następnie spróbowała
poruszać ustami tak, jakby wypowiadała „A-RA, A-RA, A-RA”, ale z tym poszło
dużo gorzej. Dopiero po kilkunastu próbach wreszcie zgadła Bertha:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na Boga,
Wasza Wysokość! To jest Sarah!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu spróbowała
zaprzeczyć, ale nikt tego nie zauważał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sarah! –
zawołał książę zachwycony. – Vivian miała rację, jesteś Sarah! Piękne imię!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Instynktownie
złapał jej dłonie i spojrzał w oczy, a ona natychmiast zapomniała, że wcale nie
nazywała się Sarah.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tak zaczęła
się ich miłość. Była krótka i burzliwa, a małemu księstwu prawie przyniosła
wojnę, ponieważ księżniczka Amphilis była bardzo urażona wyborem księcia. Kiedy
spór jednak zażegnano, zakochani mogli wreszcie być razem bez przeszkód.
Przygotowania do ślubu trwały długo, bo wszystko musiało być jak należy. Cała
ceremonia wypadła pięknie – może poza mową, w której Ezegielle wspominał
tragicznie zmarłego Fredericka i wyznał, że nie zazna spokoju, dopóki nie
odnajdzie jego mordercy – tym bardziej, że brat umarł w jego urodziny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
To zasiało w
Sarayu ziarno wyrzutów sumienia, które rosło, wraz z tęsknotą za morzem i
oceanem. A także za siostrą, chociaż nigdy się tego po sobie nie spodziewała.
Po roku wewnętrznej walki rozkazała w końcu zabetonować plażę, aby odciąć się
od morza. Na nic jednak się to zdało. Cierpiała nieustannie, a widok jej bólu,
którego nie mógł pojąć, rozdzierał Ezegielle’a, który obwiniał się za całą
sytuację, ponieważ nawet po latach zdawało mu się śnić o miedzianych oczach i
mistycznej pieśni – bał się, że Sarayu jakoś to wyczuwała. W końcu księżna
zaczęła obawiać się, że wyobraziła sobie swoje życie w Lagunie, a syreny
faktycznie nie istnieją. Osunęłaby się w głąb krainy obłędu, gdyby nie jedno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu zaszła
w ciążę i to odegnało złe chmury. Wszystko wydawało się iść ku lepszemu.
Wybrano piękne imię dla następcy tronu, przygotowano dla niego wszystko, co
najlepsze i cały lud oczekiwał jego przyjścia. W międzyczasie księstwo
rozkwitło i stało się jednym z najpotężniejszych i najszczęśliwszych państw na
świecie, a lud i cesarz zgodnie uznali, że uwielbianej książęcej parze należy
się awans – tak zostali pierwszą i ostatnią w historii kraju parą królewską.
Król Ezegielle Wielki i królowa Sarah.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy Sarayu
poczuła pierwsze skurcze, wiedziała już, że coś jest nie tak. Nie dopuściła
jednak do siebie tej myśli i skupiła się na miłości, którą odczuwała do swojego
nienarodzonego dziecka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale nic nie
poszło po jej myśli. Stało się coś, czego nikt się nie spodziewał – krew dosłownie
zawrzała w żyłach Sarayu, a ona przypomniała sobie, o czym nie powinna
zapominać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <span style="font-variant-caps: small-caps; font-variant-numeric: normal;">Sampah</span>! – chciała wrzeszczeć w gorączce,
tymczasem nie była w stanie nawet szeptać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sagar, syn
Sarayu i Ezegielle’a, był ostatnim z dwojga wielkich władców, którzy przynieśli
księstwu dobrobyt. Zyskał sobie przydomek Żeglarz, ponieważ nigdy nie rozstawał
się z łodzią. Oficjalnie łowił pstrągi – naprawdę szukał na morzu swojej matki,
o której mówiono, że pochłonęła ją morska piana.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nikt jednak
nie potrafił lub nie chciał wytłumaczyć Sagarowi, co to znaczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jedno jest
natomiast pewne – wiatr zawsze wiał tak, jak tego chciał.</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com36tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-66103977700633946362016-11-27T22:26:00.001+01:002019-02-24T14:24:56.914+01:00WRZASKI I SZEPTY - PREVIEW [PREMIERA: 30.11]<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/p/lament-oceanu.html"><img src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvIFszdSdvbq2l18FpYzETO_5JUZdK39__BanLUNnBb6bGEHllQFESJJJE8UMqzlDzyMPCBM0JsmXr0vPHGd6jRMe7RMtQms8lABsiCrK24un7PdYNMd4qjJbH7YKdekS6bCk1mKKDJcE/s1600/ok%25C5%2582adka+2.png" /></a>
<br />
<br />
<h2>
<b>Przeczytaj poprawioną i rozszerzoną wersję opowiadania! E-book do pobrania <i><a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/p/lament-oceanu.html#">tutaj</a></i>.</b></h2>
<b>__________________________________________________</b><br />
<b><br /></b>
<div style="text-align: center;">
MOI DRODZY!</div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wrzaski i szepty</i> - szósta i finałowa część <i>Lamentu oceanu</i> będzie mieć swoją premierę w tę środę, ostatni dzień listopada (korekta się przedłużyła).</div>
<div style="text-align: center;">
Żeby nie zostawiać Was tak o suchym pysku, wrzucam początek, kilka pierwszych stron opowiadania, które wymęczyło mnie prawie tak samo, jak <i>Ocean lamentuje</i>.</div>
<div style="text-align: center;">
Potraktujcie to jako nieciekawy zwiastun, rodzaj pokazu przedpremierowego prototypu.</div>
<div style="text-align: center;">
Do środy!</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b>Wrzaski i szepty</b></div>
<a name='more'></a><b><o:p></o:p></b>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Aby dotrzeć do
Laguny Syren, wcale nie trzeba wcale gonić za gwiazdą przez całą noc. Droga,
mimo że krótsza, okazuje się znacznie bardziej niebezpieczna, nawet jeśli nie
trzeba latać, aby ją przebyć. Musisz płynąć na zachód, aż miniesz ostatnią
ludzką wyspę. Po kilku godzinach żeglugi po spokojnym, czystym oceanie nagle zostaniesz
zaatakowany przez skały. Całe mnóstwo ostrych jak cholera głazów, a ich
zadaniem będzie cię zabić albo przynajmniej zniszczyć twój statek – miniesz
wiele poszatkowanych wraków. Jeśli masz szczęście – przetrwasz, a tuż za ostatnim
kamieniem porwą cię tak zwane zachodnie prądy. Nie ma sensu się opierać, bo i tak
nie uda ci się wyrwać. Są silne, żaden żeglarz nie widział silniejszych, nigdy
nie ustają i nie zmieniają kierunku. Ale, prawdę mówiąc, wcale nie będziesz
chciał wyrwać się z pułapki, ponieważ omami cię słodki śpiew. To jeszcze nie
syreny, ale tysiące rusałek. Nawet taka gromada tych stworzeń jest słabsza od
jednej, sprawnej syreniej kusicielki, ale ich moc jest wystarczająca, aby
utrzymać twój kurs. Warto jednak wiedzieć, że jedna fałszywa nuta mogłaby
przekreślić wszystkie starania demonów. Jeśli jednak uda im się bezpiecznie
przeprowadzić cię przez szalony zachodni prąd, spadniesz. Nie zdążysz nawet
porządnie się rozbudzić, kiedy twój statek porwie wodospad. Jest ogromny, ale
to nie jest najgorsze – u jego stóp rezydują morzeczki, władczynie piany morskiej
i strażniczki Laguny Syren, które razem z rusałkami należą do świty przywódczyni
syren. Morzeczki są jednak nielojalne i często odłączają się od Laguny, aby
podróżować ze stadnymi syrenami, które wybrały koczowniczy tryb życia i
opuściły swoje siostry. Nie to jednak czyni te demony tak niebezpiecznymi –
wykorzystują magiczne właściwości piany morskiej, aby tworzyć groźne iluzje. To
dużo niebezpieczniejsze od pieśni rusałek, ponieważ wizje nie niewolą umysłu, a
jedynie oszukują oczy. Zaklęcia te są przez to bardzo trudne do wykrycia i
niemal niemożliwe do zerwania przez ofiarę. Podróżujące kobiety zostają przez
morzeczki zamordowane, gdyż syreny nie przepadają za kobiecym smakiem, a ich mięso
jest dla nich zbyt delikatne. Podobny los spotyka mężczyzn o zepsutej krwi lub
przetłuszczonym mięsie, którzy nie nadają się do spożycia przez mieszkanki
Laguny. Ofiary jednak nie powinny się martwić, ponieważ tuż za morzeczkami
rezydują świeżo upieczone syreny samotnice, które jeszcze nie odważyły się
opuścić zachodnich wód. Zawsze znajdą się dwie lub trzy chętne na jakikolwiek
ochłap ludzkiego ciała. Twoje obgryzione kości spoczną więc spokojnie na dnie
oceanu obok setek innych śmiałków, którzy nie spełnili surowych wymagań Laguny.
Jeśli jednak jesteś wystarczająco zdrowy, morzeczki poddadzą cię swojej
ostatniej próbie – próbie ducha. Wnikną w twoje serce i utkają przed tobą
obiecujące wizje – bogactwo, zdrowie, miłość i inne ludzkie uciechy czy
wartości. Jeśli oprzesz się kuszeniu i nie zboczysz z kursu, bo zwycięży twoja
żądza przygód – brawo, jesteś godzien bycia zjedzonym przez przywódczynię Laguny.
Ale zazwyczaj to jeszcze nie koniec twojej wędrówki. Najpierw musisz pokonać
Skyllę i Charybdę, które strzegą wejścia do Laguny. Syreny nie lubią, kiedy
przeszkadza im się w sielance i wypoczynku. Tylko najbardziej godni mężczyźni
dostąpią tego zaszczytu i pod zaklęciem głównej kusicielki zamieszkają na
wyspie, do której przylega Laguna, czekając na swoją kolej w zjedzeniu. Jeśli
jednak zjawisz się tego szczególnego dnia – w Dzień Krwi przywódczyni, który
wypada raz na sto lat, i uda ci się pokonać wcześniejsze niebezpieczeństwa –
Laguna powita cię jak bohatera, a Skylla i Charybda pokłonią się przed tobą.
Dostąpisz zaszczytu bycia wypitym przez jedyną władczynię najwyższych
gatunkiem, najwspanialszych i najpiękniejszych syren – syren z Laguny. Jest to
nie lada przywilej, niewielu ma szansę bycia przekąską tak wysokiej rangi.
Większość żeglarzy pada ofiarą szeregowych poddanych przywódczyni, które bez
żadnych ceregieli ani rytuałów porywają mieszkańców wyspy mieszkalnej, kiedy
wypada Dzień Krwi. Każdy taki dzień jest dla syreny raczej uprzykrzającym
egzystencję obowiązkiem, ponieważ pragnienie wypala żyły od środka i nie
pozwala skupić się na zabawach na rafie. Jest tylko jeden Dzień Krwi, kiedy
syrena jest nim naprawdę podekscytowana – ten, kiedy osiąga pełnoletność i może
wypłynąć na morze śmiertelników, żeby samej upolować własną ofiarę. To Dzień,
który rozpoczyna stuletni cykl, a dla każdej syreny przypada innego roku, kiedy
ułożenie ciał niebieskich na niebie jest identyczne, jak w dniu jej narodzin.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dla Sarayu ten
szczególny Dzień Krwi wypadał akurat na tydzień przed Nocą Juraty. Była to data
bardzo niefortunna, bo Noc Juraty to jedno z największych świąt syren i przez
to nikt nie mógł przykładać należytej wagi do dnia Sarayu. Przygotowania do
Nocy trwały już od miesiąca i spędzały sen z powiek wszystkim syrenom – w
szczególności siostrze Sarayu, Sagarze, która zajmowała jeden z najważniejszych
urzędów w Lagunie – była piastunką granic. Musiała pilnować, aby na drodze do
Laguny wszystko grało jak należy i aby żadna z syren nie porzuciła Laguny na
rzecz bycia samotnicą. Noc Juraty była dla Sagary wyjątkowo stresująca,
ponieważ tego wyjątkowego dnia, w przesilenie letnie, syreny opuszczały Lagunę
i udawały się na neutralną terytorialnie rafę (zwaną <i>brzydszą</i>, bo syreny zgodnie twierdziły, że rafa w Lagunie była
ładniejsza), aby świętować w komplecie ze wszystkimi siostrami – przybywało
każde stado i każda samotnica, bo żadna nie chciała przegapić momentu, kiedy
Jurata napełnia je swoją mocą. Niestety, dla przywódczyń stadnych i samotnic to
doskonała okazja do werbowania nowych członkiń i buntowniczek, które albo
zostawały wiernymi niewolnicami w stadzie, albo przechodziły okropne procesy
zostawania samotnicą. Dość powiedzieć, że brały w nich udział topielice.
Podsumowując, Sagara miała pełne ręce roboty przy zabezpieczaniu granic,
przydzielaniu obowiązków, wypędzaniu topielic z terytoriów należących do
przywódczyni Laguny i prowadzeniu akcji profilaktycznej. Młodsza siostra i jej
problemy były ostatnimi sprawami, o których myślała. Jak zresztą zwykle.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu też
pracowała przy organizacji Nocy Juraty, ponieważ każda syrena była zaangażowana
w przygotowania. Jako nieletnia została przydzielona do sekcji artystycznej,
chociaż nawet gdyby była już dorosła, dostałaby tę samą rolę. Sarayu miała
najpiękniejszy głos, jaki przywódczyni kiedykolwiek słyszała, przynajmniej tak poddanej
przekazano, gdyż nigdy nie miała okazji porozmawiać z władczynią. Tylko
nieliczni widują się z nią poza uroczystościami, a tego zaszczytu dostępuje też
Sagara. Sarayu okropnie jej zazdrościła, ale pomagała myśl, że siostra miała
głos gorzej niż przeciętny, a młodsza z nich była nową gwiazdą. Może brakowało
jej trochę praktyki, ogłady i techniki, ale co z tego? Miała osobowość gwiazdy.
Niestety, trenerka, na co dzień główna kusicielka, nie dostrzegała, że uczeń
już dawno przerósł mistrza, więc próba zawsze kończyła się awanturą. Tego dnia
poszło o nuty – Sarayu była zdania, że niepotrzebna jej umiejętność ich
czytania. Trenerka wpadła w furię i prawie zmiażdżyła uczennicę głosem.
Dosłownie. Sarayu wróciła z próby wściekła. Sagary, jak zwykle, nie było.
Gwiazda rzuciła się na łoże.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Komnata była
malutka, ale znajdowała się na trzecim od góry piętrze pałacu mieszkalnego, co
świadczyło o wielkim prestiżu i pozycji zamieszkujących ją syren – im wyżej,
tym lepiej. Cały budynek wyrzeźbiono z bursztynu, wszystkie ściany, podłogi i sufity
miały więc jeden kolor, a komnata Sarayu i Sagary nie stanowiła wyjątku. Syreny
dysponowały tylko jednym pomieszczeniem, ale nie posiadały wielu przedmiotów
ani nie spędzały w komnacie wiele czasu.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Centralnym
punktem pokoju wydawała się wielka kamienna muszla – wykuta w skale przydacznia
olbrzymia zdolna pomieścić dwie dorosłe syreny. Na rozkaz Sarayu małżę pokryto
masą perłową, a środek wypełniono puszkiem. Ku utrapieniu Sagary puszek pływał
po całej komnacie, ale za to nie narzekała, że niewygodnie jej się śpi. Oprócz
łoża jedynym meblem w pokoju była złożona z muszelek prowizoryczna skrzynia, w
której Sagara trzymała różne drobiazgi, a Sarayu chowała biżuterię – naszyjniki
z pereł, spinki z muszli, bransolety z bursztynu i pierścionki z kamieniami
szlachetnymi. No i był tam też diadem. Srebrna opaska wysadzana białymi
kamieniami, symbol piastunki. Sagara nosiła go podczas wszystkich wystąpień i
świąt, a Sarayu miała ścisły zakaz choćby dotykania tego cuda, ale co tu dużo
mówić – nie obchodziło ją, co Sagara zakazywała lub nakazywała. Czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal i Sarayu była głęboko przekonana, że nosiła diadem
dużo częściej niż siostra. W każdym razie wszystkie klejnoty były zazwyczaj
zamknięte w skrzyni i rzadko kiedy obcy mogli je oglądać, ale Sarayu często
zakładała je sama dla siebie. Jedyną ozdobą komnaty był obraz. Przedstawiał
piękną, czarnowłosą syrenę przytulającą dziecko. Jej oczy miały ciepły, brązowy
kolor, a twarz zdobił uśmiech. Obok płynęła starsza córka. Obraz namalowano na
wielkiej muszli, którą siostry zasłaniały wylot okienny, szukając prywatności.
Sagara nie lubiła odsłaniać okna, ale kiedy Sarayu zostawała sama – co zdarzało
się dość często – zdejmowała obraz z haka i wglądała przez okno. Widok z niego
rozpościerał się na zachodzące słońce. Szukała tak samo dobrej pozycji poza
komnatą, ale poległa. Okno miało najlepszy widok, a parapet był jej ulubionym
miejscem w całej Lagunie. Nie żeby kiedykolwiek była gdzieś poza nią.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu zerwała
się z łoża, wzburzając puszek, gdy poczuła, że ktoś wpłynął do komnaty.
Westchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę Tuki. Jej prawdziwe imię
brzmiało Tukara, ale nie lubiła go i wolała być nazywana tak, jak mówiono na
nią jako dziecko. Sarayu znała Tuki od urodzenia, ponieważ były sąsiadkami,
kiedy siostry mieszkały na niższych piętrach. Wraz z wzrostem ich rangi
społecznej Sarayu sukcesywnie kompletowała sobie bardziej wpływowych przyjaciół
i znajomych, ale mimo że Tuki dalej mieszkała na dole, pozostały przyjaciółkami
– a nawet najlepszymi przyjaciółkami.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak tam
przygotowania do Dnia Krwi? – zapytała Tuki, darując sobie powitania. Sama
miała już za sobą to ważne wydarzenie. – Zestresowana?<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sarayu
westchnęła.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przez tę
całą Noc Jutary zapominam, że to już tak blisko – przyznała z poważną miną.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Noc Juraty –
poprawiła ją uprzejmie Tuki.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A. Tak. –
Sarayu pokiwała głową. – Nie rozumiem, po co obchodzimy dzień bogini, która
zakochała się w śmiertelniku i resztę życia spędziła przywiązana do skały.
Żałosne.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Obchodzimy
Noc Juraty – odezwał się głos w drzwiach, a Sarayu wywróciła oczami na widok
siostry – bo Jurata daje Lagunie siłę życiową. Dzięki jej przychylności my,
stada i samotnice jesteśmy w stanie przeżyć do następnego święta. Jeśli z
jakiegoś powodu Jurata nie pozwoli nam żyć, zginiemy, ponieważ nie mamy duszy.<o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bardzo
ładnie – zakpiła Sarayu. – Długo to kułaś?<o:p></o:p></div>
</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-2354365288440365012016-10-31T18:08:00.001+01:002019-02-24T14:35:57.657+01:00Piwnica<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Niebo było
bezchmurne i pełne gwiazd, a powietrze parne. Ogień już dogasał i trochę
odstraszał komary, które mimo wszystko uparcie kłuły i bzykały, ale nikt się
tym za bardzo nie przejmował.<o:p></o:p></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– No dzieci, trzeba
się zbierać – zadecydował tata, klepiąc syna po plecach. – Jutro czeka nas
ciężki dzień, spać, wygaszę ognisko.</span></div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Dzieci były
grzeczne, więc natychmiast posłuchały i schowały się do namiotu, ziewając
ostentacyjnie. Ale tak naprawdę nie były śpiące. Ani trochę. Więc tylko leżały
w ciszy, obserwując przez materiał namiotu małą plamkę pomarańczowego światła
oznaczającą dogasające węgielki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Chłopiec próbował
liczyć baranki. W jego głowie przeskakiwały przez kolorowe płotki i robiły
śmieszne miny. Nie był zbyt dobry w liczeniu, więc robił to na głos, co
denerwowało starszą dziewczynkę. Rzuciła w niego poduszką i dopiero wtedy się
uciszył.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Nie mógł zasnąć.
Obserwował malejącą pomarańczową plamkę, a gdy znikła, wodził wzrokiem za
sylwetką taty. Ale i ta wkrótce zniknęła. Wiedział, że siostra też nie śpi, ale
żadne z dzieci się nie odezwało. Przynajmniej dopóki nie usłyszeli odległego
śpiewu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Co to? – zapytał szeptem
chłopiec, a dziewczynka pokręciła głową na znak, że nie wie. Brat jednak tego
nie zauważył. – Słyszysz?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Słyszę –
przyznała niechętnie. Chłopiec usiadł.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Brzmi jak mama,
czy to mama?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Dziewczynka rzuciła
w niego drugą ze swoich poduszek i chcąc, nie chcąc również usiadła, bo nie
miała już na czym leżeć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Mama jest w domu –
przypomniała siostra naburmuszonym tonem. – To pewnie wiatr.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ale chłopcu nie
wydawało się, żeby wiatr rzucał na ścianę namiotu cień kobiety, a taki niewątpliwie
pojawił się, kiedy oboje położyli się wreszcie z powrotem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Widzisz to? –
wyszeptał przerażony. Kobieta stała bokiem i nie ruszała się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Co znowu?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Dziewczynka
poderwała się wściekła, ale zamarła, kiedy tylko zauważyła cień.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– To tylko gałąź –
powiedziała w końcu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ale gałęzie się nie
ruszają, a ta niewątpliwie kiwała palcem na kogoś przed sobą. Nikt jednak nie
nadszedł, więc stała tak przez chwilę, wciąż kiwając palcem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– SŁYSZYSZ TO? – pisnął
chłopiec i złapał się za głowę, ale dziewczynka nic nie słyszała, więc tylko objęła
przerażonego brata.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Ćśśś, ćśś, już
dobrze – starała się go uciszyć, ale głos jej się trząsł. Kobieta znowu kiwała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Ona kiwa na nas –
wyszeptał chłopiec, wtulając się w piżamkę dziewczynki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– To tylko twoja
wyobraźnia – skwitowała siostra, ale nie była tego już taka pewna.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Kobieta obróciła
się przodem do nich. Ciężko było stwierdzić, czy nadal kiwa czy nie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– No dobrze, to
zobaczmy, o co jej chodzi – zadecydowała w końcu dziewczynka i zbierając w
sobie całą odwagę, odsunęła zamek namiotu. Wyszła na zewnątrz, stawiając bose
stopy na leśnej ściółce.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Nikogo tam nie
było.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Uważaj! –
krzyknął chłopiec z wnętrza namiotu i wybiegł za siostrą. Wpadł na nią i oboje
wywrócili się w igliwia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Złaź ze mnie! –
warknęła dziewczynka, otrzepując piżamkę z ziemi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Sorki, ale szła
na ciebie, przysięgam! – Chłopcu trzęsły się ręce.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Widzisz tu kogoś,
zakuty baranie?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Ćś, tata się
obudzi – przytomnie przypomniał brat. Dziewczynka zacisnęła usta i popchnęła
chłopca. Ten z powrotem upadł na ziemię. Ruszyła z powrotem do namiotu, gdy
znowu ktoś zaczął śpiewać. Dziewczynka pomyślała, że naprawdę brzmi jak mama,
ale nie powiedziała tego na głos.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Chodź –
powiedział chłopiec. – To mama.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Stanowczość w jego
głosie była tak wyraźna, że siostra nawet nie próbowała zaprotestować.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Prowadził ją gdzieś
za rękę. Nie wiedziała, skąd wie, dokąd iść, ale stawiał pewne kroki, mimo
liści, patyków i szyszek raniących w stopy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Nagle w środku lasu
natrafili na piwnicę. Dzieci nie rozpoznały w niej jednak piwnicy, pomyślały
więc, że to mały śmieszny domek wyrastający nagle między drzewami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Tam w środku jest
mama – oświadczył całkiem głośno chłopiec.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– To tylko twoja
wyobraźnia – powtórzyła dziewczynka. – Co mama miała by tam robić?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Brat nie
odpowiedział, tylko zaczął szarpać za kłódkę piwnicy Dziewczynka złapała go za
rękę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Nie powinniśmy
tego robić – syknęła. – Wracajmy. Boję się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Ja też – przyznał
cicho chłopiec.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Znowu rozbrzmiał
śpiew.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">– Ona chce, żebyśmy
z nią zaśpiewali – oświadczył całkiem pewnie brat.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Dziewczynka puściła
jego rękę. Nie wiedziała, skąd on to wie i bała się o to spytać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Nagle wiatr zadął.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Grzmot rozdarł
ciszę nocy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ptak gdzieś
zaskrzeczał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Drzwi wyleciały z
zawiasów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Piwnica stała
otworem. Chłopiec postawił nogę na progu. I wtem <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">coś ciemnego <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">wychynęło <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">z czarnego wnętrza.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Dziewczynka rzuciła
się za bratem, a wtedy i ona przepadła we wnętrzu piwnicy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i><span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">To tylko twoja wyobraźnia</span></i><span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">, powiedziałaby zapewne.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ale</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , "serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">nie była tego już
taka pewna.<o:p></o:p></span></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-76894536063507068632016-08-12T20:07:00.000+02:002019-02-24T14:27:21.989+01:00Zawsze z tobą [GH]<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mimo że minęło
już kilka minut, trzaśnięcie drzwiami wciąż brzęczało w uszach Victoire.
Wisiało nad nią jak okropna gilotyna. Siedziała oniemiała na kanapie, zupełnie
nie dowierzając w to, co się właśnie stało. Czy to oznacza koniec? Taki definitywny,
definitywny koniec? Nie, chyba nie. Przecież zabrałby jakieś rzeczy.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O gorgony –
wyszeptała do siebie, zdając sobie sprawę, że to bardzo prawdopodobne, że Teddy
jednak wróci po rzeczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pokłócili się.
Okropnie, strasznie się pokłócili. Wrzaski rozbrzmiewały przez dobre kilka
godzin. Kłótnię zakończyła Victoire, krzycząc <i>Daj mi wreszcie spokój!</i>, a Teddy, jak nigdy, posłuchał i wyszedł.
Po prostu. Pokręcił głową, odwrócił się i wyszedł, nie omieszkawszy trzasnąć
drzwiami, dając jednocześnie znać, że coś między nimi pękło. Victoire mogła
mieć tylko nadzieję, że nie nieodwracalnie. Ciężko było powiedzieć. To była ich
pierwsza kłótnia. O co właściwie poszło? Nie pamiętała, ale wiedziała, że jak
już wreszcie się zaczęło, to wygrzebali wszystko, co kiedykolwiek mogło między
nimi zgrzytnąć: od różnicy wieku (to tylko trzy lata! trzy lata!) po niebieskie
wzory na porcelanie (beżowe kwiaty byłyby lepsze, według Victoire).<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Strzelała, że
Teddy jest teraz w zabałaganionej klitce Jamesa (notabene <span style="letter-spacing: 1.0pt;">jej</span> kuzyna) i pomstuje na cały świat, a
jego włosy co chwilę zmieniają kolor od buzujących w nim emocji. A ona musi tu
siedzieć sama jak palec, w pustym mieszkaniu o horrendalnie wysokim czynszu,
czekając, aż może wreszcie raczy wrócić, bo na pewno nie pojedzie błagać go o
przebaczenie. Co to to nie. A w sumie, to dlaczego niby miałaby tu siedzieć?
Przecież też ma gdzie pojechać. Wstała, poprawiła swoją szarą marynarkę,
przejrzała się w lustrze w korytarzu (nawet z kilkoma luźnymi kosmykami
wyglądała zniewalająco, ale wolała upchnąć je z powrotem w koku) i założyła
szalik. Miała ochotę się wygadać. Musiała się wygadać. Wściekłość i ból ją
zalewały.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Na zewnątrz
było już dość ciepło, jak na luty, dlatego nie marzła, stojąc pod drzwiami
samochodu w samym szaliku. Ściskała w dłoni kluczyki i gorączkowo zastanawiała
się, czy powinna jechać samochodem. Była świetnym kierowcą, ale nie znosiła
jeździć. Pomyślała o swojej kuzynce Rose, która cierpiała na podobną przypadłość
– była doskonałym graczem quiditcha, ale nie lubiła grać. Kiedy Rose kłóciła
się (po raz kolejny) na ten temat z ojcem, Victoire akurat kłóciła się ze swoim
na temat prawa jazdy. Wiedząc, że córka będzie chciała zamieszkać w Londynie,
twierdził, że przyda jej się mugolskie prawo jazdy. A ta twierdziła, że wystarczą
jej autobusy. Rose, mimo że wtedy ich różnica wieku wydawała się znacząca,
bardzo ją wspierała i broniła. Victoire uśmiechnęła się na to wspomnienie. To
był zdecydowanie godny zapamiętania zjazd rodzinny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Westchnęła i
szarpnęła klamkę srebrnego samochodu. Wolała spędzić trasę w samotności zamiast
pocić się w tłumie ludzi w komunikacji miejskiej. Teleportacja w ogóle nie
wchodziła w grę. Była zbyt roztrzęsiona. Napotkała swoje spojrzenie w lusterku.
Błękitne oczy wyglądały na jednocześnie smutne i wściekłe. Odgarnęła blond
włosy z twarzy. Odetchnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Panuj nad
sobą – skarciła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wyjechała z
parkingu i włączyła radio. Elvis śpiewał, że ktoś jest diabłem w przebraniu. Prychnęła
pod nosem. Okazuje się, że Ted Remus Lupin idealnie pasuje do tego opisu.
Chodzi, mówi i wygląda (zazwyczaj) jak aniołek, ale tak naprawdę kłócić się
przez kilka godzin nie było dla niego problemem. I jeszcze to całe <span style="letter-spacing: 1.0pt;">przebranie</span>. Dobra ironia, panie Presley. No
ale tak, to miało sens. Po zamieszkaniu razem z Teddy’ego wyszły wszystkie jego
obrzydliwe wady. Bałagan w łazience? Zawsze. Niezmywanie naczyń? Norma.
Przydeptywanie zasłon? Oczywiście! Strącanie przedmiotów, potykanie się w
korytarzyku, tłuczenie talerzy, odciskanie brudnych rąk na białych ścianach…
zacisnęła ręce na kierownicy. Wrzała w środku. Usłyszała, jak ktoś za nią
zatrąbił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niech to
sklątka – mruknęła. Przejechała na czerwonym świetle. Ona!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zaparkowała
przy sklepie muzycznym obok <i>Dziurawego
kotła</i>. Wyszła ze srebrnej i drogiej kabiny śmierci z wyraźną ulgą. Ostatnie
kilometry przejechała jak wariatka, była szczerze zaskoczona, że nie
spowodowała wypadku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zaatakował ją
jakiś chochlik z czerwonymi balonami w ręku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie, chwila.
To po prostu niska dziewczyna z burzą złocistych loków na głowie. Victoire
zmyliła jej wyraźnie elfia twarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Samotna
dusza w taki dzień? W naszym barze miło spędzisz czas, zapominając o problemach
miłosnych! – zawołał elfik nienaturalnie rozradowanym głosem. Wyciągnął ulotkę
w stronę Victoire, która zgromiła nieznajomą wzrokiem. – Merlinie, przepraszam…
ja…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Merlinie</i>? – powtórzyła Victoire, rozbawiona
wpadką dziewczyny.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To jest… ja…
miałam na myśli… – elf poczerwieniał i wyraźnie plątał się w zeznaniach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Sorki, wolę <i>Dziurawy kocioł</i>. – Victoire puściła oko
do zszokowanej dziewczyny i poklepała ją po ramieniu, jednocześnie biorąc
jednak ulotkę. Przyjrzała się. Była czerwona i zmasakrowana serduszkami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tandeta –
mruknęła i schowała ulotkę do tylnej kieszeni obcisłych, białych spodni. Weszła
do pogrążonego w półmroku pubu jako pewna siebie esencja elegancji i
kobiecości. Chwilowo zapomniała o Teddym. Barman czyszczący szklanki uśmiechnął
się na jej widok, a ona puściła mu oko. Nie przyszła jednak na drinka. Jeszcze
nie musiała topić smutków w alkoholu… Znów wróciła ta dziwna mieszanka smutku i
złości. Zacisnąwszy usta w cienką linię, weszła na ulicę Pokątną, która…
pływała w czerwieni. Witryny straszyły serduszkami, czerwone balony latały same
z siebie, nagabując przechodniów i namawiając do skorzystania z jakiejś
promocji. Z markizy jakiegoś pubu spływały płatki róż. Ale najbardziej
przyciągały wzrok <i>Magiczne dowcipy
Weasleyów</i>, których jedna połowa strzelała (dosłownie) różowymi sercami w
przechodniów i łapiąc ich w pary, reklamowała nową kolekcję eliksirów miłosnych
(także w formie gustownych bombonierek i bukietów kwiatów!), a druga połowa,
skryta pod ciemnymi barwami, zachęcała do przetestowania nowych sposobów na
poprawienie sobie humoru (czyimś nieszczęściem). Wielki, granatowy plakat
głosił:<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
<i>Zakochani przyprawiają cię o mdłości?<br />
Nie możesz znieść wszechobecnej miłości?<br />
Tylko u nas – jak przetrwać Dzień Zakochanych i jeszcze mieć frajdę!<br />
Wypróbuj nową kolekcję Bombonierek AntyWalenty dla zgorzkniałych!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire zaklęła
w myślach. Jak mogła zapomnieć o <i>walentynkach</i>?
Jak mogła ich nie zauważyć po drodze? Nie żeby jakoś specjalnie świętowali ten
dzień, ale… to do niej niepodobne. Takie roztargnienie. No i ich pierwsza
kłótnia, która wybuchła w pierwsze Święto Zakochanych odkąd razem zamieszkali.
Cudownie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Targana
dziwnymi uczuciami weszła do sklepu. W środku zastał ją tłum. Poszukujący
miłości stłoczyli się po jednej stronie sklepu, a ludzie wyglądający na raczej
przygnębionych – po drugiej. Tu i tam dostrzegła podejrzane persony o <i>ślizgońskim </i>uśmiechu na twarzach. Coś
śmignęło jej nad głową.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– PRZEPRASZAM!
– krzyknął z głębi sklepu znajomy głos. Nad tłumem pojawiła się ruda czupryna
George’a. – O! VICTOIRE, SŁOŃCE, WITAJ W MOICH SKROMNYCH PROGACH!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Posłała
wujkowi ciepły uśmiech i zaczęła przedzierać się w jego kierunku. Nie było to łatwe,
ale w końcu udało jej się dotrzeć do celu. George’a otaczał wianuszek młodych
chłopców. Widocznie coś im prezentował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co tam
słychać u was? – zagadnął i mocno ją przytulił. Victoire wzruszyła ramionami w
odpowiedzi, bo szczerze nie chciała poruszać tego tematu. Brwi George’a
drgnęły. – Szukasz czegoś konkretnego?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Była mu
wdzięczna za zmianę tematu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Szczerze
mówiąc, nie wiem. Coś, co poprawiłoby mi humor. Macie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chyba
trafiłaś pod odpowiedni adres, moja droga!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I sprężystym
krokiem zaprowadził ją po schodach na piętro, gdzie przestawał obowiązywać
walentynkowy podział sklepu. Wykonał ręką gest zapraszający do zapoznania się z
bogatym asortymentem. Zanim jednak zdążyła wykonać choćby krok, na dole coś
donośnie zabrzęczało i zabrzmiało, jakby się potłukło. George głośno i
siarczyście zaklął, przeprosił i zbiegł pędem po schodach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
została niemal sama. Wolno przechadzała się między półkami, ale nic nie
przykuło jej wzroku. Tu i tam kręciło się kilka osób, przeglądając towar ze
świecącymi oczami. Większość klienteli rezydowała jednak na dole. Victoire
wzięła do ręki jakieś szare pudełko i patrzyła tępo w etykietę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
polecałbym tego takim miłym damom – powiedział jakiś pryszczaty wyrostek,
opierając się o regał i lustrując Victoire spojrzeniem. Ta uniosła brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mówisz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mówię. To
czysta przemoc, a ty wyglądasz na delikatny kwiatuszek, który wymaga ochrony
raczej silnego mężczyzny niż kilku zaczarowanych patyczków.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
popatrzyła na wyrostka z politowaniem. Gdyby nie fakt, że był środek roku
szkolnego, wzięłaby go za nastolatka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A tym
mężczyzną miałbyś być ty?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wypiął dumnie
pierś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zawsze
gotowy bronić dam w opałach, taki jest Samwise McAllen!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
parsknęła. Przypuszczała, że nawet bez szpilek na nogach przewyższałaby go o
dobre kilkanaście centymetrów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam,
ale naprawdę nie jestem dzisiaj sobą – przyznała, zakrywając usta ręką. Wciąż
lekko chichotała. – Szczęście, że to niedziela, bo jakby mnie zobaczyli w pracy
w takim stanie…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– TO ILE TY
MASZ LAT?! – nieznajomy spojrzał na nią z wyraźnym obrzydzeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dwadzieścia
trzy, ale mój chłopak jest trzy lata starszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Samwise splunął
gdzieś w bok, zgarbił się i odszedł bez słowa z rękami w kieszeniach. Victoire
patrzyła za nim rozbawiona. Odłożyła na półkę pudełko <i>Kieszonkowych maczug</i> i zeszła po schodach. Zdecydowanie nie tego
potrzebowała. <i>Jej chłopak</i>. Może już
nie? Znów zawisły nad nią czarne chmury.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nic dla
siebie nie znalazłaś?! – zawołał do niej George od półek z bombonierkami
zgorzknienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niestety! –
Rozłożyła ręce. – Ale dzięki! Wpadnę w przyszłym tygodniu!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
George
zamachał jej na pożegnanie, a Victoire wyszła ze sklepu odprowadzana
zazdrosnymi spojrzeniami. Wsunęła do koka zbłąkany kosmyk. Chociaż nie chciała
tego robić w Walentynki, wiedziała, że musi pójść tam, gdzie planowała w momencie
opuszczenia domu – do sklepu Ollivanderów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jakiś
wyjątkowo natrętny balon w kształcie serca uczepił się Victoire i stukał w jej
plecy przez całą drogę. Jakaś knajpa uznała, że buchające bez ostrzeżenia
różowo-czerwone konfetti przed drzwiami to dobry pomysł, ale Victoire musiała
się z nimi nie zgodzić. Dostanie taką falą drobinek prosto w twarz zdecydowanie
nie było przyjemne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nawet filary
Banku Gringotta ktoś (zapewne nie gobliny) przystroił latającymi dookoła
kupidynkami. Victoire nieco rozczulił ten widok i poczuła nagłą potrzebę
pójścia do pracy. Pokręciła zrezygnowana głową. Tam była <i>Glinda</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tylko jeden
sklep wydawał się całkowicie niewzruszony wszędobylską miłością. Niepozorny
gmach stał dokładnie taki sam, jak przez ostatnie pół roku – trzeba przyznać,
że jednoosobowa armia i ekipa remontowa o imieniu Amelia wykonała świetną
robotę. Victoire weszła do sklepu jak do siebie i głęboko odetchnęła. Pogrążone
w półmroku wnętrze było wyjątkowo przyjemne. Meble lśniły. Na regałach
spoczywały spokojnie różdżki, czekając na swoich przyszłych właścicieli.
Wszystko wydawało się mieć swoje miejsce, wszystko spoczywało idealnie w
porządku (nie to, co u nich w łazience, tfu).<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Amelia
siedziała za kontuarem i czytała jakieś stare listy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cześć,
Victoire! – zawołała, podniósłszy głowę na dźwięk dzwonka przy drzwiach. – Co
ty masz we włosach?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Konfetti –
westchnęła Victoire zrezygnowana i zaczęła wytrzepywać sobie kolorowe drobinki
z głowy. – Właściciele tej knajpy naprzeciwko uznali je za świetny pomysł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A, ci. Nic
dziwnego, zawsze coś odwalą. – Amelia pojawiła się przy jej boku ze szczotką i
szufelką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O rany! –
Victoire skrzywiła się. – Przepraszam! Daj, zmiotę to zaklęciem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie, nie,
nic nie szkodzi, lubię pracować. – Amelia uśmiechnęła się. – A wiesz, zanim
weszłaś, czytałam właśnie o innej Wiktorii. Zawsze masz dobre wejście, co nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak mi mówią
– przyznała Victoire. – Przepraszam, że tak tu wparowałam, przerwałam czytanie
i jeszcze narobiłam syfu. Naprawdę, nie jestem dzisiaj sobą. Przejechałam na
czerwonym świetle.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Amelia uniosła
brwi i schyliła się, żeby zamieść konfetti na szufelkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiesz,
przejechanie na czerwonym świetle jeszcze mogę zrozumieć – ja na przykład
czasem go zwyczajnie nie widzę. Ale ty za kółkiem… Coś musi być nie tak,
prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nawet nie
wiesz jak… – Victoire westchnęła ze zrezygnowaniem. – Dlatego przyjechałam.
Jest Dominique?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na górze –
wsparłszy się na kiju od szczotki, odparła, zgodnie z oczekiwaniami, Amelia,
wskazując brodą piętro. – Ale nie radzę. Mają z Louisem babskie popołudnie z
okazji walentynek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Louis
przyjechał?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Amelia
pokręciła głową, ale Victoire nie dała jej czasu na wyjaśnienia, bo już pognała
po schodach na pięterko. Były tam tylko trzy pomieszczenia – miniaturowa
kuchnia mieszcząca lodówkę, zlew i palnik polowy, jeszcze mniejsza łazienka, z
której korzystania Victoire nie potrafiła sobie wyobrazić, bo wątpiła, czy w
ogóle zdołałaby do niej wejść, i sypialnia. Na szczęście całkiem normalnych
rozmiarów dla jednej osoby – niestety, musiała pomieścić dwie. Łóżka
praktycznie się stykały, upchnięty w kącie stolik służył jednocześnie za biurko
i jadalnię, a z szafy wysypywały się ubrania. Gdzieś pod łózkami walał się
sprzęt do quidditcha Dominique i jej nieśmiertelne glany. Victoire zastanawiała
się, jak jeszcze bardziej pedantyczna od niej Amelia może tu wytrzymywać.
Jedynym wytłumaczeniem mogły być częste wyjazdy Dominique. Victoire kilkukrotnie
próbowała namówić dziewczyny na zlikwidowanie kominka, który zabierał połowę
przestrzeni, ale nie było nawet mowy. Teraz Victoire poznała jedną z przyczyn
takiego stanu rzeczy – w płomieniach dostrzegła głowę młodszego brata.
Dominique leżała w poprzek łóżek, z głową zwisającą do góry nogami, twarzą w
twarz z Louisem. Zajadała fasolki wszystkich smaków i machała nogami odzianymi
w dwie różne skarpetki (fioletową w kolorowe groszki i zieloną w złote
serduszka). Rude włosy miała w nieładzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No witam
państwa! – przywitała się od progu Victoire, łapiąc się pod boki zupełnie jak
babcia Molly.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Dominique
zerwała się z łóżka i podbiegła uściskać starszą siostrę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Heeeej! –
wykrzyczała jej do ucha. – Co ty masz we włosach?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
zignorowała pytanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
wiedziałem, że dołączasz do naszego klubu samotnych serc! – zawołała głowa
Louisa z kominka. Jak zwykle towarzyszył mu cień francuskiego akcentu. – Teraz
musimy zmienić nazwę!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Hej, Louis!
– przywitała się serdecznie Victoire, szczerząc zęby. – Kiedy wracasz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jeszcze nie
wiem, Francja mi chwilowo pasuje. Mają tu przystojnych facetów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ech –
westchnęła Dominique. – Trzeba było iść do Beauxbatons.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Louis się
zaśmiał. Jako jedyny z trójki rodzeństwa wybrał francuską szkołę, ale też nie
od razu. Po trzech latach nauki stwierdził, że Hogwart źle działa na jego aurę
i ma ponure wibracje i, w towarzystwie zachwytu mamy, przeniósł się do Francji.
Okazało się to świetnym pomysłem i nawet po skończeniu szkoły nie wrócił do
Anglii. Twierdził, że jeszcze przyjdzie na to pora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Louis, ja
cię nie chcę wyganiać… – zaczęła powoli Victoire.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale
potrzebujecie dosłownie <i>babskiego </i>popołudnia
– domyślił się Louis. – Jasne. Wpadnę potem – zapowiedział Dominique, a ta puściła
do niego oko. – Narka, dziewczyny!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Paa! –
odpowiedziały jednocześnie, a głowa Louisa zniknęła z cichym pyknięciem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dawno się
nie widziałyśmy – zaczęła Dominique, jeszcze raz przytulając siostrę. –
Zgaduję, że musiało coś się stać, skoro przyszłaś do mnie. Chodzi o Teddy’ego?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
wytrzeszczyła oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie patrz
tak na mnie, to jedyne, do czego mogłabyś potrzebować ode mnie rady.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No tak –
przyznała Victoire. – Masz większe doświadczenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bo miałam
więcej niż jednego chłopaka? Sorki, siostra, ale jednak wypadasz na tym polu
lepiej. Nigdy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pokłóciliśmy
się – przyznała bez ogródek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No i? Najwyższa
pora. To normalne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
–
Wrzeszczeliśmy na siebie dobre cztery godziny, a potem wyszedł, trzaskając
drzwiami. – Victoire tłumiła łzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No to fajne
walentynki – oznajmiła Dominique grobowym tonem i zaprowadziła siostrę do
łóżka. Objęła ją ramieniem. – O co poszło?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem. –
Victoire bardzo starała się nie rozpłakać. Szeptała, jakby to mogło w czymś
pomóc. – O wszystko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale od czego
się zaczęło? – dopytywała Dominique. Victoire przeszukiwała pamięć w milczeniu.
– Kto zaczął?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chyba… –
zawahała się. – Chyba ja.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I co
powiedziałaś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ja… Glinda
zapytała mnie wczoraj, czy Teddy już mi się oświadczył. Było mi tak strasznie
głupio, bo wredna małpa pyta o to co kilka tygodni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I dzisiaj
Teddy wrócił dopiero rano… Zapytałam go, czy traktuje mnie poważnie…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A on?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Że
oczywiście.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
zawahała się na chwilę i położyła głowę na ramieniu siostry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zdenerwował
mnie jego ton… Zaczęłam krzyczeć… Merlinie… Wszystko moja wina!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Rozpłakała się
na dobre. Dominique zaczęła gładzić ją po głowie. Zacisnęła usta w cienką
linię. Victoire była wdzięczna siostrze, ale zdała sobie sprawę, że pojechała
pod zły adres. Chciała być przytulana, ale przez zupełnie inne ramiona.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Teddy o mało
nie zachłysnął się w progu. James i… porządek? Niesamowite.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– E, James! –
krzyknął od drzwi. – Co tu się stało?! Ciocia Molly wpadła z różdżką i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– HEE-EJ,
TEDDY! – przekrzyczał go Potter Junior Senior, wpadając do korytarzyka i dając
mu jakieś znaki wytrzeszczonymi oczami, ale Teddy nic nie zrozumiał. – Było
otwarte? Co tam słychać, stary, wbijaj!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W salonie
(gdzie nie walały się <span style="letter-spacing: 1.0pt;">żadne</span> płyty) na
podłodze siedziała jakaś czarnowłosa kobieta i bawiła się klockami z małą
dziewczynką. Na widok gościa wstała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Emmo, to
jest Ted Zawszewporę Lupin – przedstawił go James. – Właściwie rodzina. Teddy, to jest Emma, moja dziewczyna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Uścisnęła
wyciągniętą dłoń Teddy’ego i posłała mu bardzo miły uśmiech. Była naprawdę
ładna i wyglądała na wyjątkowo
zrównoważoną, porównując do poprzednich dziewczyn Jamesa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A ta urocza
dama – James podniósł dziewczynkę, która była naprawdę urocza: miała krótkie
ciemne włosy i ogromne, błękitne oczy, a jej policzki zdobiły zdrowe rumieńce –
to Jane.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czadowe
włosy – przyznała dziewczynka, a Teddy przygładził swoją fioletową czuprynę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dzięki.
Umiem też tak. – I zmienił kolor włosów na turkusowy. Emma popatrzyła na niego
bardzo dziwnym wzrokiem, a Jane otworzyła usta ze zdumienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Odlot.
Prawdziwe? – zapytała, wyraźnie zachwycona. Teddy pokiwał głową, a dziewczynka
pomacała go po głowie, zapewne chcąc samej się przekonać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jane, nie
macaj pana – upomniała córkę Emma i odebrała ją z rąk Jamesa. Jane wyglądała na
zawiedzioną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Stary, chyba
wpadłem nie w porę… – zaczął ostrożnie Teddy, zdając sobie sprawę, że chyba
zaliczył potężną wpadkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie, nie –
zaprzeczyła szybko Emma, stawiając córkę na ziemi. – I tak już się zbierałyśmy,
mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pomożesz nam
sprzątać? – zapytała Teddy’ego Jane i nie czekając na odpowiedź, pociągnęła go
za palec w stronę klocków.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Całą ferajną
zaczęli rozmontowywać klockowe fort (wyraźnie dzieło Jamesa) i stajnie. Teddy
wyjął z wnętrza budowli ludzika wyglądającego na poskręcanego z chusteczek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To twojego
dzieło? – spytał Jane, a ta przytaknęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nazywa się Merlin.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dziwne imię
– przyznał Teddy z wahaniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wcale nie! –
zaperzyła się dziewczynka i odebrała Teddy’emu zabawkę z rąk. – James tak go
nazwał!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Minutę później
wszystkie klocki spoczywały już w wiklinowym koszu, a James, ku zdumieniu
Teddy’ego, wsunął go obok swojej potężnej wieży (na wierzchu której, zamiast
nowego albumu <i>Wnykopieniek</i>, leżała
jakaś płyta z hitami dla dzieci). Wszyscy wstali.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No to się
zbieramy! – zakomenderowała Emma, a Jane natychmiast przylgnęła do Jamesa.
Odwzajemnił uścisk i na chwilę tak zastygli. Wreszcie dziewczynka oderwała się
pierwsza i przytuliła się do Teddy’ego. Zszokowany chłopak uklęknął i oddał
przytulasa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A wiesz… –
wyszeptała mu do ucha – ja też umiem sztuczkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak? –
zapytał z zainteresowaniem. – Może mi pokażesz?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pokiwała
ochoczo głową, odsunęła się i wyciągnęła Merlina z kieszeni. Położyła go na
otwartej dłoni, a ten… sam wstał i zaczął wirować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wszyscy
dorośli wytrzeszczyli oczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
James wyglądał
jakby miał zaraz zemdleć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Emma niezdrowo
pobladła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czadowo –
przyznał Teddy powoli, gdy zabawka spoczęła z powrotem w kieszeni. Jane
wydawała się zadowolona z efektu, jaki osiągnęła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No –
przyznała. – No to paa!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pomachała chłopakom
na pożegnanie i pociągnęła osłupiałą matkę w stronę drzwi. Chwilę później
usłyszeli ich kroki na klatce schodowej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niech cię
sklątka, Tedzie Wpadka Lupin! – zawołał James, na wpół wściekły, na wpół wciąż
zszokowany. – Co to miało być?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To było tak
zwane <i>wpaść jak Lockhart do Komnaty
Tajemnic</i>. – Teddy pokiwał powoli głową. – Ale stary! Czy ja coś
przegapiłem?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O czym ty
bredzisz? – James opadł na kanapę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Dziecko</i>, bracie, <i>dziecko</i>. Było tu takie i traktowałeś je… ojcowsko! – Teddy wydawał
się nadal w szoku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
James
uśmiechnął się pod nosem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A no. Nie
jest moja, nie martw się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale
chciałbyś…? – Teddy zawiesił sugestywnie głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No dobra,
Tedzie Przepytywaczu Lupinie, co cię sprowadza w skromne progi Pottera Juniora
Seniora? – James zgrabnie zmienił temat. Teddy zasępił się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Pokłóciłem
się z Victoire.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O kurde.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O kurde.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Już to
mówiłeś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No. – Przez
chwilę panowała cisza. – Dawaj od początku, coś zaradzimy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Teddy wziął
głęboki wdech, jakby szykował się do długiej opowieści i zaczął mówić.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 21.3pt;">
***<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
zastała Teddy’ego leżącego pod klatką schodową. Drzemał przykryty kurtką.
Pamiętała, kiedy kupiła mu tę kurtkę… uśmiechnęła się do swoich wspomnień, ale
zaraz przypomniała sobie, że miała być wściekła. Trąciła Teddy’ego butem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O Boże,
Victoire! – wykrzyknął, poderwawszy się z wycieraczki. – Zapomniałem kluczy!
Przepraszam! Co ty masz we włosach?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Daruj sobie
– odparła zimno i spróbowała go wyminąć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie,
zaczekaj… – Złapał ją za rękę. Odetchnął głęboko. – Naprawdę przepraszam. Wyszedłem.
Bałaganiłem. Znikałem. Zapominałem. Robiłem ci na złość i naprzeciw, ale kiedy
wyszedłem dzisiaj, ja… ja myślałem, że być może nie będziesz mnie chciała z
powrotem. Poszedłem do Jamesa…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co za
niespodzianka – prychnęła Victoire. Teddy był jednak niewzruszony. Dalej
trzymał jej rękę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale zdałem
sobie sprawę, że mogłem pójść nawet i Merlin wie gdzie, ale moje miejsce jest
przy tobie, tylko przy tobie. Tutaj, we Francji, na końcu świata. Chcę być
zawsze przy tobie, Victoire. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Spojrzenie
dziewczyny złagodniało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I nieważne,
czego to będzie wymagało, będę tutaj. Albo tam. Gdziekolwiek ty będziesz. Ale
nie jako moja dziewczyna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
wstrzymała oddech. Teddy przyklęknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Victoire
Delacour-Weasley. Czy uczynisz mi ten honor i wybaczysz ten nietakt i
przyjmiesz ten plastikowy dziecięcy pierścionek, który jutro polecę do jubilera
wymienić na najprawdziwszy, i zostaniesz moją żoną? Victoire
Delacour-Weasley-Lupin? Lupin-Weasley-Delacour? Jak tylko zachcesz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Victoire
zaśmiała się i pocałowała wciąż klęczącego Teddy’ego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Lupin
wystarczy – przyznała cicho i założyła plastikowy pierścionek. Pasował jak ulał
na jej smukłe palce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wziąłem
portfela – przyznał Teddy, wciąż na kolanach. – Musiałem go pożyczyć od córki
Jamesa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Długa
historia – westchnął Teddy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Teddy,
możesz już wstać – zaśmiała się Victoire. – Powiedziałam <i>tak</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wow, serio?!
Znaczy: TAK! – krzyknął, a echo poniosło jego radość aż do najwyższych
apartamentów. – Jak chcesz, to zorganizuję to jeszcze raz, żeby było romantyczniej
– zaproponował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie ma mowy!
– zaprzeczyła natychmiastowo. – Było idealnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Otworzyła
drzwi, a Teddy natychmiast poderwał ją do góry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kocham cię –
powiedział.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem –
odpowiedziała, a on wniósł ją do mieszkania z szerokim uśmiechem na ustach.<br />
_____________________________<br />
Kto pamięta, jak pół roku temu zapowiadałam, że napiszę pełnoprawne opko o Victoire i Teddym? SPEŁNIAM OBIETNICĘ! Początkowo myślałam, żeby wstrzymać się do następnych walentynek, ale jest jeszcze tyle innych osób do obskoczenia!<br />
Dominique i Louis oczywiście czekają na swoje solowe opka, don't you worry. O nikim nie zapomnę!<br />
<br />
Podobauosię? Niepodobauosię? Zostaw komentarz :).</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-52448428771862857022016-07-18T11:40:00.003+02:002019-02-24T14:24:16.581+01:00Piekło<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zaczyna się od
bieli. Gdzie nie spojrzysz, otacza cię tylko ta okropna biel. Nie ma ścian, nie
ma podłóg, a ten kolor jest wręcz oślepiający. Wypala oczy i nie jesteś w
stanie się do niego przyzwyczaić.</div>
<a name='more'></a><div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i>Halo? </i>przechodzi ci przez myśl, bo
przecież musi tu być ktoś inny niż ty. Ktokolwiek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jest tu
kto?! – zdajesz się pytać, ale z twoich otwartych ust nie wydobywa się ani
jeden dźwięk. Nagle biel nie wydaje się już taka straszna – o wiele gorsza jest
ta brzęcząca w uszach cisza. Twoje przyzwyczajone do szumu technologicznych
gadżetów zmysły nie potrafią się do niej dostosować. Postanawiasz iść. Nie
masz pewności, czy faktycznie słyszysz swoje kroki, czy twój mózg może tylko
dorabia ten dźwięk, w odpowiedzi na tę nienaturalną ciszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ile już tak
idziesz? Raz, dwa, trzy… chcesz liczyć swoje kroki, ale właściwie nie wiesz już,
czy robisz to właściwie? Osiem, dziesięć, jedenaście? Dziewięć? Ile czasu
upłynęło? Jak daleko jesteś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Czujesz pot
wstępujący na twoje skronie. Oddech przyspiesza, ale nie słyszysz sapania.
Wciąż tylko ta cisza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I biel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
A ty idziesz
uparcie, wciąż do przodu, przynajmniej tak ci się zdaje. Może jednak delikatnie
skręcasz? Nie ma znaczenia, bo i tak nie mijasz żadnych charakterystycznych
punktów. Prawdę mówiąc, nie mijasz też tych niecharakterystycznych. Nic nie
mijasz. Po prostu biel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mieni ci się w
oczach. Masz wrażenie, że ręce czasem ci znikają, ale wiesz, że to tylko
złudzenie optyczne. Chyba. Próbujesz coś powiedzieć, ale dociera do ciebie, że
nie słyszysz. Czy to słuch szwankuje czy mowa? Czy ręce też zanikają czy to
biel cię przytłacza?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i>Halo?</i> zdajesz się myśleć, ale nie masz
już pewności, czy słyszysz własne myśli. Cisza zdaje ci się wżerać w mózg i
masz tylko nadzieję, że w końcu kogoś spotkasz. Kogokolwiek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Biegniesz.
Biegniesz, ile sił w nogach i teraz masz już pewność, że tak naprawdę nie
słychać żadnych kroków. Mimo tego nie zatrzymujesz się, dopóki nie opadasz z
sił. Upadasz. Masz wrażenie, że widzisz wydmuchiwane obłoczki powietrza, ale
już wiesz, że to niemożliwe. Szukasz bodźców, więc dotykasz podłogi. Najpierw
raz, ostrożnie. Po chwili z nożem paniki na gardle gwałtownie kładziesz na
ziemi otwartą dłoń. Coś ją zatrzymało, przecież wiesz, że coś ją zatrzymało, bo
nie spadła, a mimo to... niczego nie czujesz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wstajesz i
dotykasz swojej twarzy. Musisz jej dotykać. Widzisz to. Czemu nadal nic nie
czujesz? Narasta w tobie panika. Przegrywasz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie szukasz
wyjścia. Nie ma go. To oczywiste. Szukasz czegoś innego. Kogoś. Kogokolwiek. Z
kim można porozmawiać, na kogo można popatrzeć, kogo można posłuchać i dotknąć.
Kogokolwiek, komu opowiesz o tym wszystkim.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I nagle
zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz, o czym chcesz mu opowiedzieć. Co się stało?
Gdzie jesteś? <i>Kim jesteś?</i> Nie wiesz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nic nie wiesz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nie wiesz
nawet, czy teraz mówisz. W jakim języku myślisz? Czy to są właściwie jakieś
konkretne słowa? Co to są słowa?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Szaleństwo
przysłania ci wszelki widok i jak spragniony szuka oazy na pustyni, tak ty
czołgasz się w poszukiwaniu ostatniej kropli nadziei: towarzysza.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ale nie
znajdziesz go. Jesteś tylko ty. Zawsze tylko ty. Tylko ty i biel.<o:p></o:p></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-3432668354009474022016-06-28T16:53:00.000+02:002019-02-24T14:23:59.113+01:00Piórko na wietrze [Lament oceanu]<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/p/lament-oceanu.html"><img src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvIFszdSdvbq2l18FpYzETO_5JUZdK39__BanLUNnBb6bGEHllQFESJJJE8UMqzlDzyMPCBM0JsmXr0vPHGd6jRMe7RMtQms8lABsiCrK24un7PdYNMd4qjJbH7YKdekS6bCk1mKKDJcE/s1600/ok%25C5%2582adka+2.png" /></a>
<br />
<br />
<h2>
<b>Przeczytaj poprawioną i rozszerzoną wersję opowiadania! E-book do pobrania <i><a href="http://www.wiosennedeszcze.pl/p/lament-oceanu.html#">tutaj</a></i>.</b></h2>
<b>__________________________________________________</b><br />
<b><br /></b>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co to ma
być, kurde?! – krzyknął stary Baxter. On zawsze krzyczał, ale w gruncie rzeczy
mały Jim bardzo go lubił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Zet</i> – odparł dzieciak buńczucznie.</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To nie jest <i>zet</i>, chyba cię, kurde, pogrzało, młody.
Poprawiasz to.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mały Jim wydął
wargi i zaczął wymazywać koślawe litery.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– James? –
Mama pojawiła się w drzwiach izby, a stary Baxter podszedł do niej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słucham cię,
Donno – oznajmił wyjątkowo jak na siebie kulturalnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czy mógłbyś
pomóc mi z rurami? Znowu nic nie działa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jasne, tylko
dobijemy <i>zet</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mama wróciła
do kuchni i usiadła przy stole. Pstrąg, kot przybłęda, na którego zatrzymanie
nalegał Jim, wygrzewał się przy palenisku. Mruczał rozkosznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Z rurami
wszystko było w porządku, Baxter doskonale o tym wiedział, kiedy po kilkunastu
minutach dosiadł się do Donny. Spojrzał na nią wyczekująco.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– James,
jestem ci naprawdę wdzięczna za wszystko, co dla nas robisz… – Baxter burknął
coś pod nosem – ale muszę cię prosić o pomoc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słucham. –
Jego zwyczajna zgorzkniała mina nie wyrażała żadnych emocji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Martwię się
o Jima. Nie ma żadnych przyjaciół i właściwie nie wychodzi z domu, odkąd
przestał pytać o ojca. Myślę, że on zamyka się przed światem i nie potrafię mu
pomóc. Jesteś dla nas jak rodzina, James. Mógłbyś z nim porozmawiać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przestał
pytać o ojca? – Baxter wyglądał na zaniepokojonego. – Powiedziałaś mu coś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie, po
prostu któregoś dnia nie zapytał. Może czegoś się domyślił?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Baxter zagryzł
wąskie wargi i przez chwilę milczał. W końcu pokiwał głową na znak, że zgadza
się zrobić, o co go poproszono.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dziękuję –
wyszeptała Donna i ścisnęła go za dłoń leżącą na blacie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Baxter wrócił
do Jima. Dom miał tylko jedną izbę oprócz kuchni, więc zazwyczaj uczyli się na
dworze, nawet zimą, ale w ostatnich dniach temperatura sięgała nawet minus
dwudziestu stopni i Jim skarżył się, że odmarzają mu palce. W domu nie było o
wiele cieplej, bo jedyne palenisko znajdowało się w kuchni, a ogrzewania nigdy nie
zamontowano. Na chłopca jednak wyraźnie działało samo otoczenie, bo zdejmował
nawet kurtkę. Baxter nie zdobył się choćby na ściągnięcie czapki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak ci
idzie? – zagaił zaskakująco przyjacielsko. Jim tylko wypuścił nosem powietrze.
Zabrzmiało bardzo groźnie i oznaczało, że <i>zet</i>
dalej jest koślawe. Baxter poklepał chłopca po plecach. – Nie no, kurde,
lustrzanie?! Chłopie, kurde, skoncentruj się! – wyrzucił z siebie po spojrzeniu na
zeszyt. Jego twarz zrobiła się czerwona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A weź się w
ogóle – wymamrotał Jim i ze względu na delikatną sytuację James udał, że nie
dosłyszał. Normalnie dzieciak dostałby za taką odzywkę lanie albo co najmniej
srogi opieprz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Po kolejnych
krzywych linijkach mały Jim rzucił długopisem. Ostatnio coraz częściej zdarzały
mu się takie wybuchy złości, co wszyscy w jego otoczeniu (co oznaczało mamę,
Baxtera i młynarza) starali się łagodzić, ale nie karać, bo ze względu na
sytuację, drażliwość dzieciaka była jak najbardziej zrozumiała. Stary Baxter
czuł już jednak podniesione ciśnienie, więc wcale nie zamierzał głaskać bachora
po głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zachowuj
się, gówniarzu!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kiedy krzyczał
w złości, pluł. Jim z obrzydzeniem przetarł policzek i nic nie odpowiedział.
Baxter poczuł wrzącą w nim wściekłość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
odpowiesz, tak?! Nie odpowiesz, kurde! Jesteś, kurde, taki sam, jak twój
ojciec! Bezczelny, brudny, kurde, gówniarz!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co pan
robi?! – zawołał Jim piskliwym tonem, kiedy ręce Baxtera powędrowały w jego
stronę. Mężczyzna zatrzymał się. Słyszał już te słowa i nie podobał mu się
sposób, w jaki chłopiec to powiedział. Tak samo powiedział je Hänsel <i>wtedy</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mówię,
kurde, prawdę – odparł, sapiąc. – Koniec lekcji, spadaj stąd.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale to mój
dom! – zaprotestował Jim.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Powiedziałem
<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">SPADAJ
STĄD</span>! – wrzasnął Baxter, a chłopiec od razu wyszedł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mamo,
staremu Baxterowi odbiło – poskarżył się, kiedy tylko zamknęły się za nim
drzwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mów tak,
skarbie – odpowiedziała mechanicznie Donna, mieszając ziemniaczaną papę w
garnku. Jim skrzywił się, rozpoznając zapach. – Co się stało?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nawrzeszczał
na mnie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A co
zrobiłeś? – zapytała Donna, wzdychając.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nic – odparł
gładko mały Jim. – Ale on obraził tatę! Nie mówi się źle o zmarłych, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Łyżka wypadła
mamie z dłoni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Kto ci
powiedział, że tata umarł? – zapytała grobowym tonem. Jim zmieszał się i zrobił
czerwony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– No… niby
nikt, ale Baxter powiedział raz „a może on nie żyje, co byś wtedy zrobił?” i
wydało mi się to dobrą wskazówką... I w ogóle – dodał, kiedy mama nie
zareagowała. Dopiero po kilku sekundach odwróciła się i powiedziała:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Idź do
młynarza. Potrzebujemy mąki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Idź. Do.
Młynarza – wycedziła, a Jim nieco się przestraszył, bo nigdy nie słyszał, żeby
mówiła takim tonem. Chwycił kurtkę i wyszedł, nie przejmując się nawet, że nie
ma czym zapłacić młynarzowi. Kiedy zamknął drzwi, usłyszał jednak ciężkie i
nierówne kroki starego Baxtera i jego dziecięca ciekawość wzięła górę. Zgiął
się wpół i podbiegł pod okno. Z ust wylatywały mu małe obłoczki pary, a palce
bolały z zimna, bo nie wziął rękawiczek. Pstrąg ocierał mu się o nogi. Nie
zwracał jednak na to uwagi, bo uważnie przysłuchiwał się rozmowie dorosłych.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dlaczego mu
to powiedziałeś? – wysyczała mama.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Bo
zasługuje, żeby coś wiedzieć, kurde – odpowiedział Baxter, wyraźnie siląc się
na spokój.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale
zasługuje też na <i>prawdę</i>, nie na
kompletną wyssaną z palca bzdurę!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I kiedy
zamierzałaś mu powiedzieć tę prawdę?! Kiedy skończy, kurde, osiemnaście lat?! <i>Powodzenia</i>.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Serce Jima
usiłowało wyrwać się z piersi, a jego oddech zdecydowanie przyspieszył.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Może jeszcze
nie byłam gotowa, żeby…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale on
chciał wiedzieć! – wybuchł Baxter. – Codziennie, kurde, pytał o to kilka razy,
co miałem odpowiadać?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zmieniać
temat! – mama też krzyczała coraz głośniej. – Jeśli już chciałeś mu powiedzieć,
to…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie zamierzałem
mu nic, kurde, mówić! – Baxter wrzasnął jeszcze głośniej. – Tylko
zasugerowałem, w jaki niby sposób miałem mu, kurde, powiedzieć <i>no sorry, twój ojciec to buc i po prostu
sobie, kurde, poszedł, bo znudziło mu się bycie, kurde, ojcem</i>? W<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;"> JAKI SPOSÓB
</span>sobie to wyobrażasz, kurde, Donna?! W<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;"> JAKI</span>?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zarówno po
twarzy mamy, jak i Jima zaczęły płynąć łzy. Ta pierwsza jednak nie zdążyła
odpowiedzieć Baxterowi, bo zapłakany chłopiec wbiegł z powrotem do domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Powtórz to
jeszcze raz! – krzyknął. Trzęsła mu się broda.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jim. – Mama
zakryła sobie dłonią usta i pokręciła głową. – Przepraszam, my… my nie
powinniśmy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie
powinniście mnie okłamywać! – wrzasnął, aż szyby zadygotały. – N<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">IE</span>.<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;"> </span>P<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">OWINNIŚCIE</span>.
K<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">ŁAMAĆ</span>!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Przepraszam
– wydukała Donna jeszcze raz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Gdzie jest
tata? – zapytał Jim nieco spokojniej, jednak jego oczy płonęły, a policzki miał
mokre od łez.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Usiądź. – Baxter podsunął mu krzesło. – Tak na
wszelki wypadek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– I błagam
cię, Jim, nie denerwuj się – wyszeptała mama. Chłopiec nie odpowiedział. Donna
kucnęła obok krzesła i przytuliła płaczącego Jima. – Trzy miesiące temu twój
tata powiedział, że jest zmęczony. Że nie odpowiada mu <i>takie</i> życie tutaj. – Mama otarła łzę. Syn mocno objął ją za szyję.
– Co na pewno pamiętasz, powiedział ci, że wypływa na kilka dni i niedługo
wróci. – Jim pociągnął nosem. – Kiedy wychodził, trochę się ze mną pokłócił i
po prostu od tamtej pory go nie widziałam. On odszedł, Jim. Nie miał wypadku,
nie zaginął na morzu, po prostu od nas odszedł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale żyje? –
zapytał rozpaczliwie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem –
przyznała szczerze mama i pocałowała syna w czubek głowy. – Mam nadzieję.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Chciała dodać
coś jeszcze, ale Jim wstał, podszedł do kufra i wyjął swoje rękawiczki.
Odwrócił się, spojrzał w oczy Baxterowi i bardzo wolno i bardzo spokojnie oznajmił:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Okłamał
mnie. Nienawidzę go.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mów tak,
Jim – poprosiła mama, a do jej oczu znowu napłynęły łzy. Chłopiec nie zwrócił
na nią uwagi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ty też mnie
okłamałeś. – Dalej patrzył nauczycielowi w oczy. – Ciebie też… – zawahał się na
moment – nienawidzę. Nienawidzę. N<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">IENAWIDZĘ CIĘ</span>!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Baxter
otworzył usta, ale Jim wybiegł z domu. Donna i James popatrzyli po sobie, byli
zszokowani. Dopiero po kilkunastu sekundach udało im się zareagować. Wybiegli
przed chatę, ale Jima już nie było. Donna zapadała się po kolana w śniegu, nie
miała butów. Baxter okropnie zaklął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Chyba
powinniśmy dać mu trochę czasu – zaproponował. – Jeśli nie wróci za godzinę,
pójdę go poszukać. Chodź, zrobię ci kakao.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie mamy
kakao.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– To miętę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Objął Donnę
ramieniem i zaprowadził z powrotem do domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tamtego dnia
było już ciemno, kiedy Hänsel utulił Jima do snu i powiedział mu, że musi
wypłynąć, ale niedługo wróci. Donna, usłyszawszy to, wściekła się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jak to <i>wychodzisz</i>? O tej porze? <i>Na ryby</i>? To nie sezon na pstrągi – przypomniała,
siląc się na spokój.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tak – odparł
Hänsel, wyraźnie zirytowany. – Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A w ogóle
zamierzasz wrócić, czy może znudziło ci się też bycie mężem i ojcem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem, do
czego pijesz, Donno, ale ten człowiek jest współodpowiedzialny za śmierć mojej
siostry…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ten człowiek
– przerwała mu stanowczo – zapewnił nam dach nad głową i pożywienie, kiedy ty
nie byłeś w stanie lub nie chciałeś tego zrobić. I nie miał nic wspólnego ze
śmiercią twojej siostry. Znalazłeś sobie kozła ofiarnego po prostu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ohoho,
widzę, że mamy tutaj fanklub wspaniałego człowieka, jakim niewątpliwie jest
James Baxter! To szczur, Donno, szczur. Wspomnisz moje słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Na razie to
ty zachowujesz się jak szczur albo jak rozkapryszone dziecko. Dorośnij, Hänsel,
tylko szybko, zanim pozdychamy z głodu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Słuchaj,
jeśli <i>James Baxter</i> to dla ciebie taki
wspaniały człowiek, to dlaczego to za niego nie wyszłaś za mąż?! Może boisz
się, że ciebie też zostawi z gruźlicą?! – Hänsel podniósł głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Tu wcale nie
chodzi o niego – w Donnie narastało poirytowanie – tylko o ciebie. Masz syna,
który cię potrzebuje, przestań rozpamiętywać przeszłość, skup się na tym, aby
zapewnić mu godną przyszłość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Uczysz go
jakichś bzdetów, żaden król nie umie czytać, a ty katujesz syna głupimi literami
i śmiesz mnie pouczać o zapewnianiu godnej przyszłości? Lepiej zadbaj, żeby
umiał poradzić sobie na ulicy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Lepiej
zadbaj, żeby w ogóle nie musiał przekonywać się o tym, jak jest na ulicy! –
warknęła zdecydowanie za głośno Donna. Hänsel popatrzył na nią z obrzydzeniem i
odwrócił się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wychodzę.
Zapal świecie na grobie Gretel. Nie czekaj ze śniadaniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jutro?
Pojutrze też?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nigdy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I wyszedł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jim lubił
przychodzić na plażę, kiedy chciał być sam. Miał tu swoje specjalne miejsce, o
którym nikt inny nie wiedział, kawałek lądu z trzech stron zalany wodą, a z
czwartej odgrodzony stromym klifem. Trzeba było przejść po falochronie, aby się
tam dostać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jim usiadł na
powalonym pniu drzewa, założył ręce na piersi i utkwił wzrok w morzu. Głupi
dorośli. Głupi rodzice. Głupi Baxter. Głupi tata. Głupi głupi głupi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wstał i zaczął
chodzić w tę i z powrotem wzdłuż brzegu. Woda zalewała mu buty i wkrótce były
całe przemoczone, ale miał to gdzieś. Wściekłość wręcz go rozsadzała, miał
ochotę czymś rzucić, ale nie miał czym, zostawało mu tylko chodzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Nagle jego
uszu dobiegł śpiew, a był to zdecydowanie najsłodszy i najpiękniejszy śpiew,
jaki słyszał w życiu. Magnetyczny i hipnotyzujący, każący mu wspiąć się na
falochron i iść, aż nie skończyły się pniaki. A i wtedy lekko wychylił się w
stronę morza, aby lepiej słyszeć. Wtem z wody wynurzyła się kobieta. Miała
dziwne srebrne oczy, fioletowe usta i siną skórę. Jim uznał, że pewnie zmarzła.
Przykucnął i wyciągnął rękę w stronę nieznajomej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Cześć,
jestem Jim.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Uścisnęła jego
dłoń, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się szeroko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co tutaj
robisz? Nie jest ci zimno?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wciąż
milczała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mnie jest
trochę zimno, wiesz? Woda jest zimna zimą. I jeszcze wieje. Buty mi przemokły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Przechyliła
nieco głowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Wiem, gdzie
będzie ci lepiej – powiedziała w końcu, a głos miała słodki i anielski. Jimowi
od samego słuchania zrobiło się trochę cieplej. – Zaprowadzę cię, chcesz iść ze
mną?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Chłopiec
obejrzał się za siebie. Był już daleko od brzegu i nie widział stąd domu, klif
skutecznie go zasłaniał. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie jest mama, ale
zaraz przypomniał sobie, jak wszyscy go okłamali i odwrócił się z powrotem w
stronę kobiety.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jasne – odpowiedział
zdecydowanym tonem. Nieznajoma zachichotała i odpłynęła kawałek. Jim podrapał
się w głowę. – Ej, ale… nie umiem pływać. – Jego policzki lekko się zaróżowiły.
– Nie ma innej drogi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Kobieta
zmarszczyła brwi. Była bardzo ładna. Jim pomyślał, że prawie tak ładna, jak
mama, ale na pewno nie robiła tak dobrych ciastek z miętą i na pewno tak dobrze
nie przytulała. Nagle zatęsknił za domem i ciepłem paleniska. Zatęsknił za
miauczeniem Pstrąga.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– O nie, chyba
nie chcesz już iść? – zapytała nieznajoma rozpaczliwym tonem. – Jeszcze się ze
mną nie pobawiłeś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jim uwielbiał
się bawić, lubił zabawę dużo bardziej od nauki liter z Baxterem, dlatego od
razu poczuł podekscytowanie i oczy mu się zaświeciły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– A w co
chcesz się bawić?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Znów się
uśmiechnęła, ale w jej uśmiechu było coś przerażającego. Oddaliła się odrobinę,
złożyła usta, jakby chciała dać komuś buzi i delikatnie dmuchnęła. I nagle…
fale pokrył lód i w jednej chwili morze zamarzło. Jima ogarnęła ekscytacja.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ale fajnie! –
zawołał, a oczy prawie wyleciały mu z orbit. – Jesteś jakąś wróżką?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Znajdź mnie –
powiedziała nieznajoma z uśmiechem i schowała głowę pod wodę. Dziura od razu
zamarzła. Jim natychmiast zeskoczył z pieńka, a lód pod jego nogami trochę
popękał. Nie zwrócił na to uwagi. Przez cienką taflę idealnie widział, co
dzieje się w głębinach. Nagle zobaczył uśmiechniętą twarz nowej koleżanki.
Pomachała mu i odpłynęła. Jim zauważył teraz, że była syreną, ale nie miał
czasu się nad tym zastanowić, bo od razu pobiegł za nią. Musiał przyznać, że
była bardzo szybka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Donnę obudził
brzęk tłuczonego szkła i miauczenie Pstrąga. Strąciła kubek ze stołu. Wyjrzała
przez okna, robiło się już ciemno. Nie miała pojęcia, dlaczego zasnęła, ale z
drugiego pokoju dobiegało chrapanie Baxtera. Przez moment nie mogła sobie
przypomnieć, co się działo, ale chwilę później świadomość ostatnich wydarzeń
uderzyła w nią jak rozpędzony pociąg. Zerwała się z krzesła, wsunęła stopy w
pierwsze lepsze buty i wybiegła w mróz. Biegła i zapadała się w śniegu, ale
niestrudzenie brnęła przez siebie. Nie była pewna skąd, ale wiedziała, gdzie
najpierw powinna się udać – do portu. Być może zadziałał matczyny szósty zmysł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Buty i
spódnica szybko jej przemokły, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
Wiedziała, że musi znaleźć Jima, zanim zrobi się ciemno. Jeśli coś by mu się
stało, nigdy by sobie nie wybaczyła. Do końca życia męczyłyby ją okropne wyrzuty
sumienia. Potknęła się i wylądowała twarzą w śniegu. Szczypało. Podniosła się
niemal natychmiast i ruszyła jeszcze szybciej. Była cała mokra i zaczerwieniona
od mrozu. Łzy na jej policzkach mieszały się z błotem i roztopionym śniegiem.
Wiatr smagał jej włosy i przylepiał ubranie do ciała. Dygotała, ale wiedziała,
że kiedy zobaczy Jima całego i zdrowego, to wszystko przestanie mieć znaczenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Musiała zejść
z klifu, ale pod grubą warstwą śniegu ciężko było znaleźć właściwą ścieżkę.
Wymacała nogą kawałek wydeptanej drogi i przeniosła na nią ciężar swojego
ciała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Spadła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Sturlała się
prosto pod stopy klifu. Mimo że brudna i jeszcze bardziej przemoczona, była
wdzięczna za ekspresową przeprawę. Wstała z ziemi i otrzepała się. Nagle ktoś
zawołał ją po imieniu. Odwróciła się i zobaczyła Jamesa Baxtera stojącego na
szczycie klifu. Za nim z jakiegoś powodu szedł Pstrąg. Poczekała, aż
bezpiecznie zejdą i staną obok niej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mogę się
okazać, kurde, pomocny – wydyszał Baxter. Klif zawsze go męczył. Donna nie
odpowiedziała, tylko chwyciła spódnicę w dłonie i z nową energią pospieszyła
przez zaspy, aż wreszcie śnieg zamienił się w beton. Wiedziała, że jest w
porcie, ale nie słyszała szumu fal. Zdała sobie nagle sprawę, że zrobiło się
już zupełnie ciemno. Pstrąg miauknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Czemu się
zatrzymujemy? – zapytał znów zdyszany James. Nadążanie za matką szukającą
dziecka sprawiało mu trochę trudności.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Nie wiem –
wyszeptała Donna. – Nie wiem, co teraz. Myślałam, że będzie tutaj, ale nic nie
widzę. Dlaczego nie świecą latarnie? – Znowu miała łzy w oczach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Książę znowu
tnie koszty, zapalają je dopiero o konkretnej godzinie – wymamrotał Baxter.
Chwilę przebierał nogami w miejscu. – Słuchaj, nie możemy tu tak, kurde, stać. Chodź,
przejdziemy się, może schował się przed wiatrem na którejś łodzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Donna niemal
niezauważalnie kiwnęła głową i ruszyli. Pstrąg dzielnie towarzyszył im w
oględzinach pierwszych sześciu łajb, aż w końcu stanął na brzegu i zaczął
miauczeć. Donna nigdy nie słyszała, żeby tak głośno miauczał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Co jest,
kocie? – zapytał przyjacielsko Baxter. Pstrąg dalej miauczał. – O co chodzi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
I wtedy
usłyszeli chłopięcy krzyk.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– J<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">IM</span>! –
krzyknęła Donna i nie zastanawiając się nawet chwili, pobiegła przed siebie.
Baxter i Pstrąg zostali na brzegu. Nagle rozbłysły nieliczne latarnie. James
pierwszy raz w życiu widział tak wielkie fale zamarznięte jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Wiedział, co to oznacza. Syreny. Poczuł napływającą
żółć i bez wahania ruszył za Donną, która już zbliżała się do majaczącej w
oddali sylwetki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mamo! Mamo,
pomocy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wdech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Mamo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wydech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Proszę!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W ogóle nie zwracała
uwagi na kroki, dopóki nie chwyciła syna w ramiona. Zaczęła całować go po głowie,
a on przywarł do niej, płacząc. Dopiero po kilku sekundach Donna zobaczyła, co
wywołało w Jimie taki strach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Lód był
popękany. Wyglądał jak rozbite lustro. Jej szaleńczy bieg też na pewno nie
poprawił tej sytuacji. Wzięła głęboki oddech. Donno, zapytała samą siebie,
poślubiłaś wilka morskiego czy nie? Bierz się w garść.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Wiedziała, że
Jim nie może zobaczyć, że się boi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Skarbie, posłuchaj –
zaczęła, a syn spojrzał na nią czerwonymi oczami – musimy bardzo ostrożnie
wrócić na brzeg. Powoli. Na kolanach, uważaj, gdzie stajesz, dobrze? Chodź,
pójdziemy razem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mały Jim
pokiwał głową i wytarł nos rękawem. Niepewnie przesunęli kolanami. Lód nie
zareagował. Donna wstrzymała oddech i starała się nie zwracać uwagi na jakąś
wielką rybę krążącą pod nimi. Mocno chwyciła syna za rękę i razem, ramię w
ramię, wyruszyli w drogę powrotną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W pewnym
momencie lód zaczął pod nimi skrzypieć, a Donna instynktownie odmówiła w myślach
modlitwę. Chyba zadziałała, bo morze znowu się uspokoiło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
W połowie
drogi zauważyła machającego w ich stronę Baxtera. Chyba coś krzyczał. Nie mogła
zrozumieć dokładnie przez ten wiatr.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Uważaj…! To…!
Ja…! Może…! Na pew…! Kur…! N<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">ADPŁYWA</span>!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Otworzyła
usta, żeby odkrzyknąć, że zupełnie nic nie rozumie, ale w tym momencie lód pod
nią zaskrzypiał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Instynktownie
popchnęła Jima.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Ciemność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Woda.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tlen. <i>Proszę.</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zimno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Czyjaś ręka?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– <i>Mamo? Mamo, nie!</i><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Zimno. I woda.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
A potem już
tylko ciemność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Jim nie
płakał. Baxtera martwiło, że nie płakał, ale może był w szoku. Sam James co
chwila ocierał łzy, bo nie chciał, żeby chłopiec je zobaczył. Był jednak zbyt
pochłonięty gapieniem się w ogień i głaskaniem Pstrąga.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Niech ten,
kurde, kot już się zamknie – wymamrotał Baxter, ale zdawał sobie sprawę, że on
tak po prostu nie miauczy. On na swój sposób opłakuje Donnę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Baxter
zatrzasnął skrzynię i załadował ją na powóz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Zbieraj się,
jedziemy – powiedział do Jima, który nawet nie zareagował. – Kurde, jedziemy –
powtórzył i podniósł chłopca. Zapakował go do powozu. Jimowi nawet nie drgnęła
powieka. Kot rozmiauczał się jeszcze bardziej. – Zamknij się w końcu. Ciebie
też stąd potem zabiorę – przypomniał Pstrągowi i usadowił się obok woźnicy.
Wykonał dłońmi gest przypominający trzepotanie skrzydeł. Woźnica odpowiedział
tym samym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Dokąd? Do
ciebie? – zapytał, siląc się na pogodny ton.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Do
sierocińca – odparł Baxter grobowym tonem. Woźnica zmarszczył brwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Myślałem, że…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Ź<span style="font-size: 9.0pt; line-height: 115%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">LE</span>
myślałeś, kurde. Nie jestem jego ojcem, a Hänsel nie życzyłby sobie, żebym
próbował nim być.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Z tego, co
kojarzę, sam nie jest wzorem – odparł woźnica zgorzkniale.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Jim ma go za idola, kurde. Poza tym nie to
obiecywałem i, kurde, nie na to się pisałem. Donna była złotą kobietą, ja
jestem nędznym, kurde, szczurem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Więc?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
– Więc do sierocińca.
Kurde – powtórzył nieznoszącym sprzeciwu tonem. Wyjął piersiówkę i mocno z niej
pociągnął.<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Powóz odjechał. Jeździe towarzyszył stukot kopyt, szum deszczu i cichy szloch
dziecka, które miało nadzieję, że nikt go nie słyszy. W końcu tata mówił, że mężczyźni nie powinni płakać przy innych.<o:p></o:p></div>
<div style="text-align: justify;">
________________</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7tx783Z5gso&index=14&list=PLnt3bPWfBwYI0Xf8r5H175O9Twljs6Tq1">Przy tym</a> najlepiej mi się to pisało. Dotąd najkrótsze syrenki, ale to dobrze, bo poprzedzają te najdłuższe i najtrudniejsze do napisania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Okej, przyznaję, jestem potworem. Proszęniebić, żałuję, ale cóż mogę zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sprawdzone tylko pobieżnie, bo jutro wyjeżdżam i musiałam się spiąć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli kiedyś będę mieć kota, nazwę go Pstrąg.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przypominam o wywiadzie (link na górze), bo może macie teraz jakieś pytania. Niestety. nie udało mi się zmieścić do tego opowiadania wszystkiego, co chciałam, tak więc pytajcie, jak najbardziej.<br />
<br />
<a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2015/10/lament-oceanu.html">Pierwsza</a> część, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2015/12/ocean-lamentuje.html">druga</a>, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2016/04/szpony-gebin-lament-oceanu.html">trzecia</a>, <a href="http://zbyt-bajkowo.blogspot.com/2016/11/wrzaski-i-szepty-lament-oceanu.html">piąta</a>.</div>
</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-40115786951329191492016-06-25T22:28:00.001+02:002019-02-24T14:23:41.655+01:00Coupé<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="background-color: white; color: #555555; font-family: "arial" , "tahoma" , "helvetica" , "freesans" , sans-serif; line-height: 24px; text-indent: 18.9333px;"><span style="color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 14px; text-indent: 0px;">→ </span><span style="color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; text-indent: 0px;"><a href="http://www.zbytbajkowo.pl/2015/06/corps-de-ballet.html"> </a></span></span><span style="background-color: white; color: #555555; font-family: "sumana" , serif; letter-spacing: 5px; text-align: center; text-indent: 0px; text-transform: uppercase;"><a href="http://www.zbytbajkowo.pl/2015/06/corps-de-ballet.html">CORPS DE BALLET</a></span><br />
Trochę się
wiercę na krześle. Wszyscy już dawno wyszli na scenę, za kulisami zostałam
tylko ja. Nerwowo podryguję nogami. Spoglądam na zegar. Wskazówki poruszają się
zdecydowanie za wolno, chciałbym to mieć już za sobą, a jednak…</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Czuję ucisk w
brzuchu. Wstaję z krzesła i zaczynam chodzić w tę i z powrotem. Łapię krawędź
sukienki i mnę ją w dłoniach. Nie potrafię ustać w miejscu, mam ochotę uciec.
Czuję kropelki potu na czole. Odklejam i odgarniam zabłąkane kosmyki grzywki.
Staram się liczyć, ale to nic nie daje, więc rzucam okiem na zegarek. Minęła
minuta. Klnę, ale na szczęście nikt nie słyszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Słyszę
wyczekiwane pierwsze takty. Ustawiam się przy krawędzi, tuż przy kotarze. Staram
się jeszcze szybko rozgrzać stawy, pocą mi się ręce, mam wrażenie, że tiara mi
zaraz spadnie, trochę mnie mdli. Trevor kończy obchód sceny, nie wybrał żadnej
z pięknych dam, muszę wejść na scenę. Wszyscy nerwowo zerkają na mnie. Nie
wychodzę. Dlaczego nie wychodzę. Rusz się, Sarah, rusz się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Mimo że czuję
się skamieniała, delikatnie sunę przez scenę, oślepiają mnie reflektory, a
muzyka uderza w moje ciało i czuję, jak wibruje w kościach. Pauza. Stop. Takt.
Ruch. Okrążenie. Ręce. Nogi. Tik, tak. Jestem maszyną, marionetką zimnych
taktów… dopóki nie rozbrzmiewa właściwa nuta, która rozgrzewa moje żyły i wiem,
że to ten moment. Unoszę się. Pointe. Przez chwilę nie widzę niczego dookoła
mnie, bo uderza we mnie niczym nieskrępowana fala radości. Przypominam sobie
pierwsze zajęcia, płacz i nienawiść i pierwszy moment, kiedy stanęłam w
pointach. Tego uczucia nie da się zapomnieć i nie da się porównać z niczym
innym, jest jak ekstaza zamknięta w satynie i gipsie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Pamiętam mój
pierwszy występ, w jakiejś sali gimnastycznej. A teraz stoję tutaj, na prawdziwej
wielkiej scenie, grając główną rolę, z Trevorem u boku. Patrzą na mnie setki
ludzi, a jutro w internecie pojawi się kilkadziesiąt recenzji. Ale mnie to nie
obchodzi, bo po prostu tańczę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tańczę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Tańczę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
Chciałabym
nigdy nie przestawać, chciałabym tańczyć i tańczyć, aż do końca świata i
jeszcze dłużej. Czuję się na swoim miejscu, bo scena to mój dom. Chciałabym
nigdy z niej nie schodzić.<o:p></o:p><br />
Chciałabym nigdy nie zdejmować point.<br />
<br />
___________<br />
Koniec! Od baletu się zaczęło, baletem chciałam uczcić ten rok, teraz trochę weselej. No, prawie >:).<br />
Dedykuję to wyjątkowo krótkie opowiadanko Julii Ostapczuk, która niezmordowanie komentuje absolutnie wszystko i za co jestem jej niezmiernie wdzięczna, bo to ogromnie motywuje i dzięki jej komentarzom pod starszymi opowiadaniami w ogóle powstało to o tutaj :). Dziękuję <3.<br />
<br />
Odpowiedź na pytanie, które chcesz zadać brzmi: tak. Chyba że masz inne pytanie :D.</div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6410763834681735792.post-38743932136904022332016-06-24T21:55:00.001+02:002019-02-24T14:22:45.590+01:00Happy Ever After [Zaczarowana]<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Radosny
śpiew uderzył w Morgan już od progu, co oznaczało, że <i>księżniczka</i> była w domu. Świetnie. Rzuciła torbą i kopniakiem
ściągnęła buty. Chciała natychmiast zaszyć się w swoim pokoju, ale Giselle
zdążyła ją dopaść.</span></div>
<a name='more'></a><o:p></o:p><br />
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Morgan! Jak było w szkole? – zapytała z tym swoim wnerwiającym uśmiechem
przylepionym do twarzy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Normalnie – warknęła Morgan, próbując przecisnąć się między ramieniem macochy a
ścianą korytarza.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Ojej, a co to za humorek? – Giselle zrobiła zatroskaną minę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
<i>Normalni ludzie</i> miewają czasem zły
humor, wiesz? To <i>u nas</i> nic
niezwykłego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Wiesz, tam, skąd pochodzę… – zaczęła spokojnie Giselle swoim moralizatorskim
tonem, ale Morgan wyminęła ją i usiadła przy wyspie kuchennej. Naprawdę nie
miała na to ochoty, jednak księżniczka tak łatwo nie odpuszczała. – Słuchaj,
Morgan, naprawdę nie rozumiem…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Niczego nie rozumiesz! Nie umiesz nawet zapłacić rachunku! Nie wiem, co jest z
tobą nie tak, ale to coś naprawdę poważnego i uwierz mi – Morgan zrobiła
stosowną pauzę – w prawdziwym świecie nie ma zaczarowanych lasów i zamków, a
książęta nie jeżdżą na białych koniach w poszukiwaniu dam serca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Ależ jeżdżą! – zaprzeczyła energicznie Giselle. – Twój ojciec akurat spadł mi z
dachu, ale to takie jego hobby.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Daruj sobie, bo zaraz zwymiotuję.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Giselle
ściągnęła brwi i zrobiła zatroskaną minę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Morgan, co się z tobą stało? – zapytała cicho. – Nie poznaję cię. Gdzie jest ta
dziewczynka, która wyszykowała mnie na bal?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Dorosła. Może ty też powinnaś.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Morgan
wstała od stołu i wyszła, trzaskając drzwiami. Giselle została sama.
Zrezygnowana osunęła się na kanapę. Chwyciła komórkę, żeby odczytać ostatniego
smsa od Roberta. Pytał, czy wszystko w porządku i obiecywał, że to ostatnia
konferencja, na jaką wyjeżdża, ale Giselle nie odpisała. Nie potrafiła kłamać.
Wiedziała, że czekanie na Morgan nie ma sensu, jednak nie umiała zająć się
żadną pracą, dlatego przez cały dzień tylko wyglądała przez okno i wychodziła
na korytarz. Po trzech godzinach zaczęła płakać. Tęskniła za Morgan i nie
potrafiła poradzić sobie z rozpadliną, która wyrosła między nimi. Nie potrafiła
być już dla niej mamą, a wiedziała, że nastolatka jej potrzebuje. Ich konflikt
był też kolejnym powodem, dla którego Giselle dalej nie do końca przystosowała
się do tego świata. Trudności przede wszystkim sprawiało jej zrozumienie, jak
działają niektóre przedmioty. Jakim cudem mikrofalówka nie jest magiczna?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Słowa
Morgan brzęczały Giselle w głowie, łzy płynęły po jej twarzy coraz gęściej. Nie
szlochała jednak i nie pociągała nosem. W mieszkaniu było zupełnie cicho, poza
brzęczeniem sprzętów elektronicznych (w tym magicznej mikrofalówki). Wiedziała,
że pogardliwie za plecami nazywa ją <i>Księżniczką</i>,
co wcale nie wydawało się Giselle wyjątkowo zabawne. Obwiniała się za taką, a
nie inną sytuację.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Wtedy
zadzwonił telefon.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Pani Philip?<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Wypadek.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Samochód.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Proszę przyjechać.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<i><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Stabilny.</span></i><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Kiedy
zjawiła się w szpitalu, była już chodzącą katastrofą. Pielęgniarki wzdrygały
się na jej widok, ale to nie miało znaczenia. Liczyła się tylko Morgan.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Wpadła
na salę, gdzie jej mała córeczka leżała przypięta rurkami do pipczącej maszyny.
Oczy miała zamknięte i wyglądała, jakby spała. Giselle zakryła sobie usta dłonią
i ostrożnie podeszła do łóżka. Z jakiegoś powodu krzesło już na nią czekało,
więc usiadła na nim. Delikatnie chwyciła dłoń Morgan i zaczęła głaskać ją po
głowie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">–
Wiem, że nie lubisz już bajek – wyszeptała – ale znam jedną, którą być może chciałabyś
dzisiaj usłyszeć. Opowiada o księżniczce, która wybrała się na piękny bal
tutaj, w sercu Nowego Jorku. I chociaż bardzo chciała, nie udało jej się
przetańczyć całej nocy ze swoim księciem, ponieważ zła królowa rzuciła na nią
klątwę. – Zrobiła pauzę. – Księżniczka zapadła w sen. Śniły jej się okropne
rzeczy, prawdziwe koszmary, wiesz? Śniło jej się, że ci, których kocha,
cierpią. Na szczęście jej książę uratował ją pocałunkiem prawdziwej miłości. I
to była najpiękniejsza chwila w życiu tej księżniczki, bo zrozumiała, że gdyby
nie klątwa, nigdy nie odnalazłaby swojego księcia. Czasem potrzebujemy
porządnego deszczu, żeby pozbyć się tych burzowych chmur z życia, wiesz? Będzie
lepiej, Morgan. Mam nadzieję, że śpisz spokojnie i kiedy się obudzisz, będziesz
naprawdę, naprawdę szczęśliwa. Nawet jeśli to oznacza, że nie mogę być tego
szczęścia częścią. Zasługujesz na swoje własne <i>I żyli długo i szczęśliwie</i>. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Giselle
pocałowała Morgan w czoło i otarła łzy wierzchem dłoni. Mimo że nie poczuła
delikatnego uścisku swojej dłoni, nie opuściła posterunku. I nie opuści, dopóki
Morgan wyraźnie jej o to nie poprosi.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">A
zdradzę wam w sekrecie, że nie poprosi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">_________________________________________</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Disney zawsze na propsie B). Uwielbiam Zaczarowaną i to dla mnie jeden z dwóch możliwych scenariuszy (w sensie kłótnie z Morgan) po filmie. Drugi to zgorzknienie i depresja Giselle. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Dobra, jeszcze jedno jutro i chwila wytchnienia.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify; text-indent: 21.3pt;">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 150%; mso-bidi-font-size: 11.0pt;">Jakby ktoś przegapił, obiecałam syrenki do końca miesiąca ;).</span></div>
Alicja Kaczmarekhttp://www.blogger.com/profile/06354207864255891065noreply@blogger.com11